Gumowe ucho Prawa i Sprawiedliwości
Suchar z siedziby PiS na Nowogrodzkiej: „Kto najbardziej kocha ludzi?
Maciek Wąsik nikt tak jak on nie wysłucha drugiego człowieka”.
Maciej Wąsik, wicenadzorca służb specjalnych w rządzie PiS,
ma moralny problem: czy jako bliski znajomy braci R., bohaterów afery reprywatyzacyjnej,
powinien nadzorować specsłużby? Albo szerzej - czy w ogóle powinien tropić
występki?
W RUCH SZŁY PIĘŚCI
Karierę zaczyna przed laty pod skrzydłami
Mariusza Kamińskiego - dziś ministra koordynatora
służb specjalnych, wtedy działacza Ligi Republikańskiej. To Kamiński jest jego
mentorem w Lidze, Liga słynie z antykomunistycznych akcji i happeningów - przed
wyborami w 1995 roku rozkleja plakaty z wizerunkiem Aleksandra Kwaśniewskiego
przerobionego na wampira i z podpisem: „Kwasula - czerwony wampir”, obrzuca jajkami ministra edukacji w rządzie SLD Jerzego Wiatra, a każdego 13 grudnia
wystaje przed willą Wojciecha Jaruzelskiego. Gdy wybucha afera „Olina”, śpiewa
pod oknami premiera: „Józef Oleksy to czerwona szmata jest za pieniądze
KGB!”.
Opowiada znajomy Wąsika z
tamtych lat: - Chłopaki do siebie lgnęli. Mają podobne temperamenty. Na
imprezach, na weselach zdarzało się, że wśród gości odkrywali prawdziwego lub
urojonego komunistę. W ruch szły pięści. Wąsik był tym większym, gdy trzeba
było, zasłaniał sobą Mariusza. O Maćku mówiliśmy: Wicemariusz.
W PIŻAMIE PO NOWYM ŚWIECIE
Opowiada inny znajomy Wąsika z tamtych
czasów: - To był początek lat 90., chłopaki od Mariusza Kamińskiego
siedzieli w kanciapie w Dziekance. Bartek Rychlewski, późniejszy szef operacji
specjalnych CBA, Hubert Bujnowski, Adam Radziszewski, późniejszy sędzia,
dzisiejszy szef CBA Ernest Bejda, Paweł Przychodzeń, dziś w Agencji Rozwoju
Przemysłu. W tej grupie pojawiał się też Marcin Rudnicki, brat Jakuba R., tego
od reprywatyzacji. Nie mogłem się z nimi zaprzyjaźnić, pili w sposób straszny.
Straszny. Właściwie nie trzeźwieli. Jednym z liderów był Tomek Prus, za pierwszego PiS trafił do Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Urządzał najlepsze imprezy.
W październiku 1996 roku
student historii Tomasz Prus i jego kolega Jan Ciećwierz zakładają pończochy na
twarze i wpadają do urzędu pocztowego w maleńkiej miejscowości Lutowiska w
Bieszczadach. - To jest napad! - krzyczą. Są tak pijani, że szefowej poczty
udaje się wymknąć na zaplecze i wezwać policję.
Prus ma prawie 3 promile
alkoholu we krwi, jego kolega - 1,3 promila. Prokuratura umorzy sprawę po
interwencji ojca kolegi Prusa. Dziesięć lat później Prus zostanie doradcą szefa
ABW.
Znajomy Wąsika z czasów
Niezależnego Zrzeszenia Studentów: - Imprezy z nimi miały swój urok. Na jednej
z nich, właśnie u Prusa, skończył się alkohol. Prus rozdał wszystkim flanelowe
piżamy i tak wystrojeni poszli szukać wódki na Nowy Świat. Wąsik był w tym
gronie. To byli luzerzy, outsiderzy. Siedzieli wieczorami na Foksal - w jednej
knajpie pili piwo, w drugiej, po przeciwnej stronie ulicy, dopijali się wódką.
A przy okazji świetnie grali w piłkę; dziś tego nie widać, ale Wąsik był
niezłym piłkarzem, lubili się ruszać. Tylko psychicznie zatrzymali się gdzieś
w latach 80. - zagubieni na studiach, niepodchodzący do egzaminów. Mam
wrażenie, że dopiero wejście w orbitę PiS stało się dla nich odskocznią
do prawdziwego życia.
TROPICIEL
Wąsik - z wykształcenia archeolog, pracował
nawet kilka lat z łopatą w terenie - gdy kończy z
imprezami w gronie działaczy NZS, próbuje sił jako przedsiębiorca. Za czasów
AWS w 2001 r. zostaje kierownikiem rządowego hotelu Parkowa w Warszawie.
Opowiada też, że prowadził prywatne przedsiębiorstwo. Jakie - nie wiadomo. Gdy
rok później władzę przejmuje SLD, Wąsik traci stanowisko kierownika - zostaje
radnym na warszawskiej Pradze-Południe, a potem PiS robi go burmistrzem w
podwarszawskim Wawrze. Jest już wtedy członkiem zarządu Prawa i
Sprawiedliwości.
W Wawrze trzeba się dogadywać z
rozdrobnioną radą. Wąsik z miejsca pokazuje, na co go stać. Ma temperament
tropiciela. Jedna z pierwszych decyzji - zawiadomienie do prokuratury w
sprawie fałszerstwa dokumentów; fałszować miał pracownik ratusza z poprzedniej
ekipy. Urzęduje niecałe trzy miesiące. Tuż przed odwołującym go głosowaniem
Wąsik potajemnie nagrywa Marcina Woźniaka, radnego PiS, który proponuje mu głos
w zamian za posadę.
Na decydujące głosowanie
zjeżdża grupa działaczy PiS z Mariuszem Kamińskim na czele. Jednak w tajnym
głosowaniu zarząd Wąsika przepada. Wtedy Wąsik ujawnia taśmy z rozmów i oddaje
sprawę do prokuratury.
DBAŁ O MORALNĄ JAKOŚĆ
Gdy po trzech miesiącach śledztwa prokuratura
oskarża radnego z Wawra o żądanie
korzyści majątkowej, były archeolog zaczyna przygodę ze służbami. Na początek
- ze służbami porządkowymi. Warszawą rządzi Lech Kaczyński, a strażą miejską -
były opozycjonista Witold Marczuk (PiS mianuje go w przyszłości szefem ABW,
a potem wywiadu wojskowego). Wąsik zostaje zastępcą szefa straży.
Dziennikarze pytają: czy
33-letni archeolog ma odpowiednie kwalifikacje?
- Jest dobrym organizatorem, którego tak potrzebujemy - odpowiada komendant
Marczuk. Trochę nadrabia miną, bo dowódcy straży miejskiej muszą mieć wyższe
wykształcenie, a Wąsik wciąż nie
obronił dyplomu. Znajduje się jednak sposób na obejście przepisów: formalnie
Wąsik nie jest zastępcą, lecz jedynie pełni obowiązki zastępcy.
Wąsik na zaufanie braci Kaczyńskich dopiero pracuje, ale mit tego,
który w Wawrze postawił się układowi, pomaga. Ludzie PiS tworzą w straży
miejskiej kompanię honorową i wprowadzają rogatywki oraz święto straży tuż
przed rocznicą wybuchu powstania warszawskiego. „Dbaliśmy zarówno o wygląd [straży - red.], jak i moralną jakość” - opowie
Wąsik w wywiadzie dla „Frondy”.
PAN Z POLSKICH NAGRAŃ
Jest 2007 rok, gdy zaczyna się proces nagranego
radnego z Wawra.
- Maciej Wąsik, lat 37, wiceszef CBA - przedstawia się świadek.
- Maciej Wąsik, lat 37, wiceszef CBA - przedstawia się świadek.
- Ale nie chodzi o Centralne
Biuro Adresowe? - dopytuje sędzia.
O CBA dopiero ma się zrobić
głośno. W maju 2006 r. Sejm zgadza się na utworzenie nowej służby
antykorupcyjnej, jej szefem zostaje Mariusz Kamiński. Jego zastępcami ludzie, z
którymi przyjaźni się od czasów Ligi Republikańskiej. Wąsik ma odpowiadać za
administrację, a Ernest Bejda - jeden ze wspomnianych wyżej bywalców kanciapy
w Dziekance - za kwestie prawne. Pomysł na nową służbę jest prosty: posprzątać
w Polsce.
CBA ściąga bez problemu ludzi z policji
i ABW, bo pensje i przywileje są wyższe. Klucz doboru
kadr? „Często braliśmy fachowców, których z różnych powodów nie doceniano,
którym blokowano kariery, i takich, którzy znali się na gospodarce, a skład
uzupełnialiśmy absolwentami studiów” - opowie Wąsik w prawicowym tygodniku „Do
Rzeczy”.
Dopiero za kilka lat wyjdzie na
jaw, że w swoim gabinecie w CBA zainstalował stanowisko odsłuchowe - aparaturę
umożliwiającą podsłuchiwanie inwigilowanych przez CBA w czasie rzeczywistym.
Do systemu wchodzi ponad 6,2 tys. razy, średnio 4-5 razy dziennie. Najbardziej
ciekawski staje się przed wyborami w 2007 r.
Dziennikarze mówią o nim: gumowe ucho albo pan z Polskich Nagrań.
NIC DO UKRYCIA
Choć z oświadczeń majątkowych Macieja
Wąsika wynika, że specjalnie
się w służbie dla Polski nie dorobił (ma nieduży dom, niewielkie mieszkanie na
spółkę z żoną i starego peugeota), to były wiceszef CBA nie bieduje. W CBA
dostaje sowite premie, w latach 2006- 2009 - ponad 64 tys. zł.
Uznaniowe nagrody w CBA otrzymuje się za „znaczące wyniki”, „wykonywanie
zadań w szczególnie trudnych warunkach” czy też „wymagających znacznego
zaangażowania” oraz „dokonanie czynu świadczącego o odwadze”. Daty najwyższych
premii dla Wąsika zbiegają się z realizacjami najgłośniejszych operacji CBA -
afery gruntowej czy korupcyjnej sprawy posłanki Sawickiej. 15 tys. zł ekstra
ląduje na koncie Wąsika w sierpniu 2009 r., niedługo przed ujawnieniem afery
hazardowej.
Jeszcze przed rozkwitem kariery
w CBA jego drugą żoną zostaje młodsza o 11 lat
Romualda Gołuńska, chemiczka ze Szczecinka. Od lat jest dynamiczną radną PiS w
dzielnicy Praga-Południe. Jej konikiem jest oświata - na sesji w szkole
własnego dziecka potrafi wywołać awanturę w sprawie braku papieru toaletowego.
Gdyby obcy wywiad miał apetyt
na informacje z prywatnego życia wicenadzorcy polskich służb, to wystarczyłaby
mu aktywność obojga Wąsików w internecie. Na Facebooku, Instagramie i Twitterze
na otwartych profilach, dostępnych dla wszystkich, zamieszczają imponujące
ilości prywatnych informacji. Łatwo się dowiedzieć, kim jest i gdzie mieszka
teściowa Wąsika, gdzie pracowała jego szwagierka, w jakim klubie trenuje jego
starszy syn oraz czym zajmują się bliżsi i dalsi krewni. A nawet - z dziećmi
których prezenterów TVP uprawia szermierkę syn byłego wiceszefa CBA.
MARSZE SMOLEŃSKIE
Wąsik odchodzi z CBA w 2008 roku razem z
Mariuszem Kamińskim.
Nowy szef, Paweł Wojtunik, czyści biuro z ludzi Karnińskiego. Odkrywa,
że CBA sięgało po billingi dziennikarzy (pobierając billingi i dane o
logowaniach telefonów chciało ustalić krąg informatorów dziennikarzy).
Wśród billingowanych jest
Bogdan Wróblewski, wówczas dziennikarz „Gazety Wyborczej”. O tym, że Wąsik pobrał
billingi Wróblewskiego, Wojtunik informuje w 2011 roku sejmową komisję ds.
służb specjalnych. Wiceszef CBA nie miał do tego ani żadnych podstaw prawnych,
ani przesłanek.
Po co PiS-owskiemu CBA
potrzebne były dane o połączeniach Wróblewskiego? Do dziś nie wiadomo. Choć
Wróblewski wygrał z CBA proces o ochronę dóbr osobistych, to prokuratura
umorzyła postępowanie w tej sprawie.
Maciej Wąsik zostaje szefem
klubu PiS w radzie Warszawy. Nigdy nie odpowie na pytanie, do czego potrzebne
były mu dane o połączeniach dziennikarzy. Po odejściu z CBA angażuje się w
organizację marszów smoleńskich.
CZAS ROZLICZEŃ
W 2011 roku „Super Express” opisuje, jak
Wąsik ukradł paliwo na stacji
benzynowej. Świadkowie zarzekali się wtedy, że człowiekiem, który odjechał spod
dystrybutora, nie płacąc rachunku, był aktor Wojciech Malajkat. Ksywka
Malajkat została Wąsikowi w PiS do dzisiaj. On sam tłumaczył się wtedy
roztargnieniem.
O Wąsiku i Kamińskim robi
się znów głośno, gdy sąd skazuje ich za nadużycia w CBA przy śledztwie w
sprawie afery gruntowej. Jest marzec 2015 roku, wyrok skazujący wydaje sędzia
Wojciech Łączewski - zostanie za to znienawidzony przez PiS. Kamiński i Wąsik
dostają po trzy lata. Gdyby wyrok wszedł w życie, usuwałby obu z życia
publicznego. Na ratunek przybywa nowo wybrany prezydent Andrzej Duda:
ułaskawia byłych szefów CBA.
Mariusz Kamiński zostaje
koordynatorem służb, Wąsik jego zastępcą. „Podobnie jak cała Polska
widziałem, jak wyglądały rządy Platformy. Rozliczamy teraz te osiem lat i ma to
charakter publiczny, podobnie jak rozliczanie rządów PiS. Od tego jest CBA” -
opowie w „Do Rzeczy”. I jeszcze: „Jaki był stan CBA po naszym powrocie? Jak
zatrzymanego pociągli, który stoi w polu i niszczeje. Ludzie wystraszeni, z
przetrąconymi kręgosłupami, bez zgody na ofensywne działania. To wszystko
trzeba było uporządkować”.
UCIEKA OD DZIENNIKARZY
Luty 2018 roku „Gazeta Wyborcza” opisuje
historię Jakuba R., jednej z głównych postaci afery reprywatyzacyjnej. R.
- podejrzany o przyjęcie 30 mln zł łapówki - twierdzi, że Wąsik i Kamiński chcieli, by został ich informatorem. Twierdzi, że
Wąsik proponował mu wspólne tropienie nieprawidłowości w warszawskim ratuszu.
Miał mówić, że PiS ma plan powołania kancelarii zajmującej się roszczeniami i
chciał, by R. dostarczał stosownych informacji. Pieniądze ze sprzedaży
reprywatyzowanych nieruchomości miałyby zasilać konta PiS.
Wkrótce po publikacji do sieci
wypływają zdjęcia z prywatnej imprezy, na której Wąsik całuje się z Marcinem
Rudnickim, bratem R. On sam nie komentuje sprawy; najbardziej oburzony jest
sugestiami, że z Rudnickim łączyła go relacja homoseksualna. Gdy 1 marca kamery łapią go na korytarzu w Sejmie, łamie mu się
głos, ucieka od dziennikarzy.
* * *
Z zeznań byłego wiceszefa (dziś szefa) CBA Ernesta Bejdy sprzed siedmiu lat
na posiedzeniu komisji śledczej do spraw nadużyć w czasach PiS: „Umówiliśmy się
z Mariuszem Kamińskim i z drugim zastępcą Maciejem Wąsikiem, że będzie nam
przyświecać podczas naszej pracy w biurze jedna zasada, (...) że ani barwa
polityczna, ani pozycja ekonomiczna, społeczna nie chroni ludzi
popełniających przestępstwo czy też łamiących prawo przed odpowiedzialnością.
Czyli, krótko mówiąc, nie ma ludzi nietykalnych”.
Cienie na służbach
Mariusz Kamiński zna
wszystkie tajemnice PiS. Podobno ma szafę pełną haków. Teraz sam musi się
tłumaczyć z kontaktów swego otoczenia z gangsterami.
Anna Gielewska
Ha, ha, ha -
reaguje nieco nerwowym śmiechem na pytania dziennikarzy w Sejmie. Po chwili
jednak koordynator do spraw służb specjalnych zawraca i się zatrzymuje. Czarny
płaszcz, nieprzenikniona fizjonomia. Zwykle niemal niewidocznie przemyka
korytarzami. Mówi cicho, bez emocji.
W rzeczywistości wcale nie jest mu do śmiechu. Jego plan przejęcia pełni
władzy w służbach mocno się posypał.
GDZIE
MARIUSZ, TAM WĄSIK
Październik, 2009 r., Mariusz
Kamiński zostaje odwołany ze stanowiska szefa CBA. Donald Tusk, który wcześniej
pozostawił go na tym stanowisku, podejmuje taką decyzję po wybuchu afery
hazardowej. Kilka dni wcześniej prokuratura stawia Kamińskiemu zarzuty za aferę
gruntową. W tej sprawie w marcu 2015 r. sąd skaże go za przekroczenie uprawnień
i nielegalne działania na trzy lata więzienia i 10-letni zakaz pełnienia funkcji
publicznych. Po to, by mógł zostać koordynatorem do spraw służb specjalnych w
rządzie Beaty Szydło, jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku, ułaskawi go
prezydent. Wtedy Kamiński zaczyna budować w służbach swoje imperium.
Ta sama historia jest udziałem jego prawej ręki, Macieja Wąsika. On też
zostaje skazany i ułaskawiony przez Andrzeja Dudę. Przezywają go w PiS „gumowe
ucho”, od czasu gdy wyszło na jaw, że jako zastępca szefa CBA podsłuchiwał w
czasie rzeczywistym tysiące rozmów telefonicznych.
Wąsik towarzyszy Kamińskiemu już
od czasów NZS. - Gdzie był Mariusz, tam i Wąsik. On był młodszy, nigdy nie był
istotną postacią w NZS, był zawsze takim dworakiem Kamińskiego - Paweł
Piskorski ich obu poznał w czasach NZS.
- Potem pracowali dla OKP, popierali
Mazowieckiego.
- Wąsik od samego początku był przy Kamińskim. Taki fircyk, wesołek -
wspomina europosłanka PO Julia Pitera, była działaczka Ligi.
W przeciwieństwie do swojego lidera. Milczka. - Mariusz nie udziela się
towarzysko, jest skrajnie podejrzliwy. To był człowiek odważny w czasach
komunistycznych, ale dziś jest frustratem, ma paranoje.
Ktoś taki nigdy nie powinien stać na czele służb - uważa Piskorski.
Po upadku rządu Jana Olszewskiego Kamiński z Wąsikiem robią demonstracje,
wreszcie - Kamiński tworzy Ligę Republikańską. Liga prezentowała się jako
prawica laicka, dystansując się od prawicy narodowo-katolickiej. W latach 90.
Kamińskiemu bliżej było za to do PC braci Kaczyńskich. Już wtedy był z Kaczyńskimi
na ty. Potem Kamiński został posłem AWS, a jego była żona rzeczniczką Lecha
Kaczyńskiego w resorcie sprawiedliwości. - Trudne małżeństwo, po latach się
rozstali - opowiada jeden z jego byłych współpracowników.
- Kamiński tym się odznaczał, że całe dnie spędzał w sekretariacie Lecha
Kaczyńskiego, gdy ten był prezydentem Warszawy. To był dworak doskonały, cała
jego działalność sprowadzała się do warowania pod drzwiami, aby w chwili gdy
Lech Kaczyński będzie wychodził do samochodu, podbiec do niego na schodach i
naszeptać mu czegoś do ucha, najczęściej przeciwko komuś innemu - opowiadał Ludwik
Dorn w wywiadzie rzece z Robertem Krasowskim.
W pierwszym rządzie PiS Kamiński zostaje pełnomocnikiem do budowy CBA i
szefem tej służby, ściąga wtedy samych najbardziej zaufanych ludzi. Z Maciejem
Wąsikiem i Ernestem Bejdą na czele. Wybuchają kolejne afery z udziałem agenta
Tomka - posłanki Sawickiej, Weroniki Marczuk, wreszcie - gruntowa. O Wąsiku
robi się głośno, gdy jako wiceszef CBA odjeżdża ze stacji benzynowej, nie
płacąc za benzynę. Do legend w PiS przeszły zakrapiane imprezy w wąskim gronie
najbliższych współpracowników Kamińskiego. - Nigdy nie byłem w stanie pić tyle,
ile oni - mówił nam były polityk PiS i członek rządu Kaczyńskiego.
OD BRODY
DO JAKUBA R.
Wiosna, 2011 r. Kamiński przenosi
się na odcinek partyjny. Razem z kolegami z CBA tworzy speckomórkę wewnątrz
PiS, taki partyjny wywiad. Zbiera haki, przekazuje informacje prezesowi. I
staje na pierwszej linii politycznego frontu - oskarżając Platformę, że była
zakładana za pieniądze mafii, a Mirosława Drzewieckiego - że brał narkotyki. Na
jakiej podstawie? Tak zeznaje w śledztwie
gangster „Broda”. Później Kamiński oświadczy, że zeznań tych nawet nie widział.
Historia kołem się toczy. Teraz inny gangster w swoich zeznaniach obciąża
Kamińskiego i Wąsika.
Chodzi o Jakuba R., byłego wiceszefa Biura Gospodarki Nieruchomościami w
stołecznym ratuszu. CBA zatrzymało go kilkanaście miesięcy temu, jest oskarżony
o wielomilionowe przekręty przy reprywatyzacji
warszawskich nieruchomości. Jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, Jakub R. z aresztu
wysyłał listy do najważniejszych osób w państwie. Opisywał w nich swoje
kontakty z Maciejem Wąsikiem, Ernestem Bejdą i samym Kamińskim. Kamiński
i Wąsik te rewelacje zbywali.
W końcu głos zabrał brat Jakuba R. Marcin Rudnicki. I wytoczył ciężkie
oskarżenia, twierdząc na przykład, że jego brat dostał pracę w warszawskim
ratuszu właśnie dzięki kolegom Kamińskiego. Potem oni mieli w zamian oczekiwać
pomocy w sprawie działki należącej do spółki Srebrna. (Na marginesie, w spółce
Srebrna pracował potem syn Kamińskiego Kacper, dzisiaj zatrudniony jako doradca
w europarlamencie). Kiedy Jakub R. odmówił, miało dojść do bójki z Wąsikiem na
weselu Bejdy.
Po tym tekście „Gazety” w sieci zaczęły też krążyć kompromitujące
zdjęcia Wąsika z zakrapianych imprez. Zdaniem polityków opozycji wobec
człowieka służb mogły stanowić element szantażu, dlatego posłowie PO domagają
się zwołania specjalnego posiedzenia speckomisji na temat Wąsika.
- W tej sprawie nie ma nic, żadnych faktów, tylko pomówienia przestępcy
- mówił o zeznaniach Jakuba R. Kamiński.
- Ja tych ludzi 10 lat na oczy nie
widziałem, to jest nic, żadna znajomość.
W sejmowym korytarzu do sprawy
odniósł się też zdenerwowany Wąsik:
- Nie ma żadnego dowodu, że
załatwiliśmy pracę Jakubowi R. Jedyną rzeczą, którą zrobiliśmy, jest to, że
zatrzymaliśmy osoby, które stanowią rodzinę mojego kolegi ze studiów.
Doprowadziliśmy do tego, że siedzą w areszcie. I to jest atak, który jest tym
wywołany.
Paweł Piskorski: - Rudniccy i Wąsikowie to bardzo zaprzyjaźnione
rodziny. To nieprawda, że się nie znają, razem jeździli na wakacje, grali w
piłkę, spędzali święta itd. W zasadzie do wybuchu afery reprywatyzacyjnej to
były bliskie relacje. Niemożliwe, żeby o sobie nie wiedzieli, co robią.
WITAŁ SIĘ
Z GĄSKĄ
- Premier Mateusz Morawiecki po
otrzymaniu tych wszystkich informacji, które kierował do niego oskarżony pan
Jakub R., wystąpił do prokuratora generalnego o informację w tej sprawie. W
jego imieniu zapytanie do prokuratora generalnego skierował pan minister Michał
Dworczak - oświadczył w sejmowej debacie Paweł Szrot z kancelarii premiera.
To oznacza tyle: los ludzi Kamińskiego jest dzisiaj w rękach ludzi
Ziobry. Między tymi dwoma politykami od zawsze trwa zaś walka o wpływy w
służbach i prokuraturze. Teraz w tle toczy się również walka o Warszawę. W
stołecznym PiS Kamiński jako prezes okręgu ma od lat olbrzymie wpływy. Gdy jego
ludzie stracili wpływy w służbach, przenieśli się na ten odcinek
- Wąsik został szefem klubu
radnych PiS w Warszawie, Andrzej Bittel wiceburmistrzem Targówka, a syn Kacper
był radnym w Otwocku.
Na prezydenta Warszawy chce kandydować prawa ręka Ziobry, wiceminister
Patryk Jaki. Tej kandydatury obawia się jednak Nowogrodzka,
ludzie prezesa PiS nie chcą bowiem tak mocno budować Ziobry. - Ciągle nie ma tu
rozstrzygnięcia, kto będzie kandydował w Warszawie. Jaki, Karczewski, ale może
Błaszczak lub Dworczyk? Czy właśnie Kamiński? Oni wszyscy przewijali się w
różnych rozmowach i badaniach - przyznaje jeden z rozmówców z zaplecza PiS.
Po dymisji Antoniego Macierewicza przez chwilę wydawało się, że Kamiński
przejmie pełnię władzy w służbach, obejmując również nadzór nad służbami
wojskowymi. Tak się jednak nie stało. Po wyczyszczeniu służb wojskowych z ludzi
Macierewicza swoje wpływy buduje tam nowy szef MON Mariusz Błaszczak. O
ustawie, która miała dać ministrowi koordynatorowi nowe uprawnienia, zrobiło
się cicho. Inny ze sztandarowych projektów Kamińskiego - ustawę o jawności
życia publicznego - blokuje z kolei sam premier Morawiecki.
Mariusz Kamiński jest więc w defensywie.
Członek rządu: - Wąsik to faktycznie problem, o tych jego
kompromitujących zdjęciach wszyscy mówią. Dlatego na razie usłyszy, że ma się
schować. Ale Kamińskiemu nic się nie stanie. No, chyba że cała sprawa nabrałaby
jakiegoś nieoczekiwanego rozpędu.
Jak wtedy odpowiedziałby Kamiński? W PiS obrosła już legendą zawartość
jego szafy. Przez lata trafiały tam przede wszystkim historie dotyczące polityków
partii Kaczyńskiego i pieniędzy, które wypływały z partii do rozmaitych spółek.
Kamiński jest wiceprezesem PiS, ma do prezesa stały dostęp, jako jeden z
nielicznych mógł się w jego gabinecie zjawiać bez zapowiedzi. Korzystał zwykle
ze specjalnego szklanego łącznika do siedziby PiS.
Odkąd został ministrem koordynatorem do spraw służb, jego ludzie z CBA
przeprowadzali też tzw. audyty w spółkach Skarbu Państwa. Zażądali
udostępnienia ponad 80 tys. umów z lat 2015-2016. Ponownie kontrolowali też
spółki zbrojeniowe. Potem o raporcie Kamińskiego zrobiło się cicho. A mają się
w nim kryć armaty.
Generał
Jarosław Kraszewski odzyskał dostęp do tajemnic. Taką decyzję, uchylającą
postanowienie byłego szefa SKW Piotra Bączka, podjął koordynator do spraw służb
specjalnych Mariusz Kamiński. To oznacza koniec wielomiesięcznego sporu, który
toczył się między Pałacem Prezydenckim a byłym szefem MON Antonim
Macierewiczem. Konflikt zaczął się, gdy SKW wszczęła postępowanie kontrolne
wobec generała. To oznaczało zawieszenie mu dostępu do tajemnic i w
konsekwencji wykluczenie najważniejszego współpracownika prezydenta od wojska.
Chwilę przed dymisją Macierewicza SKW cofnęła generałowi poświadczenie
bezpieczeństwa. Kraszewski odwołał się do premiera. A premier rękoma
Kamińskiego decyzję Bączka uchylił.
To ostatni akt rozprawy z
Macierewiczem i jego środowiskiem. - Osoby, które zajmowały się tą sprawą,
podeszły do sprawy nierozważnie... Ma ona drugie, a nawet trzecie dno -
zareagował Bączek w rozmowie z „Faktem" i zapowiedział tajemniczo, że „do
tej sprawy na pewno się wróci". Jednak czyszczenie z ludzi Macierewicza
trwa - ostatnio po publikacjach „Faktu" z państwową firmą zbrojeniową -
Cenzinem - rozstali się współpracownicy Macierewicza - Mariusz Marasek i Radosław
Peterman. PiS boi się min, które zostały po ekipie Macierewicza w MON
i spółkach zbrojeniowych. Na razie minister Mariusz Błaszczak ma wyjaśnić, na
co resort wydał 15 min zł z kart służbowych. Liczba ta padła w odpowiedzi na
interpelację Piotra Misiły z Nowoczesnej.
Ścieki ścieki i jeszcze raz jebane ścieki
OdpowiedzUsuń