Zagorzały katolik po rozwodzie. Zwolennik lustracji, który współpracuje z
byłymi działaczami PZPR. Dobry współpracownik, ale tylko dla tych,
którzy myślą tak jak on. Gdy odchodzą, zostają "ruskimi agentami".
Ma 46 lat i od trzech z sukcesem ciągnie medialny "kombajn" pisowskiej
prawicy. Paliwem stała się katastrofa smoleńska i teoria zamachu, która
znalazła tak wielu wyznawców, że Sakiewicz zaczął się rozpychać na rynku
mediów.
Niszowy dotychczas tygodnik "Gazeta Polska" zanotował ogromny
wzrost sprzedaży (w 2008 r. sprzedawano średnio 25 tys. egz., a w
styczniu 2011 już prawie 90 tys.). Sakiewicz zrealizował swoje marzenie:
dwa lata temu założył dziennik. Z rozmachem wszedł też na telewizyjny
rynek jako współtwórca TV Republika.
Polityka i biznes
Sakiewicz to chłopak z żoliborskiego osiedla. Jego 14-letni
ojciec wstąpił do AK pod koniec II wojny światowej. W wojnie walczył też
dziadek Tomasza Sakiewicza. Zginął w 1942 roku w Auschwitz. Czas
powojenny to dla ojca Sakiewicza powrót do szkoły, potem praca w
stołecznym biurze projektów.
Matka - księgowa - zajmowała się domem. Sakiewicz chwali się
babcią ze szlacheckiego rodu Raba. Może dlatego młody Sakiewicz
zaczytywał się w "Trylogii" Henryka Sienkiewicza. Jego brat Michał jest
starszy o dwa lata, w Warszawie prowadzi księgarnię prawniczą. Co
miesiąc dba o nagłośnienie w czasie smoleńskich marszów na Krakowskim
Przedmieściu.
Bracia byli bardzo religijni, jako nastolatkowie przekonali rodziców do odmawiania modlitwy przed posiłkiem.
Ministrantem został w podstawówce, co nie spodobało się ojcu.
Obawiał się, że syn poczuje powołanie, a on chciał przedłużenia rodu.
Potem był modlitewny ruch oazowy Światło i Życie zwalczany przez władze
PRL. Kto miał na niego największy wpływ w dzieciństwie? Odpowiada: -
Koledzy z oazy i książki.
Ukończył liceum im. Ludowego Lotnictwa Polskiego na warszawskich
Bielanach. Tam próbował założyć organizację konspiracyjną. Jako 17-latek
poznał Antoniego Macierewicza, wówczas wydawcę opozycyjnego "Głosu". Od
niego chciał się uczyć opozycyjnej działalności. Ich przyjaźń trwa do
dziś, poseł PiS jest ojcem chrzestnym syna Sakiewicza.
Studiował psychologię na UW. Dyplomu nie zrobił, skończył z absolutorium.
Na studiach zaczął tkać swoją opozycyjną legendę. Pod koniec lat
80. działał w NZS. Miał 22 lata, gdy za namową Macierewicza wstąpił do
Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. To był jednak tylko epizod.
Sakiewicz jest zagorzałym katolikiem. Praktycznie w każdą
niedzielę można go spotkać na warszawskiej Woli u redemptorystów na mszy
odprawianej w starym tradycyjnym rycie łacińskim. O swoim rozwodzie i
drugiej żonie mówi niechętnie. Być może dlatego, że pierwszy ślub był
kościelny, a drugi już nie. - Katolicy też grzeszą - ucina.
Z pierwszego małżeństwa ma córki Alicję i Marię. Pisał dla nich
bajki, które po latach wydał. Jego druga żona jest ginekologiem. Dwa
lata temu adoptowali bliźnięta - Konstantego i Mateusza. W 2008 r.
Sakiewicz wciągnął teścia do swoich interesów. Razem założyli spółkę
Rejtan, która rok temu wydała i sprzedawała raport o katastrofie
smoleńskiej sejmowego zespołu Macierewicza.
Zapewnia, że nie chce być politykiem. Ale wygłasza płomienne
przemówienia: "Mam prosty program polityczny dla wszystkich, którzy chcą
zmiany!", i pisze: "W odpowiednim momencie wbijemy kołek osikowy w
zmurszały układ". W PiS ma opinię człowieka budującego swoje polityczne
zaplecze, przyczajonego, który czeka na to, co stanie się z partią, gdy
Jarosław Kaczyński nie będzie nią już kierował.
Na razie Sakiewicz robi biznes. Zasiada we władzach dwóch spółek
medialnych: w Niezależnym Wydawnictwie Polskim jest prezesem (wydaje
"Gazetę Polską", miesięcznik "Nowe Państwo" i portal Niezalezna.pl.), w
Telewizji Niezależnej (właściciel TV Republika) jest wiceprezesem. Jest
też redaktorem naczelnym dwóch tytułów - "Gazety Polskiej" i "Gazety
Polskiej Codziennie" (wydaje ją spółka zależna od Jarosława Kaczyńskiego
i PiS). Jeszcze rok temu żalił się: - Czasem zaglądam do listów z banku
informujących o debecie na moim koncie, patrzę na ponaglenia zapłaty
rachunków i zastanawiam się, czy było warto.
W obu gazetach próżno szukać tekstów krytycznych o PiS.
Mistrza trzeba zabić
Z Piotrem Wierzbickim poznali się na początku
lat 90. w dzienniku „Nowy Świat”, w1993 r. wspólnie założyli „Gazetę
Polską”. Miała być potęgą prawicowej prasy. Z „Gazetą Polską” Sakiewicz
już się nie rozstał, mimo że za rządów PiS posypały się inne propozycje:
prowadził wywiady w radiowych „Sygnałach dnia”, dostał też swoją
popołudniową. audycję, a w TVP weekendowy program „Pod prasą”.
Kariera Sakiewicza nabrała tempa w czerwcową noc
2005 r. Wierzbicki, ówczesny redaktor naczelny „GP”, oskarżył Sakiewicza
(szefa działu krajowego, członka zarządu spółki) o to, że przyszedł do
niego z propozycją kryptoreklamy: gazeta miała publikować korzystne dla
firmy komunikacyjnej teksty bez informacji, że są sponsorowane.
Sakiewicz odrzuca te zarzuty. Jeszcze tej samej nocy obaj jadą do
drukarni. Wierzbicki dojeżdża pierwszy, ściąga z łamów tekst Sakiewicza i
wstawia. swój pt, „Przychodzi Sakiewicz do Wierzbickiego”. Gdy
wychodzi, Sakiewicz zdejmuje tekst i w to miejsce daje własny pt.. „Koniec ery Michnika”.
Dziś Wierzbicki obiecuje: - Przyjdzie czas, że we własnym tekście opowiem o zamachu na „Gazetę Polską”.
Sakiewicz tylko wzrusza ramionami: - Rozwody są trudne.
Trzy lata po nocnej zmianie w małym piśmie
studenckim Sakiewicz powie o Wierzbickim: „Był moim mistrzem. To on
nauczył mnie dziennikarstwa. Ale musiałem zabić swojego mistrza.
Okoliczności nie pozostawiły mi wyboru”. Czy powtórzyłby te słowa? -
Redakcja to uprościła, dziś mogę powiedzieć: to, co Piotr zrobił dobrego
dla gazety, zostanie docenione
- odpowiada.
Jest bezwzględny, nawet wobec tych, których
kiedyś nazywał przyjaciółmi. O Januszu Miernickim. byłym prezesie
Niezależnego Wydawnictwa Polskiego, który był świadkiem na jego ślubie,
„Gazeta Polska” pisała, gdy się pokłócili: „Mrożące krew w żyłach
informacje dochodzą do nas o tym, co robił w latach sześćdziesiątych”.
W 2004 r. z dziennikarką Elizą Michalik razem
napisali książkę „Układ”. Dwa lata później Sakiewicz napisał w jej
wypowiedzeniu, że była rosyjską agentką o pseudonimie „Natasza” i
działała na szkodę redakcji. „Musi zlinczować, zgnoić, opluć. Poszłam do
sądu, skończyło się ugodą, ale na wa
runkach podyktowanych przeze mnie” - wspominała w „Polityce”.
Do katastrofy smoleńskiej paliwem mediów
Sakiewicza była lustracja. Sakiewiczowi ani nie przeszkadzało wtedy,
ani nie przeszkadza dziś to, że publikują u niego byli działacze PZPR
Marcin Wolski i Jerzy Targalski, a pieniądze z kasy PiS wypłaca mu
skarbnik Stanisław Kostrzewski, również z przeszłością w PZPR: tylko w
2010 r. do wydawnictwa Sakiewicza poszło 170 tys. zł.
- Nigdy nie mówiłem, że członek PZPR nie może
współpracować z moją gazetą, jedynie napominałem, żeby tego nie ukrywać -
mówi Sakiewicz.
Ma mieszkanie na kredyt w Warszawie i
kilkunastoletnie auto, którym jeździ jego żona. Sam nie ma prawa jazdy.
Bezskuteczne próby jego zdobycia tłumaczy spiskowo, np. w Płocku
wykreślono go z listy zdających, bo pojawiły się informacje, że ma
zostać aresztowany za jedną z publikacji lustracyjnych.
W tym roku Sakiewicz po raz pierwszy zorganizował
własny bal dla „dziennikarzy niepokornych”. Mottem były słowa Jacka
Kaczmarskiego: „Jestem postacią na wskroś tragiczną / Najtrudniejszegom
dokonał wyboru / Między obozem dla nieprawomyślnych / A honorami i łaską
dworu”
ŻRÓDŁO
Płaczcie dalej bolszewickie kurwy :)
OdpowiedzUsuńO widzę że małeś/łaś analne spotkanie z kangurem.
Usuń