Od czasu buntu
opozycji w Sejmie Marek Kuchciński stał się innym człowiekiem.
W PiS mówią, że
sprawia wrażenie, jakby był w innym wymiarze. Ale opozycję jak trzymał pod
butem, tak trzyma
Renata Grochal
Posiedzenie Sejmu
pod koniec lipca. Posłowie mają zdecydować, czy skieruj ą do pierwszego
czytania poselski projekt uchwały w sprawie ustawy JUST Act 447 uchwalonej przez Kongres Stanów Zjednoczonych. Ustawa
dotyczy zwrotu mienia ofiar Holokaustu ich prawowitym właścicielom bądź spadkobiercom
i od kilku miesięcy jest jednym z głównych tematów w relacjach
polsko-amerykańskich. Prowadzący obrady marszałek Kuchciński sprawia jednak
wrażenie, jakby słyszał o niej pierwszy raz.
Nie potrafi nawet wymówić nazwy. Wyłącza mikrofon i zwraca się o pomoc do
pracownika Kancelarii Sejmu. Ten wyjaśnia, że pierwszy człon czyta się „dżast”.
Kuchcińskiemu udaje się wymówić poprawnie ten wyraz, ale z drugim jest gorzej.
- A-C-T - literuje w końcu marszałek, ze zdziwioną miną
rozkładając ręce.
- To jest po angielsku - słychać w tle podpowiedź posła
Sławomira Nitrasa z PO, który umieścił filmik z nagraniem Kuchcińskiego w
internecie.
- Czytamy po polsku - odpowiada zirytowany marszałek.
Posłowie opozycji nie mogą się nadziwić: - Przecież obsługa
kancelarii pisze mu dużymi literami wszystko, co ma mówić, łącznie z
przecinkami czy stwierdzeniami w stylu „a teraz przechodzimy do punktu
drugiego”, ale jego i tak to przerasta.
ZAKRĘCONY
W poprzedniej
kadencji był sympatycznym człowiekiem. Wicemarszałka
Sejmu lubili nawet politycy PO. Gdy PiS wygrało wybory i Jarosław Kaczyński
obsadził Kuchcińskiego w roli marszałka, już podczas pierwszego kryzysu nie
wytrzymał presji. W PiS mówią, że gdy posłowie opozycji przez kilka tygodni
blokowali sejmową mównicę, nie wiedział, jak wyjść z tej sytuacji i przeszedł
załamanie nerwowe.
- Czasem mam wrażenie, że jest w innym wymiarze. Przychodzimy
na posiedzenie prezydium Sejmu, a on opowiada zupełnie nie na temat. Chociaż
jest rano, to zamiast dzień dobry, mówi nam dobranoc. Jest kompletnie zakręcony
- opowiada jeden z wicemarszałków.
Najważniejsze decyzje podejmuje wicemarszałek Ryszard
Terlecki. Tak jak w ostatnią środę podczas prezydium Sejmu w gabinecie
Kuchcińskiego. Klub PO-Koalicja Obywatelska złożył wniosek o odwołanie
marszałka w związku z aferą samolotową. Powinien być rozpatrywany na
najbliższym posiedzeniu Sejmu - 30 sierpnia. Ale Terlecki mówi, że PiS chce,
by Sejm zajął się nim jak najszybciej. Kuchciński skwapliwie przytakuje. Wniosek
będzie rozpatrywany na dodatkowym posiedzeniu 9 sierpnia.
- Schemat jest zawsze taki sam - bez względu na to, czy chodzi
o porządek obrad, czy o kary dla posłów. Kuchciński pyta Terleckiego, jakie
jest stanowisko największego klubu, i się z nim zgadza. Kiedyś potrafił podjąć
decyzję, że przekłada głosowanie, że jakaś ustawa pójdzie do lepszego
opracowania, a dziś jest kompletnie bierny i podporządkowany Terleckiemu i
Kaczyńskiemu. Sam decyduje tylko o tytułach książek w wydawnictwie sejmowym i o
tym, jakie będą w Sejmie wystawy - mówi mi wicemarszałek Małgorzata
Kidawa-Błońska (PO).
WNIEBOWZIĘTY
Ma 64 lata, żonę,
córkę i synów bliźniaków. To oni mieli
mu towarzyszyć w podróżach rządowym samolotem z Warszawy do Rzeszowa. Lotów
było co najmniej 23. Jak napisał „Fakt”, aby odebrać marszałka z rodziną z
samolotu w Jasionce pod Rzeszowem, funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa
jeździli tam z Warszawy i spali w hotelu. Druga ekipa woziła marszałka na
Okęcie. Tabloid twierdzi, że marszałek wykorzystał także rządowy śmigłowiec,
by polecieć na ślub chrześnicy pod Przemyślem. Centrum Informacyjne Kancelarii
Sejmu na pytanie „Newsweeka”, czy to prawda, zaprzecza. Wcześniej zapewniało
dziennikarzy, że rodzina nie towarzyszyła marszałkowi w lotach rządowym jetem.
Dopiero gdy Radio Zet ujawniło dokumenty potwierdzające sześć lotów, służby
prasowe Sejmu zmieniły wersję, ale dalej brnęły, że każda podróż miała
charakter służbowy, a obecność rodziny nie wpłynęła na koszt przelotów. Trudno
uznać tę wersję za wiarygodną, gdyż po jednym z lotów marszałek sam zamieścił w
internecie zdjęcia z nart na połoninach.
Jednak loty to nie wszystko. Jak ustalił „Newsweek”, Kancelaria
Sejmu wynajmuje specjalne mieszkanie dla marszałka, któremu - jak innym
parlamentarzystom - przysługuje pokój w hotelu sejmowym. Za to, że Kuchciński
woli mieszkać poza parlamentarnym kompleksem, podatnicy płacą prawie 50 tysięcy
złotych rocznie (4,1 tys. zł miesięcznie). Marszałek zarządził także remont
swojego gabinetu w Sejmie, choć kilka lat temu był remontowany. Jaki koszt?
Kancelaria Sejmu nie potrafi odpowiedzieć.
Wiceszef PO Tomasz Siemoniak: - Deklaracje PiS z początku
kadencji o „pokorze, skromności i pracy” brzmią dziś jak ponury żart. Widać
kompletny brak zahamowań w korzystaniu z przywilejów władzy. Beata Szydło
latała wojskową casą co tydzień do domu, marszałek Senatu [Stanisław Karczewski
- red.] mieszka w rządowej willi przy ul. Parkowej, bo stała pusta. Kuchciński,
napatrzywszy się na to, też czerpie wielką chochlą z przywilejów władzy. A
ponieważ ma jakieś ogromne kompleksy, chodzi po Sejmie z liczną ochroną, swój
gabinet odgrodził od reszty Sejmu, no i prowadzi życie milionera na wakacjach
- loty na narty, loty z rodziną, dwie ekipy ochrony - dodaje Siemoniak. - Nie
znam innego kraju demokratycznego, w którym politycy rozbijaliby się w
prywatnych celach czterema samochodami SOP z ochroną, rządowymi jetami i
śmigłowcami - podsumowuje polityk PO.
PERKUSISTA
Kuchciński z
wykształcenia jest technikiem ogrodnikiem, chociaż
w sejmowych dokumentach w rubryce zawód wpisuje „parlamentarzysta”. Od końca
lat 70. do początku lat 90. prowadził rodzinne gospodarstwo ogrodnicze w
Przemyślu, gdzie się urodził. W latach 70. studiował historię sztuki na KUL. Jednak - jak opowiadał
przed laty „Gazecie Wyborczej” - studiów nie skończył, bo nie szła mu nauka
rosyjskiego. Mówił też wtedy o swojej hipisowskiej przeszłości i przygodach z
używkami.
- Parę razy próbowałem, ale nie tak, żeby się miało skończyć
Kotańskim. Byłem ciekawy życia i różnych jego stron - opowiadał. Grał wtedy na
perkusji, nosił dzwony i długie włosy.
Działał w Solidarności Rolników Indywidualnych. W stanie
wojennym drukował i kolportował podziemne wydawnictwa, współpracował ze
środowiskiem „Kultury Niezależnej” w Warszawie. Był aresztowany. Od 1987 roku
współredagował literacko-artystyczne pismo „Strych Kulturalny” oraz
współtworzył niezależny klub dyskusyjny.
Kaczyńskiego poznał osobiście w 1989 roku. Pojechał do niego
jako członek Komitetu Obywatelskiego. Rok później wstąpił do Porozumienia
Centrum, pierwszej partii prezesa PiS.
W polityce wszystko zawdzięcza prezesowi. Z rekomendacji PC
był wicewojewodą. W 2004 roku został szefem PiS na Podkarpaciu, a dwa lata
później Kaczyński zrobił go szefem klubu parlamentarnego. Chociaż był
niemedialny i podczas spotkań z dziennikarzami dukał niemiłosiernie, prezes mu
ufał, bo członkowie „zakonu PC” mają u niego szczególne względy.
Kuchciński od lat
należy do komitetu politycznego PiS, ale na posiedzeniach niespecjalnie się
udziela. Były polityk PiS Michał Kamiński pisze w swojej książce wprost, że to
nie jest „format odpowiedni do bycia partnerem Kaczyńskiego w dyskusji”.
Kamiński wspomina posiedzenie komitetu, na którym byli jeszcze Ludwik Dorn,
Kazimierz Michał Ujazdowski i Kazimierz Marcinkiewicz. Rozmawiano o tym, czy w
sytuacji, gdy Jan Maria Rokita promuje się na „premiera z Krakowa”, PiS powinno
promować jako swojego kandydata na szefa rządu Kaczyńskiego. Nieoczekiwanie
głos zabrał Kuchciński i powiedział, że „jechał wczoraj pociągiem z Przemyśla
i w wagonie ludzie powiedzieli, że politycy to powinni działać tak, żeby było
dobrze w Polsce”.
WIERNY ŻOŁNIERZ
Sam Kuchciński robi
wszystko, żeby było dobrze Kaczyńskiemu. Gdy
tylko został marszałkiem, przesunął godziny rozpoczęcia posiedzeń Sejmu z 9 na
11, żeby prezes, który nie lubi wcześnie wstawać, mógł się wyspać. Gdy
Kaczyński przyjeżdżał do Sejmu na początku kadencji, zdarzało się, że
urzędował w gabinecie Kuchcińskiego. Specjalnie dla prezesa zrobiono miejsce
parkingowe, na którym jego kierowca zostawiał auto. Lider PiS jako jedyny poseł
wchodził do Sejmu marszałkowskim wejściem tak, by - nieniepokojony przez
dziennikarzy - mógł pójść prosto do gabinetu
Kuchcińskiego. Nawet jeśli marszałka nie było w Sejmie, Kaczyński wchodził jak
do siebie, jadł śniadanie i przyjmował polityków.
W PiS panuje przekonanie, że prezes zrobił Kuchcińskiego
marszałkiem, bo jest zupełnie niesamodzielny. Nawet posłowie PiS mają problem,
żeby się do niego dostać. Żartują, że „Marek nikogo nie przyjmuje, bo czeka na
telefon z Nowogrodzkiej”.
- Kaczyński wie, że marszałek Sejmu ma wielką władzę i jak mu
się urwie, to może być problem. Widział, jak Marek Borowski urwał się
Millerowi, Płażyński Krzaklewskiemu, a Schetyna Tuskowi. Chciał mieć
marszałka, który mu się nie urwie, dlatego postawił na Kuchcińskiego. On jest
mu wierny i - cóż - orłem nie jest. Prezes ma pewność, że po czterech latach
mu nie odbije - mówi wprost polityk PiS.
Rzeczywiście, Kuchciński bez mrugnięcia okiem zarządził na
początku kadencji, by Sejm pod osłoną nocy zmienił swój regulamin i unieważnił
wybór sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, nie zważając na protesty opozycji.
Nie zgodził się nawet na przerwy w obradach, by posłowie mogli zapoznać się z
projektami.
Chociaż prezes PiS obiecał opozycji „pakiet
demokratyczny”, Kuchciński nieustannie odbiera posłom głos, a najbardziej
aktywnych w krytyce PiS wielokrotnie karał obniżką wynagrodzenia.
Gdy w Sejmie protestowali niepełnosprawni,
kazał ograniczyć im dostęp do toalet, ograniczył także liczbę przepustek do
Sejmu dla ekspertów, paraliżując prace sejmowych komisji.
Małgorzata Kidawa-Błońska próbuje bronić marszałka. Uważa,
że to w pewnym sensie postać tragiczna. - To nie jest zły człowiek. Ma swoje
zainteresowania, jego konikiem jest projekt Europa Karpat i współpraca
polsko-węgiersko-czesko-rumuńsko-słowacko-ukraińska. Chodzi do opery i na
koncerty jazzowe. On się w tej ostrej, konfrontacyjnej polityce PiS źle czuje.
Dlatego nie potrafi zapanować nad prowadzeniem obrad, to go przerasta i stąd
się bierze jego nerwowość - mówi posłanka PO. Dodaje, że raz Kuchciński
zachował się bardzo przyzwoicie. Gdy marszałkowie Sejmu i Senatu pojechali do
papieża, marszałek Senatu Stanisław Karczewski nie chciał, by jego zastępca
Bogdan Borusewicz, z którym jest skonfliktowany, siedział razem ze wszystkimi.
Kuchciński ostro wtedy zaprotestował, mówiąc, że Borusewicz zostaje. Czasem na
prezydiach Sejmu marszałek ma wątpliwości, czy kary
dla posłów nie są zbyt surowe. Wtedy do akcji wkracza Terlecki, który mówi,
że żadnej taryfy ulgowej nie będzie, i Kuchciński kapituluje.
ODLUDEK
Gdy został
marszałkiem, zrobił czystkę w Kancelarii Sejmu.
Doświadczonych urzędników zastąpił partyjnymi funkcjonariuszami. Szefową
kancelarii została była szefowa klubu parlamentarnego PiS. Wymienił też szefa
Straży Marszałkowskiej, bo ten nie zgodził się usunąć siłą posłów opozycji
podczas ich protestu w 2016 roku.
Dziennikarzy unika jak ognia, nie robi konferencji
prasowych. Gdy na jaw wyszły jego loty, znowu zapadł się pod ziemię.
- On nie jest arogantem, jak Terlecki. Gdy odsyła
dziennikarzy do biura prasowego, to dlatego, że nie wie, co ma powiedzieć,
boi się konfrontacji. Jest na poziomie gościa, który powinien pracować w
ogródku i pielić grządki, a nie kierować Sejmem - mówi poseł Sławomir Nitras
(PO).
Odkąd PiS doszło do władzy, dziennikarze nie mogą
swobodnie poruszać się po Sejmie, zamknięto im wstęp w kuluary, gdzie można
było porozmawiać z posłami w swobodniejszej atmosferze. W korytarzu, gdzie
urzędują marszałek i wicemarszałkowie, powieszono kotary, żeby nie było widać,
kto wchodzi i wychodzi.
Gdy Sejm obraduje, dziennikarze nie mogą stać nawet przy
szatni obok sali plenarnej, gdzie kiedyś można było złapać polityków. Zakaz
wprowadzono, żeby - jak tłumaczyła kancelaria Kuchcińskiego - „ułatwić posłom
dostęp do szatni w okresie zimowym”. Ale gdy zima się skończyła i jeden z
reporterów spytał, czy zakaz już zdjęto, usłyszał, że nie, bo „posłowie
zostawiają bagaże w szatni i stojący tam dziennikarze będą im utrudniać
dostęp”.
Po wybuchu afery samolotowej politycy PiS zaczęli mówić w
kuluarach, że Kuchciński zaczyna być obciążeniem. U progu kampanii wyborczej
wałkowanie w mediach jego podróży może zaszkodzić partii. W sejmowych kuluarach
krąży nawet scenariusz, że wniosek o odwołanie Kuchcińskiego zostanie odrzucony
jak najszybciej, zanim Polacy wrócą z wakacji i zaczną się na dobre interesować
polityką, a jesienią - jeszcze przed wyborami - marszałek sam poda się do
dymisji. Jednak ważny polityk PiS wątpi, czy Kaczyński zdecyduje się na taki
ruch. Musiałby przyznać się do błędu, a on tego bardzo nie lubi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz