Jasełka,
przygotowania do komunii, wspólne wyjścia na rekolekcje i ksiądz na ważnych
uroczystościach - czyli jak polska szkoła przestała być świecka
Renata Kim, Anna Szulc
Poznańscy artyści Monika i Hubert Wińczykowie
zrobili ten happening dwa tygodnie przed Wielkanocą: wystawili ławkę przed
kościołem i przeprowadzili lekcje ze swoją córką Kiką. Były matematyka, język
polski oraz języki obce, przeplatane ćwiczeniami z WF na rozgrzewkę. Przechodniom,
którzy zatrzymywali się przy ławce, tłumaczyli, dlaczego protestują.
- Kilka dni
wcześniej Kika wróciła ze szkoły i powiedziała, że musimy jej napisać
usprawiedliwienie nieobecności na rekolekcjach. A przecież ona nie jest nawet
zapisana na religię, więc nie chodzi na rekolekcje. Napisaliśmy do wychowawczyni,
że usprawiedliwianie nieobecności to forma dyskryminacji - tłumaczy Monika
Wińczyk.
Wychowawczyni
odpisała grzecznie, że nie dyskryminuje Kiki, ale godziny muszą być
usprawiedliwione, bo córka będzie na rekolekcjach nieobecna. Wińczykowie
uznali, że to absurdalne, bo to szkoła odwołała zajęcia. Wtedy wymyślili swój
happening. A kiedy napisała o tym prasa, zaczęli dostawać mnóstwo listów.
Na przykład od kobiety z niewielkiego miasta, która
napisała, że jej 13-letnia córka nie chodzi na religię, a dyrektor szkoły odmówił
zorganizowania lekcji etyki, tłumacząc, że nie może tego zrobić tylko dla
jednego dziecka. Więc Agatka w czasie religii jest odsyłana do szkolnej
pedagog. „Nasza córka jest wytykana palcami. Niejednokrotnie płakała z powodu
szykan, jakie spotkały ją ze strony nauczycieli. Tak, nauczycieli. Dzieci nie
były tak okrutne” - opowiadała matka.
- To jedna z tych wiadomości, które bardzo nas wzruszyły i zasmuciły.
Bo pokazują problemy, z jakimi muszą się zmagać dzieci niewierzące oraz te
innych wyznań niż katolickie, szczególnie w mniejszych miejscowościach - mówi
Monika Wińczyk.
POŚWIĘCANIE PLECAKÓW
Fundacja Wolność od
Religii sprawdzała w ubiegłym roku, czy dzieci niewierzące oraz
nieuczestniczące w lekcjach religii mają w Polsce alternatywę. Okazało się, że
nie. Jak wynika z raportu fundacji, w blisko 40 proc. szkół, które deklarują,
że oferują takim uczniom etykę, przedmiot ten nie jest nawet wpisywany w plan
lekcji. Wniosek: takie dzieci są w polskiej szkole dyskryminowane.
Ale badanie, które skupiało się na dostępności lekcji
etyki, przy okazji pokazało ważną rzecz: że religia katolicka na dobre
rozgościła się w szkołach. Zdarza się, że msze z okazji ważnych uroczystości odbywają
się na terenie szkoły, a ksiądz święci plecaki pierwszoklasistów. W czasie
przygotowań do pierwszej komunii uczniowie mają dodatkowe dni wolne, np. na
próby spowiedzi, a na lekcjach muzyki ćwiczą komunijne pieśni.
W sporej części szkół odbywają się apele z okazji dni papieskich,
a dyrekcja bierze udział w organizacji pielgrzymek, W ponad połowie w okresie
przedświątecznym nauczyciele organizują podczas swoich zajęć próby jasełek. W
niemal połowie szkół zdarza się, że msze organizowane są zamiast zajęć lekcyjnych,
a w co trzeciej do wygłoszenia przemówienia podczas ważnych wydarzeń zaprasza
się osobę duchowną.
I aż w dwóch trzecich placówek obecne są katolickie symbole
religijne, przede wszystkim krzyże.
- Są wszędzie. Nie tylko w klasach, gdzie odbywają się lekcje
religii, ale w każdej sali. Poza tym w stołówkach, na korytarzach, w
świetlicach i pokojach nauczycielskich - mówi Dorota Łoboda z ruchu Rodzice
przeciwko Reformie Edukacji, która w zeszłym roku zbierała podpisy pod
obywatelskim projektem referendum w sprawie reformy edukacji. Łoboda jest
przekonana, że walka z krzyżami w większości przypadków jest skazana na
klęskę.
- No bo kto się odważy podnieść na
nie rękę? Zostałoby to natychmiast uznane za gest fanatyka, wojującego z
religią. Bo ten, kto wiesza krzyż, nie jest wojującym katolikiem, tylko ma
prawo do demonstrowania swoich przekonań. Ale ten, kto próbowałby go zdjąć,
okaże się natychmiast wrogiem Kościoła katolickiego. Kimś, kto robi problem z
niczego, bo przecież krzyż nikomu nie przeszkadza - tłumaczy.
Kiedy w szkole jej córek na warszawskim Żoliborzu toczyły
się dyskusje na temat lekcji etyki i wychodzenia dzieci w trakcie lekcji na
msze, często słyszała to pytanie: ale czemu to pani przeszkadza? - I jeszcze:
co komu szkodzi krzyż w stołówce zawieszony nad okienkiem, gdzie wydaje się
obiady? Albo to, że w piątki w każdej szkole obiady są zawsze bezmięsne? - mówi
Dorota Łoboda. I zaraz odpowiada: - Nie jest dla nas wielkim problemem, że raz
w tygodniu stołówka serwuje jarskie jedzenie. Ale kiedy doda się do tego
krzyże w każdym pomieszczeniu, jasełka przygotowywane i wystawiane na terenie
szkoły, wspólne śpiewanie kolęd, wystawy o papieżu Janie Pawle II, dni papieskie
i przygotowania do komunii - to okazuje się, że ingerencja Kościoła w życie
szkoły jest dużo większa niż my, rodzice, byśmy sobie życzyli.
DZIECKO PRZYGNIECIONE KRZYŻEM
- Wymownym symbolem zawłaszczenia
szkoły przez Kościół jest dziś sala gimnastyczna. To w niej odbywają się
wszelkie religijne apele, rekolekcje, dni ku czci świętego patrona, próby
komunijne czy jasełka przymusowe dla wszystkich. Choć zdarza się też, że
religijne uroczystości odbywają się na korytarzach i w klasach. A już
absolutnym kuriozum jest przypadek spowiadania dzieci w ramach rekolekcji w
gabinecie szkolnego psychologa - wylicza Dorota Wójcik z Fundacji Wolność od
Religii.
Kinga Łyszczyńska spod Warszawy jakiś czas temu natknęła
się w szkolnej sali gimnastycznej na... Misterium Męki Pańskiej. - To było
porażające. Widziałam małego, drobnego chłopca, który przygnieciony wielkim
krzyżem wędrował po sali gimnastycznej, udając Jezusa Chrystusa - opowiada
Łyszczyńska, która jest administratorką facebookowej grupy „Nasze dzieci nie
chodzą na religię” i codziennie wysłuchuje opowieści o tym, jak religia
panoszy się w szkole.
- Teraz na tapecie jest oczywiście komunia, więc wszystko
kręci się wokół prób na korytarzach szkolnych, przymierzania strojów, omawiania
na lekcjach i zebraniach szkolnych prezentów dla księdza, organisty, a nawet
odźwiernego. Ludzie często się też skarżą, że odwoływane są zielone szkoły, bo
przecież zaraz po komunii jest biały tydzień, więc nie ma kiedy zorganizować
wyjazdu - mówi Łyszczyńska.
Fundacja Wolność od Religii dostaje wiele listów od nauczycieli,
którzy przyznają, że mają dość zamieniania szkoły w miejsce kultu religijnego,
ale nic nie mówią, bo boją się, że stracą pracę. - Większość, zwłaszcza ci z
małych miejscowości, przyznaje, że nie ma dość odwagi, by na przykład odmówić
przełożonym wyjścia z uczniami do kościoła. I to mimo że sami są niewierzący -
mówi Dorota Wójcik.
Za niewątpliwy sukces rządu PiS uważa to, że udało mu się
zasiać wśród pedagogów strach i oportunizm. - To także powód, dla którego
szkoły decydują się dziś na bezczelne, moim zdaniem, zmiany w swoich statutach
- mówi. I jako przykład podaje podstawówkę w podkrakowskich Zielonkach, gdzie
w zmienionym niedawno statucie zapisano m.in., że „szkoła wpisując w program
obchodów Święta Patrona mszę świętą, uwzględnia wolę rodziców uczniów, a także
uznaje znaczenie postaci Jana Pa wda II, która jednoznacznie kojarzy się z
określonym wyznaniem”. W innym punkcie dodano, że „kształcenie ogólne w Szkole
ma na celu rozwijanie postaw i wartości zgodnie z nauką głoszoną przez Patrona
Szkoły Jana Pawła II”.
- To skandal, klasyczny przykład indoktrynacji dzieci, które
będą zmuszone do przyjmowania poglądów niezgodnych z ich świeckim
światopoglądem - denerwuje się Dorota Wójcik. Jej fundacja wysłała już w tej
sprawie interwencję do małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak. Na
zrozumienie raczej nie ma co liczyć, bo urzędniczka wysławiła się kiedyś
wypowiedzią, jak bardzo ją wzrusza, gdy rok szkolny rozpoczyna się mszą świętą.
Takich przykładów jest więcej. Zespół Szkół Ogólnokształcących
nr 1 w Gliwicach na swojej stronie internetowej pochwalił się, że uczennica
trzeciej klasy gimnazjum dotarła do finału XVII Wojewódzkiego Konkursu
Biblijnego. „Wykazała się fantastyczną wiedzą biblijną z Dziejów
Apostolskich!” - napisano.
Ekonomik Tarnowskie Góry
poinformował z kolei, że „szkoła wraz z uczniami z Gastronomika przeżywała
czas Rekolekcji Wielkopostnych. (...) Dziękujemy wszystkim za tak liczny
udział, zaangażowanie i dobre świadectwo wiary” - napisano.
W Zespole Szkół nr 2 w Choszcznie
odbył się Archidiecezjalny Konkurs Recytatorski Poezji Religijno-Patriotycznej,
a uczniowie Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Gliwicach wzięli udział w
Przeglądzie Inscenizacji Wielkanocnych. I jeszcze przykład z warszawskiej
podstawówki nr 52: tam zorganizowano konkurs na najpiękniejszy różaniec.
Wszystko z ostatnich miesięcy.
JEZUS UMIERA ZBYT MŁODO
Szkoła daje przekaz, że bycie wierzącym
jest normą, wszystko inne jest nie tyle odstępstwem, ile dziwactwem. W związku
z tym nasze dzieci czują się jak dziwadła. To nie pozostaje bez wpływu na ich
stan psychiczny - tłumaczy Aleksandra Sarna, doktor psychologii z Katowic,
matka ośmiolatka. Już na samym początku szkoły jej syn został wciągnięty na
lekcje religii, bez wiedzy matki. - Wrócił do domu i oświadczył, że Jezus
umarł, gdy miał zaledwie 33 lata. Długo zajęło mi wytłumaczenie mu, że nie
wszyscy umierają tak młodo. Uspokoił się dopiero, gdy zmarła jego ponad stuletnia
prababcia - opowiada dr Sarna.
- Z czasem zauważyłam też, że religia jest podstawowym
przedmiotem w szkole, wszelkie inne zajęcia schodzą na dalszy plan. To istny
korowód kiczu religijnego. Nawet na języku polskim maluje się dziś jajka
wielkanocne! Nie ma w polskiej szkole jakiejkolwiek alternatywy dla dziecka
niewierzącego, w ostateczności ląduje w czasie lekcji religii w świetlicy,
gdzie puszcza mu się jakąś głupkowatą bajkę. Cała ta religijna heca to zresztą
problem szerszy niż szkoła. Właśnie dostałam propozycję uczestniczenia w
konferencji naukowej, która ma zacząć się mszą świętą - mówi dr Sarna.
Nieustannie nurtuje ją pytanie, jak wychowywać „po swojemu” dziecko w
kraju przesiąkniętym na wskroś kultem religijnym. - Przecież my serwujemy
dzieciom kompletny bałagan w głowie. Z jednej strony rodzice dają im przekaz,
że Boga nie ma, z drugiej szkoła urabia w nich przekonanie, że nie dość, że Bóg
jest, to na dodatek jest jakimś karzącym, opresyjnym okrutnikiem, który tylko
czyha na nasze błędy i grzechy. Jeśli dziecko buntuje się przeciwko takiej
wizji świata, uznawane jest za gorsze od innych - mówi.
- Kiedy jeszcze prowadziłem lekcje religii, najważniejsze dla mnie było
to, żeby uczyć dzieci zrozumienia tego, co jest przedmiotem wiary, szacunku
dla innych religii i dla osób niewierzących. Uważałem, że w szkole
najważniejszy jest nacisk na formowanie wiedzy, a nie wiary ucznia. W szkole
publicznej jest miejsce na religię, a nie ma miejsca na katechezę, która
powinna się odbywać w domu rodzinnym, w salce parafialnej i w kościele - mówi
Aleksander Bugla, filozof, etyk, były katecheta, odwołany ze stanowiska przez
biskupa. - Ponieważ uważałem, że moja formacja religijna jest moją prywatną
sprawą i nie chciałem uczestniczyć w spotkaniach formacyjnych dla katechetów -
tłumaczy decyzję biskupa.
Jego zdaniem człowiek, nawet mały, powinien być uczony samodzielnego dokonywania
wyboru światopoglądu. - Tymczasem zdarzają się dziś w niektórych szkołach
postawy przybierające formę dżihadu albo adoracji jednomyślności w stylu Korei
Północnej. Niektórzy dyrektorzy są zastraszeni przez lokalnych zwolenników
radykalnych form religijności, chcą się im gorliwie podlizać - mówi.
Bugla uważa, że rodzice nie powinni godzić się na wykluczanie ich
dzieci z przestrzeni szkolnej przez zwolenników radykalizmu religijnego. - W
przeciwnym razie szkoły publiczne staną się własnością jakiejś sekty
wyznaniowej. Gdyby moje dziecko doświadczało w szkole ostracyzmu i wykluczenia
w sferze religijnej, zwołałbym jakąś większą grupę, opisał tę sytuację w
liście do biskupa ordynariusza, a w ostateczności do papieża Franciszka -
przekonuje.
TAJNE KOMPLETY DLA RODZICÓW
Dorotę Wójcik z Fundacji
Wolność od Religii bardzo niepokoi też najnowszy projekt rozporządzenia rządu,
zgodnie z którym katecheci będą mogli być wychowawcami w szkole. - Nie wyobrażam
sobie, że ja, jako matka dziecka bezwyznaniowego, dopuszczam do takiej
sytuacji. Jak miałyby wyglądać moje kontakty z wychowawcą, który realizuje
swoją misję, misję katechetyczną, „wychowuje” moje dzieci zgodnie z doktryną
Kościoła? - pyta.
- Religia powinna być nauczana tylko w takim zakresie, w jakim
przewidują ustawa i rozporządzenie. Jeżeli katecheci otrzymają prawo do bycia
wychowawcami, to de facto uczniowie trafią pod kontrolę biskupów. Jest to
niezgodne z zasadą autonomii i niezależności państwa od Kościoła. Stanowi
zagrożenie dla wolności sumienia i wyznania uczniów. Zwłaszcza uczniów
niewierzących i uczniów należących do mniejszości wyznaniowych - mówi Dorota
Łoboda z ruchu Rodzice przeciwko Reformie Edukacji. Jej fundacja napisała już w
tej sprawie do MEN. - Odpowiedzi na razie nie ma i myślę, że nie będzie -
uśmiecha się Łoboda.
Pamięta, że kiedy po raz pierwszy podjęła w szkole temat etyki i
wspólnego wychodzenia na msze, usłyszała od nauczycieli, że to sprawa nie do
ruszenia. Mówili: taka jest tradycja, jak spróbujemy ją zmienić, będą
protesty. - Napisałam pismo do dyrekcji, że część rodziców się na to nie
zgadza. I proszę sobie wyobrazić, że to się udało przeprowadzić. Pani dyrektor
poszła z naszym pismem do proboszcza, a on powiedział, że nie ma problemu.
Okazuje się więc, że można - opowiada.
Monika i Hubert Wińczykowie też uważają, że można. Zaraz po swoim
happeningu dostali zaproszenie od administratorów facebookowej grupy „Nasze
dzieci nie chodzą na religię”. Odkryli, że ktoś już tam przygotował przydatne
informacje: jak rozmawiać z nauczycielami i dyrektorami szkół, jak pisać
pisma. - To bardzo nam pomogło, bo dostaliśmy cały pakiet przepisów - co
wolno, a czego nie. I okazało się, że jest wielu ludzi takich jak my, ale brakuje
im siły, by z takimi sytuacjami radzić sobie w pojedynkę - mówi.
Postanowili zorganizować spotkanie
dla ludzi z Poznania, których ten temat dotyka, by porozmawiać twarzą w twarz,
a nie tylko w internecie. Nazwali to „tajne komplety”.
- Na pierwszym było nas pół na pół: rodziców i nauczycieli. Ustaliliśmy
listę postulatów: przede wszystkim, żeby rekolekcje nie ingerowały w życie
szkoły. Żeby lekcje etyki i religii odbywały się w takich godzinach, by
uczniowie nie musieli na nie czekać, a dzieci niewierzące oraz wyznające inne
religie nie przesiadywały w tym czasie w świetlicach. Żeby w szkole nie były
przemycane treści o charakterze religijnym. No i ostatnie: żeby dyrektorzy nie
powierzali wychowawstwa katechetom - dodaj e Hubert Wińczyk. Uważa, że jest
dużo ludzi, którzy walczą na własną rękę, piszą listy do dyrekcji szkół, dyskutują
z parafią. - Próbują chronić swoje dzieci i ich świecki światopogląd, widząc,
że religia za bardzo weszła do szkół.
Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń