PiS zainwestowało w
młodzież. Wychowali sobie zastępy kandydatów gotowych do bycia karabinem
maszynowym partii - mówi były premier Marek Belka
Rozmawia Aleksandra Pawlicka
NEWSWEEK: Jako premier mówił pan w Sejmie: „Do roboty!”. Co dziś
powiedziałby pan posłom?
MAREK BELKA: Dziś to chyba by mnie wygwizdali.
Ale gdyby?
- „Po rozum do głowy! Czas
najwyższy, panie i panowie”. Sejm stał się maszynką do głosowania. Nikt nie
dyskutuje treści ustaw, liczy się tylko tempo. Efekt jest taki jak w przypadku
nieszczęsnej ustawy o IPN, która doprowadziła do zderzenia ze ścianą.
Jeśli chodzi o ustawę o IPN, to
rządzący nie próbują gasić tego pożaru.
- Bo jak ktoś nie potrafi
posługiwać się gaśnicą czy wodą, to używa do gaszenia benzyny. Na nasze nieszczęście
robi to także sam premier.
Jak ocenia pan zamianę Beaty
Szydło na Mateusza Morawieckiego?
- Na początku byłem bardzo pozytywnie
nastawiony, bo - jakby to powiedzieć - siermiężność wójciny została zastąpiona
ogładą kogoś, kto wydawał się nie odstawać od kolegów i koleżanek w Radzie
Europejskiej. Ucieszyło mnie też towarzyszące rekonstrukcji rządu rozdzielnie
ministerstw finansów i rozwoju, które PiS połączyło początkowo w jakiś
koszmarny moloch. Poza tym nominacje w ministerstwach gospodarczych przyjęte
były przez wszystkich bardzo dobrze. Tylko że sedno tych zmian nie dotyczyło
ekonomii. Nie po to Morawiecki został premierem.
A po co?
- Aby obłaskawić elektorat
centrowy i muszę przyznać, że ten plan wydawał mi się trafiony. Tuż przed
objęciem stanowiska Mateusz Morawiecki wziął udział w pogrzebie minister Haliny
Wasilewskiej-Trenkner i wygłosił przemówienie bez żadnej kartki, cieplejsze,
niż można było się spodziewać. Docenił zasługi koleżanki, choć pochodziła z
innej politycznej bajki. Pomyślałem: „Szacunek. Pani Szydło takie słowa pewnie
nie przyszłyby do głowy”.
Szybko się pan rozczarował?
- Nie tylko ja. Wydaje się, że
prezes Kaczyński również. Miało być przypudrowanie, a wyszło wyostrzenie.
Morawiecki okazał się skrajną prawicą, ekstremistą i trudno będzie wyzwolić się
z tej gęby, bo przecież nikt mu jej nie przyprawił, zrobił to sam.
Wypowiedzi podsycające
antysemityzm wynikają z poglądów Morawieckiego? Czy są efektem strategii
obliczonej na pozyskanie nacjonalistyczno-radykalnego elektoratu?
- Z mojego doświadczenia wynika,
że w polityce wiele rzeczy dzieje się przez przypadek. Bo kogoś nagle rozboli
głowa albo ktoś - jak poseł Dyka - musi wyjść w czasie ważnego głosowania do
toalety. Do dziś nie wiemy, czy rząd Hanny Suchockiej upadł, bo poseł miał
szatański plan wykończenia własnego rządu, czy naprawdę musiał wyjść za
potrzebą?
Premier Morawiecki na temat ustawy o IPN wypowiadał się parokrotnie i za każdym razem wywoływał międzynarodowy skandal.
Premier Morawiecki na temat ustawy o IPN wypowiadał się parokrotnie i za każdym razem wywoływał międzynarodowy skandal.
- Wracamy do pytania o motywy. Sądzę,
że to człowiek wychowany w atmosferze płomiennie patriotycznej, a chyba można
nawet powiedzieć - w atmosferze głęboko nacjonalistycznej. On po prostu taki
jest. Nieodrodny syn swego skądinąd nieco postrzelonego, choć inteligentnego
ojca. Każdy ma prawo do poglądów, ale Mateusz Morawiecki zapomniał albo nikt
mu tego nie uświadomił, że ekstremistą można być w życiu prywatnym, lecz nie
jako premier, bo wtedy za to płaci cały kraj.
Ma pan na myśli jego wypowiedź
z Monachium o „żydowskich sprawcach” Holokaustu?
- Prywatnie premier może myśleć o żydowskich
policjantach co chce, ale jeśli jako szef rządu ustawia ich w jednym szeregu
ze zbrodniarzami hitlerowskimi, ukraińskimi i polskimi, to wykazuje się skrajną
nieodpowiedzialnością.
Pochodzę z Łodzi i dobrze znam historię tutejszego getta. W odróżnieniu
od warszawskiego getta, którego przywódca Adam Czerniakow popełnił samobójstwo,
nie będąc w stanie dłużej zarządzać procesem eliminacji własnych rodaków,
przywódca getta łódzkiego, Chaim Rumkowski, pozostał nim aż do likwidacji
getta. Nie z zamysłu zbrodniczego, lecz próbując ratować jak największą
liczbę ludzi. I nie mamy prawa tego oceniać, bo na ten naród została wydana
kara śmierci. Tymczasem Mateusz Morawiecki wziął się do oceniania. A ponieważ
obowiązuje u nas zasada, że nie cofniemy się ani na krok, nie oddamy ani
guzika, bo władza nie może się przyznać do popełnienia błędu, to premier brnie
w tym niewybaczalnym błędzie dalej i dalej.
Nie tylko on. Także senator
Bonkowski, poseł Żalek...
- Naszym problemem jest to, że brakuje lidera, który powiedziałby
jednoznacznie, nie zostawiając cienia wątpliwości, że takie zachowania są
nieakceptowalne w cywilizowanym świecie. Antysemityzm nie jest polską
specjalnością, można go znaleźć w całej Europie, ale wszędzie mówienie w języku
antysemickim jest postrzegane jak dłubanie w nosie w miejscu publicznym. Tego
się po prostu nie robi.
Powinien to powiedzieć
Kaczyński?
- Tylko on może przekonać własnych ludzi, uwiedzionych jego charyzmą.
Prezes PiS milczy. Czy daje tym
samym przyzwolenie?
- Swego czasu prawicowy prezydent Łodzi, zresztą mój przyjaciel, Jerzy
Kropiwnicki dał piękne świadectwo, jak należy przeciwdziałać zachowaniom
antysemickim. „Widzew - Żydzew, jak tej kurwy nienawidzę” - śpiewali łodzianie
z ŁKS. A widzewiacy o tych z ŁKS mówili „Żydy do gazu”. To wszystko było
wypisane także na murach Łodzi. W pewnym momencie Kropiwnicki zbudował pomnik
ofiar łódzkiego getta, zaczął odrestaurowywać żydowskie nekropolie i zachęcił
młodych ludzi do odmalowywania ścian domów. Taka postawa okazała się nagle
fajna. Dziś na szczęście napisów na murach jest o wiele mniej, ale w kościele
nikt nie usłyszy, że Chrystus był Żydem, w szkole nie wszyscy nauczyciele
powiedzą młodym ludziom, że zawołanie „Żydzi do gazu” jest hańbiące. W wielu
domach również. Gdy to wszystko złoży się do kupy - kościół, szkołę, rodzinę i
władzę - to tamy muszą zacząć pękać.
Jest pan zaskoczony falą
antysemityzmu, nacjonalizmu, a nawet neofaszyzmu?
- Jeśli chodzi o Adolfs Geburtstag, to muszę przyznać, że był poza diapazonem moich
wyobrażeń. Natomiast nacjonalizm i antysemityzm mnie nie zaskoczyły. Gdy
jakiś publicysta z sieci albo innego dorzecza mówi: „Gross-Polakożerca”, to
jestem gotowy zacytować mu mojego ojca, który kiedyś, ni stąd, ni zowąd opowiedział
mi historię o tym, jak po wojnie zagadnął swoich wiejskich koleżków, skąd mają
złote ozdoby, które wiszą na ich szyjach. Ojciec pochodzi ze wsi, ale wojnę i
powstanie przeżył w Warszawie.
I co usłyszał? „A takiego Żydka żeśmy
na kartoflisku dopadli”. „I co z Żydkiem?” - dopytywał ojciec. „A został tam
już” - bez żenady przyznali koledzy. Zamordowali go łopatami, widłami. I nie
mówimy o Jedwabnem. Mówimy o jednym z tysięcy, a może dziesiątków tysięcy
przypadków, które wydarzały się w całej Polsce.
PiS próbuje utrwalić obraz
Polaków jako wyłącznie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
- Bo byliśmy nimi także.
Oczywiście. I nasze drzewka w Yad Vashem to nie są drzewka
holenderskie, bo w Holandii za ukrywanie Żyda nie groziła kara śmierci. Jednak
równocześnie trzeba pamiętać, że rodzinę Ulmów, która zginęła za pomoc Żydom,
wydali polscy sąsiedzi ze wsi. Nie jesteśmy narodem ani bohaterów, ani
zbrodniarzy. Mamy poszarpaną, tragiczną historię, ale nie najtragiczniejszą w
świecie. Nasze elity zobowiązane są mówić prawdę, a nie fałszować ją za pomocą
kuriozalnego prawa. W ten sposób jedyne, co można osiągnąć, to przyprawić
Polakom gębę nacjonalisty i antysemity, co eliminuje nas geopolitycznie i ekonomicznie.
Bo wkrótce zapłacimy za to wszyscy.
Zawsze powtarzał pan, że PiS
przejmuje władzę, gdy w budżecie jest górka pieniędzy.
- I to jest prawda, ale za to
pretensji mieć nie można. Tak było w 2005 r., gdy przekazywałem urząd premiera
panu Marcinkiewiczowi, i tak było w 2015 r., gdy Platforma oddawała władzę
partii Kaczyńskiego po latach poważnego światowego kryzysu. Dołki po
roztrwonionych przez PiS górkach zakopywać muszą następcy, choć jeśli PiS wygra
kolejną kadencję, to tym razem będzie musiało zrobić to samo. Oczywiście,
oskarży wówczas świat o międzynarodowy spisek przeciwko Polsce. Tylko co to
zmieni? Problemy pozostaną problemami.
Czy można powiedzieć,
upraszczając, że cofnęliśmy się do epoki Gierka? Dziś cytryny i pomarańcze, a jutro kredyt na pokolenia?
- Nie, jest jedna zasadnicza
różnica. Za Gierka gospodarką rządził centralny planista, a teraz centralny
planista rządzi polityką, a gospodarką, mimo dużych postępów w kierunku
renacjonalizacji i etatyzacji, nadal rządzi rynek. Tylko że podstawy wzrostu
gospodarczego są coraz bardziej podmywane. Weźmy choćby inwestycje zagraniczne.
Mateusz Morawiecki nawołuje do inwestowania w Polsce, jak tylko może, tyle że
słowa już nie wystarczą. Bo dziś wstaje facet i pyta: „A czy u was, w tej
Polsce, Hindus pracujący w naszej firmie dostanie na ulicy w dziób?”. Taką
mamy opinię. Plus brak wiarygodności i stabilności prawnej.
Czeka nas spowolnienie
gospodarcze?
- Ludzie ciągle mnie pytają: kiedy
dogonimy Niemców? A dlaczego mielibyśmy kiedykolwiek ich dogonić? Czy to jest
gdzieś zapisane w prawach boskich? Owszem, była taka szansa. Nigdy nie byliśmy
bliżej poziomu życia zachodniej Europy niż w ciągu ostatnich 27 lat, ale
przestało nam, naszej władzy zależeć, żeby ten dystans skrócić.
Dlaczego?
- Bo ważniejsza stała się polityka
godnościowa. O gospodarce myśli się: jakoś to będzie. A polityka godnościowa?
Żyd nam zabrał, Niemiec jest nam winny. Obawiam się, że jak AfD [partia Alternatywa
dla Niemiec - red.] wyceni za chwilę wartość ziem zachodnich z Gdańskiem
włącznie, to nie tylko nie dostaniemy tych trzech bilionów, których domaga się
w ramach odszkodowań poseł Mularczyk, ale jeszcze będziemy musieli dopłacić.
Ta władza jest tak żałośnie niekompetentna, że w głowie się nie mieści.
Albo od głowy zaczyna.
- To już Donald Tusk mówił o
pilnowaniu żyrandola. Rzecz w tym, że Kwaśniewski pilnował tego żyrandola w
sposób znakomity przez 10 lat i to przy różnych politycznych wiatrach, które
nim szarpały. Ale żyrandol wisiał wtedy jak przystało na suficie, a dziś
prezydentura została sprowadzona do parteru.
Prezydent Duda abdykował?
- Ma dla tego kraju jedną zasługę:
pozbył się z rządu Antoniego Macierewicza. W ostatnim czasie moim faworytem,
a właściwie faworytą tej władzy jest Teresa Bochwic z KRRiT. To ta pani, która
była przekonana, że olimpiada w Pjongczangu odbywa się w Korei Północnej. A
następnie raczyła się wypowiedzieć w sprawie segregacji śmieci, twierdząc, że
ich spalanie w domach jest przejawem gospodarności, bo po pierwsze - cenny
popiół można wysypać na klomby, użyźniając ziemię, a po drugie - jak się ten
plastik spali, to „z żółtym śmierdzącym dymem znika w przestworzach, więc
znaczy się go nie ma”. I po problemie.
Pan kpi.
- Nie, ja tylko cytuję, co mówi
członek organu konstytucyjnego. Jeśli taka władza ma dbać o naszą godność, to
ja dziękuję. Może i poprzednie ekipy zaniedbały politykę godnościową, zamieniły
ją w czekoladowego orła, ale obecna karmi tylko nasze kompleksy. Zdarzyło mi
się ostatnio podczas towarzyskiej dyskusji o Polsce w międzynarodowym
towarzystwie opowiedzieć polish joke: „Dlaczego Polak stawia na stoliku przy
łóżku dwie szklanki: jedną pełną, drugą pustą? Bo jak się obudzi, to nie
wiadomo, czy będzie mu się chciało pić, czy nie”.
Wprawiłem kolegów w zdumienie. Skończyło się wypowiadanie o naszym kraju
w sposób protekcjonalny. Ten dowcip mógłby być o Amerykaninie czy blondynce,
ale po tym, czy potrafimy śmiać się z samych siebie, być autoironiczni, poznajemy,
czy mamy kompleksy. Jeśli ktoś wie, że jest dobry, może na swój temat opowiadać kawały. A jeśli wszędzie węszy tylko podstęp i
szuka wroga, to zaczyna opowiadać o polskich obozach.
Jesteśmy narodem kompleksiarzy?
- Ja nie. Moi przyjaciele też nie,
ale sporo osób, jeśli wierzyć sondażom poparcia dla PiS, chyba tak. Byliśmy
przez dziesięciolecia niezauważalną plamą na mapie Europy, a w ostatnim
ćwierćwieczu staliśmy się liczącym krajem, do którego nawet więksi od nas w
Unii Europejskiej przychodzą w kluczowych kwestiach, może z zaciśniętymi
zębami, ale proszą o poparcie. Jeśli ktoś nie rozumie wartości tego
cywilizacyjnego skoku, to jest - najłagodniej mówiąc - ignorantem, a dosadnie:
idiotą.
Prezydent porównał w minionym
tygodniu polskie członkostwo w UE do czasu zaborów.
- Żyrandol sięgnął bruku.
Obawia się pan polexitu?
- Niestety tak. Dynamika zdarzeń
jest taka, że wszystko staje się możliwe.
Jeśli ojczyzna znajdzie się w
potrzebie, wróci pan do polityki?
- Nie i nie chodzi o to, że jestem
już emerytem, bo w polityce starsi ode mnie odgrywają kluczowe role, ale
uważam, że czas na zmianę warty. Niestety, PiS ma tu przewagę. Zainwestowało w
młodzież. Ona jest wprawdzie zdemoralizowana, bo stanowiska, wpływy i pieniądze
wypaczają zwłaszcza młode kręgosłupy, ale wychowali sobie zastępy kandydatów
gotowych do bycia karabinem maszynowym partii.
I nawet jeśli w większości
przypadków ci ludzie chcą to robić nie z powodów ideologicznych, tylko
atrakcyjności koryta władzy, to jest w czym wybierać.
Dlaczego PiS utrzymuje wysokie
poparcie mimo destrukcji, jaką funduje Polsce?
- Pyta pani, czym uwodzą? Iluzją
siły i skuteczności. O PiS ludzie mówią: „Powiedzieli i zrobili”. A tamci? Nie
umieli, nie mogli, „kradli” poza tym. Ci, jak się okazuje, też „kradną”,
premier Morawiecki „ukrył” swoje miliony, bo przecież musiał ukryć, skoro
klasyk powiedział: „Jeśli ktoś posiada pieniądze, to skądś je ma”.
Jest taki dowcip Krzysztofa Daukszewicza, który krąży po sieci i
najlepiej opowiada o polskiej współczesności. O dwóch dziewczynkach, dobrej i
złej. Zna pani?
Nie. Proszę opowiedzieć.
- Zła dziewczynka w przedszkolu namawia
dobrą, żeby razem wyszły na balkon i zaczęły pluć na przechodniów. I zła
dziewczynka opluwa cztery osoby, a dobra jedenaście. Dlaczego? Bo dobro zawsze
ze złem zwycięża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz