Pistolety Ziobry
Są
bezwzględni i lojalni. W zamian dostają od szefa szansę na szybką polityczną
karierę
Aleksandra Pawlicka
Dobrał
ich według jednego klucza. To młodzi, wyszczekani, w większości początkujący
prawnicy, dla których praca u Zbigniewa Ziobry jest szansą na szybki awans.
- W zamian szef oczekuje bezwzględnej lojalności. W resorcie zrobiło
się tak szczelnie, że nikt poza wtajemniczonymi nie wie, co dzieje się za
drzwiami gabinetu Ziobry. Jak nie chcesz firmować podejmowanych tam decyzji, odchodzisz
- mówi jeden z byłych pracowników ministerstwa.
Najbliższy krąg tworzą wiceministrowie: Patryk Jaki, Marcin Warchoł,
Łukasz Piebiak i Michał Woś. Piąty wiceminister, Michał Wójcik, uchodzi za
„sympatyczny dodatek”. - Jako jedyny nie wprowadził tu swoich ludzi i dostał do
uprawy działkę społeczną, nie polityczną - twierdzi mój rozmówca. Wiceminister
Wójcik odpowiada za przygotowanie ustawy dotyczącej dzieci skonfliktowanych
rodziców, z których jedno mieszka za granicą.
WIERNY KLON
Opinię najbliższego człowieka Ziobry ma Patryk Jaki, rocznik ’85. - Gdy po odejściu z PiS i porażce Solidarnej Polski wszyscy
odwrócili się od Zbyszka, pozostali przy nim tylko żona i Jaki - mówi osoba z otoczenia ministra. - On stał się dla Ziobry
tym, kim dla Kaczyńskiego po klęsce Porozumienia Centrum byli Adam Lipiński
czy Marek Suski. Najwierniejszym towarzyszem - dodaje.
A Ziobro wierność ceni ponad wszystko. Po wyborach 2015 roku okazało
się, że Andrzej Dera z Solidarnej Polski został na lodzie i nie ma za co żyć,
Ziobro zarządził na niego zrzutkę wśród kolegów. Ostatecznie udało mu się wcisnąć
Derę do pałacu prezydenckiego, gdzie traktowany jest jak wtyczka ministra i
nie uczestniczy w podejmowaniu ważnych
decyzji.
W Jakim Ziobro ceni nie tylko lojalność, ale i dezynwolturę. -
Przypomina w tym Zbyszkowi jego samego z czasów, gdy był ministrem
sprawiedliwości w pierwszym rządzie PiS i wymachiwał w telewizji dyktafonem.
Patryk jest jak jego klon z tamtego czasu - mówi osoba pracująca w ministerstwie.
Jaki uwielbia brylować w mediach. A to stwierdzi, że KOD to kawiorowe
protesty, a to nazwie Okrągły Stół dzieleniem Polski przy wódce. Przed wyborami
2015 roku podczas manifestacji antyimigranckiej agitował tak: „W 1683 Jan III
Sobieski zatrzymał marsz dziczy na Europę.
Obronił nasze chrześcijańskie, te prawdziwe korzenie”. Opinię islamofoba ma w
resorcie do dziś. Wciąż deklaruje, że „walka z islamską zarazą to jego
Westerplatte”.
- Mówimy o nim „Jaki jest, każdy widzi”. Merytorycznie nie ma pojęcia o
tym, co robi, ale nadrabia pewnością siebie i nieustannie dobrą miną - mówi
osoba z ministerstwa. - Duży temperament i poczucie własnej wartości. Zdecydowanie
uważa, że brak wykształcenia prawniczego nie przeszkadza w pełnieniu funkcji wiceministra
- dodaje mój rozmówca.
Jaki jest politologiem. Żywot polityka zaczynał od młodzieżówki PiS, potem
z list PO został samorządowcem, aby po paru miesiącach wrócić do partii
Kaczyńskiego i związać się z Ziobrą na dobre i złe. Dziś nazywają go „pierwszym
po szeryfie”. - Jest jedynym zastępcą Ziobry, który podobnie jak szef ma
pozwolenie na broń - mówi osoba z bliskiego otoczenia ministra.
W ministerstwie został oddelegowany na front afery reprywatyzacyjnej w
stolicy i walki z Hanną Gronkiewicz-Waltz, to ma go wylansować na kandydata
prawicy na prezydenta Warszawy. - Nieoficjalnie mówi się w resorcie, że brak
podwyżek i nagród dla pracowników wynika z przesunięcia znacznej części budżetu
do Departamentu Prawa Administracyjnego, obsługującego komisję
reprywatyzacyjną Jakiego - opowiada mój rozmówca i dodaje: - Ta komisja to
mistrzostwo świata w manipulacji. Robi show, wmawia ludziom, że dzięki niej
nieruchomości wracają do Warszawy, a przecież od decyzji komisji można się
odwołać do sądu i nic ostatecznie może nie wrócić do miasta. Ale to okaże się
dopiero za parę lat, a w tym czasie pan Jaki może zajść bardzo wysoko.
Polityk PiS: - Jaki chce być Lechem Kaczyńskim bis. Stąd kreacja na
bojownika walki z dziką reprywatyzacją i pomysł stworzenia Muzeum Żołnierzy
Wyklętych w więzieniu na Rakowieckiej. Chce mieć własne muzeum tak jak
Kaczyński miał Muzeum Powstania Warszawskiego.