Mamy trzech
premierów: pozorowanego, nadzorującego i aspirującego.
Czy w najbliższym
czasie zamienią się rolami?
Wpadli
na siebie na warszawskiej Ochocie. Było wtorkowe przedpołudnie, początek
kalendarzowej wiosny. Niebawem miał się zebrać rząd, a następnego dnia ruszyć
Sejm, na którym planowano głosowanie wniosku PO o odwołanie ministra
środowiska. Politycy Platformy, w mniej formalnym niż zwykle wydaniu,
szykowali się do sadzenia drzew. Nieopodal siedziby PiS chcieli zainaugurować
ogólnopolską proekologiczną akcję - odpowiedź na zaciekłą wycinkę, do której
doprowadził Jan Szyszko. Inicjatywę pomógł
nagłośnić prezydent Kielc, który odmówił zgody Arturowi Gieradzie z PO na
wkopanie czterech sadzonek dębów, uznając, że w ten sposób włączyłby miasto w
„protest antyrządowy”.
Ale nie tylko on przysłużył się Platformie. Traf chciał, że kiedy
władze PO w towarzystwie dziennikarzy przymierzały się do wkopywania drzewek,
pod siedzibę PiS na Nowogrodzkiej zaczęły ściągać rządowe limuzyny, w tym samo
- chód z premier Szydło. - Kaczyński zorganizował u siebie „odprawę"
ministrów. Jak w „Uchu prezesa" - dworowali politycy PO, wyraźnie
zadowoleni, że udało się złapać Kaczyńskiego za rękę i pokazać, kto naprawdę
rządzi rządem. Przypuszczają, że w odwecie PiS nasłał na nich policję, która
spisała „sadowników”.
- Może się przestraszyli, że z
tymi szpadlami odbijemy ich siedzibę? -
żartował Andrzej Halicki, jeden z uczestników akcji. - Prosiłem tylko
policjantów, aby nie pisali, że to drzewka kupione przez Platformę, bo pisowcy
zaraz by je kwasem potraktowali - dodawał. - Na Nowogrodzkiej są
przekonani, że nasza obecność nie była przypadkowa. Obwiniają Gowina, że
doniósł nam o spotkaniu u Kaczyńskiego, bo jego akurat nie zaproszono - opowiada
jeden z ważnych polityków PO.
O tym, że wewnątrz obozu władzy jest napięta sytuacja, a Beata Szydło
nie radzi sobie w roli premiera, świadczy też powtarzana w sejmowych kuluarach
plotka, że po brukselskiej porażce szefowa rządu chciała się podać do dymisji.
To dlatego podobno wierchuszka PiS zorganizowała naprędce przedstawienie z
kwiatami na lotnisku i niejako zmusiła Szydło do przyjęcia narracji, że w Brukseli
odniosła sukces.
Pytani przez nas politycy PiS, co oczywiste, pogłoskę dementują. Jednak
bezsilność premier jest coraz bardziej widoczna. Potwierdza ją nie tylko
symboliczna sprawa „nieusuwalnego” asystenta Antoniego Macierewicza - bo niebywałe umocowanie Bartłomieja Misiewicza wydaje się
być nawet poza kontrolą Jarosława Kaczyńskiego. Ale również prowincjonalne
podejście do polityki zagranicznej, narażające na szwank wizerunek Polski i
zdradzające brak politycznego obycia, a przede wszystkim dynamika i
zaangażowanie prezesa PiS w ostatnich tygodniach.
Grudniowy kryzys parlamentarny zmusił Kaczyńskiego do wyjścia z cienia.
Od tego czasu widać jego wzmożoną aktywność - jeździ po kraju, udziela rozlicznych
wywiadów, wreszcie to on, a nie Szydło, poleciał do Londynu na spotkanie z
premier Theresą May. - Nie wymieni Szydło, przynajmniej na razie. Także z
powodu naszego wniosku o wotum nieufności wobec jej rządu - mówi jeden z
członków władz PO. - Nie ma wyjścia, musi jej bronić. Dymisja przed głosowaniem
także nie wchodzi w grę, bo to byłaby już porażka 28:0 - twierdzi.