Wyborca zawsze ma
rację. To definicja demokracji. Jednak to na klasie politycznej skupione są
media. Tymczasem wyborcy zmienili się równie głęboko jak politycy. Pojawił się
nowy fenomen: wyborca cyniczny.
Jeden
z najważniejszych polityków po 1989 r. Aleksander Kwaśniewski po odejściu z
bieżącej polityki dawał wyraz swojemu zbulwersowaniu. Najpierw krytykował
negatywny wpływ powstania telewizji informacyjnych, takich jak TVN24, Polsat News czy TVP Info, które przez cały dzień chodzą
za politykami, relacjonują wszystko i natychmiast wyciągają i wyolbrzymiają
każde słowo czy reakcję. W efekcie zniknęła tajemnica w polityce, bez której
nie da się zawierać kompromisów i dotrzymywać umów ponad barykadami w imię
wspólnego interesu kraju.
Kolejną epokę - mediów społecznościowych - Kwaśniewski
uznawał za zejście jeszcze poziom niżej: „Niestety, Facebook i Twitter wymuszają na polityku, by mówił sloganami, a one tylko czasem
trafiają w punkt, bo to rzadkie, jak genialny wiersz. W większości te hasła
robią człowiekowi wodę z mózgu”.
Publikowane co kilka dni sondaże mają nas poinformować, co
Polacy „mają w mózgu”, co myślą. Budujemy nasze wyobrażenie na podstawie
trzech typów pytań: na którą partię głosowaliby, któremu politykowi ufają, a
któremu nie, oraz jaką mają opinię w podanej przez
ankietującego sprawie, będącej najczęściej tym, czym ekscytują się w danej
chwili media. Sondaży jest tak dużo i tak dużą wagę przykładają do nich media
i politycy, że przestały być już tylko narzędziem badania społeczeństwa, ale
zaczęły na nie wpływać. Na poparcie dla partii duży wpływ ma to, jakie ma
poparcie w sondażach. Partie się w tym zorientowały i zaczęło im zależeć na
publikowaniu danych, które mogłyby im pomóc.
Mechanizm jest prosty: partia zamawia sondaż i płaci za
niego. Agencja stara się zadowolić klienta, więc wybiera taką metodologię albo
sposób prezentacji badania, żeby wyszło korzystniej dla zamawiającego.
Następnie daje je za darmo gazecie i wszyscy są zadowoleni: sondaże się dobrze
czytają i podnoszą tytułowi cytowalność, partia może się pochwalić poparciem, a
agencja zarobkiem. Stąd tak odmienne ich wyniki.
Żeby nie dać się ogłupić, eksperci próbują temu zaradzić,
uśredniając np. dziesięć ostatnich sondaży (tzw. poll of polls). Średnia
z oszukiwania się przez wszystkich ma pozwolić dojść do prawdy. Takie
desperackie próby wynikają z tego, że sondaże są nieporównanie tańsze niż
prawdziwe badania społeczne i stały się atrakcyjnym formatem medialnym. W
Polsce są to bieda-sondaże. Nikt nie ma interesu w tym, żeby zamówić
poważniejsze.
Tymczasem pod tą pofałdowaną powierzchnią dzieją się
bardzo ciekawe rzeczy bo wyborca zmienia się równie szybko jak media i klasa
polityczna. Styl życia, światopogląd, moralność i wszystkie inne wymiary życia
człowieka jako jednostki społecznej nie stoją w miejscu. Ewoluować muszą więc
kryteria, jakimi Polak kieruje się przy wyborze partii politycznych. Media
zalewają nas codziennie deszczem hipotez, dlaczego kiedyś wygrywało PO, a
teraz niezwyciężony jest PiS, albo dlaczego Razem czy Wiośnie nie udało się
rozwinąć skrzydeł, a PSL traci wyborców wiejskich. Wnioskują głównie po tym,
jakie propozycje przedstawili politycy, jakich liderów mają, jakie gafy się im
przytrafiły. Poważniejsze media wezmą jeszcze pod uwagę wskaźniki gospodarcze,
demograficzne albo dane o praktykach
społecznych Polaków (np. religijnych). Taki Polak skonstruowany ze statystyki i
odpowiedzi w sondażach nie ma jednak wnętrza: emocji, pamięci, priorytetów, spontaniczności,
nadziei i lęków.
Stąd właśnie wielkie zaskoczenia 2015 r. i kolejne. Jak PO mogło przegrać wybory, mając najlepsze
wyniki gospodarcze w całej Europie? Jak PiS mogło nie spaść poparcie po
permanentnej wojnie na wszystkich frontach, łamaniu prawa, arogancji władzy,
oczywistej niekompetencji i prymitywnej propagandzie? Przecież poprzednicy byli
za podobne próby natychmiast karani. Jak PiS mógł wygrać najtrudniejsze dla
niego wybory europejskie, w których wieś nigdy nie głosowała, a nagle poszła
liczniej niż miasta? Można odnieść wrażenie, że to nie jest to samo
społeczeństwo, co przed 2015 r. Dlaczego wcześniej wolało zupełnie inną
politykę niż dziś?
Że politycy są cwani i cyniczni, wszyscy wiemy. Idealistów
lat 90. zastąpili skrajnie pragmatyczni politycy, a następnie otwarcie
cyniczni. Pierwszym symbolicznym przejściem były słowa w TVP Tadeusza Mazowieckiego do wyraźnie zakłopotanego Donalda
Tuska, że wyrządził mu „wielką przykrość”, odchodząc z UW i powołując tego dnia
do życia Platformę Obywatelską. Kolejnym symbolem przejścia do następnej epoki
była scena, gdy rzeczniczka PiS Beata Mazurek, a więc polityk raczej niski
rangą, nazwała „grupą kolesi” sędziów Sądu Najwyższego, a więc największe bezpartyjne
autorytety w Polsce, bo PiS nie spodobało się ich orzeczenie.