PiS idzie po władzę.
Ławą, w dwieście osób. Ludzie mają być Lojalni, choć niekoniecznie genialni -
prezes ma ich w głowie od dawna.
Oto oni.
ALEKSANDRA PAWLICKA, MICHAŁ KRZYMOWSKI
Warszawa,
kilkanaście dni temu. Spotkanie z mieszkańcami Żoliborza w kinie Wisła.
Przemawia Jarosław Kaczyński: - Proszę państwa, musimy mieć taką dobrą ekipę.
Premiera, wicepremierów, ministrów, wiceministrów. Ale także wojewodów,
wicewojewodów, szefów urzędów centralnych.
Poznań, wystąpienie w Akademickim
Klubie Obywatelskim im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego: - To będzie nawet
dwustuosobowa grupa. Ci ludzie muszą być skierowani na wspólny cel i wolni od
sposobu myślenia, który nazwałbym imposybilnym determinizmem.
Wywiad dla „Rzeczpospolitej”
sprzed dwóch lat, ale - jak się wydaje - najbardziej szczery: „Nie wszyscy będą
geniuszami, nie wszyscy będą nadzwyczajnie zdolni, ale będą musieli być
zdyscyplinowani, uczciwi i muszą wiedzieć, czego chcą”.
Gospodarka zamknięta na klucz
Podczas wyborczych przemówień
Jarosław Kaczyński powtarza, że w rządzie PiS najważniejszy będzie resort rozwoju.
Powstanie z połączonych ministerstw rozwoju regionalnego (prezes zaznacza, że w
nowym rządzie ten przymiotnik zniknie bezpowrotnie), gospodarki oraz części
skarbu państwa. Ma to być coś w rodzaju megaresortu. Będą mu podlegać takie
spółki jak KGHM, PZU, PKO BP, Grupa Azoty, Totalizator Sportowy czy Polska
Grupa Zbrojeniowa, a jego szef ma mieć rangę wicepremiera i sprawować nadzór
nad wszystkimi ministerstwami gospodarczymi. Najpoważniejszym kandydatem do
tej funkcji jest dziś poseł PiS Paweł Szałamacha (najważniejszy doradca
ekonomiczny Beaty Szydło, współautor jej przemówień dotyczących gospodarki, po
niedawnym stypendium na Harvardzie). W rządzie PiS w latach
2005-2007 Szałamacha był wiceministrem skarbu. Zasłynął spektakularną czystką
resortu. W kwietniu 2006 roku zorganizowano spotkanie kadry kierowniczej. Salę
zamknięto na klucz i wręczano wypowiedzenia. Za jednym zamachem zwolniono 14
dyrektorów, wobec których nie było wcześniej żadnych zastrzeżeń.
- Akcję przeprowadzono zgodnie z
wytycznymi Szałamachy. Ludzie z jego gabinetu robili każdemu zwalnianemu
zdjęcie. Gdy ktoś protestował, słyszał: „Nie masz nic do gadania, wy tu już
nie rządzicie” - wspomina jeden z uczestników tamtego spotkania.
Wielka czystka została
przeprowadzona tuż przed podpisaniem przez PiS umowy koalicyjnej z Samoobroną i
LPR. Trzeba było przygotować posady dla nowych koalicjantów. W resorcie skarbu
krąży anegdota o tym, jak w czerwcu 2006 r. zwalniano wiceministrów skarbu.
Szałamacha padł przed Jarosławem Kaczyńskim na kolana - błagał, żeby
pozostawić go w resorcie. Premierem był wówczas jeszcze Marcinkiewicz, ale
zmiana na stanowisku szefa rządu była już bliska.
- W resorcie słynne były jego
„godziny szału”, zwykle koło południa, kiedy nie należało wchodzić do gabinetu
Szałamachy - opowiada jeden z ówczesnych ministrów i wspomina: - Potrafił w
czasie spotkania wyszczerzyć zęby.
Teraz Szałamacha ma objąć tekę
najważniejszego ministra w rządzie. Jego kontrkandydatem jest prezes banku BZ
WBK Mateusz Morawiecki (według rozmówców z PiS osobiście spotykał się z
Jarosławem Kaczyńskim, któremu miał zaimponować tym, że nie przyjął teki ministra
skarbu w rządzie Donalda Tuska).