Jak słyszę, że Tusk
miał charyzmę, a ja nie mam, to przypominam sobie tych, którzy mówili, że
opozycja nigdy się nie zjednoczy, a Platforma jest skończona mówi lider PO
Grzegorz Schetyna
Renata Grochal
NEWSWEEK: Jak było na spotkaniu z Tuskiem w Brukseli?
GRZEGORZ SCHETYNA: To była bardzo dobra rozmowa.
Widziałam zdjęcie na
Twitterze. Miało przerwać spekulacje o tym, czy były premier wróci do Polski i
zabierze wszystko Schetynie?
- I przerwało (śmiech). Ludzie zatrzymywali mnie na ulicy i
mówili, że to świetnie, że znowu jesteśmy razem. Cieszą się. Gdy widzą, że
współpracujemy.
Ma pan kompleks
Tuska?
- Nie. Tusk przewodził Platformie, wygraliśmy wybory, ale
nigdy nie budował szerokiej koalicji, co mnie się udało. Jestem innym typem
polityka. On mawiał: moja Platforma robiła to i to. Ja tak nie powiem, bo
byłem częścią jego Platformy, a teraz Platforma jest nie tylko moja. Tusk jest
liderem tworzącym politykę jednoosobowa Ja wolę pracować zespołowo, korzystać
z ludzi, z ich pomysłów.
Mówią: „Schetyna nie
ma charyzmy”. Boli?
- Tyle razy już to słyszałem, że nauczyłem się z tym żyć.
Moim sprawdzianem będzie wynik wyborów. Toczy się walka o wszystko. Albo
pójdziemy drogą co najmniej węgierską, jeśli pozwolimy Kaczyńskiemu znowu
wygrać, albo wrócimy do Europy i wszyscy będą Polsce bić brawo tak jak nam na
zjeździć Europejskiej Partii Ludowej w Helsinkach, gdy przyjechaliśmy po
wyborach samorządowych.
Ale tak po ludzku, boli?
- Pewnie, że boli. Nigdy nie jest
fajnie, kiedy ktoś cię krytykuje. Nie jak słyszę, że Tusk miał charyzmę,
a ja nie mam, to przypominam sobie tych. którzy mówili, że opozycja nigdy się
nie zjednoczy, a PO jest skończona, bo przegrała wybory i odebrała ludziom
nadzieję. Wszystko zawsze było złe. A gdy wygraliśmy wybory samorządowe w
wielkich miastach, zaległa cisza. Nie było ani o mojej charyzmie, ani o
rzekomym lenistwie Trzaskowskiego. Ci sami, którzy nas krytykowali, zaczęli
nagle mówić, że to była dobra kampania. To dla mnie największa satysfakcja.
Bo pokazał pan im wszystkim?
- Nie oczekuję, żeby mówili, że
Schetyna świetnie to wymyślił, a Trzaskowski świetnie poprowadził kampanię, bo
niektórzy musieliby połknąć własny język. Robię swoje, bo są następne wyzwania
i jeszcze ważniejsze rzeczy. Po prostu biorę to wszystko na klatę.
Wybaczył pan Tuskowi, że zesłał
pana do „pieczary”, wtedy po aferze hazardowej?
- „Pieczarę” wybrałem sam, po
wyborach w 2011 roku.
To jednak było upokorzenie.
- Bardzo dużo mi to dało. Zawsze
mówiłem, że gabinet szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych to jest dobre
miejsce do robienia polityki. Nie byłoby mnie dziś w gabinecie
przewodniczącego PO, z wiszącą nad biurkiem koszulką mojej ulubionej Barcelony
z autografem Pepa Guardioli i z oryginałem deklaracji powołania Koalicji Europejskiej,
gdyby nie dobrze odrobiona lekcja „pieczary”.