Mamy nową Krajową
Radę Sądownictwa. A może nie mamy. Profesorowie Strzembosz i Zoll wydali
oświadczenie, że decyzje nowej KRS będą prawnie nieważne. A za chwilę obsadzi
ona ponad pięćset wakatów w sądach. I Sąd Najwyższy. Ci sędziowie będą wydawali
wyroki.
Prawo i Sprawiedliwość nie martwi się
prawnymi konsekwencjami tego, co robi. Bo dla PiS prawne konsekwencje nie są
ważne. Ważne są konsekwencje polityczne. Wszelkie inne poniesiemy my - społeczeństwo.
I Polska. Mamy już Trybunał Konstytucyjny, w którym sądzą osoby niebędące
sędziami. I którym rządzą osoby wybrane na te funkcje z pogwałceniem
pisowskiej ustawy oraz konstytucji. Ten Trybunał wydaje wyroki (?) i inne
rozstrzygnięcia. Ważne czy nie? Mamy słynne głosowanie „kolumnowe” w Sejmie.
Mamy szereg ustaw przyjętych z naruszeniem regulaminu Sejmu i Senatu. Ważnych?
I co my, ludzie
przywiązani do prawa i praworządności, mamy z tym zrobić? Uprzeć się, że to
akty prawnie nieważne, i jak PiS - za dwa, sześć, dziesięć lat - straci
władzę, to my to wszystko odkręcimy? Tylko jak?
Czy może powinniśmy
te wyroki-niewyroki, decyzje-niedecyzje, ustawy-nieustawy uznać, jak dziś
uznajemy skutki decyzji np. Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego wydawanych w
stanie wojennym, uznanym przecież przez TK (sprzed „dobrej zmiany”) za
wprowadzony bezprawnie? Sytuacja jak w biblijnej przypowieści o sądzie króla
Salomona nad dwiema kobietami wyrywającymi sobie dziecko. Ktoś w tej grze musi
się zachowywać odpowiedzialnie. I nic nie wskazuje, by był to PiS.
Tylko że my nie
mamy króla Salomona, który mógłby przywrócić sprawiedliwość. Musimy żyć z
tym, co jest.
A jest powrót Marca
‘68. Jak wtedy: PiS „oczyszcza” kolejne instytucje. Wprawdzie nie pod hasłem
eliminacji „syjonistów”, ale też chodzi o osoby niewłaściwego, bo
niepisowskiego. pochodzenia. Tydzień temu, w przeddzień rocznicy Marca, PiS z
Kukiz’ 15 powołały swoich przedstawicieli do KRS: 15 sędziów, z których 12
wysunęli sędziowie zatrudnieni w Ministerstwie Sprawiedliwości lub sędziowie
awansowani niedawno przez ministra-prokuratora Zbigniewa Ziobrę na stanowiska prezesów
i wiceprezesów sądów. Taki tryb zgłaszania i wyboru wskazuje, że wybrano osoby
uzależnione od władzy PiS.
Opozycja nie wzięła
udziału w tym procederze. Kamila Gasiuk-Pihowicz (Nowoczesna) porównała w
sejmowym wystąpieniu sędziów pomazańców PiS i Kukiz’15 do marcowych docentów:
osób, którzy po Marcu ’68 zastąpili na uczelniach wyrzuconych z nich
naukowców.
Ludzie bez twarzy
Borys Budka (PO) zapowiedział, że twarze sędziów, którzy
zgodzili się przyjąć posady po usuniętych w niekonstytucyjnej procedurze
kolegach, zostaną pokazane społeczeństwu na billboardach - w nawiązaniu do
pisowskiej akcji „sprawiedliwe sądy”, która przygotowywała propagandowy grunt
do „reformy sadownictwa”. To może być unikatowa okazja do zobaczenia tych
twarzy, bo na razie wybrańcy władzy starannie je ukrywają. Nie zostali
publicznie przedstawieni. Ich biogramy są niezwykle trudne do odnalezienia na
stronie Sejmu. Sejmowa komisja sprawiedliwości nie zaprosiła ich na posiedzenie,
na którym miała zaakceptować ich kandydatury, chroniąc ich w ten sposób nie
tylko przed pokazaniem twarzy, ale też przed koniecznością odpowiedzi na pytania
posłów. Głosowano na „listę”, nie na osoby. To samo powtórzyło się podczas
głosowania na posiedzeniu plenarnym. Nie wiemy nawet, czy pod ich kandydaturami
była wymagana liczba podpisów, bo podpisy popierających utajniono.
Moralnym
zwycięstwem środowiska sędziowskiego jest to, że w tych „wyborach” do KRS zgodziło
się startować tylko 18 sędziów. Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL), przemawiając
przed głosowaniem w sprawie KRS w Sejmie, mówił do sędziów kandydatów:
„Mogliście wybrać drogę honoru sędziego Aleksandra Mogilnickiego. Wybraliście
drogę hańby sędziego Klemensa Hermanowskiego”.
Aleksander
Mogilnicki to przedwojenny Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, który odmówił
ulegania naciskom politycznym i został bezprawnie usunięty z urzędu przez sanacyjny
rząd. Sędzia Klemens Hermanowski przeciwnie: pod dyktando rządzących skazał w
tzw. procesie brzeskim działaczy opozycji, w tym Wincentego Witosa, na
więzienie pod fałszywymi zarzutami antypaństwowego spisku. Sędzia Mogilnicki
zeznawał wtedy jako świadek obrony.
Być może w
przyszłości sędziowie, którzy zgodzili się zostać prezesami i wiceprezesami
sądów i członkami KRS w miejsce sędziów usuniętych z tych funkcji przed końcem
kadencji, staną przed sądem dyscyplinarnym, który oceni, czy nie
sprzeniewierzyli się godności zawodu sędziego. O możliwości takiej odpowiedzialności
mówią dziś stowarzyszenia sędziowskie. Na razie PiS zapowiada stawianie przed
sądem dyscyplinarnym za uchybienie godności zawodu sędziów, którzy brali
udział w sierpniowych „łańcuchach świateł”. M.in. Pierwszą Prezes SN Małgorzatę
Gersdorf, byłego rzecznika i członka KRS sędziego Waldemara Żurka oraz sędziego
Igora Tuleyę, który wydał szereg wyroków nic? po myśli PiS, a ostatnio nakazał
prokuraturze wznowić śledztwo w sprawie tzw. głosowania kolumnowego w Sejmie.
Zajmą się tym sędziowie, których za chwilę do Izby Dyscyplinarnej w Sądzie
Najwyższym wybierze nowa KRS. Za swoją pracę dostaną o połowę wyższe uposażenie
niż pozostali sędziowie SN.
Posada w Izbie
Dyscyplinarnej jest więc po prostu propozycją korupcyjną.
Bezprawnie. Ale co z
tego?
Opinie wszelkich możliwych gremiów: od Komisji Weneckiej,
przez OBWE, krajowe organy - jak Sąd Najwyższy, organizacje pozarządowe, do
sejmowego Biura Legislacyjnego, mówią o sprzeczności pisowskiej „reformy”
sądownictwa z konstytucją, europejskimi konwencjami i standardami. W
szczególności gdy chodzi o przerwanie kadencji dotychczasowych przedstawicieli
sędziów w KRS i wybór nowych przez posłów.
Profesorowie Adam
Strzembosz, były Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, i Andrzej Zoll, były prezes
TK i rzecznik praw obywatelskich, wydali oświadczenie: „Powołanie do Rady
przez Sejm 15 sędziów jest jawnym złamaniem prawa zawartego w ustawie zasadniczej.
Nadto nowy skład KRS będzie w oczywisty sposób sprzeczny ze składem Rady
określonym przez Konstytucję, gdyż nie będzie w niej przedstawicieli Sądu
Najwyższego i sądów wojskowych. W obecnej sytuacji czujemy się zobowiązani,
świadomi swej odpowiedzialności za obronę prawa głęboko zakorzenionego w
demokratycznych i wolnościowych dążeniach ruchu Solidarność, do stwierdzenia,
że obecna KRS, powołana w nowym składzie, nie posiada kompetencji nadanej
Radzie przez Konstytucję RP, a zatem jej uchwały z samej swej natury są
nieważne. Wobec tego wszystkie skutki tych uchwał w postaci powołania na stanowiska
sędziowskie i awansowania do wyższych sądów w przyszłości będą musiały być co
najmniej poddane weryfikacji co do merytorycznej zasadności”.
Trudno się nie
zgodzić. Ale jak ta nieważność miałaby wyglądać w praktyce? Mogą się zdarzyć
przypadki heroicznego oporu sędziów, którzy odmówią orzekania z nominałami
nowej KRS. I którzy z powodu udziału tych nominatów będą uchylać ich wyroki
jako nieważne z powodu nienależytej obsady sędziowskiej. Ale będą też przypadki
współpracy - jak w dzisiejszym TK, gdzie „starzy” sędziowie zasiadają w składach
z dublerami sędziów. Niektóre sądy odwoławcze będą uznawać wyroki sędziów
mianowanych z udziałem nowej KRS. I niektóre składy Sądu Najwyższego. Nie będą
to pojedyncze wyroki i postanowienia, tylko tysiące, dziesiątki, setki tysięcy
- zależnie od tego, jak długo PiS porządzi.
Oświadczenie
profesorów Strzembosza i Zolla jest słuszne moralnie i prawnie. Tylko nie
bardzo możliwe w praktyce do zastosowania. PiS prowadzi politykę faktów
dokonanych. Jak Putin: zajmuje Krym - i Krym jest rosyjski, czy ktoś to uznaje
czy nie.
A my jesteśmy jak
ta matka z przypowieści o królu Salomonie. Jeśli nie chcemy wprowadzić w
obrocie prawnym (a więc w państwie) kompletnego chaosu, musimy autoryzować
bezprawność czyniona przez PiS. Nie jest to dylemat w państwie prawa nieznany.
Np. 11 lat temu Trybunał Konstytucyjny orzekł, że instytucja asesora sądowego
(niedawno przywrócona) jest sprzeczna z konstytucją, bo asesor nie jest
niezawisły, co nie gwarantuje prawa do bezstronnego osądzenia sprawy. Powstał
dylemat, co z setkami tysięcy wyroków wydanych z udziałem asesorów. I
stwierdzono m.in., że nie ma podstaw, by je kwestionować, bo najczęściej
orzekał w danej sprawie także sąd wyższej instancji, co „uzdrowiło” rozstrzygnięcie.
Z kolei w 2014 r. Sąd Najwyższy orzekł, że wiceminister sprawiedliwości nie
miał prawa przenosić sędziów w ramach tzw. reformy Gowina, bo to kompetencja
ministra. Ale nie unieważnił wyroków wydanych przez przeniesionych sędziów, bo
zastrzegł, że jego wykładnia działa dopiero na przyszłość.
Przykładów jest
więcej. W państwie prawa jedną z wartości jest unikanie chaosu prawnego i
ochrona pewności tzw. obrotu prawnego.
Inna sprawa, że
zagraniczne sądy, podobnie jak zagraniczne firmy i inne podmioty prawne, wcale
nie muszą nas chronić przed chaosem. Będą podważać ważność niekorzystnych dla
siebie wyroków polskich sądów, jeśli w składzie był sędzia powołany z udziałem
nowej KRS. Będą się odwoływać do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu i
odmawiać wykonania wyroków. To już się dzieje: np. w sprawie przeciwko niemieckiej
telewizji ZDF, której polski sąd nakazał przeprosiny za użycie sformułowania
„polskie obozy zagłady”.
Białe księgi: księga
władzy
Dwa dni po wyborze sędziów do nowej KRS premier Mateusz
Morawiecki wręczył przewodniczącemu Komisji Europejskiej Jeanowi-Claude'owi
Junckerowi „Białą księgę w sprawie reform polskiego wymiaru sprawiedliwości” .To
odpowiedź na zalecenia Komisji w ramach procedury ochrony praworządności z
art. 7 Traktatu o UE. Dokument ma blisko sto stron, co zapewne ma dowodzić, jak
poważnie polski rząd potraktował zastrzeżenia KE. Ale w rzeczywistości jest
po prostu rozbudowaną wersją tego, co od dwóch lat polski rząd pisze w
odpowiedzi na unijne zalecenia.
„Biała księga” powstała na użytek UE, ale też
suwerena. Ma udowadniać, że polski wymiar sprawiedliwości trapiony jest od lat
szeregiem patologii, że jest nieudolny, skorumpowany i pozbawiony społecznego
zaufania. Podobnie półtora roku wcześniej PiS uzasadniał „konieczność naprawy”
Trybunału Konstytucyjnego. Z jakim skutkiem widać: Trybunał rozpatruje o
połowę spraw mniej niż przed „dobrą zmianą”, jest przedmiotem kpin, a Trybunał
w Strasburgu przestał wymagać, by przed skargą do niego sprawa przeszła przez
polski TK.
Rząd jako dowód na
konieczność reformy sądownictwa podaje niskie zaufanie obywateli do sądów.
Tyle że zaufanie do np. Sejmu jest jeszcze mniejsze (29 proc. - sądy, 21 proc.
- Sejm, badanie CBOS sprzed roku). Kolejny dowód: niesprawność sądów. Ale z
rankingów UE (dane „Europejskiej tablicy Wymiaru Sprawiedliwości” za lata
2013-15) wynika, że polskie sądy mieszczą się w górnych strefach średniej:
sprawy karne - 5. miejsce, przed nami Dania, Estonia, Litwa i Austria. Sprawy
sporne cywilne i gospodarcze -13. miejsce (na 27 unijnych krajów).
Administracyjne - 6. miejsce.
Rząd twierdzi, że
polscy sędziowie mają „komunistyczną przeszłość”, dlatego trzeba im skrócić
wiek stanu spoczynku. Tymczasem statystyczny polski sędzia ma 35-40 lat, a
sędziów, którzy pracę zawodową (niekoniecznie zresztą w sądownictwie)
rozpoczęli jeszcze w PRL, jest ok. 10 proc. (tylu do 2020 r. osiągnie wiek
stanu spoczynku: 60-65 lat).
Kolejny dowód
konieczności „reform” to „nierównowaga między władzami (...) ustawodawczą,
wykonawczą i sądowniczą”. Rząd przygotował lekarstwo: podporządkowanie
prezesów sądów ministrowi-prokuratorowi i przejęcie sądownictwa dyscyplinarnego
przez osoby wyznaczone do tego przez partię rządzącą. Nadzór polityczny ma
służyć „ochronie niezawisłości i przywróceniu równowagi władz”.
W „Białej księdze”
jest jeszcze o tym, że „sprawa braku publikacji wyroków [TK] nie ma znaczenia
dla polskiego prawa”. I wywód, że rozwiązania przyjęte przez PiS funkcjonują w
rozmaitych krajach Europy i nigdy nie były kwestionowane. Rzeczywiście, są
podobne rozwiązania, co nie znaczy takie same. A to, że w jakimś kraju wybrany
fragment organizacji wymiaru sprawiedliwości jest podobny do pisowskiego, nie
znaczy, że podobny jest cały system. Wreszcie: nie jest prawdą, że do
przywołanych rozwiązań w innych krajach nie było wątpliwości i zastrzeżeń.
Całość argumentacji
rządu jest tak skonstruowana, by szczegółami przykryć mechanizmy, za pomocą
których PiS odbudował peerelowski model zarządzania wymiarem sprawiedliwości
przez partię rządzącą.
Księga sędziów
Dobrze byłoby, by Komisja Europejska dostała też inną białą
(może raczej czarną) księgę: pokazującą praktykę działań władzy PiS wobec
sędziów i instytucji wymiaru sprawiedliwości.
Np. tryb, w jakim
minister-prokurator Zbigniew Ziobro odwoływał prezesów i wiceprezesów sądów:
faksem, bez uzasadnienia i bez wręczenia decyzji. To, że opinii publicznej
podawał nieprawdziwe dane statystyczne świadczące o rzekomej nieudolności prezesów.
Odwołana prezes Sądu Okręgowego w Krakowie Beata Morawiec pozwała go za to o
naruszenie dóbr osobistych. Podobnie jak warszawska sędzia Justyna
Koska-Janusz, którą za rzekomą nieudolność minister-prokurator Ziobro odwołał
z delegacji do sądu okręgowego po tym, jak wydała niekorzystne dla niego
rozstrzygnięcie w sprawie, którą wytoczył mu były szef PZU Jaromir Netzel.
Z delegacji do sądu
wyższej instancji odwołana została inna warszawska sędzia Katarzyna Kruk.
Zbiegło się to z jej zaangażowaniem w sędziowską krytykę poczynań PiS wobec
sądownictwa: była delegatką na zeszłoroczny Kongres Prawników Polskich w
Katowicach, który przyjął niezwykle krytyczne uchwały.
W alternatywnej
księdze powinna się znaleźć informacja o śledztwie w sprawie szczecińskich
sędziów, którzy nie zgodzili się aresztować byłych prezesów Zakładów
Chemicznych Police podejrzanych o przestępstwa menedżerskie.
Minister-prokurator Ziobro publicznie sugerował, że sędziowie działają na szkodę
śledztwa. Śledztwo było pokazowe. A sędziami zajęła się kierowana przez Ziobrę
prokuratura.
Warszawski sędzia
Igor Tuleya po tym, jak nakazał prokuraturze podjąć umorzone śledztwo w
sprawie „kolumnowego” głosowania w Sejmie, dostał od wiceprezesa sądu
polecenie, by na piśmie wyjaśnił, dlaczego uzasadniając postanowienie, ujawnił
informacje z postępowania przygotowawczego. Była to jasna sugestia, że może
być oskarżony o przestępstwo nadużycia uprawnień (choć jeśli sprawa jest w
sądzie, to sąd decyduje, jakie materiały może ujawnić publicznie). Wiceprezes,
który zwrócił się o wyjaśnienia, chwilę wcześniej był mianowany przez
ministra-prokuratora Ziobrę. A teraz został wybrany do Krajowej Rady
Sądownictwa.
Prezesem Sądu
Okręgowego w Suwałkach został zaś sędzia Jacek Sowul, który uchylił
uniewinnienie członków KOD i skazał ich za wybuczenie Marii Anders (swoją
kampanię wyborczą do Senatu, z ramienia PiS, prowadziła, wykorzystując
otwarcie wystawy o swoim ojcu w Archiwum Państwowym w Suwałkach).
W białej księdze
powinien się znaleźć sędzia Wojciech Łączewski - był w składzie sądu, który
skazał Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników z CBA za nadużycie władzy
podczas słynnej prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa. Został przeniesiony do
wydziału gospodarczego, a prokuratura już dwa lata bada, czy nie spiskował z
dziennikarzem Tomaszem Lisem przeciwko partii rządzącej. Jest śledzony i
podsłuchiwany, a jego żona, prawniczka, szykanowana w TK (kazano jej pracować w
piwnicy, by porządkowała archiwum, mimo że ma ciężką astmę).
I sędzia Alicja
Fronczyk, której wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki groził sądem
dyscyplinarnym za to, że sądząc sprawę cywilną, w której był pozwany, nie
uznała jego parlamentarnego immunitetu.
W białej księdze
powinien się też znaleźć sędzia, rzecznik byłej KRS Waldemar Żurek, postać
symboliczna dla sędziowskiego sprzeciwu wobec reform PiS. Jego oświadczenie
majątkowe już od dwóch lat bada CBA. Od dwóch lat jest zastraszany przez
nieznane osoby, o czym też informował w mediach.
A jeśli opór sędziów
przed uleganiem władzy wykonawczej będzie się dalej utrzymywał, księga może być
na bieżąco uzupełniana.
Mamy w Polsce
nieformalny stan nadzwyczajny, w trakcie którego zawieszono reguły państwa
prawa. Mamy też tradycję pisania dla międzynarodowych organizacji raportów z działań
władz rządzących w takim nadzwyczajnym trybie.
Ewa Siedlecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz