Dlaczego ludzie IV RP tak
nienawidzą resortowych dzieci? Dlaczego tak się przed nimi bronia,
sięgając po najbrudniejsze ze znanych nam metod?Impulsem do takich działań jest strach.
Wygląda na to, że autorka autorzygazetypolskiej.salon24.pl/480684,resortowe-dzieci
nie znalazła nic złego w działalności dzieci resortowych, więc
zainteresowała się ich rodzicami. Być może przypomniało jej się, iż
środowisko dzieci resortowych opisywało jej konotacje z
przedstawicielami władz IV RP. Przypomnijmy historię pewnych pożyczek,
które według mediów, otrzymywała autorka od lobbysty, obiecując w zamian
pomoc w zwolnieniu z aresztu. Oto stenogramy rozmów:
"Z przesłuchania podczas, którego
dziennikarce przedstawiono korupcyjny zarzut powoływania się na wpływy w
instytucjach państwowych w celu osiągnięcia korzyści materialnej: "Wywołała
przekonanie Aleksandry Dochnal, żony Marka Dochnala, Barbary Pietrzyk,
teściowej Marka Dochnala a także obrońców Marka Dochnala adwokatów
Natalii Ołowskiej-Zalewskiej i Piotra Kruszyńskiego o swoich wpływach w
instytucjach państwowych a potem wielokrotnie powołując się na te
wpływy, zwłaszcza na swoje związki i znajomości o podłożu politycznym
zawodowym i towarzyskim z Prezydentem RP, jego bliskim otoczeniem z
Prezesem Rady Ministrów i jego bliskim otoczeniem z Ministrem
Sprawiedliwości, z Prokuratorem Krajowym z Koordynatorem ds. Służb
Specjalnych oraz z przedstawicielami Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego, podjęła się pośrednictwa w załatwieniu sprawy uchylenia
środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania stosowanego
wobec Marka Dochnala, przy czym pośrednictwa podjęła się w zamian za
korzyści majątkowe w łącznej kwocie 270 tys. zł. Jednocześnie realizując
rzeczywiste działania w tym podejmując osobiste rozmowy z Ministrem
Sprawiedliwości Prokuratorem Krajowym i doprowadzając do ich rozmów z
adwokatami Marka Dochnala a jako dziennikarka tworząc i publikując w
prasie artykuły korzystne dla Marka Dochnala. Gdy jej działania okazały
się nieskuteczne a sytuacja po przeniesieniu śledztwa do Katowic jeszcze
bardziej dla Dochnala poważna i nie uchylono tymczasowego aresztowania
zwróciła zaciągniętą pożyczkę z rażącą zwłoką w ratach nie z własnej
inicjatywy lecz po wielokrotnych zdecydowanych żądaniach Aleksandry
Dochnal i Barbary Pietrzyk.
Kania (po zapoznaniu się z zarzutami): "W żadnym wypadku się do tego nie przyznaję. Oświadczam, że sprawa od samego początku ma charakter polityczny mający na celu zdeprecjonowanie mnie jako dziennikarza krytycznie piszącego o obecnej władzy. Uważam również, że sprawa ma na celu zdeprecjonowanie mediów, których publikuję. Dlatego odmawiam złożenia wyjaśnień. "
Z zeznania mec. Natalii Ołowskiej- Zalewskiej: "Pamiętam niechęć i obawy Aleksandry Dochnal, związane z pożyczaniem pieniędzy Dorocie Kani. Miała ona obawy, że jeśli nie będzie pożyczała pieniędzy dla Doroty Kani to może się to odbić negatywnie na jej mężu. Bała się też, że Kania tych pieniędzy nigdy nie odda. Dorota Kania jak przyszła do mnie po pieniądze to mnie ta sytuacja nie zdziwiła, bo uprzedziła mnie o tym Aleksandra Dochnal. Na umowie widniało moje nazwisko choć pieniądze nie były moje. Rzeczywistym pożyczkodawcą była Aleksandra Dochnal. Dorota Kania wiedziała, że jestem obrońcą Marka Dochnala, tylko dlatego się ze mną spotykała.Kania wiedziała o pokrewieństwie łączącym Aleksandrę Dochnal i Barbarę Pietrzyk, bo żona Dochnala zwracała się przy dziennikarce do Pietrzyk per "mamo" a jej dzieci mówiły do niej "babciu".Aleksandra Dochnal poinformowała mnie, że zamierza pożyczyć pieniądze dla Doroty Kani, bo to ma pomóc w uwolnieniu jej męża".
Z zeznania mec. Piotra Kruszyńskiego (drugi obrońca Dochnala) o tym, jak w maju 2005r. w jego biurze Kania przeprowadzała wywiad z Aleksandrą Dochnal: "Towarzyszyła jej mama, Barbara Pietrzyk. Kania powiedziała mi, że nowomianowany prokurator krajowy Janusz Kaczmarek chce się ze mną spotkać w celu ewentualnego przeniesienia śledztwa z Łodzi do Katowic. Zaproponowała, żeby działać dwutorowo a drugi obrońca żeby spotkał się ze Zbigniewem Ziobro. Powiedziała, że jest długoletnim dziennikarzem śledczym i zna wielu prokuratorów i polityków".
Z zeznania Barbary Pietrzyk: "Byłam obecna w domu podczas udzielania tego wywiadu . Od momentu tego drugiego wywiadu pani Kania zaczęła się interesować sytuacją życiową córki. Permanentnie wydzwaniała i przychodziła do domu córki co najmniej raz w tygodniu. Podczas spotkań w domu córki wielokrotnie słyszałam jak pani Kania mówiła Aleksandrze, że postara się jej pomóc, że zna bardzo wpływowe osoby w ówczesnym rządzie tj. p. Wassermanna, p. Kaczmarka p. Ziobrę, p Premiera Jarosława Kaczyńskiego i p. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz pana Nowek [chodzi o Zbigniewa Nowka, szefa Agencji wywiadu- red.] wymieniała też inne nazwiska ale ich nie zapamiętałam, bo nie były to nazwiska osób mniej dla mnie znanych. Kilka raz p. Kania chwaliła się córce, że idzie na wywiad do Premiera i Prezydenta oraz, że podczas tych wywiadów znajdzie odpowiedni moment, by porozmawiać o naszej sprawie. Mówiła, że od lat utrzymuje z nimi kontakty i ma zawsze wejście. O małżonce p. Prezydenta mówiła "Marysia". Skarżyła się nam na swoją trudną sytuację finansową, że mieszka w jakimś starym rozpadającym się domu i że ma już upatrzony nowy dom. Stwarzała taką atmosferę , że jak nie wpłaci zadatku, to jej przepadnie oraz że na krótki czas potrzebuje pieniędzy.
Ponieważ jej działania zdaniem córki były bardzo energiczne a przy okazji stwarzała atmosferę, że bardzo się stara i współczuje córka nie wyobrażała sobie nie udzielić jej pomocy.Córka była w strasznej depresji a Kania wydawała się jedną z niewielu osób, która może nam pomóc bo ma bardzo duże możliwości.
Później okazywało się , że Kania ma kolejne potrzeby. A to 30 tys. zl. na spłatę kredytu a to kolejne 30 lub 40 tys. zl. Aleksandra bała się, że jak jej nie pożyczy pieniędzy to sytuacja męża pogorszy się. Podczas spotkań z córką a także rozmów telefonicznych mówiła, że właśnie spotkała się np. z p. Wassermannem czy też z p. Kaczmarkiem lub z p. Ziobro i że musi się podzielić informacjami. Mówiła, że jak zięć będzie współpracował na wszystkich możliwych frontach z prokuraturą w Katowicach to wyjdzie na wolność. 100 tys. zwróciła latem 2007r. Drugie 100 tys. tuż przed wyborami. Po wyborach pozostałą kwotę. Spłatę pożyczki wymogłam na Kani poprzez ciągłe wydzwanianie i sms- owanie.
Pani Kania zaczęła się od nas odcinać, gdy zaczęła pracować w tygodniku Wprost oraz wTVP. Chwaliła się, że dużo zarabia i jej sytuacja finansowa znacznie się poprawiła. Przeniesienie sprawy do Katowic zdecydowanie pogorszyło sytuację męża Aleksandry. Przestała dostawać widzenia a Marek został zamknięty w izolatce. Nie była też dostarczana korespondencja córki. Czuje się przez Kanię oszukana i cynicznie wykorzystana. "
Z zeznań Aleksandry Dochnal: "Kania nie chciała aby na umowach pożyczki widniało nazwisko Dochnal, myślę że mogła się bać, że w przypadku umowy pożyczki ze mną mogłaby mieć kłopoty. Kania nagle potrafiła zmienić temat i prosiła o wsparcie finansowe. Z przyczyn o których już zeznałam, nie potrafiłam jej odmówić. Bałam się, że może się od nas odwrócić. dlatego też dawałam jej te pieniądze. Kwestię pożyczek wiązała ze swoimi wpływami w Ministerstwie, które obiecywała wykorzystać do zwolnienia mojego męża z aresztu. Kania wprost i bezpośrednio mówiła, że pomoże uwolnić mojego męża. Powiedziała tak kilkanaście razy.Mówiła że Zbigniew Wassermann jest poruszony przetrzymywaniem mojego męża w areszcie. Chwaliła się, że bywała w domu Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu".
Kania (po zapoznaniu się z zarzutami): "W żadnym wypadku się do tego nie przyznaję. Oświadczam, że sprawa od samego początku ma charakter polityczny mający na celu zdeprecjonowanie mnie jako dziennikarza krytycznie piszącego o obecnej władzy. Uważam również, że sprawa ma na celu zdeprecjonowanie mediów, których publikuję. Dlatego odmawiam złożenia wyjaśnień. "
Z zeznania mec. Natalii Ołowskiej- Zalewskiej: "Pamiętam niechęć i obawy Aleksandry Dochnal, związane z pożyczaniem pieniędzy Dorocie Kani. Miała ona obawy, że jeśli nie będzie pożyczała pieniędzy dla Doroty Kani to może się to odbić negatywnie na jej mężu. Bała się też, że Kania tych pieniędzy nigdy nie odda. Dorota Kania jak przyszła do mnie po pieniądze to mnie ta sytuacja nie zdziwiła, bo uprzedziła mnie o tym Aleksandra Dochnal. Na umowie widniało moje nazwisko choć pieniądze nie były moje. Rzeczywistym pożyczkodawcą była Aleksandra Dochnal. Dorota Kania wiedziała, że jestem obrońcą Marka Dochnala, tylko dlatego się ze mną spotykała.Kania wiedziała o pokrewieństwie łączącym Aleksandrę Dochnal i Barbarę Pietrzyk, bo żona Dochnala zwracała się przy dziennikarce do Pietrzyk per "mamo" a jej dzieci mówiły do niej "babciu".Aleksandra Dochnal poinformowała mnie, że zamierza pożyczyć pieniądze dla Doroty Kani, bo to ma pomóc w uwolnieniu jej męża".
Z zeznania mec. Piotra Kruszyńskiego (drugi obrońca Dochnala) o tym, jak w maju 2005r. w jego biurze Kania przeprowadzała wywiad z Aleksandrą Dochnal: "Towarzyszyła jej mama, Barbara Pietrzyk. Kania powiedziała mi, że nowomianowany prokurator krajowy Janusz Kaczmarek chce się ze mną spotkać w celu ewentualnego przeniesienia śledztwa z Łodzi do Katowic. Zaproponowała, żeby działać dwutorowo a drugi obrońca żeby spotkał się ze Zbigniewem Ziobro. Powiedziała, że jest długoletnim dziennikarzem śledczym i zna wielu prokuratorów i polityków".
Z zeznania Barbary Pietrzyk: "Byłam obecna w domu podczas udzielania tego wywiadu . Od momentu tego drugiego wywiadu pani Kania zaczęła się interesować sytuacją życiową córki. Permanentnie wydzwaniała i przychodziła do domu córki co najmniej raz w tygodniu. Podczas spotkań w domu córki wielokrotnie słyszałam jak pani Kania mówiła Aleksandrze, że postara się jej pomóc, że zna bardzo wpływowe osoby w ówczesnym rządzie tj. p. Wassermanna, p. Kaczmarka p. Ziobrę, p Premiera Jarosława Kaczyńskiego i p. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz pana Nowek [chodzi o Zbigniewa Nowka, szefa Agencji wywiadu- red.] wymieniała też inne nazwiska ale ich nie zapamiętałam, bo nie były to nazwiska osób mniej dla mnie znanych. Kilka raz p. Kania chwaliła się córce, że idzie na wywiad do Premiera i Prezydenta oraz, że podczas tych wywiadów znajdzie odpowiedni moment, by porozmawiać o naszej sprawie. Mówiła, że od lat utrzymuje z nimi kontakty i ma zawsze wejście. O małżonce p. Prezydenta mówiła "Marysia". Skarżyła się nam na swoją trudną sytuację finansową, że mieszka w jakimś starym rozpadającym się domu i że ma już upatrzony nowy dom. Stwarzała taką atmosferę , że jak nie wpłaci zadatku, to jej przepadnie oraz że na krótki czas potrzebuje pieniędzy.
Ponieważ jej działania zdaniem córki były bardzo energiczne a przy okazji stwarzała atmosferę, że bardzo się stara i współczuje córka nie wyobrażała sobie nie udzielić jej pomocy.Córka była w strasznej depresji a Kania wydawała się jedną z niewielu osób, która może nam pomóc bo ma bardzo duże możliwości.
Później okazywało się , że Kania ma kolejne potrzeby. A to 30 tys. zl. na spłatę kredytu a to kolejne 30 lub 40 tys. zl. Aleksandra bała się, że jak jej nie pożyczy pieniędzy to sytuacja męża pogorszy się. Podczas spotkań z córką a także rozmów telefonicznych mówiła, że właśnie spotkała się np. z p. Wassermannem czy też z p. Kaczmarkiem lub z p. Ziobro i że musi się podzielić informacjami. Mówiła, że jak zięć będzie współpracował na wszystkich możliwych frontach z prokuraturą w Katowicach to wyjdzie na wolność. 100 tys. zwróciła latem 2007r. Drugie 100 tys. tuż przed wyborami. Po wyborach pozostałą kwotę. Spłatę pożyczki wymogłam na Kani poprzez ciągłe wydzwanianie i sms- owanie.
Pani Kania zaczęła się od nas odcinać, gdy zaczęła pracować w tygodniku Wprost oraz wTVP. Chwaliła się, że dużo zarabia i jej sytuacja finansowa znacznie się poprawiła. Przeniesienie sprawy do Katowic zdecydowanie pogorszyło sytuację męża Aleksandry. Przestała dostawać widzenia a Marek został zamknięty w izolatce. Nie była też dostarczana korespondencja córki. Czuje się przez Kanię oszukana i cynicznie wykorzystana. "
Z zeznań Aleksandry Dochnal: "Kania nie chciała aby na umowach pożyczki widniało nazwisko Dochnal, myślę że mogła się bać, że w przypadku umowy pożyczki ze mną mogłaby mieć kłopoty. Kania nagle potrafiła zmienić temat i prosiła o wsparcie finansowe. Z przyczyn o których już zeznałam, nie potrafiłam jej odmówić. Bałam się, że może się od nas odwrócić. dlatego też dawałam jej te pieniądze. Kwestię pożyczek wiązała ze swoimi wpływami w Ministerstwie, które obiecywała wykorzystać do zwolnienia mojego męża z aresztu. Kania wprost i bezpośrednio mówiła, że pomoże uwolnić mojego męża. Powiedziała tak kilkanaście razy.Mówiła że Zbigniew Wassermann jest poruszony przetrzymywaniem mojego męża w areszcie. Chwaliła się, że bywała w domu Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu".
Źródło: http://wyborcza.pl/1,76842,6605063,Jak_Dorota_Kania_wyciagala_pieniadze_od_rodziny_Dochnala.html
źródła:
Załóżmy, że w takim procederze
uczestniczyłby na przykład syn Jodka Mordki, bardziej znany jako Andrzej
Morozowski lub syn prominentnego działacza PZPR‑u, dyrektora Stacji
Hodowli Zwierząt, bardziej znany jako Tomasz Lis. Zapewne ludzie IV RP
nie musieliby posuwać się do grzebania w życiorysach ich przodków.
Dlaczego redaktor naczelny „Newsweeka” tak nienawidzi prawicy? Być może wynika to z jego rodzinnych uwarunkowań i osobistych doświadczeń. Tomasz Lis – syn prominentnego działacza PZPR‑u, dyrektora Stacji Hodowli Zwierząt, oraz – jak wynika z dokumentów IPN‑u – najbliższy krewny jednego z tajnych współpracowników Wojskowej Służby Wewnętrznej – w latach 80. w ramach praktyk studenckich był w NRD na Uniwersytecie im. Karola Marksa w Lipsku. Tam u „przyjaciół” poznawał tajniki dziennikarstwa i nauk politycznych.
OdpowiedzUsuńW ostatnich dniach byliśmy świadkami obrzydliwego ataku na Zbigniewa Romaszewskiego w związku z odszkodowaniem, które przyznał mu sąd za represje, jakim był poddany w czasach PRL‑u. Jednym z najgorliwszych w nakręcaniu spirali nagonki na wybitnego działacza opozycji, byłego więźnia systemu komunistycznego, był Andrzej Morozowski z TVN24. Morozowskiego cechuje wyjątkowa niechęć do IV RP i polityków PiS‑u. Czy wynika to z jego wychowania i tradycji rodzinnych? Niewykluczone, biorąc pod uwagę fakt, że jego ojciec Mieczysław Morozowski (wcześniej nazywał się Jodek Mordka) był działaczem młodzieżówki Komunistycznej Partii Polski. W czasie wojny przebywał w ZSRS – po jej zakończeniu trafił do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
OdpowiedzUsuńNiektórzy z nich mieli korzenie w KPP, a później w komunistycznych służbach specjalnych. Wystarczy przywołać szefa portalu Wyborcza.pl (gdzie pokazują się „newsy” mające kluczowy wpływ na informacje dnia). Mowa o Edwardzie Krzemieniu, byłym redaktorze „GW”. Jest on synem Ignacego Krzemienia, który jako obywatel sowiecki w latach 30. walczył w Hiszpanii w XIII Brygadzie. Była to jednostka zorganizowana przez Komintern i sowieckie służby bezpieczeństwa – NKWD. Po wojnie pracował w komunistycznym aparacie represji, a później w MSZ-ecie.
OdpowiedzUsuńZ kolei publikujący na łamach „GW” Michał Komar to syn gen. Wacława Komara. Późniejszy generał już jako kilkunastoletni chłopak przeszedł szkolenie w NKWD i brał udział w zabójstwach tajnych współpracowników Policji Polskiej na mocy wyroków KPP. Po wojnie został m.in. szefem wywiadu cywilnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego.
Na pomoc sędziemu Tulei ruszyła także Monika Olejnik. Co ciekawe, jej ojciec, płk Tadeusz Olejnik, pracował razem z mjr Lucyną Tuleyą w Służbie Bezpieczeństwa – razem byli funkcjonariuszami Biura „B” MSW PRL. On zajmował się m.in. „ochroną” ambasad, ona – pracą z agenturą w środowisku personelu ambasad.