piątek, 14 grudnia 2012

Wojciech Reszczyński: Reinkarnacja

Od nadskakiwania generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu po wspieranie Tadeusza Rydzyka – Wojciech Reszczyński w ćwierć wieku pokonał długą drogę.

Wyroku na redaktora Wojciecha Reszczyńskiego nie wykonano. Nie stracił pracy w Trójce. Czyli tego ostatniego, co go jeszcze trzyma przy zawodzie dziennikarskim. Owszem – komisja etyki Polskiego Radia zdecydowała, że Reszczyński złamał kodeks zawodowej etyki, gdy pod koniec października, po marszu „Obudź się, Polsko” w Warszawie, przed budynkiem Telewizji Polskiej na placu Powstańców Warszawy wykrzykiwał o ginącej Polsce, władzy dokonującej zamachu na demokrację i dyskryminującej katolików. Nie powinien się angażować w partyjne wiece i piętnować niewierzących – uznali członkowie komisji.

Wyrok zapadł. Ale nie został wykonany. Kierownictwo Trójki nie wywaliło Reszczyńskiego. – Prawnicy nie byli zgodni, czy opinia komisji etyki jest wystarczającą podstawą do zwolnienia, czy nie – tłumaczy jeden z redaktorów stacji.

W cieniu generała

Gdyby próbować opisać początki kariery Wojciecha Reszczyńskiego językiem, którym on sam się posługuje, należałoby napisać tak: reżimowy dziennikarz, który zaczynał karierę w imperium Macieja Szczepańskiego, potężnego prezesa radia i telewizji. W stanie wojennym, gdy komunistyczni siepacze wyrzucali niepokornych dziennikarzy z Trójki, wślizgnął się na ich miejsce. Po przejściu do telewizji, głównej tuby propagandowej reżimu Jaruzelskiego, stał się jej podporą. Karierowicze i chorągiewki – tak Reszczyński mówi dziś o ludziach, którzy mają podobne życiorysy.

Pod koniec lat 70. ze studenckiego radia Bielany w Toruniu trafił do „Sygnałów dnia”, najważniejszej politycznej audycji Polskiego Radia. – To była nasza radiowa szkoła życia – mówi Antoni Mielniczuk, kolega z tamtego czasu. – Zanim usiadł przed mikrofonem i dostaliśmy swą wymarzoną audycję zaczynającą się o czwartej rano, długo parzyliśmy starszym kolegom herbatę.
Po sierpniu ’80 zapisał się do Solidarności. Chodził po radiu w biało-czerwonej opasce. – To był wtedy spory akt odwagi – wspomina Sławomir Zieliński, kolega z radiowej Jedynki. Jednak po stanie wojennym, gdy partyjna komisja weryfikująca dziennikarzy wyrzucała z radia niepokornych, Reszczyńskiemu dano szansę. Zieliński, który był wicedyrektorem Programu Trzeciego, ściągnął go do „Zapraszamy do Trójki”. Razem prowadzili przez kilka lat popołudniową audycję.

Potem przenieśli się do telewizji, gdzie w 1986 r. powstał nowy, młodzieżowy program informacyjny. Reszczyński stał się gwiazdą „Teleexpressu” oglądanego przeciętnie przez 18 milionów widzów. W 1987 roku dostał (wraz z Jolantą Fajkowską) niezwykle odpowiedzialne zadanie poprowadzenia spotkania generała Wojciecha Jaruzelskiego z młodzieżą. Chodziło o ocieplenie wizerunku dyktatora przed nadchodzącym referendum w sprawie reform.
Spotkanie było starannie wyreżyserowane, a wszystkie pytania do generała zostały wcześniej zatwierdzone w KC PZPR. W swojej wydanej parę lat później książce Reszczyński napisał, że przyparł Jaruzelskiego do muru. Ale trzygodzinne nagranie, które zachowało się w archiwum TVP, tego nie potwierdza. Reszczyński jest czarujący, uśmiecha się do generała i strofuje tych, którzy sekretarzowi partii zadają zbyt napastliwe pytania. Zapewnia generała, że „wszyscy się cieszą” z jego wizyty i że dziennikarzom wcale nie przeszkadza obowiązująca w PRL cenzura. A na koniec pyta go, czy nie obraził się za zadane mu pytania.
Program z Jaruzelskim dobrze go ustawił. TVP pozwoliła mu wyjechać na saksy do USA, gdzie w lokalnym radiu w Chicago prowadził program dla Polonii. Kurs dolara był wtedy taki, że za oceanem w miesiąc zarabiało się więcej niż w ciągu roku w Polsce. – Dzięki pracy w Stanach zarobił tyle, że mógł skończyć budowę domu na warszawskiej Sadybie – mówi jego telewizyjny kolega.
Niezłomny z „Teleexpressu”

Wrócił po ośmiu miesiącach. Polska szykowała się do Okrągłego Stołu. „Radiokomitet pozostawał wciąż bastionem komunistycznej propagandy” – zauważył w swojej książce. Ale to się miało zmienić.
– Wojtek dał swoją twarz odradzającej się Solidarności – wspomina Kazimierz Żórawski, jeden z twórców „Wiadomości”, które w 1989 r. zastąpiły znienawidzony „Dziennik Telewizyjny”. – A my szukaliśmy nowych ludzi, którzy nie będą kojarzeni ze starą ekipą „Dziennika”. Reszczyński był lubiany i oprócz tego jednego programu z Jaruzelskim trudno było się o coś do niego przyczepić.

18 listopada 1989 r. cała Polska zobaczyła na szklanym ekranie żartującego i uśmiechniętego Wojciecha Reszczyńskiego. Stał się symbolem zmian zachodzących w mediach. O premierze Tadeuszu Mazowieckim mówił, że przypomina mu ojca, a w wywiadach przedstawiał siebie jako sprawiedliwego szeryfa w telewizyjnym bagnie nieudaczników, manipulantów i komunistów, z którymi musiał walczyć przez całe lata 80. – Zaskoczyło mnie to, bo w tamtych latach przyjaźniliśmy się i nigdy nie zauważyłem, żeby jakąś walkę prowadził – mówi Sławomir Zieliński.

„Nie miał prawa nam wszystkim, którzy nie wywodzili się z Solidarności i pracowali przez ostatnie lata w »reżimowych« środkach przekazu, czynić zarzutu z tego, co także było jego udziałem” – pisała w swojej książce koleżanka z „Wiadomości” Aleksandra Jakubowska. „Na niezależności i popularności Reszczyńskiego budowano zaufanie i autorytet władzy, której on, jak dziś twierdzi, szczerze nienawidził (...). Dlaczego wtedy nie odszedł? Dlaczego przyjął asygnatę na samochód z rąk rzecznika rządu Jerzego Urbana?”.
– Wojtek przypominał pasażera – dodaje Zieliński – który z przyjaciółmi jedzie tramwajem. Ale wysiada przystanek wcześniej i krzyczy, że w środku siedzą szubrawcy i złodzieje. Byliśmy jego kolegami, a on z nas wszystkich zrobił reżimowców.
Jednak Reszczyński miał już nowych kolegów. W październiku 1990 r. wziął urlop z TVP i przeniósł się do telewizyjnego studia wyborczego Lecha Wałęsy. Po jego zwycięstwie wrócił na plac Powstańców Warszawy, by – jak wspominała Jakubowska – „w glorii i chwale przygotowywać listę komuchów, których należy zwolnić z »Wiadomości«”.

Marzył o powrocie na wizję. – Nie był w stanie zrozumieć, że jako wizytówka kampanii wyborczej Wałęsy stał się nieobiektywny i nie mógł dalej prowadzić głównego programu informacyjnego – mówi Kazimierz Żórawski.
Ostatecznie odszedł trzy miesiące później, gdy szefem programów informacyjnych w TVP został Sławomir Zieliński. Okazało się, że nie jest już jego przyjacielem z Trójki i „Teleexpressu”, ale oprawcą. „Kazał mi odpiąć od klapy mały opornik, noszony w stanie wojennym przez członków Solidarności zamiast znaczka” – ujawnił w swojej książce.
Męczennik z PiS

Nie odchodził w nicość. – Miał kontakty, znał polityków i otwierały się przed nim wszystkie drzwi – wspomina Krzysztof Kilian, który pomagał w uruchomieniu radia Wawa na początku lat 90. – On zajął się zdobywaniem pieniędzy, a ja techniką.
Według „Gazety Wyborczej” jednym z pierwszych udziałowców radia Wawa był nomenklaturowy Universal Dariusza Przywieczerskiego, a potem biznesmen Krzysztof Duda, który po serii wyłudzeń kredytów trafił do aresztu. Nawet przeciwnicy Reszczyńskiego podkreślają jednak, że stworzył stację, w której wychowały się pokolenia radiowców. Pomogło mu doświadczenie zdobyte w USA. – Dla wielu ludzi był nauczycielem zawodu – mówi Ryszard Wojciul, były szef programowy Wawy.
A Reszczyński – po rozczarowaniu najpierw premierem Mazowieckiem, a potem prezydentem Wałęsą – odlatywał coraz bardziej na prawo. Podpisywał radykalne listy otwarte, a to w sprawie wykopania z Powązek Bolesława Bieruta, a to przeciw przystąpieniu Polski do UE. Na antenie muzycznej Wawy coraz częściej pojawiali się tacy ludzie jak Wojciech Cejrowski.

Prezenter Paweł Sulik pamięta, że gdy w połowie lat 90. powiedział Reszczyńskiemu, że odchodzi do Agory, ten spojrzał na niego z pogardą: – Do tych Żydów? Pod koniec lat 90. radio wpadło w kłopoty finansowe i zostało przejęte przez koncern Eska. Już bez Reszczyńskiego. Ale – jak twierdzą jego znajomi – pieniądze z tej sprzedaży zapewniły mu spokojne życie.
W 2002 r. zaangażował się w prace związanego z LPR Polskiego Komitetu Niepodległościowego, którego celem było zablokowanie integracji z Unią. Zaczął się pojawiać jako felietonista Radia Maryja i „Naszego Dziennika”, aż wreszcie o. Tadeusz Rydzyk wziął go na wykładowcę do swej toruńskiej szkoły.
Reszczyński ma dzisiaj 59 lat, jest ojcem dwóch dorosłych córek i wciąż mieszka w domu, który wybudował w latach 80. Choć posiwiał, to na ulicy ludzie wciąż rozpoznają w nim pana Wojtka z „Teleexpressu”. Wygląda tak samo, ale wystarczy krótka rozmowa, by dostrzec zmianę. Krzysztof Kilian, który zna go z czasów studenckich, mówi, że nikt ze znajomych nie potrafi wyjaśnić przemiany: – Może miał jakieś widzenie? Może w ten sposób chce zatrzeć pamięć o czasach, gdy pracował w peerelowskich mediach i musiał czytać wiadomości o pierwszych sekretarzach partii?
Samego Reszczyńskiego trudno o to zapytać, bo zerwał kontakty z większością starych przyjaciół. Nie przychodzi nawet na rocznicowe spotkania radia Wawa. Z zawodowego niebytu wyciągnął go kilka lat temu ówczesny PiS-owski prezes Polskiego Radia Krzysztof Czabański, dając mu gwiazdorski kontrakt w Trójce. Przyjęto go tam jak politycznego spadochroniarza, oskarżając o stronniczość. – Jego nieprofesjonalność polegała na tym, że do swoich audycji zapraszał tylko osoby reprezentujące jeden punkt widzenia – mówi Magda Jethon, dyrektorka Trójki.
Gdy stracił politycznych protektorów, stracił też pozycję. Został mu tylko dwugodzinny program nocny raz w miesiącu. – Wie, że jego dni są policzone – mówi jeden z dziennikarzy Trójki. – Będzie więc nadal prowokował, bo chciałby zostać dziennikarskim męczennikiem.

PS Wojciech Reszczyński nie zgodził się na rozmowę z „Newsweekiem”

Cezary Łazarewicz
 

3 komentarze:

  1. Dobrze, że Reszczyński nie zgodził się na rozmowę z tym szmatławcem.I chwała Reszczyńskiemu, że doszedł do rozumu, w odróżnieniu do was.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wy macie tyle wspólnego z prawdą, co esbecją z wolnością. Pozdrawiam esbeków!

    OdpowiedzUsuń
  3. Radio WAWA nie zostalo sprzedane ESCE pod koniec lat 90-tych, lecz dopiero na przelomie 2007/8. I to nie przez Reszczynskiego, tylko przez inwestora niemieckiego po osmiu latach od jego wejscia do stacji. Reszczynski wycofal sie z zarzadzania radiem mniej wiecej w czasie, gdy zmarla mu zona tj. ok 2002 roku i nie mialo to nic wspolnego z sytuacja finansowa WAWy, ktora akurat w tym czasie byla dobra (spolka wypracowala zysk!!!).
    Cytowany w artykule Krzysztof Kilian to wpierw bliski wspolpracownik Reszczynskiego, a potem usuniety dyscyplinarnie z WAWy za knowania z inwestorem irlandzkim wrog. Artykol jast bardzo nierzetelny i jednostronny.

    OdpowiedzUsuń