Sieć diabłów
Już nie kongres wiedeński ani żadna Jałta
symbolizują panowanie możnych tego świata nad ludzkością. Dziś najgroźniejszy
jest niepisany sojusz cyfrowych potęg, takich jak Facebook, i analogowych dyktatur
oraz autorytarnych reżimów.
Pazerność
PiS-owskiej władzy, wyskrzeczana przez wicepremier Szydło w jej sejmowym
expose, jest jej odmianą najbardziej prymitywną, groźną bardziej dla władzy
niż obywateli. W żadnym stopniu nie powinna przesłaniać pazerności stanowiącej
zagrożenie dla całej ludzkości - pazerności cyfrowych potęg a la Facebook i głodu władzy
całej rzeszy Putinów czy Trumpów. Nie każdy dyktator czy autokrata jest - tak
jak niewolnik Twittera Trump - wyznawcą mediów społecznościowych. W końcu, jak
sama nazwa wskazuje, są to media społecznościowe. Ale każdy wyczuwa ich moc.
Każdy widzi też, że to, co miało być narzędziem wolności, okazuje się przydatne
jako narzędzie zniewolenia i dominacji. Wystarczy spojrzeć na naszego
umiłowanego przywódcę - wciąż „drukują mu internet”, ale jednocześnie w dużym
stopniu dzięki internetowi uczynili go panem i władcą. Armia trolli pomogła w intronizacji
internetowego morona.
Czternaście lat
temu szef Facebooka Mark Zuckerberg podekscytowany mówił przyjacielowi, że aż
cztery tysiące studentów Harvardu dobrowolnie dało mu swe internetowe dane.
„Uwierzyli mi, idioci” - powiedział. Nie do końca świadomi albo zupełnie
nieświadomi ludzie w następnej dekadzie dali mu na talerzu całą wiedzę o
sobie. Tym razem nie cztery tysiące, ale dwa miliardy. Uwierzyli mu. idioci.
Dane milionów wypływały z Facebooka, by trafić w łapy ludzi, którzy przy ich
pomocy przekręcili amerykańską demokrację. Narzędzie, które miało stworzyć
globalny Hyde Park, pomogło dokonać globalnego przekrętu.
Świat trzeźwieje powoli. Jeszcze niecały rok temu Zuckerberg
przymierzał się na serio do startu w wyborach prezydenckich. To by dopiero
było. Człowiek Putina w Białym Domu kontra mimowolny aliant Putina. Miliarder w
starciu z miliarderem, obaj pozujący na rzeczników zwykłych ludzi. Jeśli Trump
demokrację ośmieszył, a jego prezydentura zadaje jej straszne ciosy, to taki
wyścig mógłby ją pogrążyć ostatecznie. W 2016 r. mieliśmy sojusz ludzi, którzy
chcieli wiedzy o ludziach, żeby zarabiać pieniądze z ludźmi, którzy
potrzebowali tej wiedzy, żeby wygrać wybory i kontrolować ludzi. Prezydentura
Zuckerberga byłaby apoteozą koncepcji Wielkiego Brata w wersji digitalowej. Na
szczęście dziś zdecydowanie bardziej prawdopodobna niż jego wycieczka do
Białego Domu jest wycieczka do Kongresu, gdzie będzie musiał wyjaśniać, jak
Facebook nadużył zaufania milionów i w praktyce pomógł wrogom demokracji.