- To niebo zadziałało - tak mąż zaufania PiS tłumaczy fatalną pomyłkę komisji na Bemowie, która odwrotnie spisała wyniki dogrywki wyborów prezydenckich. Ludzie głosowali tam głównie na Bronisława Komorowskiego, ale protokół mówi o miażdżącym zwycięstwie jego konkurenta
Śledztwo w schronie
W dogrywce, jak można było wyczytać z dokumentów, nastąpił niespodziewany zwrot. Kandydata PO poparło zaledwie 246 mieszkańców, a jego konkurenta z PiS - aż 681.
- Dzień po wyborach przeglądałem wyniki z naszej dzielnicy. Nagle zobaczyłem, że w jednej komisji na Górcach Kaczyński dostał ponad 70 proc. głosów. Byłem w szoku, bo PiS ma tam zawsze małe poparcie - opowiada Krzysztof Zygrzak, rzecznik Bemowa.
Zaniepokojony, wszczął lokalne śledztwo. Urzędnicy zeszli do schronu urzędu dzielnicy, w którym przechowywane są worki z kartami do głosowania. Gdy je rozpakowali, wszystko stało się jasne: głosy policzono poprawnie, ale komisja odwrotnie wpisała wyniki do protokołu. To Bronisław Komorowski dostał o 435 głosów więcej od Jarosława Kaczyńskiego.
Dokument podpisało dziewięcioro członków komisji. Wyniki wywiesili też na drzwiach szkoły. Jak to się stało, że nikt z nich nie zauważył tak poważnego błędu?
- Podczas spisywania protokołu mieliśmy scysję z jednym z członków komisji. Domagał się uznania kilkunastu kart do głosowania, na których ludzie błędnie oddali głosy. W zamieszaniu pomyliliśmy się i wpisaliśmy wyniki nie w te rubryki, co trzeba. Wstyd przyznać, ale nie zorientowaliśmy się, że jest coś nie tak, i wyniki wysłaliśmy do PKW - przyznaje Ryszard Sikora, przewodniczący komisji obwodowej nr 759.
Kłopot PKW, radość PiS
Pismo z jego wyjaśnieniami trafiło do okręgowej komisji wyborczej, jednak PKW wcześniej ogłosiła oficjalne wyniki wyborów prezydenckich.
- Wczoraj wysłaliśmy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez tę komisję. To pierwsza taka sytuacja podczas tegorocznych wyborów prezydenckich - mówi Anna Lubaczewska, szefowa stołecznej delegatury Państwowej Komisji Wyborczej.
Prokuratorzy na razie sprawy komentować nie chcą. - Wypowiemy się dopiero, gdy zapoznamy się z pismem PKW - wyjaśnia Monika Lewandowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej.
O unieważnieniu wyników wyborów nie może być mowy, bo 435 głosów nie ma wpływu na ich finalny wynik. Ale korekta oficjalnych danych to konieczność. - Sami nie możemy zmienić już ogłoszonych wyników. Poprawimy je dopiero wtedy, gdy sprawę rozstrzygnie prokuratura lub sąd - tłumaczą w PKW.
Zamieszanie nie zmartwiło jedynie Ireny Awłasewicz-Borkowskiej, która jako mąż zaufania PiS obserwowała przebieg wyborów w bemowskiej szkole: - To niebo zadziałało. Przez cały dzień do naszej komisji przychodzili młodzi ludzie spod Warszawy, którzy na moje oko mieli lewe zaświadczenia o prawie do głosowania. Słyszałam, że w ten sposób głosy kupuje Platforma. Jak widać, anioły spłatały tej partii figla.
LINK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz