poniedziałek, 21 maja 2018

Pycha i Siła




Wszystko wskazuje na to, że rząd PiS nie zamierza spełnić postulatów protestujących w Sejmie niepełnosprawnych i ich matek. Stosuje strategię na przetrzymanie, choć propagandowe koszty rosną. Dlaczego?

Czemu PiS zdecydowało się na eskalację konfliktu z niepełnosprawnymi, za­miast szukać kompromi­su? Na ile taka strategia bierze się z przemyślanej kalkulacji po­litycznych zysków i strat, a na ile ze spe­cyficznej kultury korporacyjnej Prawa i Sprawiedliwości, która nie pozwala na ustępstwa wobec żądań, co najwyżej do­puszcza spełnienie pokornych próśb?
   Tymczasem protest niepełnospraw­nych przynosi partii rządzącej coraz po­ważniejsze straty

HIPOKRYZJA
Po pierwsze, PiS naraża się na za­rzut hipokryzji. Łatwo przypomnieć wypowiedzi prominentnych działaczy partii z czasów, gdy sami byli w opo­zycji, a niepełnosprawni protestowali przeciw rządowi PO i PSL - w ten sam sposób, w tym samym miejscu i w spra­wie podobnych postulatów. „Rząd na własne życzenie zorganizował sobie ak­cję protestacyjną. To wasza wina, że na korytarzach sejmowych leżą dziś chore dzieci. To państwa nieodpowiedzialna, nieprzemyślana polityka w stosunku do osób niepełnosprawnych skutkuje dzisiaj takimi nastrojami społecznymi i takimi emocjami”. Tak mówiła w 2014 roku obecna minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. Dzisiaj ten cytat jak ulał pasuje do niej samej.
   Gdy Andrzej Duda postanowił zosta­wić swoje partyjne koleżanki i kolegów na spalonym, a przy okazji zbić trochę własnego kapitału politycznego i jako pierwszy wybrał się z wizytą do prote­stujących, musiał przejść przez praw­dziwe piekło upokorzenia, gdy jedna z matek odtworzyła mu jego włas­ne wystąpienie z kampanii wyborczej: „To wstyd, że państwo polskie nie tyl­ko o takie rodziny nie dba, ale wręcz je oszukuje. Nie zawaham się użyć mocne­go słowa: ci którzy wychowują, ci którzy opiekują się, poświęcając często swoje życie, nie tylko zawodowe, swoimi nie­pełnosprawnymi dziećmi, to bohatero­wie w każdym społeczeństwie i państwo polskie też ich tak powinno postrzegać.
Oni potrzebują wsparcia ze strony pań­stwa, ale nie powinni tego wsparcia ani się domagać, ani o nie prosić. Uczci­wi politycy sami im powinni to wspar­cie dać”.
   Jedyne, na co w tej sytuacji było stać Andrzeja Dudę, to nieme kiwanie gło­wą. Film z tego wydarzenia bije rekor­dy popularności. Jego oglądalność zbliża się do miliona, nie przysparzając głowie państwa popularności.
   Takie cytaty podważają legitymizację obecnej ekipy opartą na obietnicy reali­zacji wyższych standardów moralnych. To postulaty odzyskania godności przez zwykłego człowieka, wstawania z ko­lan i aktywnej polityki społecznej miały różnić socjalną prawicę od nieczułych liberałów z PO. I oto protest, jaki swe­go czasu Donald Tusk - propagandowy symbol zła, człowiek o „wilczym spoj­rzeniu” - był w stanie rozwiązać w cią­gu 17 dni, dziś, za rządów dobrej zmiany, ciągnie się ponad miesiąc. Wygląda to fatalnie.

MANIPULACJA
90 procent, czyli zdecydowana większość Polaków, w tym wyborców prawicy (Millward Brown dla „Faktów” TVN) popiera postulaty protestujących. Trudno o większą jedność w jakiejkol­wiek sprawie. Mateusz Morawiecki po­stanowił tę jedność rozbić, ogłaszając plan podatku solidarnościowego - naj­bogatsi mają specjalnym podatkiem zło­żyć się na niepełnosprawnych.
   Rzymska zasada „dziel i rządź” tym razem nie zadziałała. Niepełnosprawni i ich opiekunowie z oburzeniem wypo­wiadają się o propozycji rządu. Opinia publiczna przyjęła proponowane roz­wiązanie jako propagandowy wybieg, a nie realną propozycję rozwiązania problemu. Zamiast podzielić Polaków w tej sprawie, rząd raczej zniechęcił ko­lejne rzesze wyborców. Do zarzutu hipo­kryzji doszedł zarzut manipulacji. Dwa do zera dla protestujących.

PROPAGANDA
Dlaczego klasyczne metody poli­tycznej rozgrywki zawiodły? Może dlatego, że Mateusz Morawiecki wpadł w sidła własnej manipulacji. Od począt­ku sprawowania swej funkcji realizował propagandę nieustających sukcesów. Strategia, która miała przynieść mu po­lityczny sukces - bardzo skuteczna, gdy chodzi o manipulowanie własnym za­pleczem politycznym, a przede wszyst­kim zdobycie zaufania i wiary prezesa, dla premiera rządu jest samobójcza. Je­śli bowiem z miesiąca na miesiąc Mora­wiecki ogłasza nadwyżkę, czyli obecność wolnych, niezaplanowanych środków w budżecie, to musi się liczyć z walką różnych grup interesów o to, kto te środ­ki przejmie.
   Premier ogłosił 3,5 miliarda złotych nadwyżki budżetowej po pierwszym kwartale. Nie musiał długo czekać na re­akcję. Skoro pieniądze są, to trzeba o nie walczyć. Matki niepełnosprawnych były najbardziej zdesperowane i najszybciej zareagowały na triumfalistyczne zapo­wiedzi Morawieckiego.
   Problem polega na tym, że szumnie ogłaszana przez premiera nadwyżka to lipa. Morawiecki zastosował tę samą tak­tykę rok wcześniej. Kolejne raporty wy­konania budżetu przynosiły informacje o nadwyżkach. Sukces rządu miał wy­nikać z realizacji polityki - „wystarczy nie kraść”, a pieniądze same się znajdą. Wielkim sukcesem miało być z triumfem ogłaszane „uszczelnienie systemu po­datkowego”. Morawiecki chodził w glorii i chwale do grudnia, gdy nadwyżka prze­rodziła się w 25-miliardowy deficyt.
   Strategia, która przyniosła mu władzę, może mu tę władzę odebrać. Manipula­cje, które przechodziły na stanowisku ministra finansów, mogą być zabójcze dla premiera. Bo premier nie tylko od­powiada za budżet, ale przede wszyst­kim za realizację polityki opartej na tym budżecie. Musi liczyć się z rozczarowa­niem tych grup społecznych, których in­teresy nie będą priorytetem jego rządu. Padł ofiarą własnej propagandy sukcesu. Jak teraz wytłumaczyć matkom niepeł­nosprawnych dzieci, że dały się oszukać i pieniędzy nie ma? Jak zrealizować ich postulaty, skoro natychmiast w kolejce po pieniądze ustawią się kolejne grupy społeczne: lekarze, nauczyciele, górni­cy, emeryci?

LICYTACJA AGRESJI
Władza najwyraźniej z konflik­tem sobie nie radzi - tak jakby cała partia była zarażona wirusem chronicz­nej przypadłości prezesa. Jarosław Ka­czyński od dawna stosuje niezmienną strategię rozwiązywania konfliktów: za każdym razem dąży do dominacji nad przeciwnikiem, próbuje go złamać, eskalując temperaturę sporu i za wszelką cenę postawić na swoim.
   Ta strategia tarana może być skutecz­na wobec silnego przeciwnika, którego trzeba złamać, by wymóc ustępstwa, lecz zawodzi wobec kompletnie bezbron­nych, potrzebujących, wobec ludzi, któ­rych jedyną bronią jest cierpienie. Siła przeradza się w butę, stanowczość w nie­uzasadnioną agresję, nieczułość, bez­duszność, tępotę i chamstwo.
   Działacze Prawa i Sprawiedliwości przyjęli taktykę tę co zawsze - prześci­gają się w bezduszności, licytują w bez­względności. Z każdym dniem ekipa dobrej zmiany pogrąża się coraz bar­dziej. Poseł Pięta chciał donieść na pro­testujących, wynieść ich z Sejmu siłą i oddać w ręce policji. Poseł Krynicka: „Gdyby matka się postarała i założy­ła sobie taki cel, mogliby pracować i in­tegrować się ze społeczeństwem. A nie siedzieć w czterech ścianach. 500 zło­tych nic im nie da”. Taka proklamacja wyjątkowo źle wygląda na tle leżących na sejmowej posadzce niepełnospraw­nych dzieci.
   Wszystkich przebił wiceprzewodni­czący klubu poselskiego PiS Jacek Żalek, mówiąc o rodzicach niepełnosprawnych: „Traktują dzieci jak żywe tarcze i nie można dawać im pieniędzy, bo mogą być wśród nich zwyrodnialcy”.
   Strategia nękania niepełnosprawnych i ich matek ma swoje koszty. Do Sejmu nie wpuszczono ikony polskiej dobro­czynności Janiny Ochojskiej. Jej zdjęcie, gdy o kulach (jest osobą niepełnospraw­ną) negocjuje z monstrualnej postury strażnikiem, urosło do rangi symbolu. Marszałek Kuchciński wymierzył suro­wą karę za spotkanie z Ochojską, zabra­niając uczestnikom protestu spacerów. Strażnicy notorycznie, na złość protestu­jącym zamykają okna. Kamera TVP non stop podglądała protestujących. Najwy­raźniej rządowi propagandyści liczyli na to, że może padnie brzydkie słowo albo ktoś przyniesie sushi i będzie można uru­chomić machinę dyskredytacji uczestni­ków protestu?
   Wygląda to coraz bardziej obrzydli­wie, a matki i ich niepełnosprawne dzieci nie chcą dać się złamać. Koszty politycz­ne PiS rosną, lecz - o dziwo - rosną też sondaże przychylne partii.
   Dlaczego?

DEMONSTRACJA SIŁY
Dlatego iż mamy w Polsce do czy­nienia z neoautorytarnym elekto­ratem. Taki elektorat najbardziej ceni siłę. Nawet siłę demonstrowaną wobec najsłabszych, bezbronnych. To, co było nie do pomyślenia w przypadku poprzed­niej ekipy, tej uchodzi na sucho. Broni­sława Komorowskiego wyborcy ukarali boleśnie za wypowiedzi anielsko wręcz łagodne. Jego „zmień pracę i weź kredyt” stało się symbolem arogancji. Dzisiaj szef gabinetu politycznego premiera poseł Su­ski odmawia pomocy rodzinom opiekują­cym się niepełnosprawnymi, ponieważ „te pieniądze wydadzą na kino i basen”. I co? I nic. Bo bolesna prawda jest taka, że PiS wolno to, czego demokratom ich wyborcy nie byli w stanie wybaczyć. Au­tokratyczny elektorat oczekuje od swo­jej władzy wskazania słabszego, gorszego, aby podkarmić nieznośny głód poczucia własnej wartości. Już raz taki schemat zadziałał wobec uchodźców. Teraz działa wobec niepełnosprawnych.
   Nie będzie jednak działał w nieskoń­czoność. Opozycja co prawda jak zwykle nie umie zdyskontować na swoją ko­rzyść błędów władzy, ale niezależnie od bieżącej taktyki PiS konsekwentnie bu­duje cały arsenał argumentów dla swo­ich obecnych i przyszłych przeciwników. Jestem przekonany, że oprócz chciwości i korupcji (nagrody, „misiewicze”, „sami swoi”, afery) to właśnie pycha, arogancja i poniżanie protestujących będą głów­nymi motywami przewodnimi przyszłej kampanii wyborczej.

ZIMNA KALKULACJA
Dlaczego pomimo tak wysokich kosztów PiS brnie w konflikt, który wyraźnie przegrywa?
   Po pierwsze, dlatego że inaczej nie umie. Ta partia nie jest strukturalnie zdolna do rozwiązywania konfliktów społecznych; jest doskonała do prowa­dzenia wojen, ale fatalna przy budowa­niu jakichkolwiek kompromisów.
   Po drugie, dlatego że taka jest we­wnętrzna dynamika aparatu. Licy­tacja brutalności będzie trwać, bo podłością działacze zyskują sławę i po­klask we własnych szeregach.
   Po trzecie, dlatego że rząd złapał się w pułapkę własnej propagandy. Nie moż­na ludziom dzisiaj przyznać: pieniędzy nie ma, nadwyżki były oszustwem.
   Ale decydujący jest inny argument. Pomoc niepełnosprawnym się politycz­nie nie opłaca. Potencjalnych odbiorców pomocy jest 280 tys. Łatwo policzyć, że koszt programu ich wsparcia to ok. 1,6 miliarda złotych rocznie. Tyle, ile rząd dobrej zmiany chce przeznaczyć na „tornistrowe”. Dlaczego na wyprawkę szkolną pieniądze w budżecie są, a na niepełnosprawnych nie ma? Bo niepeł­nosprawnych jest zbyt mało w porówna­niu z blisko pięcioma milionami rodzin uczniów.
   Poza tym - co tu kryć - niepełno­sprawni rzadko chodzą do wyborów. Można ich stosunkowo łatwo prawie zu­pełnie wyeliminować, znosząc - wzorem Orbana - głosowanie korespondencyjne. Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość ma­rzy o programie na miarę 500+, który za­pewniłby partii drugą kadencję, a nawet konstytucyjną większość.
   Rachunek zysków i strat wygląda za­tem następująco. Z jednej strony jest demonstracja siły, spełnienie potrzeb autorytarnego elektoratu, rozwiąza­nie problemu populistycznej pułapki i propagandy sukcesu. Z drugiej rosnące koszty - psychologiczne metody łama­nia protestujących matek i ich dzieci wy­glądają coraz bardziej obrzydliwie.
   Jak na razie spełnienie żądań się wła­dzy politycznie nie opłaca. To, czy dłu­gofalowo jest to decyzja słuszna, zależy wyłącznie od nas samych. Protest nie­pełnosprawnych jest wielkim testem. Powiedzieli nam, Polakom: sprawdzam.
   Czy zdamy test podstawowej ludzkiej przyzwoitości? Czy będziemy umieli od­różnić kłamstwo od prawdy, wartości od hipokryzji, wrażliwość od pogardy, prawdziwą politykę społeczną od wul­garnego kupowania głosów? To poka­żą najbliższe wybory. Wyzwanie rzucili nam najsłabsi.
Jakub Bierzyński
jest socjologiem, przedsiębiorcą, publicystą, prezesem domu mediowego OMD.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz