Wszystko wskazuje na
to, że rząd PiS nie zamierza spełnić postulatów protestujących w Sejmie
niepełnosprawnych i ich matek. Stosuje strategię na przetrzymanie, choć
propagandowe koszty rosną. Dlaczego?
Czemu PiS
zdecydowało się na eskalację konfliktu z niepełnosprawnymi, zamiast szukać
kompromisu? Na ile taka strategia bierze się z przemyślanej kalkulacji politycznych
zysków i strat, a na ile ze specyficznej kultury korporacyjnej Prawa i
Sprawiedliwości, która nie pozwala na ustępstwa wobec żądań, co najwyżej dopuszcza
spełnienie pokornych próśb?
Tymczasem protest niepełnosprawnych przynosi partii
rządzącej coraz poważniejsze straty
HIPOKRYZJA
Po pierwsze, PiS naraża się na zarzut hipokryzji. Łatwo przypomnieć wypowiedzi prominentnych działaczy partii
z czasów, gdy sami byli w opozycji, a niepełnosprawni protestowali przeciw
rządowi PO i PSL - w ten sam sposób, w tym samym miejscu i w sprawie podobnych
postulatów. „Rząd na własne życzenie zorganizował sobie akcję protestacyjną. To
wasza wina, że na korytarzach sejmowych leżą dziś chore dzieci. To państwa
nieodpowiedzialna, nieprzemyślana polityka w stosunku do osób niepełnosprawnych
skutkuje dzisiaj takimi nastrojami społecznymi i takimi emocjami”. Tak mówiła w
2014 roku obecna minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta
Rafalska. Dzisiaj ten cytat jak ulał pasuje do niej samej.
Gdy Andrzej Duda postanowił zostawić swoje partyjne
koleżanki i kolegów na spalonym, a przy okazji zbić trochę własnego kapitału
politycznego i jako pierwszy wybrał się z wizytą do protestujących, musiał
przejść przez prawdziwe piekło upokorzenia, gdy jedna z matek odtworzyła mu
jego własne wystąpienie z kampanii wyborczej: „To wstyd, że państwo polskie
nie tylko o takie rodziny nie dba, ale wręcz je oszukuje. Nie zawaham się użyć
mocnego słowa: ci którzy wychowują, ci którzy opiekują się, poświęcając często
swoje życie, nie tylko zawodowe, swoimi niepełnosprawnymi dziećmi, to bohaterowie
w każdym społeczeństwie i państwo polskie też ich tak powinno postrzegać.
Oni potrzebują wsparcia ze strony
państwa, ale nie powinni tego wsparcia ani się domagać, ani o nie prosić.
Uczciwi politycy sami im powinni to wsparcie dać”.
Jedyne, na co w tej sytuacji było stać Andrzeja Dudę, to
nieme kiwanie głową. Film z tego wydarzenia bije rekordy popularności. Jego
oglądalność zbliża się do miliona, nie przysparzając głowie państwa
popularności.
Takie cytaty podważają legitymizację obecnej ekipy opartą
na obietnicy realizacji wyższych standardów moralnych. To postulaty odzyskania
godności przez zwykłego człowieka, wstawania z kolan i aktywnej polityki
społecznej miały różnić socjalną prawicę od nieczułych liberałów z PO. I oto
protest, jaki swego czasu Donald Tusk - propagandowy symbol zła, człowiek o
„wilczym spojrzeniu” - był w stanie rozwiązać w ciągu 17 dni, dziś, za rządów
dobrej zmiany, ciągnie się ponad miesiąc. Wygląda to fatalnie.
MANIPULACJA
90 procent, czyli zdecydowana większość Polaków, w tym wyborców prawicy (Millward Brown
dla „Faktów” TVN) popiera
postulaty protestujących. Trudno o większą jedność w jakiejkolwiek sprawie.
Mateusz Morawiecki postanowił tę jedność rozbić, ogłaszając plan podatku
solidarnościowego - najbogatsi mają specjalnym podatkiem złożyć się na
niepełnosprawnych.
Rzymska zasada „dziel i rządź” tym razem nie zadziałała.
Niepełnosprawni i ich opiekunowie z oburzeniem wypowiadają się o propozycji
rządu. Opinia publiczna przyjęła proponowane rozwiązanie jako propagandowy
wybieg, a nie realną propozycję rozwiązania problemu. Zamiast podzielić Polaków
w tej sprawie, rząd raczej zniechęcił kolejne rzesze wyborców. Do zarzutu hipokryzji
doszedł zarzut manipulacji. Dwa do zera dla protestujących.
PROPAGANDA
Dlaczego klasyczne metody politycznej rozgrywki zawiodły? Może dlatego, że Mateusz Morawiecki
wpadł w sidła własnej manipulacji. Od początku sprawowania swej funkcji
realizował propagandę nieustających sukcesów. Strategia, która miała przynieść
mu polityczny sukces - bardzo skuteczna, gdy chodzi o manipulowanie własnym zapleczem
politycznym, a przede wszystkim zdobycie zaufania i wiary prezesa, dla
premiera rządu jest samobójcza. Jeśli bowiem z miesiąca na miesiąc Morawiecki
ogłasza nadwyżkę, czyli obecność wolnych, niezaplanowanych środków w budżecie,
to musi się liczyć z walką różnych grup interesów o to, kto te środki
przejmie.
Premier ogłosił 3,5 miliarda złotych nadwyżki budżetowej po
pierwszym kwartale. Nie musiał długo czekać na reakcję. Skoro pieniądze są, to
trzeba o nie walczyć. Matki niepełnosprawnych były najbardziej zdesperowane i
najszybciej zareagowały na triumfalistyczne zapowiedzi Morawieckiego.
Problem polega na tym, że szumnie ogłaszana przez premiera
nadwyżka to lipa. Morawiecki zastosował tę samą taktykę rok wcześniej. Kolejne
raporty wykonania budżetu przynosiły informacje o nadwyżkach. Sukces rządu miał wynikać z realizacji
polityki - „wystarczy nie kraść”, a pieniądze same się znajdą. Wielkim sukcesem
miało być z triumfem ogłaszane „uszczelnienie systemu podatkowego”. Morawiecki
chodził w glorii i chwale do grudnia, gdy
nadwyżka przerodziła się w 25-miliardowy deficyt.
Strategia, która przyniosła mu władzę, może mu tę władzę
odebrać. Manipulacje, które przechodziły na stanowisku ministra finansów, mogą
być zabójcze dla premiera. Bo premier nie tylko odpowiada za budżet, ale
przede wszystkim za realizację polityki opartej na tym budżecie. Musi liczyć
się z rozczarowaniem tych grup społecznych, których interesy nie będą
priorytetem jego rządu. Padł ofiarą własnej propagandy sukcesu. Jak teraz
wytłumaczyć matkom niepełnosprawnych dzieci, że dały się oszukać i pieniędzy
nie ma? Jak zrealizować ich postulaty, skoro natychmiast w kolejce po pieniądze
ustawią się kolejne grupy społeczne: lekarze, nauczyciele, górnicy, emeryci?
LICYTACJA AGRESJI
Władza najwyraźniej z konfliktem sobie nie radzi -
tak jakby cała partia była zarażona wirusem chronicznej przypadłości
prezesa. Jarosław Kaczyński od dawna stosuje niezmienną strategię
rozwiązywania konfliktów: za każdym razem dąży do dominacji nad przeciwnikiem,
próbuje go złamać, eskalując temperaturę sporu i za wszelką cenę postawić na
swoim.
Ta strategia tarana może być skuteczna wobec silnego
przeciwnika, którego trzeba złamać, by wymóc ustępstwa, lecz zawodzi wobec
kompletnie bezbronnych, potrzebujących, wobec ludzi, których jedyną bronią
jest cierpienie. Siła przeradza się w butę, stanowczość w nieuzasadnioną
agresję, nieczułość, bezduszność, tępotę i chamstwo.
Działacze Prawa i Sprawiedliwości przyjęli taktykę tę co
zawsze - prześcigają się w bezduszności, licytują w bezwzględności. Z każdym
dniem ekipa dobrej zmiany pogrąża się coraz bardziej. Poseł Pięta chciał
donieść na protestujących, wynieść ich z Sejmu siłą i oddać w ręce policji.
Poseł Krynicka: „Gdyby matka się postarała i założyła sobie taki cel, mogliby
pracować i integrować się ze społeczeństwem. A nie siedzieć w czterech
ścianach. 500 złotych nic im nie da”. Taka proklamacja wyjątkowo źle wygląda
na tle leżących na sejmowej posadzce niepełnosprawnych dzieci.
Wszystkich przebił wiceprzewodniczący klubu poselskiego
PiS Jacek Żalek, mówiąc o rodzicach niepełnosprawnych: „Traktują dzieci jak
żywe tarcze i nie można dawać im pieniędzy, bo mogą być wśród nich
zwyrodnialcy”.
Strategia nękania niepełnosprawnych i ich matek ma swoje
koszty. Do Sejmu nie wpuszczono ikony polskiej dobroczynności Janiny
Ochojskiej. Jej zdjęcie, gdy o kulach (jest osobą niepełnosprawną) negocjuje z
monstrualnej postury strażnikiem, urosło do rangi symbolu. Marszałek Kuchciński
wymierzył surową karę za spotkanie z Ochojską, zabraniając uczestnikom
protestu spacerów. Strażnicy notorycznie, na złość protestującym zamykają
okna. Kamera TVP non stop podglądała protestujących. Najwyraźniej rządowi
propagandyści liczyli na to, że może padnie brzydkie słowo albo ktoś przyniesie
sushi i będzie można uruchomić machinę dyskredytacji uczestników protestu?
Wygląda to coraz bardziej obrzydliwie, a matki i ich
niepełnosprawne dzieci nie chcą dać się złamać. Koszty polityczne PiS rosną,
lecz - o dziwo - rosną też sondaże przychylne partii.
Dlaczego?
DEMONSTRACJA SIŁY
Dlatego iż mamy w Polsce do czynienia z
neoautorytarnym elektoratem. Taki
elektorat najbardziej ceni siłę. Nawet siłę demonstrowaną wobec najsłabszych,
bezbronnych. To, co było nie do pomyślenia w przypadku poprzedniej ekipy, tej
uchodzi na sucho. Bronisława Komorowskiego wyborcy ukarali boleśnie za
wypowiedzi anielsko wręcz łagodne. Jego „zmień pracę i weź kredyt” stało się
symbolem arogancji. Dzisiaj szef gabinetu politycznego premiera poseł Suski
odmawia pomocy rodzinom opiekującym się niepełnosprawnymi, ponieważ „te
pieniądze wydadzą na kino i basen”. I co? I nic. Bo bolesna prawda jest taka,
że PiS wolno to, czego demokratom ich wyborcy nie byli w stanie wybaczyć. Autokratyczny
elektorat oczekuje od swojej władzy wskazania słabszego, gorszego, aby
podkarmić nieznośny głód poczucia własnej wartości. Już raz taki schemat
zadziałał wobec uchodźców. Teraz działa wobec niepełnosprawnych.
Nie będzie jednak działał w nieskończoność. Opozycja co
prawda jak zwykle nie umie zdyskontować na swoją korzyść błędów władzy, ale
niezależnie od bieżącej taktyki PiS konsekwentnie buduje cały arsenał
argumentów dla swoich obecnych i przyszłych przeciwników. Jestem przekonany,
że oprócz chciwości i korupcji (nagrody, „misiewicze”, „sami swoi”, afery) to
właśnie pycha, arogancja i poniżanie protestujących będą głównymi motywami
przewodnimi przyszłej kampanii wyborczej.
ZIMNA KALKULACJA
Dlaczego pomimo tak wysokich kosztów PiS brnie w
konflikt, który wyraźnie
przegrywa?
Po pierwsze, dlatego że inaczej nie umie. Ta partia nie
jest strukturalnie zdolna do rozwiązywania konfliktów społecznych; jest
doskonała do prowadzenia wojen, ale fatalna przy budowaniu jakichkolwiek
kompromisów.
Po drugie, dlatego że taka jest wewnętrzna dynamika
aparatu. Licytacja brutalności będzie trwać, bo podłością działacze zyskują
sławę i poklask we własnych szeregach.
Po trzecie, dlatego że rząd złapał się w pułapkę własnej
propagandy. Nie można ludziom dzisiaj przyznać: pieniędzy nie ma, nadwyżki
były oszustwem.
Ale decydujący jest inny argument. Pomoc niepełnosprawnym
się politycznie nie opłaca. Potencjalnych odbiorców pomocy jest 280 tys. Łatwo
policzyć, że koszt programu ich wsparcia to ok. 1,6 miliarda złotych rocznie.
Tyle, ile rząd dobrej zmiany chce przeznaczyć na „tornistrowe”. Dlaczego na
wyprawkę szkolną pieniądze w budżecie są, a na niepełnosprawnych nie ma? Bo
niepełnosprawnych jest zbyt mało w porównaniu z blisko pięcioma milionami
rodzin uczniów.
Poza tym - co tu kryć - niepełnosprawni rzadko chodzą do
wyborów. Można ich stosunkowo łatwo prawie zupełnie wyeliminować, znosząc -
wzorem Orbana - głosowanie korespondencyjne. Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość
marzy o programie na miarę 500+, który zapewniłby partii drugą kadencję, a
nawet konstytucyjną większość.
Rachunek zysków i strat wygląda zatem następująco. Z
jednej strony jest demonstracja siły, spełnienie potrzeb autorytarnego elektoratu,
rozwiązanie problemu populistycznej pułapki i propagandy sukcesu. Z drugiej
rosnące koszty - psychologiczne metody łamania protestujących matek i ich
dzieci wyglądają coraz bardziej obrzydliwie.
Jak na razie spełnienie żądań się władzy politycznie nie
opłaca. To, czy długofalowo jest to decyzja słuszna, zależy wyłącznie od nas
samych. Protest niepełnosprawnych jest wielkim testem. Powiedzieli nam,
Polakom: sprawdzam.
Czy zdamy test podstawowej ludzkiej przyzwoitości? Czy
będziemy umieli odróżnić kłamstwo od prawdy, wartości od hipokryzji,
wrażliwość od pogardy, prawdziwą politykę społeczną od wulgarnego kupowania
głosów? To pokażą najbliższe wybory. Wyzwanie rzucili nam najsłabsi.
Jakub Bierzyński
jest socjologiem,
przedsiębiorcą, publicystą, prezesem domu mediowego OMD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz