Karnowscy kontra "Gazeta Polska". Niepokorni skaczą sobie do gardeł
Brutalna walka
pomiędzy mediami wspierającymi PiS. Tygodnik braci Karnowskich uderza w
największego ogłoszeniodawcę "Gazety Polskiej". "GP" nazywa
Karnowskich przebierańcami. W tle wojna o reklamy i dostęp do "ucha
prezesa".
„Przestępcy przyklejający się do obecnej władzy są
bezwzględnie ścigani”- tak tekst pt. „CBA łapie swoich” reklamuje najnowszy
tygodnik „Sieci”, czołowe wydawnictwo z grupy mediów kierowanej przez braci
Michała i Jacka Karnowskich. Obszerny materiał jest oparty na dokumentach CBA
dotyczących nadużyć w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, państwowym gigancie
zarządzającym ponad 60 spółkami przemysłu obronnego. „Sieci” opisują przekręty
przy kontraktach reklamowych i umowach sponsorskich, jakie spółki PGZ zawierały
w ciągu ostatnich 2 lat z podmiotami organizującymi szkolenia oraz „imprezy
patriotyczne”, na których występowali politycy PiS - Antoni Macierewicz i Piotr
Naimski. Jako współodpowiedzialnych za nieprawidłowości „Sieci” wskazują m.in.
prezesa PGZ Arkadiusza Siwko i wiceprezesa Radosława Obolewskiego (szefa klubów
„Gazety Polskiej” w Łomiankach). Piszą też o dwuznacznej roli Bartłomieja
Misiewicza, asystenta Macierewicza, przez chwilę pracującego w PGZ, który miał
rekomendować znajomą spółkę do współpracy z Grupą
„Układ ojca chrzestnego”
PGZ była oczkiem w głowie b. szefa MON Antoniego
Macierewicza. W pierwszych miesiącach urzędowania obsadził spółki swoimi
stronnikami, ludźmi związanymi z PiS, a dokładnie z frakcją „Gazety Polskiej” w
tej partii. Grupa wręcz zasypywała reklamami media Tomasza Sakiewicza, szefa
„GP”, ulubieńca prezesa Kaczyńskiego i wielkiego stronnika Macierewicza oraz
jego działań w sprawie katastrofy smoleńskiej. Reklamom czołgów, samolotów,
sprzętu wojskowego towarzyszyły płatne „teksty sponsorowane” oraz dodatki
tematyczne finansowane przez PGZ.
Strumień pieniędzy z Grupy wysechł na początku tego roku.
Po dymisji Macierewicza ludzie nowego szefa MON Mariusza Błaszczaka zwolnili
cały zarząd i kilkudziesięciu nominatów Macierewicza z kierowniczych stanowisk.
Od dymisji zarządu (8 lutego 2018) i przejęcia tam władzy przez ludzi
Błaszczaka wiadomo, że sprawa może się skończyć w prokuraturze. Według naszych
informacji nowy prezes PGZ Jakub Skiba – związany z Błaszczakiem były szef
Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych – obiecał, że „wyczyści afery w
grupie”.
Oprócz sytuacji opisanych przez „Sieci” badane są m.in.
sprawy FIZ MARS, które zaangażowały się w przekształcenia w polskich stoczniach
(co skończyło się spektakularną katastrofą), wydatków na targi zbrojeniowe Pro
Defense w Ostródzie, które zostały zorganizowane za czasów ministra
Macierewicza i miały być konkurencją dla Kielc czy działalności kancelarii
prawnych wskazanych przez osoby z otoczenia Macierewicza do obsługi PGZ.
Pod lupą CBA znalazły się też wydatki promocyjne m.in.
dla „Gazety Polskiej”, która cały czas wspiera Macierewicza. Wśród dziennikarzy
mediów prawicowych nazywane jest to „układem ojca chrzestnego” – Macierewicz
jest bowiem ojcem chrzestnym dziecka redaktora naczelnego „GP” Tomasza
Sakiewicza i dziecka Katarzyny Hejke – zastępczyni naczelnej.
„Przebierańcy Karnowscy”
Artykuł „Sieci” jest dalszym ciągiem wojny pomiędzy dwoma
grupami medialnymi, które wspierały PiS przed wyborami i teraz ze wszystkich
sił bronią rządu partii Kaczyńskiego. Niechęć między Sakiewiczem i Karnowskimi
jest coraz bardziej otwarta. Bracia nigdy nie doświadczyli takiej bliskości z
prezesem jak Sakiewicz, który towarzyszył mu podczas miesięcznic i był z nazwiska
wymieniany w jego wystąpieniach.
Po ostatnich wyborach propisowscy dziennikarze opanowali
media publiczne. I właśnie tam ujawniły się spory. W TVP kierowanej przez Jacka
Kurskiego występują lub dostali programy publicyści Karnowskich: Krzysztof
Feusette, Stanisław Janecki, Witold Gadowski, Maciej Pawlicki. Ze środowiska
„Gazety Polskiej” jest tylko „gwiazda” TVP Michał Rachoń (mąż Katarzyny Hejke).
Dlatego Sakiewicz nazywa TVP „tubą braci Karnowskich”.
Środowisko Sakiewicza zarzuca Karnowskim także zdradę i
koniunkturalizm. „Jeśli nasz obóz zacznie przegrywać, bracia Karnowscy
natychmiast z niego czmychną. Karnowscy dołączyli, gdy potencjał ludzki, na
który pracowali inni, był wystarczający, by można było na nim zarobić.
Wcześniej nikt nie słyszał o takich radykałach” – pisał wicenaczelny „GP” Piotr
Lisiewicz. Karnowskich nazwał przebierańcami: „Przebieraniec nie przestaje być
przebierańcem, kiedy się przebierze skutecznie. Nie przestaje nim być nawet
wtedy, gdy my zaczynamy udawać w imię wyższych racji, że przebieraniec
przebierańcem nie jest”.
Wciąż za mało
Na ostatnią publikację „Sieci” „Gazeta Polska”
odpowiedziała na razie w internecie krótkim wywiadem z Misiewiczem. Nazwał on
tekst tygodnika paszkwilem.
W ostatnich tygodniach „GP” nadal twardo broni Macierewicza,
podczas gdy „Sieci” (które też przez lata stały po stronie „opcji zamachowej”)
zaczynają podważać wiarygodność b. szefa MON.
Z analizy zawartości obu tygodników wynika, że Sakiewicz
zaczyna na tym tracić. Z „GP” znikają nie tylko reklamy grupy PGZ, ale wyraźnie
mniej niż u Karnowskich jest też ogłoszeń innych spółek skarbu państwa (Orlen,
Lotto, KGHM, PGNiG, Energa, Tauron, LOT, PZU i agencji rządowych).
W wydaniach z kwietnia ta proporcja to mniej więcej dwie
reklamy w „GP” i 10 do 15(!) w „Sieciach”. Oprócz klasycznych reklam są także
teksty sponsorowane (np. wywiady z szefami reklamujących się spółek), przy czym
u Karnowskich przeważnie nie ma informacji, że „artykuł” jest tak naprawdę
reklamą.
Bracia oferują też swoim reklamodawcom ponadstandardowe
usługi. Ich media zawzięcie broniły działacza PiS Daniela Obajtka (wójta Pcimia
oskarżonego o korupcję – jego sprawę w końcu umorzono), publikowały z nim
wywiady. Efekt – „Sieci” aż pękają od reklam koncernów Energa i Orlen, gdzie
Obajtek był (Energa) lub jest (Orlen) prezesem.
Według obliczeń domów mediowych zarówno Karnowscy, jak i
Sakiewicz za rządów PiS odnotowali 300-500-procentowy wzrost zysków z reklam
(90 proc. to ogłoszenia spółek skarbu państwa). Każdy numer obu tygodników to
180 do 200 tys. zł plus VAT.
Wygląda jednak, że to za mało. „GP” wciąż zamieszcza apele o
finansowe wsparcie dla „niezależnych mediów”. A Michał Karnowski w portalu
Wirtualnemedia.pl narzekał, że musi „liczyć każdy grosz”. Zaś 4 maja napisał w
portalu Wpolityce.pl: „Bilans działań dobrej zmiany w obszarze pluralizacji
mediów jest tragiczny”. Jego zdaniem „media konserwatywne są dziś słabsze,
niż były”. Jak pisze Karnowski: „Silnych instytucji [medialnych] zdolnych
do stawienia oporu będzie niewiele. Tym bardziej że także
w konserwatywnych środowiskach dziennikarskich wielu uznało,
że bardziej się opłaca dogadać z salonem, niż wciąż tkwić
jednoznacznie w obozie tak słabym w obszarze mediów, na dodatek
często nielojalnym. Postawy konformistyczne nasilają się”.
Wojciech Czuchnowski, Paweł Wroński
Pilnowanie dobrej zmiany
O odkrywanych
przekrętach z czasów poprzednich rządów zwykle jest głośno. Gdy za przestępstwa
korupcyjne zatrzymywani są ludzie związani ze zjednoczoną prawicą, milczą
solidarnie i PiS, i PO. Władzy trudno przyznać, że dobra zmiana nie zawsze się
udaje, ale opozycja ma jeszcze większy problem. Bo oto upada mit o
prześladującej przeciwników policji politycznej. Dotarliśmy do dokumentów
dotyczących finansowych machlojek w PGZ. Pokazują one, że przestępcy
przyklejający się do obecnej ekipy nie mogą liczyć na łagodne traktowanie przez
CBA
Marek Pyza, Marcin Wikło
Centralne
Biuro Antykorupcyjne nigdy jeszcze nie było tak dobrze oceniane przez Polaków.
Według sondażu przeprowadzonego przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej" pracę
CBA pozytywnie ocenia prawie 47 proc. badanych. To o 9 pkt procentowych więcej
niż przed rokiem.
I to mimo nieustannej nagonki na Biuro ze strony polityków odsuniętych
od władzy. Rzecznik PO Jan Grabiec nazwał je niedawno „policją polityczną na
usługach rządzącej partii”. Wtórował mu szef klubu Platformy Sławomir Neumann: „CBA jest tylko narzędziem politycznym w rękach PiS”.
Grzegorz Schetyna od dawna zapowiada, że jeśli PO wróci do władzy, CBA
zostanie zlikwidowane.
JAK ŚCIGAJĄ „SWOICH”
Opozycja strzela kulą w płot.
Przekonuje, że służba kierowana przez Ernesta Bejdę próbuje eliminować ich
ludzi - szczególnie mocno ten przekaz był
lansowany przy sprawie Stanisława Gawłowskiego, obecnie aresztowanego za zgodą
sądu. Ale CBA poluje na łapówkarzy niezależnie od ich barw partyjnych i powiązań
z ekipami politycznymi. Ściganie „swoich” jest w mediach zupełnie
marginalizowane. A jest co opisywać. Przypadek Polskiej Grupy Zbrojeniowej,
którym zajmiemy się szczegółowo, jest tylko jednym z wielu, ale świetnie
pokazuje, jak wokół jednej z największych państwowych spółek stworzono układ
biznesowo-towarzyski służący wysysaniu publicznych pieniędzy za pomocą
pozornych umów, fikcyjnych szkoleń, zawyżanych faktur. Oplatająca holding sieć
sięgała poziomu zarządu PGZ oraz gabinetu politycznego MON. To tylko jeden z
wielu obszarów funkcjonowania Grupy, który obecnie bada Centralne Biuro
Antykorupcyjne. Ten jest
już dobrze udokumentowany.
Zanim jednak przyjrzymy się PGZ, spójrzmy na owoce pracy CBA wobec
przestępstw popełnianych w latach 2015-2018 i dotyczących ludzi z nadania
dobrej zmiany. Bo przecież nie ograniczają się one do jednego przypadku
przyjmującego łapówki senatora Stanisława Koguta.
Lista jest długa: zatrzymania w Zakładach Chemicznych „Police” SA
(jeden z wątków dotyczy roku 2016 i strat spółki w wysokości ponad 2 mln zł);
osiem osób zatrzymanych w ubiegłym roku w sprawie korupcji w spółce PIT-RADWAR;
zatrzymanie przewodniczącego Rady Nadzorczej Azotów, pracownika Lotosu i
kilku biznesmenów w dużej aferze wokół wielomilionowych przetargów, od których
miały być pobierane łapówki rzędu kilkuprocentowych „prowizji”; zatrzymania w
PKP i w BOR (afera związana z niekorzystnymi dla państwowej spółki kontraktami
na szkolenia antyterrorystyczne); zatrzymania 11 osób w sprawie łapówek w
spółce Tauron Ciepło SA.
Nie odbiło się szerokim echem zatrzymanie we wrześniu 2017 r. burmistrza
Koła (członka PiS) jako szóstej osoby w aferze z ustawianymi przetargami. Za
przyjmowanie łapówek na celowniku CBA znalazł się też były dyrektor kopalni
Makoszowy, kolejny zatrzymany za przekręty w Spółce Restrukturyzacji Kopalń;
były także zatrzymania (12 osób, m.in. na gorącym uczynku) w Elektrowni Szczecin
w lutym 2017 r. - straty państwowej PGE liczono w tej sprawie w milionach.
Nie znamy jeszcze ostatecznych owoców kontroli CBA w Inspektoracie
Uzbrojenia MON, w toku są postępowania lustrujące wydatki na PR, reklamę i
doradztwo w Lotosie, Orlenie, KGHM, Azotach i PGZ. Ta ostatnia spółka ma gigantyczny
budżet, ogromną strukturę (ponad 60 spółek), więc pojawiają się wielkie pokusy.
Już w marcu 2016 r. zatrzymano w niej jednego z menedżerów ds. zamówień
publicznych. To jednak nie zniechęciło innych oszustów.
Opisujemy historie, w których stawką było kilka milionów złotych, czyli
margines miliardowych interesów prowadzonych przez państwowego giganta.
Przestępcy myśleli zapewne, że ta mała - z pozoru - skala przekrętów nie
przyciągnie niczyjej uwagi. Nic podobnego. Dotarliśmy do zawiadomienia
o przestępstwie, jakie pod koniec 2017 r. (jeszcze
przed zmianami w MON) CBA wysłało do prokuratury po kontroli w zbrojeniowej
spółce. Opisuje ono kilku umów zawartych w lecie 2016 r. przez zarząd PGZ.
SZKOLENIA, KTÓRYCH NIE BYŁO
Pierwsza, z 20 czerwca 2016 r.,
dotyczy „świadczenia usług szkoleniowych” w zakresie CSR (corporate social responsiblity - społeczna odpowiedzialność biznesu) ze
Stowarzyszeniem dla Dobra Rzeczpospolitej - Propter Bonum
Reipublicae. Ze strony państwowej spółki podpisali ją wiceprezesi Radosław
Obolewski i Maciej Lew-Mirski, za stowarzyszenie - jego prezes Piotr
Balcerowski.
Jak ustaliło CBA, wniosek do zarządu PGZ (sporządzony przez dyrektora
marketingu Roberta Kosterę) zawierał wiele nieprawdziwych informacji, a oferta
stowarzyszenia „nie posiadała żadnych cech oferty handlowej”. Trudno się
dziwić - stowarzyszenie nie miało żadnego doświadczenia w tego typu
działalności.
Sprawy dzieją się szybko. Tego samego dnia (20 czerwca) stowarzyszenie
wystawia fakturę (za szkolenie) na 491 964,33 tys. zł brutto, a już następnego
środki te przelewane są na jego konto, mimo że formalna akceptacja płatności
została zatwierdzona w PGZ dopiero tydzień później. Większość tej kwoty (391
tys.) jeszcze 21 czerwca stowarzyszenie przelewa firmie PR Ten Team Sp. z o.o.
Jeden z jej właścicieli, Grzegorz Kuć, jest wskazany w fakturze stowarzyszenia jako
jej wystawca.
Jaki związek ze „szkoleniami” dla PGZ ma Ten Team? Żaden. Ale firma ta w
tym samym czasie pojawia się w innej sprawie - koncertu, który miał być
zorganizowany w Warszawie. CBA pisze: „Stowarzyszenie zostało wskazane przez
Bartłomieja Misiewicza - ówczesnego Szefa Gabinetu Politycznego oraz rzecznika
MON - przedstawicielom PGZ jako podmiot odpowiedzialny za organizację na pl.
Piłsudskiego w Warszawie obchodów 40-lecia KOR. Misiewicz osobiście
zaproponował, aby PGZ przejęła finansowanie organizacji koncertu i zapłaciła
zaliczkę na rzecz stowarzyszenia w wysokości 40 proc. kosztów koncertu”.
Chodziło dokładnie o... 491 964,33 tys. zł. Co do grosza. To zadziwiająca
zbieżność, ale nie jedyna w tej historii. Mamy bowiem do czynienia z sytuacją,
w której PGZ z kim innym podpisuje umowę („pośrednik” bierze swoją dolę), a kto
inny wykonuje zlecenie. Być może chodzi o ukrycie prawdziwego zleceniobiorcy,
ktoś mógłby przecież zwrócić uwagę na to, że firma Ten Team zarobiła już prawie
300 tys. zł przy okazji organizacji szczytu NATO na Stadionie Narodowym.
Zabezpieczona w PGZ dokumentacja „szkoleniowa” zawiera notatkę z kilku
czerwcowych rozmów pomiędzy przedstawicielami MON (Misiewicz i jedna z urzędniczek),
Dowództwa Garnizonu Warszawa oraz PGZ (Kostera i Robert Szydłowski - dyrektor
wykonawczy państwowej spółki). Wszystkie dotyczyły jednak nie szkoleń, ale
koncertu. Jak się okaże, stowarzyszenie miało zlecić jego organizację firmie
Ten Team.
CBA nie ma wątpliwości, że osoby decyzyjne w PGZ wiedziały, iż prawie
0,5 mln zł nie było przeznaczone na wskazane w umowie szkolenia. Potwierdziło
się to w kolejnych miesiącach. Dopiero po tym, jak w październiku 2016 r. CBA
zainteresowało się umową, prezes PGZ Arkadiusz Siwko polecił SdDR przedstawienie
harmonogramu szkoleń. Otrzymał go w styczniu. Nic jednak z niego nie wynikało.
„Pomimo tego, że umowa została zawarta 20 czerwca 2016 r., to do 26 kwietnia
2017 r., czyli ponad 10 miesięcy od jej podpisania i dokonania zapłaty, nie
przeprowadzono żadnego szkolenia dla pracowników PGZ SA, co dodatkowo
potwierdza pozorność tej umowy” - czytamy w zawiadomieniu o przestępstwie.
Czując na plecach oddech CBA, przedstawiciele PGZ i SdDR wyprodukowali
dokumentację, która pogrąża ich jeszcze bardziej. Wynika bowiem z niej, że
koszt godziny szkolenia jednego pracownika (głównie w zakresie ochrony danych
osobowych) wynosił średnio aż 1,8 tys. zł! Nijak ma się to do stawek rynkowych
- gdyby nawet przyjąć najwyższe i uznać, że PGZ tych szkoleń rzeczywiście
potrzebowała, spółka mogłaby wydać 24 tys. zł, a nie 491 tys. zł.
LEWY KONCERT
Przejdźmy do umowy dotyczącej wspomnianego
warszawskiego koncertu „Głos Wolności" oraz wystawy multimedialnej w
Kielcach z okazji zrywu robotników w 1976 r. 7 lipca 2016 r. Robert Kostera
przedstawił zarządowi wniosek w tej sprawie. Tyle że było już dawno po koncercie...
Odbył się on bowiem 26 czerwca. Wniosek co prawda nosi datę 22 czerwca, ale
jego treść wskazuje, że został antydatowany. Czytamy w nim bowiem o liczbie
400 osób, która „uczestniczyła” w koncercie, oraz o tym, że „najważniejszym elementem wydarzenia było uroczyste
wręczenie medali...”, a „część edukacyjną stanowił koncert gwiazd...”.
Podkreślmy: zarząd PGZ zaakceptował wniosek 7 lipca, dwa tygodnie po
koncercie, gdy wiedziano, że - wbrew jej zapisom - odbył się on nie na pl.
Piłsudskiego, ale w hotelu Victoria, nie brało w nim udziału
1,4-2,4 tys. osób (jak planowano), lecz ledwie 400, a dodatkowo to PGZ
poniosła cały koszt wynajęcia hotelowej sali (niemal 40 tys. zł). Mówimy
o sporym wydarzeniu. Przemawiali na nim premier Beata
Szydło, ministrowie Antoni Macierewicz i Piotr Naimski, a także szef
„Solidarności” Piotr Duda.
Koszty koncertu (516 tys. zł) Rada Nadzorcza PGZ zaakceptowała dopiero 5
września (jednym z jej członków był wówczas powołany pięć dni wcześniej
Bartłomiej Misiewicz), a umowę ze stowarzyszeniem podpisano 26 września
- trzy miesiące po wydarzeniu.
W ramach tej samej umowy to samo
SdDR miało zorganizować we wrześniu wystawę
multimedialną w Kielcach. Za 221 tys. zł. „Protokół Należytego Wykonania Umowy”
w zakresie wystawy podpisano w PGZ 10 września 2016 r., czyli. 16 dni przed
podpisaniem samej umowy (w zakresie koncertu jeszcze wcześniej, bo w czerwcu).
Problem w tym, że żadna wystawa się nie odbyła. „Jako dowód na realizację
wystawy multimedialnej w Kielcach we wrześniu 2016 r. PGZ SA przedłożyła 13
czerwca 2017 r. funkcjonariuszom CBA dokumentację fotograficzną, której
analiza wykazała, że wszystkie zdjęcia zostały wykonane w innym miejscu i w
innym czasie, niż mająca się odbyć wystawa - fotografie przedstawiają
przystanki multimedialne ustawione na terenie miasta Radom w czerwcu 2016 r.”.
W dokumentach znajdujemy jeszcze jeden absurd. PGZ podpisała bowiem (23
czerwca) dodatkową umowę z SdDR na nadzór nad organizacją koncertu oraz
wystawy. Niedrogo - za 21 tys. zł. CBA podsumowuje: „Doprowadzono do tak
nielogicznej sytuacji, że PGZ SA najpierw zleciła
Stowarzyszeniu nadzór nad produkcją koncertu, którego Stowarzyszenie było
producentem, a następnie po trzech miesiącach zawarła wstecznie umowę na samą
produkcję, zatem zapłacono podmiotowi zewnętrznemu, aby nadzorował sam
siebie”.
Za koncert oraz wystawę PGZ przelała stowarzyszeniu 737 947,74 zł. Z
tej kwoty 705 tys. trafiło dalej na konto Ten Team.
SIEĆ WOKÓŁ PGZ
W zawiadomieniu do prokuratury CBA
wskazuje pięć osób, którym można udowodnić przestępstwo niedopełnienia
obowiązków, nadużycia uprawnień (w celu osiągnięcia korzyści majątkowych dla
różnych podmiotów) i narażenia państwowej spółki na duże straty. To Radosław
Obolewski (wiceprezes PGZ), Robert Kostyra (dyrektor marketingu PGZ), Robert
Szydłowski (dyrektor wykonawczy PGZ), Maciej Bogucki (kolejny dyrektor
wykonawczy w PGZ) i Grzegorz Kuć (w dokumentach figurujący jako przedstawiciel
Stowarzyszenia dla Dobra Rzeczpospolitej).
Kluczową postacią jest tu Radosław Obolewski, wiceprezes PGZ od grudnia
2015 r. do października 2016 r. Jednocześnie (od stycznia 2016 r. do czerwca
2017 r.) zasiadał w radzie nadzorczej PCO SA (dawniej Bumar Żołnierz),
wchodzącej w skład Grupy PGZ. Wcześniejszej jego działalności biznesowej
Krajowy Rejestr Sądowy nie odnotowuje. Prywatnie jest mężem Anny Obolewskiej,
właścicielki apteki Aronia w Łomiankach, w której przed wejściem do polityki
pracował Bartłomiej Misiewicz. Obolewski był też szefem Klubu „Gazety Polskiej”
w podwarszawskim miasteczku.
Kuć to prezes i współwłaściciel (z Maciejem Cłapińskim) spółki Ten Team. Jest też w 1/4 współwłaścicielem firmy Get Set Sp. z o.o. Udziałami w tej ostatniej dzieli się z
Cłapińskim i Stanisławem Oprządkiem. Ci dwaj to jednocześnie współwłaściciele
firmy El Padre, do której jeszcze wrócimy.
Ale najpierw spójrzmy na jeszcze jeden
cytat z zawiadomienia do prokuratury: „W toku kontroli uzyskano informacje o
relacjach osobistych i spotkaniach pomiędzy osobami reprezentującymi podmioty
biorące udział w organizacji i finansowaniu wydarzenia Pro Defense, tj. Członkiem Zarządu Expo Mazury
Mirosławem Pietruchą, Członkiem Zarządu PGZ SA Radosławem Obolewskim oraz
Bartłomiejem Misiewiczem”.
Przyjrzyjmy się więc teraz bliżej
współpracy ze spółką Expo
Mazury.
PUCHNĄCA UMOWA
W przesłanym do prokuratury zawiadomieniu
dokładnie opisano umowę PGZ/94/2016 z 30 marca 2016 r. dotyczącą udziału
Polskiej Grupy Zbrojeniowej w ostródzkich targach Pro Defense w dniach 2-5
czerwca 2016 r. Pakiet sponsorski opiewał na ok. 1 mln zł, ale ciekawsza jest
kwestia stoiska wystawienniczego Grupy PGZ.
Obecność na takiej imprezie to oczywistość, a koszt budowy stoiska
oszacowany przez Annę Florys, menedżera Biura Bezpieczeństwa PGZ, na 250 tys.
zł pozwalał myśleć, że uda się to zrealizować za naprawdę niewielkie (jak na
PGZ) pieniądze. Taki plan zaakceptował zarząd spółki. Zabudowa stoiska miała
być zorganizowana „po kosztach”, z pomocą logistyczną wojska i wykorzystaniem
posiadanych przez koncern mebli oraz projektu stoiska z targów zbrojeniowych w
Kielcach w 2015 r.
Tyle teorii, potem już projekt zaczął niezrozumiale „puchnąć”. 18 maja
2016 r. zarząd PGZ w składzie Radosław Obolewski i Maciej Lew-Mirski wyraził
zgodę na zawarcie aneksu nr 1 do umowy. W tym momencie była już mowa o 3 mln zł
dla firmy Expo Mazury SA, która miała postawić na targach stoisko dla PGZ
oraz innych spółek Grupy. W dokumentacji nie ma śladu po żadnej procedurze
przetargowej, decyzja była arbitralna i jej podstaw należy szukać w
udokumentowanych przez CBA relacjach osobistych wiceprezesa Obolewskiego z
Mirosławem Pietruchą, członkiem zarządu Expo Mazury SA. Obolewskiemu musiało
naprawdę bardzo zależeć na tym, by kasa trafiła do firmy znajomego, bo postanowił
wyeliminować wszelkie „ słabe punkty” układu. Na przykład odsunął od sprawy
Annę Florys, która - jak piszemy wyżej - oszacowała możliwość zbudowania
stoiska za kwotę ponad dziesięciokrotnie mniejszą, niż w rezultacie wypłacono
firmie Expo Mazury SA.
W dokumentacji widać, że stoisko
to całkowity rympał. Aneks dający miliony firmie znajomego wiceprezesa zawarto
bez wyszczególnienia, za co tak naprawdę trzeba zapłacić i jakie elementy
stoiska staną się później własnością PGZ. I nic dziwnego, bo - jak ustalono -
po zapłaceniu kwoty 3 213 652,37 zł okazało się, że PGZ SA nie posiada żadnego
(!) elementu zabudowy ani jej wyposażenia. Wypada jeszcze powiedzieć, skąd się
wzięła tak kosmiczna kwota ponad 3 mln, skoro planowano stoisko za 250 tys. zł.
PGZ brała wszystko po cenach o wiele wyższych niż rynkowe, z czego nie była w
stanie się wytłumaczyć, gdy pytali o to funkcjonariusze CBA. „Wynagrodzenie
agencji” - 435 tys. zł., „podłogi” - 267 tys.
zł, „wzmocnienie wewnętrzne z formatowaniem” - 238 tys. zł, „półfabrykaty”
80 tys. zł, „podłoga z wykładziną
i folią” - 47 tys. zł. Mało? To spójrzmy jeszcze na sprzęt, który „musiał” być
wypożyczony, choć cena jego zakupu byłaby niższa. „Projektor Optoma DLP 1020”
- cena nowego 2 890 zł, za wynajem zapłacono 3 693 zł. „Monitor LED 40” - cena nowego 898 zł, wynajęto
ich 16, płacąc za użyczenie każdego z nich po 2 841,30 zł, co dało kwotę 45
460,80 zł. „Monitor LED 55”
- cena nowego 1 598 zł, wynajem - 12 razy 3267,50
zł, co daje 39 209,94 zł. Itd., itp.
Z RĘKI DO RĘKI
Pieniądze firmie Expo Mazury wypłacono na podstawie trzech faktur. I tu kolejna
ciekawostka: dwie z nich - z 25 maja 2016 r.
na ponad 2 mln zł brutto i 2 czerwca 2016 r. na prawie 700 tys. zł. brutto -
zaakceptował do wypłaty Robert Szydłowski, dyrektor wykonawczy PGZ SA. Trzecia
faktura, z 20 czerwca 2016 r. na 671 143,47 zł, nie została zaakceptowana do
wypłaty przez nikogo, a jednak przelew poszedł.
To wcale nie koniec tej historii. PGZ zawarła umowę na budowę stoiska z
firmą Expo Mazury, która oświadczyła - co było wymagane - że „ jest podmiotem będącym w stanie samodzielnie i kompletnie
zrealizować targi”. Ustalono jednak, że „faktycznym wykonawcą zabudowy stoiska
PGZ SA na Pro
Defense 2016 była firma El Padre Sp. z o.o.”.
Taki jest też obieg pieniędzy w tym układzie.
Kilka dni po wpłatach z PGZ pieniądze z Expo Mazury wędrowały
do El Padre, były to jednak kwoty nieco mniejsze - z pierwszej faktury firma
pana Pietruchy zostawiła sobie prawie 150 tys. zł, z drugiej i trzeciej
- po niemal 50 tys. zł.
To nie pierwszy przypadek, gdy za sprawą decyzji jednego człowieka, Radosława
Obolewskiego, pieniądze miały iść do konkretnej firmy. 20 czerwca 2016 r. na
posiedzeniu zarządu złożył wniosek, by PGZ zaangażowała się w obchody 40-lecia
strajków w Radomiu. Rekomendował „zawarcie umowy z firmą eventową El Padre Sp.
z o.o. na realizację autorskiego projektu artystycznego tej spółki,
obejmującego m.in. wykorzystanie multimedialnych przystanków na kwotę 495
781,39 zł [...]”. Wiaty firmy El Padre Obolewski forsował również w lipcu 2016
r. w Łomiankach, gdzie miał być emitowany film reklamowy o PGZ. Te pomysły nie
przeszły, zarząd odrzucił je, wytykając brak szczegółowych ustaleń. Być może
był już wyczulony na tego „partnera”.
To tłumaczyłoby, dlaczego w
Ostródzie zastosowano karkołomną konstrukcję umowy z podstawioną firmą Expo Mazury zamiast faktycznego wykonawcy, czyli El Padre.
Można zapytać, dlaczego tak drobiazgowo zajmujemy się jedną umową
i jakimś stoiskiem. Bo właśnie w tej sprawie jak w soczewce
widać patologię oraz sposób działania pajęczyny, która oplotła PGZ i ssała z
niej kasę na wiele sposobów. Kolejnym ustaleniem CBA jest to, że umowa tak
naprawdę dotyczyła dwóch stoisk - tego przygotowywanego dla PGZ i innych spółek
Grupy oraz tzw. zabudowy komercyjnej, która kosztowała 73,8 tys. zł. Posłużmy
się znów cytatem z zawiadomienia do prokuratury: „Z przekazanej przez PGZ SA
dokumentacji zdjęciowej mającej stanowić dowód na realizację usługi przez Expo Mazury SA, zestawionej ze schematem zabudowy komercyjnej
wynika, że jedyną zabudową stoiska PGZ SA na hali wystawienniczej nr 5 była
właśnie zabudowa komercyjna [.]”.
A więc nie dość, że drogo i bez nadzoru, to PGZ za zabudowę stoiska na
targi Pro Defense 2016 w Ostródzie zapłaciła dwukrotnie. CBA podkreśla
również, że „sposób prze-prowadzenia wyboru wykonawców, niespójność i brak dokumentacji, fakt natychmiastowego
przetransportowania środków finansowych do innych podmiotów oraz ich wysokość,
a także zidentyfikowane powiązania personalne [Radosław Obolewski, Mirosław
Pietrucha, Bartłomiej Misiewicz - przyp. red.] mogą wskazywać na celowe
niekorzystne rozporządzenie majątkiem PGZ SA [...] i wyrządzenie znacznej
szkody majątkowej”.
BARDZO DROGA LADA
Centralne Biuro Antykorupcyjne ma
wiele dowodów na istnienie swoistej sieci firm, które oplotły PGZ. Dobrze to
widać na przykładzie opisanego w zawiadomieniu do prokuratury przetargu na
budowę stoiska (znów stoisko!) na kielecki Międzynarodowy Salon Przemysłu
Obronnego 2016. To bez wątpienia najważniejsza branżowa impreza w kraju, więc
jasne jest, że PGZ pokazuje się tam cyklicznie. Dlaczego więc przynajmniej
elementy stoiska nie mogą być te same co rok wcześniej? Być może odpowiedź jest
banalna - mogłoby być zbyt tanio, a jest przecież sporo firm, które chcą się na
tym pożywić.
W przypadku MSPO 2016 nie doszło już do wskazania firmy, która ma pracować
dla PGZ. Teoretycznie zorganizowano przetarg i nawet swoje uwagi co do jego
legalności miało Biuro Etyki i Postępowań Antykorupcyjnych PGZ, które nakazało
powtórzenie postępowania. Efekt był taki, że w trzech turach wysłano zapytania
ofertowe do 25 podmiotów, ale niech nikogo nie zmyli wielość firm, bo to tylko
pozory. W zawiadomieniu czytamy: „[...] wszyscy wykonawcy, którzy zgłosili zainteresowanie,
przedstawili ofertę lub mieli realizować zamówienie na budowę stoiska PGZ SA,
byli ze sobą w jakiś sposób powiązani”. Pojawiają się tutaj m.in. znane nam już
Ten Team czy El Padre, a także ich podwykonawcy, którym te firmy udzielają
rekomendacji. Co ciekawe, większość tych podmiotów ma siedzibę w Warszawie przy
ul. Solec 81B/A-51, pod tym adresem zarejestrowanych jest 690 (słownie:
sześćset dziewięćdziesiąt) firm, mamy więc do czynienia z klasycznym biurem
wirtualnym.
Wszystko we własnym sosie, żadnych obcych ciał. Jak udało się dobrać
takie towarzystwo? To proste. „[...] zbyt krótki termin na złożenie oferty uniemożliwiał
wykonawcom przygotowanie i przedstawienie oferty na budowę stoiska MSPO”. PGZ
tak wyśrubowała wymagania, że nie zdążyła nawet firma Probudex, której właściciele kilka miesięcy wcześniej sukcesywnie
informowali Biuro Marketingu PGZ SA o chęci wzięcia udziału w konkursie. W
pierwszym rzucie nie wysłano do niej nawet zapytania ofertowego, a potem
zabrakło już czasu.
W tych trudnych warunkach najlepszą ofertę zaproponowała - cóż za zaskoczenie!
- firma Expo Mazury, która i tym razem
musiała zatrudnić podwykonawcę. Padło na spółkę Messential, jedną z tych
kilkuset, które zarejestrowano w Warszawie na Solcu. Umowa została ostatecznie
zawarta 12 sierpnia 2016 r., a osobami odpowiedzialnymi za jej realizację ze
strony PGZ byli pracownicy pionu Radosława Obolewskiego i Roberta Szydłowskiego. Wywiązali się ze swojego zadania,
delikatnie mówiąc, średnio. W kosztorysie była konsekwentnie mowa o zakupie, a
nie o wypożyczeniu elementów zabudowy stoiska, zatem po targach powinny one
przejść na własność PGZ i trafić do magazynu z możliwością wykorzystania ich w
kolejnych latach. Jednak 20 dni po zakończeniu imprezy, 29 września 2016 r.,
firma Expo Mazury przedstawiła oświadczenia informujące, że „meble
oraz multimedia wykorzystywane do realizacji stoiska na MSPO Kielce 2016 r.
były wypożyczone”. Dalej w piśmie z CBA do prokuratury czytamy: „[…] jedynym
elementem, jaki odebrany został przez PGZ SA i znajduje się w jej posiadaniu,
spośród elementów o łącznej wartości nie mniejszej niż 4 867 036,20 zł, jest
lada targowa z logo PGZ o wartości kosztorysowej 4900 zł netto”.
CBA stwierdziło nieprawidłowości również w przypadkach kilku innych umów
zawieranych przez PGZ. Nie są one ujęte w zawiadomieniu o przestępstwie, choć
niekiedy wyglądają wyjątkowo kuriozalnie. Jak choćby w przypadku wynajęcia na
rok loży VIP o nr 120 na pierwszym poziomie trybuny zachodniej Stadionu
Narodowego w Warszawie. PGZ zapłaciła za to spółce PL2012+ niemal 244 770 zł. W
zamian za to miała mieć możliwość wykorzystywania 42-metrowego pomieszczenia
do spotkań biznesowych oraz skorzystania z pakietu 12 biletów na dziewięć wskazanych
wydarzeń „widowiskowo-rozrywkowych” na stadionie (m.in. mecze piłkarzy z Danią
i Armenią, koncert Rihanny czy zawody żużlowe). Zarząd oraz jego goście chętnie
korzystali z loży na Narodowym w ramach tego pakietu imprez, ale do niczego
więcej lokal im się nie przydał. W wyniku kontroli nie odnaleziono bowiem
żadnego dowodu na skorzystanie przez PGZ z loży do celów biznesowych. Ćwierć
miliona poszło na zabawę VIP-ów z PGZ.
WINNI POPRZEDNICY I CBA
Centralne Biuro Antykorupcyjne zażądało
wyjaśnień od zarządu PGZ. Poznaliśmy treść odpowiedzi, jakiej na kilkudziesięciu
stronach udzielił Maciej Lew-Mirski. Co ciekawe, nie ma w niej żadnych
merytorycznych odniesień do zarzutów. Wiceprezes holdingu uparcie stara się za
to wykazać, że funkcjonariusze przeprowadzili kontrolę z rażącym naruszeniem
przepisów, co ma z automatu oznaczać nieważność zebranych w jej trakcie
dowodów na nadużycia. Jednym z najpoważniejszych naruszeń przepisów przez CBA
ma być trzykrotne przedłużanie czynności kontrolnych oraz nieprecyzyjne
określenie, co tak naprawdę agenci mają sprawdzać. Trudno uznać to za polemikę
z solidnie udokumentowanymi zarzutami, raczej widzimy tutaj proceduralną
gierkę prawniczą, która ma unieważnić kontrolę bez rozstrzygania o winie.
Maciej Lew-Mirski pisze za to sporo o uczciwości,
etyce i wartościach, jakimi kierują się pracownicy oraz władze PGZ. Dowodem
na wprowadzenie międzynarodowych standardów ma być powołanie do życia na
początku 2016 r. Biura ds. Etyki i Procedur Antykorupcyjnych. Wtedy przyjęto
Kodeks Etyki Grupy PGZ i podsumowano, bardzo krytycznie, poprzednie zarządy.
Stwierdzono m.in., że brak odpowiednich procedur otwierał furtkę do
zatrudniania firm rodzinnych, a nepotyzm był zjawiskiem tak powszechnym, że
nikogo nie dziwiły wręcz klany rodzinne i przyjacielskie zatrudnianie w
spółkach. Przekładać się to też miało na koszty współpracy z kontrahentami,
które często wielokrotnie przewyższały ceny rynkowe.
Przypomnijmy, żeby się nie pomyliło - to o poprzednikach. Maciej
Lew-Mirski twierdzi, że przyjęty system działań przynosi skutki w postaci
oszczędności oraz odbudowuje wizerunek Grupy. O „oszczędnościach” i „rynkowych” cenach już wspominaliśmy, natomiast nad
poprawą wizerunku trzeba będzie jeszcze popracować. Teraz już na serio.
A teraz żona p.Macieja Cłapińskiego - wiceprezesa i udziałowca opisanej tu spółki 10TEAM z kapitałem zakładowym 5 tys zł (a jakże) kandyduje jak gdyby nigdy nic w nadchodzących wyborach samorządowych 2024 na Burmistrza m.Łomianki. I nomen omen p.Magdalena Cłapińska paraduje na wiecach w czapeczce 'Make Great Łomianki Again' czytaj: great deal Cłapińcy family... #WSTYD.
OdpowiedzUsuń