Księżycowe wizje Morawieckiego
W
realizację pomysłów premiera pompowane są publiczne pieniądze. Trzeba o tym
głośno mówić i obnażać bezsens tej fanfaronady. To właśnie zadanie dla
opozycji.
Na pytanie, czy polityk powinien być
wizjonerem, otrzymujemy co pewien czas nowe odpowiedzi. Donald Tusk uważał, że
jak ktoś ma wizję, to powinien iść do lekarza, bowiem kluczowe znaczenie ma
ciepła woda w kranie. Aleksander Kwaśniewski przeciwnie - doradzał kolegom z
SLD, aby w ich rządzeniu było więcej wizji, a mniej telewizji. Mateusz
Morawiecki wybrał trzecią drogę - co miesiąc jakaś wizja i od rana do wieczora
sławiąca go telewizja (publiczna, oczywiście).
Ostatnio nasz
premier postanowił zafundować nam największe w Europie giga lotnisko w
Baranowie za 35 mld zł (a może i więcej). Stosowną ustawę w trymiga uchwalił
Sejm, a że Senat nie chciał być gorszy, właściwa komisja poświęciła na
rozważenie kwestii, czy warto wydawać 35 mld zł, całą godzinę. Opozycyjni
malkontenci oczywiście marudzili, że nie przedstawiono ekspertyz, że na wiele
pytań nie uzyskali odpowiedzi (np. dlaczego Baranów, a nie Modlin), ale z nimi
tak zawsze... Nie rozumieją, że to lotnisko Polakom się po prostu należy!
Wzruszona pani senator Czudowska (zgadnij, czytelniku, z jakiej partii?)
powiedziała nawet, że: „Ten port to jest coś najpiękniejszego, co się Polsce na
początku XXI w. może przydarzyć”
Muszę przyznać, że
i ja się wzruszyłem. Już podrywałem się, aby zadeklarować gotowość do wzięcia w
czynie społecznym udziału w niwelacji gruntu pod pierwszy pas startowy, gdy
pani senator dodała:„To jest wspaniała inwestycja obok innych projektów naszej
formacji”. No właśnie, inne projekty... Wyjąłem z teczki Strategię
Odpowiedzialnego Rozwoju dwa lata temu zaprezentowaną z pompą przez
wicepremiera Morawieckiego (mam ją zawsze przy sobie, gdy dopada mnie chandra,
otwieram, czytam i zaraz jestem weselszy) i otworzyłem na stronie pt. „Projekty
flagowe”.
Pierwszy z nich to projekt„Batory”. Rok temu
Mateusz Morawiecki uroczyście zainaugurował, a biskup poświęcił stępkę pod
pierwszy prom pasażerski. Nie było jeszcze projektu, nie było pieniędzy, ale
stępka już była. Wicepremier Morawiecki ogłosił sukces, zapowiedział, że od
polskich promów zaroi się na Bałtyku. Po roku nic się nie zmieniło - nadal nie
ma projektu ani pieniędzy, jest tylko stępka, z tym że tknięta rdzą.
Następny projekt to
„Lukstorpeda 2.0”,
mający na celu m.in. wyprodukowanie polskiego Pendolino. Po roku producent,
bydgoska Pesa, zanim jeszcze cokolwiek wyprodukowała, popadła w tarapaty
finansowe i została faktycznie znacjonalizowana za pieniądze Polskiego
Funduszu Rozwoju, czyli za nasze pieniądze.
Następny wehikuł,
który miał uczynić z Mateusza Morawieckiego nowe, współczesne wydanie Eugeniusza
Kwiatkowskiego, to projekt „Żwirko i Wigura”- czyli stworzenie z Polski światowego
lidera w produkcji najbardziej technicznie zaawansowanych dronów i uzbrojenie
w nie naszej armii. I co? I nic. Drony produkują u nas dziesiątki firm, dzieci
dostają je na komunię i na tym koniec. Antoni M. obiecał wprawdzie zakupy dla
wojska, ale że św. Antoni jest patronem rzeczy zagubionych, więc drony
dołączyły do równie solennie obiecanych helikopterów i łodzi podwodnych.