Brudziński
jest jak cesarz Klaudiusz, który przetrwał bo wszyscy uważali go za mało
rozgarniętego. Ale to piekielnie sprytny gość i to on weźmie partię po
Kaczyńskim - mówią w PiS
Renata Grochal
Znajdzie pan dla mnie chwilę? Piszę o panu tekst
- zagaduję w esemesie szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego.
- Matko Boża,
znowu? Ile razy można pisać o chuliganie w garniturze, szukąjącym haków na
swoich przeciwników w Szczecinie? - odpisuje zaczepnie Brudziński, ale na
spotkanie się nie zgadza. Ten 50-latek, wielbiciel ziemi sądeckiej, gdzie się
wychował, najbardziej boi się jednego: że prezes Jarosław Kaczyński zobaczy w
nim delfina z ambicjami. A wtedy podzieli los Zbigniewa Ziobry, który za
wcześnie poczuł się sukcesorem i wyleciał z PiS. Brudziński brał udział w
pacyfikowaniu Ziobry i wyciągnął z tego lekcję, by swoich ambicji nigdy nie
ujawniać.
- W partii zawsze
był ustawiony radar na pierwiastek niezależności. Jak kogoś nie da się do końca
kontrolować, to wylatuje. Zostają tylko mierni albo cynicy. Brudziński wybija
się na tle pisowskiej miernoty. Jest o pół szczebla wyżej od innych - mówi mi
polityk PiS.
W środowy poranek
Brudziński zapewnia w TVN24, że Kaczyński czuje się bardzo dobrze. Dodaje, że
„do politycznych delfinów ma komunikat, że muszą się uzbroić w duuużo
cierpliwości”.
- To było takie
freudowskie, bo wiadomo, jak kończą delfiny w PiS. Joachim chciał powiedzieć:
ja nie jestem delfinem i nie skończę tak jak oni - uważa doradca prezesa PiS.
Kilka godzin
później w siedzibie partii zbiera się komitet polityczny. Po raz pierwszy od
dawna obrad nie prowadzi Kaczyński, bo jest w szpitalu z powodu chorego
kolana. Zastępuje go Brudziński, wiceprezes PiS. Kaczyński już ponad rok temu
namaścił go na swojego pierwszego zastępcę, mówiąc, że gdyby złamał nogę, to
Brudziński będzie go zastępował w partii. Obrady przebiegają sprawnie, PiS
wskazuje kolejnych kandydatów na prezydentów miast.
- Prowadził
posiedzenie bez tremy i zbędnych dyskusji. Widać było, że czuje się jak ryba w
wodzie - opowiada uczestnik partyjnej nasiadówki.
W ciągu dwóch lat Brudziński stał się jednym z najpotężniejszych
polityków w kraju. Jako szef MSWiA nadzoruje policję, obsadza swoimi ludźmi
spółki skarbu państwa. Może mieć wielki wpływ na nadchodzące wybory, bo
Krajowym Biurem Wyborczym kieruje osoba wskazana przez niego.
KTO TRZYMA KASĘ
Nawet jeśli Kaczyński
po kilku miesiącach rehabilitacji
wróci do pełnej sprawności, to w PiS i tak coraz częściej będzie się mówiło o
sukcesji, bo prezes ma już 69 lat. A ostatnie kłopoty zdrowotne uświadomiły
działaczom, że moment, gdy przejdzie na polityczną emeryturę, jest coraz
bliżej.
- Ludzie myślą, że walka o sukcesję rozegra się między Ziobrą,
Morawieckim i Macierewiczem. Każdy z nich chciałby mieć po swojej stronie
Brudzińskiego. Ale oni nie wiedzą, że to Joachim szykuje się do ostatecznej
rozgrywki - podkreśla ważny polityk PiS.
Brudziński przygotowuje się do przejęcia partii od lat. Nie
interesuje go stanowisko premiera, tyko szefa PiS. bo wie. że bez partii nie
sięgnie po państwowe zaszczyty. Partią zajmuje się dziś dużo bardziej niż
Kaczyński.
Prezes de facto już kilka lat temu
oddał mu PiS w zarządzanie, robiąc go szefem komitetu wykonawczego. To
Brudziński decyduje o tym. co się dzieje w
regionach, kto zostaje szefem lokalnych struktur, dzieli i godzi, kontroluje
także partyjne finanse. Do Kaczyńskiego można się odwołać jako do ostatecznej
instancji.
Nawet po objęciu stanowiska szefa MSWiA Brudziński ani na
chwilę nie wypuścił partii z rąk. Wychował sobie grupę zaufanych ludzi w
strukturach, m.in. Krzysztofa Sobolewskiego, który został po nim szefem
komitetu wykonawczego.
Uchodzi za mistrza partyjnych
intryg, które przeprowadza w białych rękawiczkach. Żeby przejąć kontrolę nad
partyjną kasą, pozbył się wieloletniego skarbnika partii Stanisława
Kostrzewskiego.
- Joachim to wytrawny gracz. Stara się nigdy nie mieć krwi na
rękach - mówi ważny polityk Zjednoczonej Prawicy. Dodaje, że w tym Brudziński
przypomina trochę Tuska, który wykańczał partyjnych przeciwników rękami swoich
współpracowników albo tak. by powstało wrażenie, że sami się poślizgnęli na mydle
pod prysznicem.
Kostrzewskiego Brudziński wyciął rękami kuzyna Kaczyńskiego
- Jana Marii Tomaszewskiego, który chciał zarabiać na zleceniach z PiS.
Brudziński mówił, że on dałby mu pieniądze. ale skarbnik nie chce się zgodzić.
Kuzyn skarżył się prezesowi, a zdenerwowany Kostrzewski odpowiadał, że nikt mu
się nic będzie mieszał do finansów. Gdy w końcu zagroził dymisją. Kaczyński ją
przyjął. Chciał mieć święty spokój, a Brudziński przekonał go, że ogarnie
partyjne finanse.
UTRACIĆ Z10BRĘ
Brudziński potrafi
czekać, co w polityce jest wielką zaletą. Kilka lat zajęło mu
pozbycie się Zbigniewa Ziobry. poważnego rywala do sukcesji. A gdy Ziobro
wyleciał z PiS. wszelkimi sposobami utrudniał mu powrót. Kiedy w 2014 r. partia
Ziobry. Solidarna Polska, negocjowała z PiS wspólne listy na wybory
samorządowe, które były zalążkiem Zjednoczonej Prawicy. Brudziński uknuł
intrygę przeciwko Ziobrze. Namówił Jacka Kurskiego, który zakładał z Ziobrą
partię, by go zdradził i na konwencji PiS posypał głowę popiołem, wzywając do
zjednoczenia całej prawicy. To bardzo osłabiło Ziobrę w negocjacjach.
- Kurski nie był jeszcze wtedy dopuszczany do rozmów z Jarosławem
Kaczyńskim. Spotykał się z Brudzińskim i wspólnie knuli przeciwko Ziobrze.
Zbyszek do dziś nic może lego zapomnieć Joachimowi - mówi mi ważny polityk z
centrali PiS przy ul. Nowogrodzkiej. Brudziński powtarza Kaczyńskiemu, że skoro
Ziobro raz zdradził, to może znowu zdradzić, i prezes nie chce ponownie przyjąć
go do PiS.
INTRYGA PRZECIWKO SZYDŁO
W rządzie Brudziński
trzyma z szefem MON Mariuszem Błaszczakiem. W Sejmie siadają koło siebie,
zawsze w strategicznych momentach rozmawiają i coś ustalają. Obaj należą do
tzw. zakonu PC, byli działaczami Porozumienia Centrum, pierwszej partii
Kaczyńskiego.
W PiS mówią, że Brudziński sam przeciwko Kaczyńskiemu nie
wystąpi. Raczej będzie czekał, aż prezes na tyle osłabnie, że namaści go na
sukcesora. Ale gdyby Kaczyńskiego zabrakło i Brudziński musiałby walczyć o
władzę w PiS z innymi konkurentami, to ma największe szanse. Poparłby go cały
„zakon”, m.in. Adam Lipiński, Marek Kuchciński. Marek Suski. Stracili oni
wiarę w Morawieckiego, a Ziobrę wciąż uważają za zdrajcę. Dopóki PiS będzie
dysponowało dużymi pieniędzmi z budżetu, to niewykluczone, że Brudziński mógłby
liczyć także na poparcie dyrektora Radia Maryja Tadeusza Rydzyka, z którym
dobrze żyje od lat. Jest częstym gościem jego rozgłośni i Telewizji Trwam.
Brudziński sukcesywnie osłabia swoich rywali. To on był jedną
z osób, które stały za odwołaniem Beaty Szydło ze stanowiska premiera. Wspólnie
z Błaszczakiem i innymi członkami „zakonu” przekonywał prezesa, żeby stanął na
czele rządu, bo Szydło nie radzi sobie z konfliktami i rząd jest sparaliżowany.
Kaczyński chciał zostać premierem, ale w ostatniej chwili się wycofał ze
względu na pogarszający się stan zdrowia. Szydło do dziś ma żal do
Brudzińskiego, że przeciwko niej intrygował.
- Joachim wiele razy krzyczał na Beatę, używając ostrego języka,
jeszcze gdy zajmowała się partyjnymi finansami - opowiada były polityk PiS.
Chłodne są też relacje Brudzińskiego z Mateuszem Morawieckim.
Premier podejrzewa, że to przez Brudzińskiego, który jest najbliżej ucha
prezesa, jego akcje u Kaczyńskiego ostatnio spadły. Lider PiS liczył, że
Morawiecki, były bankowiec, będzie wizerunkowym wzmocnieniem partii i rządu,
szybko naprawi relacje z Komisją Europejską, a on popełnia kolejne gafy.
- Brudziński widzi jego potknięcia i o wszystkim donosi prezesowi
- uważa osoba z otoczenia szefa rządu.
Brudziński nie był zwolennikiem
pomysłu, by Morawiecki stanął na czele rządu, bo uważał, że ma za małe
doświadczenie polityczne.
- Joachim jest jednym z nielicznych polityków PiS. którzy nie
podlizują się Kaczyńskiemu. Zachowuje się wobec niego po partnersku. chociaż
nigdy publicznie nie kłóci się z prezesem. Jak się z nim nie zgadza, mówi mu to
w cztery oczy - opowiada ważny polityk PiS.
BLISKO PREZESA
Część rozmówców uważa, że Jarosław Kaczyński nie może się
obejść bez Brudzińskiego, bo zapewnia mu on komfort psychiczny. Od kiedy w
2005 r. Brudziński został posłem PiS i szefem biura organizacyjnego partii,
prawie codziennie był w biurze przy Nowogrodzkiej, gotów na każde zawołanie
prezesa. Jeździł z nim po kraju, organizował spotkania z działaczami,
załatwiał hotele i obiady w restauracjach. Po katastrofie smoleńskiej zaczęli
wspólnie spędzać nawet urlopy. A prezes lubi przebywać w towarzystwie żony
Brudzińskiego oraz trójki jego dzieci, bo to jest namiastka rodziny, której
sam nie ma. Zdjęcia ze wspólnych wyjazdów z prezesem szef MSWiA chętnie
zamieszcza w internecie, pokazując, że jego pozycja w PiS jest coraz
silniejsza.
- Gdyby Kaczyński miał syna. to chciałby, żeby był taki jak
Brudziński - mówiła kiedyś „Newsweekowi” Małgorzata Jacyna-Witt. szczecińska
radna sympatyzująca z PiS. - To jest facet z krwi i kości, potrafi go
przywieźć, zabrać, zapewnić bezpieczeństwo pod każdym względem.
ZEMSTA NA ZIMNO
Gdy tuż po wyborach
Brudziński został wicemarszałkiem Sejmu, zaczął łagodzić swój wizerunek
partyjnego bulteriera. Rzadziej bywa w programach telewizyjnych, gdzie
wcześniej ostro atakował politycznych przeciwników. Donalda Tuska nazwał
„niemieckim popychlem”. To on na jednym z wieców PiS na słowa Kaczyńskiego
skierowane do opozycji: „cała Polska z was się śmieje” odkrzyknął: „komuniści i
złodzieje”.
W roli wicemarszałka nieraz studził emocje na sali
plenarnej. Gdy Jarosław Kaczyński z sejmowej mównicy nazwał opozycję
zdradzieckimi mordami i oskarżył o zamordowanie brata, a później mówił posłowi
Nowoczesnej, że politycy opozycji pójdą siedzieć. całe zdarzenie próbowała
nagrać telefonem komórkowym posłanka PO Kinga Gajewska. Dominik Tarczyński z
PiS chciał wyrwać jej z ręki aparat i zaczął ją szarpać. Brudziński ogłosił
trzy minuty przerwy „na uspokojenie emocji” i sam zszedł na dół rozdzielać
posłów.
Nie lubi ostentacji. Odkąd został szefem MSWiA. policja
jest mniej brutalna podczas demonstracji Obywateli HP, najbardziej radykalnej organizacji sprzeciwiającej się
polityce PiS. Paweł Kasprzak, lider Obywateli
BP, mówi. że funkcjonariusze przestali wynosić protestujących z blokad.
- Brudziński działa inteligentniej od Błaszczaka. W swoich
wypowiedziach świadomie stawia znak równości między nami a naziolami, żeby
pokazać, że walczy z dwoma ekstremistycznymi grupami. Chce przygotować Polaków
na ostrzejsze akcje wobec nas - przewiduje Kasprzak. Przypomina też, że MSWiA
wystąpiło do sądu z wnioskiem o wprowadzenie zarządu przymusowego w fundacji
prowadzonej przez Obywateli BP. Chodzi o to. żeby przejąć ich lokal i
pieniądze, by nie mogli działać.
Część moich rozmówców uważa, że wyciszenie Brudzińskiego to
maska, a jego prawdziwy charakter lepiej pokazują pyskówki z dziennikarzami, w
które wciąż wdaje się na Twitterze.
- On jest na zewnątrz stonowany, ale w partii zarządza kijem
z taką samą brutalnością, z jaką działał w młodości - mówi polityk PiS.
Przypomina, że „Jojo” - tak Brudziński jest nazywany w partii - wyleciał przed
laty z Zespołu Szkół Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu za rozbój i kradzież.
Sprawę opisał tygodnik „NIE”.
Bartłomiej Rajchert, były dyrektor zarządzający PiS.
który przez wiele lat ściśle współpracował z Brudzińskim, jest jednym z
nielicznych, który na jego temat zgodził się mówić pod nazwiskiem.
- Joachim jest ambitnym i bezwzględnym politykiem. ale
jednocześnie skutecznie zarządził ludźmi i strukturami. Zapamiętałem go jako
twardego negocjatora, z którym trzeba się liczyć. Jeśli już sobie coś
postanowi, to wcześniej czy później na pewno to zrealizuje - podkreśla
Rajchert.
Dobry znajomy Brudzińskiego uważa, że w ostatnich latach
jedno się u niego zmieniło. Zaczął wyznawać zasadę, że zemsta najlepiej smakuje
na zimno. Jako przykład mój rozmówca podaje Jarosława Zielińskiego, wice
ministra spraw wewnętrznych i administracji. To członek zakonu PC, a zarazem
człowiek, który przyczynił się do największego politycznego upokorzenia
Brudzińskiego. Po przegranych wyborach w 2007 r. Brudziński jako jedyny został
ukarany za porażkę - stracił stanowisko sekretarza generalnego PiS. Zastąpił
go Zieliński, który zabrał mu gabinet i opowiadał w partii, że musi po nim
posprzątać cały bałagan. Gdy Brudziński został szefem MSWiA. zmarginalizował
Zielińskiego w resorcie i sam prowadzi rozmowy z policyjnymi związkami.
- Cały Joachim. Potrafi czekać latami, ale w końcu się zemści
- podsumowuje polityk PiS. Policjanci odetchnęli, bo nie muszą już ciąć
konfetti na powitanie wiceministra Zielińskiego ani jechać w orszaku Trzech
Króli przebrani za anioły z doczepionymi wielkimi skrzydłami, jak to się
zdarzyło kiedyś w Szczecinie, ('idy pytam Brudzińskiego o tę zmianę, odpowiada
mi esemesem: „Świetna szczecińska policja konna. Spotkałem ich w Myśliborzu.
Obiecali mi jej funkcjonariusze, że nie będą już więcej tak artystycznie i...
teologicznie kreatywni”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz