Gdy Jarosław
Kaczyński ma kontuzję kolana, PiS ogarnia paraliż. A młode wilki prawicy
ustawiają się do wyścigu o sukcesję, bo czują, że prezes słabnie
Renata Grochal
Do końca wakacji
prezes nie wróci już do objazdu po kraju. Będzie miał operację, a później czeka
go długa rehabilitacja. Dla nas lepiej, żeby zrobił to teraz, a nie przed
wyborami parlamentarnymi, bo wybory samorządowe nie są takie ważne - mówi mi jeden z najbliższych doradców Jarosława
Kaczyńskiego.
O tym, że sprawa jest poważna, świadczy fakt, iż Kaczyński w długi
majowy weekend odwołał spotkanie z wyborcami w Garwolinie. Musiał jechać za
niego premier Morawiecki. Po blamażu z premiami dla ministrów Kaczyński z
innymi politykami PiS zaczął objazd po kraju. W najbliższych miesiącach mieli
odwiedzić 600-700 miejsc. Ale po wyjeździe do Trzcianki stan zdrowia prezesa
się pogorszył, musiał położyć się do szpitala.
Kiedyś prezes zaliczał 40-50 wyjazdów w ciągu roku, ale od wyborów
parlamentarnych jeździł mniej, bo coraz częściej źle się czuł.
- Kaczyńskiego i Putina dzielą zaledwie trzy lata. Ale Putin to judoka, trenuje, pływa, ciągle jest w świetnej kondycji.
Dopiero na jego tle widać, jak bardzo Kaczyński wciągu ostatniego roku posunął
się w latach - kreśli dość specyficzne porównanie polityk PiS.
Od roku Kaczyńskiego bardzo bolała noga. W kolanie wytarła mu się
chrząstka stawowa. Zdarzało się, że musiał przerywać spotkania, bo nie mógł
wysiedzieć ze zgiętą nogą. Już rok temu lekarze doradzali mu operację kolana,
ale się nie zgodził. To by oznaczało wyłączenie się z polityki na 2-3 miesiące,
a tego sobie nie wyobrażał.
Jednak jesienią ubiegłego roku przyszedł kryzys i ból się nasilił. To
dlatego w listopadzie Kaczyński zdecydował, że nie zostanie premierem i
wskazał Morawieckiego.
LĘK PRZED SŁABOŚCIĄ
Kaczyński regularnie
jeździ do szpitala wojskowego
przy ul. Szaserów, co wywołuje coraz częstsze plotki o pogarszającym się stanie
jego zdrowia. Spekulacje się wzmogły, gdy tabloidy wytropiły, że Kaczyński, który
ostatnie dni spędził na badaniach w szpitalu, nie leży na oddziale ortopedii,
tylko na wewnętrznym. Więc może to coś poważniejszego niż tylko uraz kolana?
Jednak doradca prezesa zapewnia, że Kaczyński trafił na oddział wewnętrzny, bo
tylko tam była salka dla VIP-ów.
Według moich rozmówców Kaczyński źle znosi problemy zdrowotne. Krzyczy
na współpracowników, ma o wszystko pretensje. Był wściekły, gdy „Fakt”
opublikował zdjęcia, jak dyrektor szpitala wojskowego przywozi mu kule do
domu, a później, gdy tabloidy pokazały, jak o kulach idzie do limuzyny.
To było wbrew budowanemu przez niego wizerunkowi silnego lidera, który -
mimo swoich 69 lat - ciągle daje radę.
- Dla niego te kule stanowią wielki dyskomfort, bo nie lubi okazywać
słabości - wyjaśnia polityk PiS.
Przez lata atutem Kaczyńskiego było to, że nie miał rodziny i polityka
była całym jego życiem. Przyjeżdżał do centrali partii na Nowogrodzką o godz.
11 rano i siedział do 21.
- Teraz jego ograniczenia zdrowotne bardzo wpłyną na politykę - mówi
wieloletni współpracownik prezesa. Kaczyński stworzył system, w którym to on o
wszystkim decyduje. W PiS legendą obrosła historia, jak to Wojciech Jasiński,
były już prezes Orlenu, przyjechał na Nowogrodzką po decyzję, jaka firma ma
sprzedawać parówki na stacjach Orlenu. Bez zielonego światła ze strony prezesa
posady nie dostanie żaden kandydat na szefa większej spółki skarbu państwa.
- PiS jest jak samolot bez drugiego pilota. Gdy pierwszy pilot ma ból w
łokciu i nie ma kto go zastąpić, samolot może zacząć spadać - przewiduje jeden
z moich rozmówców.
KACZYŃSKI STERUJE ZE SZPITALA
Kiedy Kaczyński nie
może urzędować na Nowogrodzkiej, PiS
jest jak sparaliżowane. Dopiero po interwencji prezesa ze szpitala szef klubu
PiS Ryszard Terlecki zwołał posiedzenie, na którym objechał posłów Jacka Żalka
i Bernadetę Krynicką za niewłaściwe zachowanie wobec protestujących w Sejmie
niepełnosprawnych i ich opiekunów. Krynicka powiedziała, że znalazłaby
paragraf na rodziców, którzy - jej zdaniem - przetrzymują niepełnosprawne
dzieci w Sejmie. Z kolei Żalek mówił, że wśród rodziców osób niepełnosprawnych
„mogą trafić się zwyrodnialcy”. Władze klubu PiS długo na to nie reagowały. W
końcu Kaczyński polecił Terleckiemu, by ten kazał Żalkowi przeprosić protestujących.
Wagi protestu nie docenił też premier Morawiecki. Do Sejmu na spotkanie z
protestującymi pojechał po wyraźnej sugestii Kaczyńskiego. Jednak prezes nie
był zadowolony z efektów wizyty, bo premier nie wykazał się empatią.
Gdy pytam polityków PiS, jak zamierzają rozwiązać sprawę protestu,
słyszę, że decyzji nie ma kto podjąć, bo Kaczyński jest w szpitalu. Z kolei
ludzie Morawieckiego tłumaczą, że w budżecie nie ma pieniędzy na spełnienie
postulatu 500 złotych dodatku rehabilitacyjnego, czego domagają się
niepełnosprawni.
Kolejne problemy, które wiszą nad PiS i rządem, to nierozwiązany
konflikt z Komisją Europejską oraz kryzys w stosunkach polsko-żydowskich.
Prezes liczył, że w czasie choroby wsparciem będzie dla niego Morawiecki. Ale
ten raczej przysparza nowych
problemów. W otoczeniu
Kaczyńskiego słychać, że akcje Morawieckiego ostatnio spadły.
Po serii wpadek premiera Kaczyński osobiście zdecydował o zmianach w
otoczeniu szefa rządu. W PiS odebrano to jako wotum nieufności wobec Morawieckiego.
Do kancelarii wrócili Anna Plakwicz i Piotr Matczuk, właściciele spółki Solvere, która zrobiła kłamliwą kampanię o sądach. A odeszli
najbliżsi doradcy Morawieckiego.
- Prezes zasugerował premierowi, że Plakwicz i Matczuk lepiej się znają
na politycznym PR, umieją dbać o obrazki w telewizji. Mateusz mógł się
postawić, ale uznał, że nie warto - zdradza mi bliski doradca Kaczyńskiego.
OFENSYWA ZIOBRY
Do tej pory sukcesja
po Kaczyńskim była w PiS tematem tabu. Panowało przekonanie, że młode wilki
rzucają się sobie do gardeł, a Kaczyński siedzi na Żoliborzu, popija wino i
się z tego śmieje, bo spokojnie porządzi jeszcze co najmniej dziesięć lat.
Sam prezes zbywał pytania
dziennikarzy o sukcesję stwierdzeniem, że Konrad Adenauer został kanclerzem Niemiec w wieku 73 lat, a on ledwie
dobiega 70.
- Ale teraz po raz pierwszy widać, że prezes nie jest w pełni sprawny i
coraz częściej słychać w kuluarach rozmowy o tym, co wtedy, gdy nie będzie już
w stanie zarządzać partią - przyznaje jeden z moich rozmówców.
Część polityków uważa, że proces słabnięcia Kaczyńskiego właśnie się
zaczął. Politycy młodszego pokolenia to widzą i już się ustawiają do wyścigu.
Tak w PiS odebrano występ ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry podczas
niedawnej konwencji PiS w Warszawie, gdy ogłosił, że trzeba zaostrzyć kary za
najcięższe przestępstwa. Kaczyński był kompletnie zaskoczony, bo Ziobro z nim
tego nie konsultował. Gdy minister sprawiedliwości skończył swoje
przemówienie, prezes wszedł na scenę i powiedział, że pomysł Ziobry jest
ciekawy, ale dotyczy niewielkiego odsetka osób, a PiS stawia na „piątkę
Morawieckiego”, czyli kolejne obietnice socjalne, bo chce dotrzeć do całego
społeczeństwa. To była reprymenda dla Ziobry.
Jako przejaw rosnących ambicji Ziobry w PiS odebrano także
ubiegłotygodniowy atak prawicowego tygodnika „Sieci” prowadzonego przez braci
Karnowskich na ludzi Antoniego Macierewicza. Sympatyzujący z Ziobrą tygodnik
oskarżył ludzi Macierewicza o wyprowadzanie pieniędzy z podległej MON Polskiej
Grupy Zbrojeniowej. Na osłabieniu Macierewicza może skorzystać Ziobro, który
konkuruje z nim o wpływy u ojca Rydzyka. Bliski współpracownik Kaczyńskiego
zapewnia, że atak na Macierewicza to samodzielna akcja Karnowskich i nie był
sterowany z Nowogrodzkiej.
Kilku rozmówców przypomina, że Ziobro grał wcześniej na osłabienie
Morawieckiego.
I to dlatego jego resort złożył w
Sejmie projekt nowelizacji ustawy o IPN, która
miała odciąć premiera od centrowego elektoratu. Według doradcy Kaczyńskiego na
razie Ziobro w rozgrywce o schedę po Kaczyńskim się nie liczy. Zresztą nawet
nie jest członkiem PiS.
Ziobro bardzo się boi posądzeń o
rosnące ambicje. Sekretarz jego partii w przesłanym nam oświadczeniu zapewnia,
że „Solidarna Polska jest lojalnym członkiem koalicji Zjednoczonej Prawicy, a
Kaczyński jeszcze przez długie lata pozostanie jej przywódcą”. - Zbyszek
chciał wrócić do PiS. Leżał plackiem przed Kaczyńskim, ale jego podanie
zostało odrzucone, bo prezes wciąż mu nie ufa - mówi mój rozmówca.
KACZYŃSKI WSKAŻE SUKCESORA?
W PiS panuje
przekonanie, że Kaczyński sam partii nie odda. Prezes tylko raz publicznie
zadeklarował, kogo brał pod uwagę jako swojego ewentualnego sukcesora. Był to
szef IPN Janusz Kurtyka, który zginął w katastrofie smoleńskiej. „Wiedziałby, o
co chodzi w kwestiach suwerenności, patriotyzmu, co jest najważniejsze dla
Polski. Bałem się tylko, że jego krakowski styl, polegający na utrzymywaniu
dystansu wobec ludzi, którzy są niżej, w naszej partii mógłby bardzo zawieść” -
pisał Kaczyński w swojej książce „Polska naszych marzeń” z 2011 r.
Według części rozmówców Kaczyński chciał wychować na następcę
Morawieckiego. To był jedyny polityk, o którym powiedział, że jest „niezwykle
zdolnym człowiekiem, może najzdolniejszym w polskiej polityce po 1989 r”.
Jednak w PiS Morawiecki ciągle jest postrzegany jak ciało obce. - Mateusz miał
do tej pory kontakt głównie z bankowcami i ciągle ma słaby kontakt z wyborcami,
chociaż jest coraz lepszym mówcą - ocenia ważny polityk PiS. Ale zaraz dodaje,
że bez poparcia Kaczyńskiego Morawiecki byłby za słaby, żeby liczyć się w walce
o schedę.
Według moich rozmówców, gdyby stan zdrowia Kaczyńskiego pogorszył się
na tyle, że nie byłby on w stanie zarządzać partią, możliwy jest tylko jeden
scenariusz. Kaczyński usunie się na pozycję prezesa honorowego, a bieżące
zarządzanie partią przekaże szefowi MSWiA Joachimowi Brudzińskiemu. To jemu
najbardziej ufa. Brudziński do Porozumienia Centrum, pierwszej partii
Kaczyńskiego, zapisał się jeszcze w latach 90. Dziś to on jest najsilniejszym
politykiem w PiS po Kaczyńskim. Kiedyś prezes powiedział na ważnym partyjnym
posiedzeniu, że gdyby złamał nogę, to Brudziński będzie go zastępował. Został
jego pierwszym zastępcą.
Brudziński świetnie zna PiS, kierował partyjnymi strukturami. Prywatnie
Kaczyński lubi jego i jego żonę. Od czasu katastrofy smoleńskiej spędza z nimi
wakacje. „Joachim jest uczynny, łatwo się z nim pracuje. Jego obraz medialny
jako strasznego typa jest kompletnie nieprawdziwy. On ma tylko siłę, żeby
twardo odpowiadać na ataki” - pisał o nim w swojej książce.
Ale w PiS panuje przekonanie, że nawet gdyby Kaczyński zdecydował się
oddać Brudzińskiemu zarządzanie partią, to i tak będzie sterował wszystkim z
tylnego siedzenia.
Bliski współpracownik prezesa
przekonuje, że kryzys zdrowotny minie i po wakacjach Kaczyński wróci na
spotkania z wyborcami. A partią będzie zarządzał co najmniej do 2022 roku, bo
wtedy skończy się jego kolejna kadencja na stanowisku prezesa.
- Kilka razy myślałem, że Kaczyński już się nie podźwignie. Tak było po
katastrofie smoleńskiej i po śmierci jego mamy. A on wracał i rzucał się w wir
pracy, bo to jedyne, co mu w życiu zostało. Nawet gdyby miał być w biurze
tylko pięć godzin dziennie, a później zarządzać wszystkim z łóżka przez
telefon, jak teraz, to nie odpuści - mówi bliski doradca prezesa.
- A co będzie, gdy Kaczyńskiego zabraknie? - pytam.
- Wtedy może powstać jakiś sojusz Ziobry z Brudzińskim albo partia się
rozpadnie - podsumowuje mój rozmówca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz