Miały być poważne
zarzuty pod adresem kandydata PO na prezydenta Warszawy, wyszła kilkudniowa
zadyma medialna, w wyniku której najbardziej skompromitował się sam
oskarżający. Dawni znajomi mówią o jego taktyce: „Ziarnko prawdy i galaktyka
zmyśleń”. Z„ nawróconego” rycerza, który ujawnia brudy dawnej władzy, pozostał
tylko szantażysta. Im więcej wiemy o Michale Dziębie, „złotym chłopcu
Platformy”, tym bardziej groteskową jawi się on postacią
Marek Pyza Marcin wikło
Kokaina,
sex party, romans z pracownicą biura, przyjęcie „pod stołem”
150 tys. zł na kampanię wyborczą w 2009 r. - takie zarzuty Michał Dzięba ni
stąd, ni zowąd sformułował pod adresem Rafała Trzaskowskiego 21 lutego. Jego
wpis na Facebooku podjęły wszystkie media. Wyglądało to na mocny cios wymierzony
w kandydata PO na prezydenta Warszawy. Tym mocniejszy, że z Dziębą dobrze się
znają. Przez rok pracowali w brukselskim biurze, gdy Trzaskowski był
europosłem, a Dzięba załatwia- czem przeróżnych spraw w otoczeniu najważniejszych
polityków Platformy.
Nazywano go nawet „pierwszym kadrowym
skarbu” - bo działał zwłaszcza w obszarze państwowych spółek, które
nadzorował jego pryncypał.
FANTASTA Z SiECI
Gdy przed dwoma tygodniami rozpoczął
atak na Trzaskowskiego, polityk PO natychmiast stwierdził, że to wszystko
bzdury, a Dziębę czeka proces. Mijały dni, były minister cyfryzacji pozwu nie
składał. Do prokuratury poszedł za to (5 marca) Dzięba. Na briefingu bez
ogródek oświadczył dziennikarzom, że jego celem jest wyeliminowanie Trzaskowskiego
z życia politycznego. Zaczyna się więc głębsze prześwietlanie oskarżającego.
Dopiero wtedy się okazuje, że jego wiarygodność jest krucha.
Ale najpierw cofnijmy się o kilka tygodni.
Pod koniec ub.r. Michał Dzięba nagle uaktywnił się w mediach społecznościowych,
jego wpisy stały się publiczne. Spójrzmy na najciekawsze. Ocenia, że sekretarz generalny PO zwariował,
za Grzegorza Schetynę jest mu wstyd, a rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz powinna
zwrócić pieniądze za Noakowskiego 16. Uderza przede wszystkim w dawnych
politycznych kolegów.
11 stycznia publikuje... spis treści statutu ruchu społecznego
„Obywatele dla Polski”. Skrót tej nazwy znajdujemy w wielu jego wpisach.
Wreszcie Dzięba pojawia się w koszulce z logo organizacji, która. nie istnieje.
Pod tą nazwą działa na Facebooku jakaś grupa z Kłodzka (wspierająca „Kluby
Obywatelskie” Platformy) i kolejna - nieaktywna od listopada. Dzięba nie ma z
nimi nic wspólnego.
12 stycznia nasz bohater ogłasza światu, że odbył „bardzo dobre, przypadkowe
spotkanie w garażu hotelu Hilton” z szefem CBA. Ernest Bejda miał
mu obiecać, że „inteligentny pracownik CBA wysłucha historii korupcji profesora
Gawlika przez prezesa KGHM Herberta Wirtha”. Jak wynika z naszych informacji, o
swojej „rozmowie” z Bejdą Dzięba poinformował nawet... samego premiera,
wysyłając mu wiadomość za pomocą jednej z aplikacji mobilnych.
Są powody, by podejrzewać, że mamy do czynienia z fantastą i
internetowym trollem. Ale idźmy dalej.
13 stycznia Dzięba publikuje zdjęcie sugerujące, że to okładka
planowanej książki. Tytuł: „Moja Platforma. Historia jednej partii”. Poniżej
autorzy: Michał Dzięba, Marcin Rosół, Piotr Nisztor, Warszawa 2019. W
komentarzach odzywa się Marcin Rosół (b. szef gabinetu politycznego ministra
sportu Mirosława Drzewieckiego, skompromitowanego w aferze hazardowej).
Stanowczo prosi, by usunąć jego nazwisko, choć nazywa Dziębę swoim
przyjacielem. Nisztor (dziennikarz „Gazety Polskiej” i TV Republika) nie reaguje. Oficjalnie w sprawie Dzięba vs
Trzaskowski pojawi się dopiero za miesiąc.
W międzyczasie Dzięba objawi nam się jeszcze jako zwolennik Zbigniewa
Ziobry, Jarosława Kaczyńskiego i słuchacz Radia Maryja. Dwa dni później opowie
o rzekomych perwersjach Rafała Ziemkiewicza.
Pod jego wpisami coraz częściej napotykamy komentarze od dawnych znajomych w stylu: „Jakbyś
potrzebował porady lekarskiej, daj znać. Masz ogromne problemy sam ze sobą”.
LEKI I DOZÓR POLICYJNY
Gdy przed budynkiem prokuratury
Dzięba był dopytywany, dlaczego ze złożeniem zawiadomienia czekał dziewięć lat,
nie znalazł przekonującej odpowiedzi. W licznych tego dnia wywiadach nie
potrafił też wytłumaczyć swojego stanu zdrowia. Wątpliwości zasiewa to, że
przez kilka tygodni przebywał na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym w
Tworkach. Zarzeka się, że nigdy nie przyjmował żadnych leków na dolegliwości
psychiczne. Gdy dziennikarz Onetu zapytał o kilka konkretnych farmaceutyków,
Dzięba obruszył się, że jego rozmówca bezprawnie wszedł w posiadanie jego
dokumentacji medycznej. Czyli leki były. Niezadowolony z programu złożył na
dziennikarza doniesienie do prokuratury.
W tej samej rozmowie okazało się, że Dzięba objęty jest dozorem policyjnym i zakazem zbliżania się do byłej
partnerki. Wiarygodność topnieje w oczach.
Docieramy do jego dawnych znajomych. Nikt nie chce mówić pod
nazwiskiem. Obawiają się kłopotów - stalkingu, szantażu, fałszywych oskarżeń o
wszystkie grzechy świata. - Nie poznaję człowieka. To jakby nie on. Kiedyś był
bystrym facetem. Dziś jego wypowiedzi przypominają chaotyczny strumień
świadomości - słyszymy.
Kolejna osoba: - W tym, co Michał mówi, zawsze jest ziarnko prawdy i galaktyka
zmyśleń. Weźmy np. ten romans w Brukseli. Owszem, był, ale nie z udziałem
Rafała, lecz innego człowieka. Albo te kolejne zarzuty o łapówki przy przeróżnych
sprawach, którymi sypie teraz jak z rękawa. Na żadną nie ma dowodów. Ale część
z nich pewnie będzie pasować do łatki platformersów-aferałów, więc media mogą
to podchwycić.
SZANTAŻYSTA
Najpoważniejszym (politycznie i
biznesowo) zarzutem, jaki Trzaskowskiemu stawia Dzięba, jest przyjęcie 150 tys.
zł od Marcina Cioka na kampanię wyborczą. Zanim Dzięba opowiedział o tym
publicznie, miesiąc wcześniej wysłał Ciokowi (dawnemu koledze, z którym
próbował robić interesy) wiadomość: „Jeśli chcesz zamknąć papierową umową
rozliczeniową swoje zobowiązania z tytułu projektu EC Ursus, to rachunek jest dosyć prosty: 1,8 mln pln plus
odsetki od 04/06/2012. Proponuję czas do namysłu: 24 h”. Dalej m.in. straszy
swoją „cenną wiedzą”, którą „potrafi wymieniać na inne rzeczy”. Kolejnego dnia:
„We wtorek wracam z Nicei i organizuję Ci piekło: Ujazdowskiego 9, wejście od
Szucha”. To adres CBA, a cała korespondencja - klasyczny szantaż.
Ciok stanowczo stwierdza, że Dzięba buja w obłokach. Składa do prokuratury
doniesienie w sprawie szantażu. Tego samego dnia jego kolega dostaje wiadomość
od Dzięby; na zdjęciu obok numeru telefonu do dyrektora Departamentu
Operacyjno-Śledczego CBA przekaz: „Ja dziś jestem nie do ruszenia”.
- Marcin pociął się z Michałem już w 2012 r. - mówi nam ich wspólny znajomy.
- Mało brakowało, a by się pobili. Od pewnego momentu rozmawiali tylko przez prawników. Dzięba domagał
się od Cioka jakichś nienależnych pieniędzy. Z tego, co wiem, to teraz próbuje
wyciągać kasę nie tylko od Marcina, lecz i od innych dawnych znajomych. Straszy
„obyczajówką” - dodaje.
Nasz rozmówca pokazuje wiadomość, którą rozsyłał Dzięba. Na zdjęciu
kobieta w bieliźnie, rzekomo prostytutka, która ma mieć dużą wiedzę o seksimprezach polityków i biznesmenów. Następnie pokazuje
twitterowe konto Nisztora. A tam to samo zdjęcie (z zamazaną twarzą) i słowa:
„To jedna z tych pań, które wiedzą sporo o ostrych imprezach z udziałem
wpływowych i bardzo wpływowych”. Poniżej
kolejny tweet: „Jeśli prawdą jest, że kilka ekskluzywnych warszawskich
panienek notarialnie poświadczyło szczegóły imprez, w których uczestniczyły, to
w najbliższej przyszłości będzie mega turbo grubo. I to kto wciągał, będzie
najmniejszym problemem”.
To Nisztor najmocniej promuje Dziębę w mediach, aż dwukrotnie w
ostatnich dniach przeprowadził z nim duże wywiady (w TV Republika oraz Polskim
Radiu 24). Jak mówią nasi informatorzy, nie ma w tym przypadku. Ani w tym, że
Dzięba zamieścił nazwisko Nisztora na rzekomo planowanej książce o PO. Obaj
panowie mają się znać co najmniej od 2012 r.
Warto więc zapytać: co łączy prawicowego dziennikarza śledczego ze
„złotym chłopcem Platformy”? Dość powiedzieć, że mają wspólnych wrogów, i to
nie tylko wśród polityków PO. Ale to temat na inną opowieść.
Nie ulega wątpliwości, że Michał Dzięba ma potężną wiedzę o zakulisowych
rozgrywkach w Platformie, układach i układzikach w spółkach skarbu państwa w
czasie rządów Donalda Tuska, a może i niewyświetlonych jeszcze przekrętach,
którymi powinien się zająć prokurator. Dużo też pewnie wie o sprawach
prywatnych, których ujawnienia dawni zamożni znajomi mogą się obawiać. Trudno
jednak przypuszczać, by po szarży tego pana wymierzonej w Rafała
Trzaskowskiego, nadaktywności w internecie i zarzutach bez pokrycia ktokolwiek
rozsądny mógł w przyszłości jego rewelacje potraktować poważnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz