Senator Waldemar
Bonkowski to taka esencja PiS. Ale nierozcieńczony przestał być strawny nawet
dla Jarosława Kaczyńskiego, który całe lata tolerował bulwersujące wypowiedzi
wiernego działacza.
Mówi
o sobie, że jest żołnierzem frontowym PiS, wolnym Polakiem, nieogłupionym i
niepokornym.
Za Dmowskim - „drugim po Józefie
Piłsudskim wielkim Polaku” - lubi powtarzać:
„Jestem Polakiem - więc mam obowiązki polskie”. Te obowiązki widzi zaś w walce
z: „grabarzami Polski”, „czerwoną zarazą”, „konfidentami”, „tryumfującą
tęczową gangreną”... Chętnie wypisuje tego typu hasła na transparentach.
Bywalcom demonstracji PiS są dobrze znane: bijące po oczach napisy, niekiedy
uzupełnione fotomontażami, zwykle na żółtawym tle; obraźliwe lub przestrzegające
rodaków - to znak rozpoznawczy Bonkowskiego. Takich banerów natworzył już koło
setki; jeździ z nimi po kraju, a zdarza się, że i poza granicami - jak rok
temu, kiedy po słynnej brukselskiej porażce rządu PiS (1:27) maszerował po
Budapeszcie z tabliczką: „Mr. Orban. You hurt your polish brothers. Why?!” (Panie Orban, dlaczego rani pan polskich braci?). Rozczarowany tym, że
prezydent Węgier poparł jednego z jego największych wrogów, czyli Donalda
Tuska.
Właśnie z takiej działalności był dotychczas znany, nawet
we własnej partii, choć przy Jarosławie Kaczyńskim jest od blisko 30 lat -
zakładał PC w Kościerzynie, a później był jednym z pierwszych członków PiS.
Szerszej publiczności dał się poznać dopiero w lipcu 2017 r., kiedy obrońców
demokracji i niezależności władzy sądowniczej wyzywał w Senacie od upiorów bolszewickich,
ubeckich wdów, oczadzonych, pożytecznych idiotów. Wówczas PiS nie zareagował.
Zresztą, nie było jak - partia musiałaby przecież zacząć od upomnienia samego
prezesa, który kilka dni wcześniej wykrzykiwał w Sejmie do posłów opozycji, że
są kanaliami i mają zdradzieckie mordy.
Teraz o Bonkowskim znów jest głośno i to w najmniej dla partii odpowiednim momencie. Wszystko za sprawą filmu „Jak Żyd Żyda gonił na śmierć...”, który udostępnił na swoim Facebooku. Film zmontowano z nazistowskich materiałów propagandowych przygotowanych w warszawskim getcie, które miały kompromitować Żydów - widać na nim, jak żydowscy policjanci biją mieszkańców getta. Senator PiS opublikował go w samym środku konfliktu z Izraelem o nowelizację ustawy o IPN.
- Tu nawet nie można powiedzieć, że to była kropla, która
przelała czarę, bo to było po prostu wiadro
- komentuje Karol Karski, rzecznik dyscyplinarny PiS. Kiedy tylko sprawę
nagłośniły media, prezes PiS, żeby nie zaogniać jeszcze bardziej sytuacji,
zawiesił Bonkowskiego. Na tyle pozwala mu statut. Dalej jest Komitet
Polityczny, który „jak się
zbierze, to się zbierze”, ale - jak podkreśla Karski - decyzja już zapadła: - Sprawa
jest przesądzona. Jego już praktycznie nie ma w PiS.
Nie dla wszystkich w PiS jest to jednak tak oczywiste. Jak
tłumaczy jeden z posłów:
- Waldek jest wielką mozaiką
różnych odlotów, nawiedzenia. Ale wbrew pozorom jest w tym coś racjonalnego,
bo prezentuje sposób myślenia wielu ludzi.
Poseł opowiada, że widać to szczególnie w terenie, na tzw. wschodniej ścianie,
gdzie ludzie dalej pytają o różne „żydowskie spiski”.
Sam senator wciąż nie widzi nic nagannego w powielaniu
tego typu filmików: - Wstyd? Ale za co? Wystarczyło ten film obejrzeć - z
mojej strony tam nie ma żadnego antysemityzmu. Ten film jest na wszystkich
stronach, także w instytucie Yad Vashem. To materiał historyczny,
który pokazuje, jak współbracia robili krzywdę swoim rodakom. Tego typu filmy
były prezentowane w Norymberdze, na ich podstawie skazywano oprawców.
Zamieściłem go bez komentarza, żeby każdy mógł sprawdzić źródło i sam ocenić
materiał. A uwagę, że to materiał
przygotowany przez propagandę III Rzeszy, zbywa: - A jaki miał być?
Przecież nikt inny wtedy filmów nie kręcił! A czy w Polsce wszystkie filmy
kręcone w PRL też są komunistyczną propagandą?
Na swoim fejsbukowym profilu już wcześniej udostępniał
podobne w wymowie treści - próbujące wybielić niechlubne fragmenty polskiej
historii, udowodnić kolaborację Żydów z Niemcami albo sugerować, że za
wszystkim stoi chęć wyciągnięcia od Polaków pieniędzy za drugą wojnę. Przekaz
trafiał na podatny grunt - w internecie szowinizm i antysemityzm objawiają
się już z imienia i nazwiska, mają twarz uśmiechniętej starszej pani albo
dumnego ojca, widać, skąd pochodzą, gdzie pracują lub się uczą. Bonkowski może
więc liczyć na wsparcie. W komentarzach piszą o tym, że „PiS okazało się
żydowską partią”, że karanie senatora to wstyd i hańba. Zostawiają też deklaracje:
„Trwaj Panie Senatorze lud jest z Panem”.
Partyjni koledzy starają się być wyrozumiali -
przynajmniej w oficjalnych rozmowach. Wypowiedzi i zachowania Bonkowskiego
próbują tłumaczyć „wyrazistością”, stylem bycia. - Pan senator jest wyrazisty i tyle.
Znam go od lat, może pewne rzeczy powinien czasem bardziej miarkować, ale
trudno go w jakikolwiek sposób skrajnie potępiać - mówi jeden z członków władz klubu PiS. - On zawsze
miał taki swoisty sposób bycia i manifestowania swoich poglądów. Jest
ekspresyjny, mówi, co myśli, a myśli czasami niepoprawnie politycznie. Ale
kiedy przekroczył granicę, wszczęto stosowne postępowanie - zapewnia Marek
Ast. Stanisław Piotrowicz dodaje:
- Politycy muszą być bardziej
powściągliwi. To, co może przeciętny obywatel, tego nie może polityk.
W Senacie Bonkowski nie ma
dobrej opinii. Jakby nie odnalazł się w estetyce obecnego ugrupowania Kaczyńskiego
i zatrzymał się na etapie Porozumienia
Centrum - poetyce ówczesnych haseł i formie ich prezentowania. Obóz PiS jest karny, otwarcie nie pozwala sobie na krytykę działań
partii, a szczególnie inicjatyw prezesa. Tymczasem Bonkowski nie boi się
atakować nawet własnego środowiska, jeśli akurat coś mu nie pasuje - tak było
choćby w przypadku noweli ustawy o ochronie
zwierząt. Do jednego worka włożył tu wszystkie nośne na prawicy hasła:
aborcję, eugenikę i eutanazję - do walki z którymi ponoć jego partii brakuje
determinacji - i przeciwstawił je: patriotyzmowi, nauce Kościoła oraz
„konserwatywnej tradycji polskiej”, z którą prawa zwierząt „stoją w rażącej
sprzeczności”.
- No wstyd za niego... To bardzo prosty człowiek, mówi to, co
myśli, a takie ma poglądy - przyznaje
polityk PiS. Zaś senator z PO uzupełnia: - Marszałek Karczewski niekiedy
udaje, że nie widzi, jak Bonkowski zgłasza się z pytaniem. Bywa, że przepraszają
za niego, bo jest wulgarny, obraża nas. To taki ubogi intelektualnie człowiek.
Bonkowski odpiera te zarzuty: - Ja jeszcze nigdy nie
wyraziłem się wulgarnie. Używając takiego slangu młodzieżowego: jadę po
bandzie. Ale nikogo nie obrażam, bo do ludzi mam szacunek. Jeśli coś atakuję,
to zjawisko, złe rzeczy. Używając przykładu z baneru Bonkowskiego wygląda
to mniej więcej tak: „Dziś lesby-geje, jutro zoofile, kto pojutrze? To nie
demokracja - to syfilizacja”. A z Senatu:
„Powiem nawet kolokwialnie: syf, kiła i mogiła. Tych ludzi się nie da
ucywilizować” - to o uchodźcach. A wszystko obok egzaltowanej pobożności
i patriotyzmu; jakoś mu się to nie wyklucza.
Długo był trzymany z dala od politycznego świecznika -
dostawał, co prawda, miejsca na kolejnych listach do Sejmu, ale te niebiorące.
Dopiero w 2015 r. udało mu się wejść do parlamentu - i to prosto do Senatu:
izby wyższej, izby refleksji, w której na 100 senatorów 96 ma obecnie wyższe wykształcenie.
A on jako jedyny ledwie po zawodówce, wyuczony na stolarza tapicera. Choć
zarazem jeden z najbogatszych polityków w woj. Pomorskim - właściciel dużego gospodarstwa rolnego, wartego 7,5 mln zł,
ze sporymi oszczędnościami na koncie, kilkoma samochodami i 7-hektarowym
ranczem w Jednówce pod Kościerzyną.
Kaszub od urodzenia (1959 r.), najmłodszy z piątki
rodzeństwa, z domu, w którym się nie przelewało. W trakcie rozwodu. Jego żona Hanna kilka
miesięcy temu opowiedziała dziennikarce „GW” o dramacie,
jaki jej zafundował: o przemocy, groźbach pistoletem i kochance, którą miał
poznać podczas prawicowej eskapady na Węgry. I o tym, że próbuje z niej zrobić
osobę chorą psychicznie. - To moja osobista sprawa. Moja małżonka jest
osobą emocjonalnie niezrównoważoną. Nigdy nie stosowałem przemocy wobec niej
- ucina Bonkowski.
Senatorowie PiS tłumaczą, że znalazł się w parlamencie
przypadkiem - „wychodził sobie” miejsce na liście, ale trochę na od- czepnego,
w okręgu, w którym „nie miał szans”. Bo startował tam - jak się wydawało -
mocny kandydat PO: były wojewoda pomorski i ówczesny senator Roman Zaborowski.
Wystawienie Bonkowskiego ponoć uśpiło jego czujność; nie przyłożył się do
kampanii, trochę głosów podebrał mu kandydat lewicy i tym sposobem przegrał.
Bonkowski z wynikiem lepszym o 3 tys. głosów dostał mandat. Ot, uroki JOW.
Waldemar Bonkowski widzi to trochę inaczej: - Nie przez
przypadek, bo w mateczniku Platformy. Ponad 60 tys. ludzi mnie wybrało, a nie
byłem wcześniej parlamentarzystą. Ludzie mnie na Kaszubach znają i tak jak ja myśli większość Polaków, nie jestem w tym odosobniony.
Kolokwialnie mówiąc: sroce spod ogona nie wypadłem.
To taki typ polityka wiecowego.
Potrzebny w każdej partii, choć
niekoniecznie na eksponowanym stanowisku. Taki, który wmiesza się w tłum,
będzie podgrzewał emocje, zaintonuje pieśń lub zachęci do skandowania.
Zorganizuje ludzi i transparenty - niby oddolnie, bez partyjnych emblematów, z
hasłami, pod którymi nie wypada zamieścić oficjalnego logo. - Ale do izby
refleksji, gdzie jest więcej profesorów, Waldek pasuje już trochę mniej, żeby
nie powiedzieć wcale - mówi jeden z polityków obozu rządzącego. Podobno
prezes miał tego świadomość.
Jako wiernego żołnierza, który znał się z Lechem Kaczyńskim
(gościł go nawet u siebie), nagradzano go w inny sposób - za pierwszego rządu PiS został prezesem podległej Enerdze
spółki Bielnik (później skazano go na karę grzywny za nakłanianie do
fałszowania dokumentów); był radnym sejmiku pomorskiego; na wniosek Jarosława
Kaczyńskiego dokooptowano go nawet do Rady Politycznej PiS. Ale - jak twierdzi
żona - Bonkowski uwielbia być popularny. Senat dał mu ku temu okazję.
I może to dobrze. Bo szczerość i prostolinijność senatora
Bonkowskiego jest odtrutką na wygładzony propagandowo obraz PiS. W końcu
senator PiS sroce spod ogona nie wypadł.
Malwina Dziedzic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz