DZIĘKUJĘ ZA TO, ZE LUDZIE MNIE ZNOSZĄ. WIEM, ŻE NIE JEST TO
ŁATWE
Fragment premierowej biografii Tadeusza Rydzyka.
Piotr Głuchowski, Jacek Hołub.
1
-Jest już mocno schorowany. Bardzo się postarza - mówi nam
bliski znajomy księdza Tadeusza Rydzyka.
-
Tak, zauważyliśmy, że chodzi o lasce.
-Zawsze miał kłopoty z kolanami, doszła rwa kulszowa. Ma też
kłopoty z gardłem, wysiada mu. Kilka lat temu dal się więc przekonać do
noszenia czapki i szalika. Jedna z radiowych pań zrobiła na drutach komplet,
ale nie moherowy. Ciało w nim słabnie, za to duch się wzmacnia Nie zwalnia
tempa. Myślę, że chce umocnić radio instytucjonalnie, żeby to potem szło nawet
bez niego.
-Zwróćcie uwagę, że mimo wieku, zmęczenia, tych ataków na
jego osobę ojciec wygląda jak człowiek szczęśliwy, pogodny - dodaje prof.
Andrzej Tyc, były wojewoda toruński i dawny znajomy księdza. -Nie da się tego
zrozumieć, jeśli się nie weźmie pod uwagę jego osobistej relacji z Bogiem. Dla
niewierzącego ona może być iluzją, ale ojciec Rydzyk to przeżywa jako coś
głęboko prawdziwego i ważnego. I to go napędza, daje siłę...
-Silę do czego?
-Do budowania Polski narodowo-katolickiej, ostoi obyczaju i
kultury. To zamysł grubo przekraczający doraźną politykę. Gdy zabraknie Prawa i
Sprawiedliwości, ojciec poprze coś innego i będzie robił swoje. Bez względu na
to jak by go krytykowano. Zresztą, gdy się porówna jego krytyczny obraz
budowany w mediach z tym, jaki jest naprawdę, wdać totalny kontrast. Na
przykład mówi się o nim i pisze, że atakuje. A on nie namawia, aby strzelać do
lekarzy, którzy dokonują aborcji, czy do dziennikarzy TVN. W Ameryce radykalni
ewangelizatorzy wzywaj ą do zamachów na kliniki aborcyjne. Tymczasem ojciec
pokojowo walczy o swoją wizję. Przy całym moim krytycyzmie wobec konkretnych
rzeczy, które robi, muszę mu przyznać, że nie niszczy ludzi. Przynajmniej w
bezpośredni sposób. Chociaż na pewno jest cholerykiem i czasami potrafi kogoś
zranić, zerwać stosunki, zrugać, nawet niesprawiedliwe. Potrafi wyrzucać za
drzwi z radia. Zakończyć spotkanie słowami: „Nie marny o czym więcej
rozmawiać”. Jak ktoś ma cienką skórę, to będzie długo przeżywał. On potrafi być
zimny jak stal. Choć czasami przeprasza.
Tak jak w ciemne grudniowe popołudnie 2009 roku, gdy
wzruszony pieśniami na swoją cześć Ojciec Dyrektor pełnym emocji głosem mówi do
dziesięciu tysięcy zebranych w Toruniu wiernych:
-I dziękuję jeszcze za jedno, za to, że mnie ludzie znoszą.
Tak, to nie jest łatwe. I dlatego każdego przepraszam za wszystko, za każde może
jakieś słowo, może minę... ale każdy ma swoje zmęczenie. I przepraszam, że nie
pamiętam o wszystkich którym może dokuczyłem. Taki jestem, niedoskonały.
-„Kiedy kładę się w celi spać, mówię często: »Maryjo, weź w
swoje ręce wszystko, weź mnie. Tobie wszystko oddaję. I daj mi sen spokojny bo
jak się nie wyśpię, to nerwy mogą nie wytrzymać«”
-dodaje kapłan w rozmowie z księdzem Ireneuszem Skubisiem,
redaktorem naczelnym tygodnika „Niedziela”.
Obok zdjęcia z mamą, Stanisławą Rydzyk z domu Piątek, na
ścianie celi Ojca Dyrektora w toruńskim klasztorze Redemptorystów w ostatnim
czasie zawisła jeszcze kartka pocztowa. Nie ma na niej żadnego obrazka, jest.
tylko napis po niemiecku: „Der Weg zur Quelle fahrt gegen Strom”. Czyli: droga
do źródła wiedzie pod prąd.
Kto słucha Radia Maryja, ten wie, że sztandarowe hasło Oj ca
Dyrektora ,Aleluja i do przodu” coraz częściej zastępowane jest przez niego
nowym: , Alleluja i pod prąd”.
Po pięciu latach rządów Platformy Obywatelskiej ksiądz jest
takim samym kontestatorem polskiej rzeczywistości jak w szkole podstawowej, gdy
-jako jedyny w klasie - wystąpił z harcerstwa. Jak w Szczecinku, gdzie będąc
młodym katechetą, pomagał wieszać zakazane krzyże w czasach PRLowskich szkól.
Jak w Krakowie, w którym wygłaszał antykomunistyczne kazania rok przed śmiercią
księdza Jerzego Popiełuszki.
2
Pod koniec lat 50. mały Tadeusz z Olkusza chodzi i jeździ z
matką na pielgrzymki. Na te bliższe - do Częstochowy - oraz dalsze, między
innymi do sanktuarium Matki Boskiej Tuchowskiej. Tuchów- sześciotysięczne
miasteczko w pobliżu Tarnowa - słynie cudownym obrazem: renesansowa Matka Boża
Tuchowska jest równie delikatna jak ta z olkuskiej fary. W ręce trzyma
rozkwitłą białą różę. Co roku - na Wielki Odpust organizowany przez
redemptorystów z miejscowego klasztoru
- przybywa
tutaj po kilkadziesiąt, a czasem i sto tysięcy ludzi. Między innymi uczeń
Rydzyk.
Przyglądamy się szkolnemu zdjęciu z ostatniej, siódmej,
klasy. Dzieci starsze - a może tylko bardziej rozwinięte fizycznie - wymieszane
z młodszymi. W pierwszym rzędzie siedzi po turecku drobnokościsty, uroczo
uśmiechnięty blondynek. Ma bardzo regularne rysy i wyraźny podbródek -jest z
całą pewnością najładniejszym chłopcem spośród siedemnastu na fotografii.
Proste włosy, jaśniejsze od tych, które znamy z późniejszych
zdjęć, ma zaczesane z przedziałkiem. Nie nosi jeszcze okularów, ale zmrużone
oczy wskazuj ą na to, że być może powinien. Flanelowa koszula z kołnierzykiem i
kieszeniami na piersiach, nieco za krótkie spodnie, na stopach papcie albo
tenisówki - dokładnie nie widać. Aż trudno uwierzyć, że ta kruszynka za rok
dokona wyborów, które zadecydują o całej jego przyszłości.
„Po szkole podstawowej (...) najpierw myślałem, że będę
chyba komunistą - wspomina w książkowej rozmowie z Szymonem Cieślarem, - Ci
propagatorzy komunizmu tali idealizowali... Ale gdy później uświadomiłem sobie,
jak oni kłamią, kategorycznie stwierdziłem: »Nigdy wżyciu!«. Bałem się, że gdy
zostanę w Olkuszu, to będę robił to samo, co inni. Nieraz patrzyłem na
starszych kolegów, którzy zaczynali pić (...). Czułem że muszę stamtąd uciec. I
zacząłem szukać”.
Najpierw bezskutecznie próbuje się dostać do olkuskiego
liceum. Nie przyjmują go - ma zbyt słabe świadectwo. Rodzice wysyłają go do
zawodówki. Idzie na warsztaty, wita się z przyszłymi robotnikami miejscowej
fabryki naczyń - tak zwanej Emalii. Dostaje od nauczyciela pilnik - czeka go
tępa, mozolna praca, której sensu nie widać.
A przecież młody Tadek marzy o czymś innym niż stanowisko
pracy przy zatłuszczonym imadle.
O czymś innym niż harowanie do wypłaty i picie wódki po
niej. Chce innego towarzystwa.
Jedzie do Katowic. Z kupionego przez mamę czasopisma „Msza
Święta” wie, że mają tam niższe seminarium Aby do niego wstąpić,
"wystarczy ukończone siedem klas.
Niestety, w Katowicach go nie przyjmują.
-Rozmawiałem z jakąś siostrą zakonną i księdzem. Mieli
obiekcje, że jestem za młody, prosili, żeby przyjść później - wspomina w
rozmowie z Ćieślarem.
„Później” to znaczy „nie wiadomo kiedy’, a może „nigdy”.
Piętnastoletni Tadeusz nie chce i nie może czekać. Jest tale zdesperowany, że
jedzie do Tuchowa, do klasztoru.
Trwa właśnie odpust.
„Znalazłem klasztor. Uczestniczyłem w sumie. (...) Najpierw
nie podobali mi się ci redemptoryści. Nie podobał mi się ich strój, klerycy
bladzi, wychudzeni, ostrzyżeni na zero. (...) W tłumie był ktoś psychicznie
chory, rozdawali ludziom zupę. Furta była ciasna - ludzi pełno, czuć tę zupę i
pot. Ale kiedy wyszedł jeden ojciec i tale ładnie się uśmiechnął, zrozumiałem
wszystko. Spodobała mi się właśnie taka życzliwość, serce do człowieka”.
Zdecydowanym wstąpienie w szeregi zakonne Tadeusz wraca do
Olkusza, by zakomunikować swe postanowienie rodzinie. O planach dowiadują się
także sąsiedzi - i nie tylko. Do domu przychodzi milicjant i ustnie wzywana
komendę.
Mocno wystraszony Tadeusz prosi brata, by go odprowadził pod
drzwi komisariatu. Na miejscu okazuje się, że przyszłego księdza będzie
przesłuchiwał sam zastępca komendanta. Prawdopodobnie to esbek, choć nastoletni
chłopak nie może tego wiedzieć. Siada przed nim i odpowiada na pytania.
Pierwsze są standardowe: imię, nazwisko, adres, imiona rodziców, adres szkoły,
nazwisko panieńskie matki, przynależność do organizacji młodzieżowych i tali
dalej. Wreszcie pada pytanie: „Dlaczego chcesz być księdzem?”.
-Przypomniałem sobie wtedy to, co mi mój brat powiedział:
„Uważaj Nawych nygusów”. Pomyślałem, patrząc na niego: „Ty nygusie, ty nygusie!”.
Ale co ja mu powiem? Przede wszystkim, co go to obchodzi? Po co mnie pyta?
Tadeuszek odpowiada hardo:
-Bo mi życie zbrzydło!
3
Jesienią 1986 roku - po pielgrzymce do Watykanu i osobistym
widzeniu z Janem Pawłem II - miody zakonnik nie wraca do PRL. Zaszywa się gdzieś
w Niemczech i na co najmniej pól roku znika ze wszystkich radarów.
-Nikt nie wiedział, co się z nim stało - mówi prawe 20 lat
później „Gazecie Wyborczej” dawny nauczyciel matematyki z Braniewa, ojciec
Jerzy Galiński. -Po kilku miesiącach [w połowie 1987roku] zjawił się u mnie w Polskiej
Misji Katolickiej w Monachium. Ucieszyłem się. „Świetnie, że się odnalazłeś,
Tadziu, bo wszyscy cię szukamy” - powiedziałem. Był roztrzęsiony. Zachowywał
się bardzo dziwnie. Miotał się po pokoju jak lew w klatce, krzyczał,
gestykulował, nie kończył żadnego zdania. Wyglądał jak człowiek w kolosalnym
kryzysie. Błagał mnie o pomoc.
Powiedział mi, że przez te pół roku był u jakiegoś
ewangelickiego pastora w Norymberdze. Ten duchowny dawał mu podobno wikt i
opierunek. Przede wszystkim jednak ów pastor miał załatwić mu legalny pobyt w
Niemczech. „Pożarliśmy się z tym księdzem - mówił. - Wyrzucił mnie i wciąż nie
mam zezwolenia na pobyt (...). Niech ojciec mi pomoże, załatwi azyl polityczny’.
Ksiądz Galiński już długo pracuje wśród polskiej emigracji w
Republice Federalnej Niemiec, styka się z uciekinierami, azylantami i zwykłymi
gastarbeiterami.
-Tadziu! -mówi -Po pierwsze, powinieneś wrócić do kraju i
załatwić sprawę z zakonem. Oni nie wiedzą, co się z tobą dzieje. A jeśli chcesz
azyl, to powiedz, jakie masz do tego podstawy.
-Zaczął wtedy opowiadać jakieś banialuki -wspomina dalej
były nauczyciel. - Mówił, że nie może wracać, bo będzie prześladowany. Ciągle
do tego wracaliśmy. Żądanie ówczesnego prowincjała było tymczasem jednoznaczne
- powrót. W końcu zagroziła mu suspensa. To jest dla księdza. prawdziwa
tragedia, bo oznacza zakaz pełnienia obowiązków kapłańskich. Rydzyk mimo to nie
chciał wrócić, więc prowincjał suspensę przysłał do Niemiec. Trafiła do ojca
który się opiekował w Niemczech polskimi redemptorystami. Prowincjał pozostawił
niemieckiemu przełożonemu decyzję, czy wręczy ją od razu. Gdy ojciec Rydzyk
dowiedział się o nałożonej na niego karze, zapewnił władze zakonne, że wróci,
ale obecnie jest chory.
-Prowincjałem, który wydal dla oj ca Rydzyka suspensę, był
ojciec Andrzej Rębacz - wspomina młodszy od Ojca Dyrektora ksiądz ze
zgromadzenia redemptorystów. -Powód: wyjechał na pielgrzymkę bez wiedzy
przełożonych, apotem zniknął. Ale w prawie kościelnym jest tak, że suspensa
działa tylko wtedy, jeżeli dotrze do adresata. A ona wędrowała i wędrowała, nie
mogli go znaleźć, więc nie obowiązywała. To pewne, wiem to od samego świętej
pamięci ojca Rębacza.
-Ojciec Rydzyk chciał w tamtym czasie całkiem wystąpić z
zakonu i przejść jako „zwykły” ksiądz do diecezji Bamberg, a później do monachijskiej
-relacjonuje dalej ksiądz Jerzy Galiński. - Obie odmówiły, bo
ordynariusze zasięgnęli opinii u władz zakonnych w Polsce, a ta była.
negatywna. Mieliśmy więc problem - co zrobić z Rydzykiem?
Problem rozwiązuje prowincjał bawarskich redemptorystów,
który umieszcza księdza - na próbę i po to, by się uspokoił - u sióstr
prowadzących dom dziecka w Oberstaufen. Polski zakonnik ma być dla siostrzyczek
kapelanem - odprawia im msze święte.
4
Jest rok 1991. Redemptorysta jedzie do Polski czerwonym
audi. W bagażniku ma figurę Matki Boskiej Fatimskiej , a w kieszeni - co wiele
razy potem podkreśli - osiemdziesiąt fenigów. To może być prawda. Resztę
pieniędzy ma zapewne w walizce albo na koncie.
Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że w
latach1990-91 intensywnie zbiera fundusze na rozruch stacji za pomocą kilku
sposobów:
•zarabia jako opiekun i przewodnik niemieckich grup
pielgrzymkowych odwiedzających Kraków i Częstochowę;
•zbiera datki od prywatnych osób na Zachodzie;
•prowadzi wraz z włosko-niemieckim dyplomatą Iwano
Pietrobellim wydawnictwo promujące objawienia w Medjugorie.
To wszystko mogło przynieść od kilku do kilkudziesięciu
tysięcy marek zachodnio niemiec-kich. Na dzisiejsze pieniądze: jakieś sto
tysięcy złotych. Niewiele. Żeby jednak zrozumieć, jaka jest w latach 1989-90
siła nabywcza jednej zachodniej marki, trzeba pamiętać, że obiad w zakładowej
stołówce kosztuje równowartość pięciu fenigów. Za dwie marki - po wymianie u
cinkciarza albo przypadkowo chętnego na pierwszym lepszym rogu
-można kupić dwadzieścia paczek polskich papierosów. Za
tysiąc marek da się nabyć mieszkanie, za trzy tysiące - nowy dom.
Przed człowiekiem z kilkunastoma tysiącami marek Polska leży
jak rozłożony na przyjęcie czerwony dywan. Niestety-cały dziurawy i brudny... Na
de przygnębiającej szarzyzny Torunia audi 80, którym redemptorysta zajeżdża do
opuszczonego sadu w dzielnicy Bielany, wygląda jak kolorowy motyl z innego
świata. Sad jest własnością zgromadzenia podarowaną przez zmarłą bezpotomnie
parę ogrodników, państwa Poznańskich.
-Przyjechałem z ojcem Kwiatkowskim - wspomina ksiądz Tadeusz
po latach. - Były z nami jeszcze dwie starsze Niemki. Odprawiam mszę świętą i
czuję taki silny lęk, w głowie kłębią się myśli: „Uciekaj stąd! Jeszcze czas!
Nic nie masz! Jak ty to zrobisz?”. Wiem, że to była pokusa, jakby to piekło
zaatakowało. Powiedziałem wtedy „Matko Boża jak mi nie chcesz robić wstydu, to
pomagaj! Teraz do Ciebie wszystko należy, ja jestem Twoim dzieckiem i sługą.
Pragnę tego Radia dla Ciebie”. (...) Pobłogosławiłem to miejsce, zmówiłem
eg-zorcyzm. Później wszędzie rozrzuciłem cudowne medaliki, bo mówię: „Jeżeli Ty
działasz przez cudowny medalik, to gdzie jak gdzie, ale tu działaj!”.
Wspominał też:
„Wtedy, po paru latach pobytu w Niemczech, nie wiedziałem,
co się w Polsce dzieje. Po jakimś czasie zacząłem tego doświadczać (...) tu się
zaczynało to, o czym opowiadali mi przyjaciele na Zachodzie: »To, co jest u
nas, to przyjdzie do was«. (...) Nie przypuszczałem, że będą opory, by tworzyć
media katolickie i prawdziwie polskie. Do dziś nie wszyscy katolicy to
rozumieją. Nie rozumieli, że media w ogóle są potrzebne, że bez mediów jesteśmy
»niemowami«. Rok l989,1990,1991 to była szansa na wzięcie mediów. Diecezje
wzięty [częstotliwości], ale nie miały pieniędzy na ich tworzenie i
prowadzenie. Nie miały pomysłu”.
-Radio Maryja eksplodowało także dlatego, że w Polsce
podczas gwałtownych przemian przeciętny katolik był zdezorientowany - mówi nam
Jan Filip Libida, związany z Kościołem konserwatysta, poseł PiS, potem senator PO.
- Oczekiwał, że otrzyma drogowskaz od Kościoła: jak ma się zachować w sprawach
społecznych, jak w polityce? Moim zdaniem Kościół instytucjonalny tej debaty
nie podniósł. Katolicy myśleli: „Dlaczego my ze swoimi przekonaniami, z tym co
dla nas jest ważne, nie mamy żadnej reprezentacji? Dlaczego w wyborach mogą
startować postkomuniści, liberałowie, a my nie?”. I w to miejsce wchodzi ojciec
Rydzyk ze swoim radiem, które mówi: „Macie rację, jesteście katolikami i
powinniście się angażować w politykę. Powinniście mieć swoje stanowisko w
sprawie rodziny, obrony życia. Ja wam powiem jakie”.
-Opowiadanie się za jakąś partią tyło wówczas oficjalnie
sprzeczne z nauczeniem Kościoła, tym, co głosił papież - dodaje Andrzej Tyc. -
W tej sytuacji otwierało się pole do działania ojca Rydzyka.
Libicki: - On zorganizował masy ludzkie. No i poszło! Gdyby
Kościół instytucjonalny odpowiedział na tę potrzebę serc i dusz, nie byłoby
takiego sukcesu radia. Zostałoby na poziomie rozgłośni diecezjalnej.
Tyc: - Inna sprawa, że bez pomocy „Kościoła
instytucjonalnego” radio też by nie ruszyło.
Szesnaście diecezji dobrowolnie „wypożycza” ojcu Rydzykowi
swoje częstotliwości- świeżo przyznane umową o stosunkach państwo - Kościół.
Biskupi godzą się spełnić prośbę redemptorysty, bo na razie pasma nie są im do
niczego potrzebne - nie mają ani własnych redakcji radiowych, ani masztów
antenowych Plan jest taki, że gdy Radio Maryja zyska ogólnokrajową koncesję, a
któraś z diecezji zbuduje własne radio - częstotliwość wróci do właściciela.
Ksiądz Rydzyk musi się spieszyć. Najszybciej, jak potrafi -
bez czekania na pozwolenia z ociężałego Ministerstwa Łączności i powolnej
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizj i - bierze się do wznoszenia anten.
5
Kiedyś rozmawiałem ze znaj ornym, który wówczas blisko
współpracował z ojcem Rydzykiem - wspomina Jan Filip Libicki.
-Pytałem go, jak to jest z tą jego polityką. A on mówi:
„Wiesz, z ojcem jest trochę tak jak z alkoholikiem. Jak przychodzą wybory, to
koniecznie chce się zaangażować w popieranie czegoś. Potem, jak wybory się
kończą, ogłasza, że to już ostatni raz, że następnym razem radio będzie
absolutnie apolityczne, nikomu się nie da wrobić i wykorzystać. Zupełnie jak
nałogowiec, który mówi, że już nigdy w życiu nie weźmie wódki do ust, a gdy
przychodzi kolega z podwórka i powie: »to walniemy sobie pięćdziesiątkę«, znowu
sięga do kielicha”.
Nasz kolejny informator, dawny polityk LPR, dodaje:
-Trudno sprofilować poglądy Ojca Dyrektora. Jest to na pewno
forma patriotyzmu religijnego. Dla niego to związek organiczny i oczywisty. Bardzo
dużo potrafi o tym mówić. Ale jakby mnie ktoś zapytał, jakie są jego konkretne
poglądy polityczne, czyli z jakim nurtem myśli politycznej jest związany, to
miałbym problem. On wypracował sobie pozycję autonomiczną, której w polskim
duchowieństwie nie miał wcześniej chyba nikt. To fenomen. Ale ten potencjał
wykorzystuje tylko do obrony radia. Nie ma w nim poku sy, by napominać:
Kościół, stawiać się Kościołowi czy kwestionować linię Kościoła. Nigdy czegoś
takiego u niego nie spotkałem. Owszem, zdarzały się krytyczne glosy w stosunku
do niektórych biskupów czy księży, ale one mieściły się w kanonie dopuszczalnej
krytyki. Nigdy nie zakwestionował żadnych prawd wiary.
Jest niewątpliwie księdzem tradycyjnym, ale nie
tradycjonalistą, choć wielu chciałoby go za-szufladkować jako lefebrystę. Od
lefebrystów dzielą go lata świetlne. Jest raczej przeciwieństwem środowisk
antysoborowych, bo z ducha Soboru Watykańskiego II czerpie pełną garścią, choć
na naszą polską, tradycyjną modlę. Formuła Kościoła otwartego uosabiana przez
księdza Bonieckiego to dla niego „o jeden most za daleko”.
-A wracając do polityki...
-...powiedziałbym tak Ojciec Dyrektor to melanż piłsudczykowsko-endecko-chadecki
w sosie społecznej nauki Kościoła, ale bez przesady z tą kościelnością.
-Jak to?!
-W realu różnych „nawiedzonych” się wokół radia kręci, lecz
u Ojca. Dyrektoranie zauważyłem tego przerysowania religijnego. On nawet nie
lubi osób nadmiernie dewocyjnych. Takich, które mijając kościół, trzy razy czapkę
zdejmują i coś mamroczą. Woli pogadać ze zwykłymi ludźmi, co trochę za uszami
mogą mieć, ale którzy są ludźmi dobrze przyprawionymi, jeśli wiecie, o co mi
chodzi. On czuje, że się więcej ciekawych rzeczy od nich dowie niż od tych
świątobliwych. Umie słuchać, a nawet udawać przy tym głupiego. Szczególnie
wobec polityków^ tak zagrywa. Wypuszcza jednego na drugiego i lubi sobie
posłuchać, jak się spierają.
Standardowy dzień na antenie Radia Maryja od wielu lat
wygląda bardzo podobnie. Z grubsza tak:
• o szóstej rano modlitwa na Anioł Pański,
• później jutrznia: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu”,
• dalej różaniec i poranna, msza transmitowana z kościoła
Redemptorystów w Toruniu.
• śpiewanie „Godzinek” ku czci Niepokalanego Poczęcia NMP,
• następnie poranna katecheza,
• po niej przedpołudniowy blok „W Rodzinie Radia Maryja”. Tu
mogą wystąpić słuchacze, którzy
przyjechali do Torunia,
• Anioł Pański w południe,
• 13 godzinny magazyn „Aktualności dnia”, w którym
publicyści i politycy - zwykle przez telefon
- komentują bieżące
wydarzenia,
• po obiedzie serwisy informacyjne, modlitwy i aktualności
Radia Watykańskiego,
• wieczorem dwie części „Rozmów niedokończonych” –audycji grupującej
najpoważniejszych gości i często poświęconej najgorętszym wydarzeniom
politycznym,
• nocą program dla Stanów Zjednoczonych i Kanady plus
powtórki.
- Oczywiście dyrektor może jednym telefonem do studia
zmienić całą ramówkę - mówi nam były dźwiękowiec z toruńskiej stacji, dziś
dziennikarz prasy określanej przez ojca Tadeusza mianem „polskojęzycznej” albo
„mętnego nurtu”.
- Dzwoni z Krakowa i mówi, że zaraz zaczniemy nadawać
audycję na żywo z jakiegoś kościoła bo tam trwa ważne wydarzenie. Jedyne, czego
ojciec nie przesuwa wedle swego "widzimisię, to modlitwa na Anioł Pański.
Że nikt się nie sprzeciwia zamieszaniu, tego już nie muszę chyba dodawać?
Niechby ktoś spróbował!
- Jeżeli ktoś nie będzie jak pies uwiązany łańcuchem do nogi
oj ca Rydzyka, to nie ma w radiu żadnych szans - uważa ojciec Galiński. -
Rydzyk go usunie.
- Nieprawda - oponuje nasz rozmówca były współpracownik
księdza dyrektora, - On ceni sobie ludzi pracowitych, uczciwych, życzliwych dla
otoczenia. Niekoniecznie służalczych. W radiu panuje rodzinna atmosfera.
Przynajmniej za moich czasów tak było. Potrafił kogoś odwieźć do domu po nocnym
dyżurze. Zawsze pamiętał o urodzinach i imieninach, zawsze miał dl pracownika jakiś
drobny upominek. Na przykład słodycze - te, które ludzie przynieśli. W radiu
ciągle było mnóstwo znoszonych przez babcie słodyczy.
-Inni rozmówcy mówili nam, że jest cholerykiem - zauważamy.
-Nawet jak czasem ofuknie, to potem przeprosi. Pamiętam taką
sytuację: siedzimy w kilka osób w jadlodaj ni na dole w radiu, trwa luźna
rozmowa. Jeden z redemptorystów wynosi talerz jedzenia zapakowanego w paczki.
Ksiądz dyrektor pyta- „...a ojciec gdzie z tym idzie?”. „No bo... tam stoi
przed bramą ktoś i prosi o jedzenie”. „Czy ojciec zwariował?! Chce ojciec,
żebyśmy mieli tu za chwilę kolejkę ludzi?! Niech ojciec to odniesie z powrotem
do kuchni!”. Tamten stropiony wyszedł, ale widzę, że ojciec Rydzyk wyłączył się
już z rozmowy, zafrasowany, coś mu chodzi po głowie. W końcu chwyta za telefon,
dzwoni i mówi: „No dobrze, niech ojciec zaniesie jedzenie”. A tamten: „Ja już
zaniosłem”. Dyrektor trochę go zrugał, ale w żartach.
7
Dziennikarze „mediów polskojęzycznych” nie są wpuszczani na
teren posesji przy Żwirki i Wigury można się jednak tu dostać z pomocą fortelu.
^starczy powiedzieć do mikrofonu przy furtce: „Ja do księgarni” - i drzwi stają
otworem. My także korzystamy z tego patentu, aby wejść i opisać rozgłośnię od
środka.
Najpierw radiowa książnica. Jest czynna przez okrągły
tydzień i mieści się w przeszklonym parterowym „pawilonie pielgrzyma”, który
przylega
do głównego budynku radia. Wokół schludnie i czysto. Chodnik
i placyk wyłożone kostką, idący mija po drodze figurę wznoszącego ręce Jana
Pawła II. Sama księgarnia niczym się nie różni od innych sklepów z literaturą -
poza asortymentem. Na pólkach wydawnictwa fundacji Nasza Przyszłość: albumy o
Janie Pawle II, bajki dla dzieci, czasopisma „Rodzina Radia Maryja”, „Różaniec”
i kilkanaście innych. Są książki Jerzego Roberta Nowalia, min. gruby tom
„Potępiany za patriotyzm” o Janie Kobylańskim, prezesie Unii Stowarzyszeń i
Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, dobroczyńcy Radia Maryja i dzieł przy
nim wyrosłych.
Cichutko przechodzimy do części radiowej.
Mijamy figurę Matki Bożej Fatimskiej, a obok wysoki
krucyfiks podobny do tych stojących na rozstaj ach polskich dróg. Wspinamy się
po granitowych schodach do recepcji. Tu jest już ciekawiej: kto był choćby raz
w Licheniu, nie oprze się wrażeniu podobieństwa. W głównym hallu, w kaplicy i
na korytarzach marmurowe posadzki, złocone poręcze, błyszczące kinkiety i
detale. Mosiądz, brąz, kamień, jasne drewno. Szerokie pałacowe schody wiodą w
górę - wprost na przeszkloną ścianę, za którą widać zielone ogródki działkowe
przywodzące na myśl tę samą okolicę sprzed dekady. Dalej -w górnym korytarzu,
reżyserce i płytotece
-dużo skromniej: styl przypomina raczej wnętrza z katalogu
Ikei.
8
Gdy Ojciec Dyrektor nie kwestuje w USA i Kanadzie,
organizuje pieniądze, krążąc po Europie.
-Właściwie jeździ bez przerwy
-mówi nasz informator, były polityk Ligi Polskich Rodzin. -
Jest dobrym kierowcą, potrafi szybko pognać. Jak jedzie z kimś, szczególnie w
dłuższą trasę, na przykład do Austrii, to się wymieniają za kierownicą. Ojciec
ma taką poduszeczkę na szyję, siada obok kierowcy i śpi Jeśli nie zaśnie, to
słucha swego radia i dzwoni na antenę. Podróże to jego żywioł. Ciągle jest w
ruchu. Ale obojętnie, jakie pieniądze uda mu się dostać - czy w Niemczech, czy
w Stanach - cały czas oszczędza na sobie samym. W trasie jada najczęściej w
przydrożnych barach, przy stacjach benzynowych, jakaś kiełbaska, ketchup i
bułka. Nie kupuje sobie nic nadzwyczajnego. Nocuje w klasztorach albo u
znajomych. Czasem żali się, że już go to wszystko - podróżowanie, organizowanie
pieniędzy i popychanie kolejnych przedsięwzięć - po prostu męczy.
Gdy ksiądz nie kwestuje w Europie, zbiera datki w Polsce. I
czasem skarży się na skąpstwo rodaków.
-Chcemy zmieścić się w jak najmniejszych kosztach. żeby w
ogóle przetrwać - mówi z anteny w maju 2011 roku. - Normalnie media mają
ogromne pieniądze, potrafią mieć rocznie nawet ponad 3 miliardy złotych! (...)
Radio Maryja ma kilka milionów złotych rocznie i telewizja równocześnie z tego,
co wy nam dacie. (...) Jakie procenty, to widać chociażby po pielgrzymce na
Jasną Górę, gdy idziemy w lipcu (...). Tam są różne pieniądze: i pięć złotych,
i dwa złote, i dziesięć, i dwadzieścia złotych - bardzo rzadko zdarzają się
jakieś większe. A wszystkich ofiarodawców było i 26 tysięcy. Pielgrzymów jest
na placu dużo, dużo więcej, są setki tysięcy. Możemy powiedzieć sobie, tam są ludzie
najbardziej gorliwi, czujący Kościół, ojczyznę. Ale żeby złożyć ofiarę... nie
są wszyscy.
9
W marcu 2011 roku - to kolejny rok z wyborami do Sejmu - Jan
Kobylański mówi na antenie radia: [Nadejdą jeszcze kiedyś takie czasy, że]
będzie tylu przedstawicieli Maków katolików, ilu jest nas w Polsce, a nie talia
parodia, że dzisiaj w rządzie czy parlamencie Polaków prawdziwych nie ma nawet
trzydzieści procent.
Po Kobylańskim w radiu odzywa się Stanisław Michalkiewicz,
autor takich książek jak „Herrenvolk po żydowsku”. Mówi m.in., że Polska jest
„upokarzana przez Żydów awanturami” na terenie oświęcimskiego obozu,
rozdmuchiwaniem „incydentu w Jedwabnem”, a obecnie - przygotowaniami do
„wielkiej propagandowej imprezy w Kielcach w rocznicę tzw. pogromu”. „Gazetę
Wyborczą” Michalkiewicz nazywa „osobliwym przykładem żydowskiej piątej kolumny
na terenie Polski”, która prowadzi „systematyczną tresurę w tali zwanej
tolerancji i tali zwanym dialogu” polegającym na „przyjęciu żydowskiego punktu
widzenia i potulnym spełnianiu wszystkich zachcianek przedsiębiorstwa
Holocaust”.
Po audycji Michalkiewicza Rafał Maszkowski, informatyk
prowadzący serwis krytycznie analizujący audycje Radia Maryja, zawiadamia
Krajową Radę Radiofonii i Telewizji o „emisji programów, które mogą zawierać
treści dyskryminujące ze względu na narodowość”. Szef KRRiT - powołany przez Bronisława
Komorowskiego Jan Dworak - zamawia analizę u prawników Fundacji Helsińskiej. C
potwierdzają opinię Maszkowskiego. W efekcie Dworak pisze do ojca Rydzyka: „Na
podstawie art. 10 ust. 3 ustawy o radiofonii i telewizji wzywam nadawcę
programu Radio Maryj a do zaniechania działań polegających na emitowaniu
audycji, które mogą zawierać treści dyskryminujące ze względu na narodowość”.
Ojciec Tadeusz odpowiada specjalnym komunikatem, w którym
wyjaśnia „kto to jest prawdziwy Polak”: - Oczywiście (...) pan Kobylański mówi,
że nie ma nawet trzydziestu procent prawdziwych Polaków w rządzie czy w
parlamencie. Pytałem go, o co tu chodzi. Chodzi o trzydzieści procent Maków
myślących o ojczyźnie, troszczących się o ojczyznę. Nie chodzi tu o jakąś
przynależność narodową czy rasową.
10
Po ostatnich wyborach sejmowych słuchacze dzwonią do stacji
zmartwieni dobrymi 'wynikami PO („To jest skandal! Dianas, Polaków, to jest.
wstyd! Że wygrało PO, to jest świństwo! No dajcie spokój, ludzie, w jakim kraju
my żyjemy!?”). Sami ojcowie są szczególnie zaniepokojeni jeszcze czymś innym:
wejściem do Sejmu Ruchu Palikota. Lider nowego klubu poselskiego - dawny
wydawca prawicowego tygodnika „Ozon”, teraz antyklerykał
-już zapowiada zdjęcie krzyża z sali obrad.
Ojciec Dyrektor pochyla się nad analizą zachowań
poszczególnych grup wyborców popierających ugrupowanie lubelskiego posła: -
Zobaczcie, jak młodzież zagłosowała. Myślę, że oni sobie za przeproszeniem dla
szpasu zrobili to, zagłosowali na tych ludzi, którzy... nawet nie chcę mówić.
Przecież to jest straszne! Wchodzi do Sejmu mężczyzna, który stal się kobietą,
transwestyta, Ja nie jestem przeciwko człowiekowi, ale widzimy, jakie wartości
on niesie. Wchodzą ludzie, jak ktoś nazwał, sodomici. Ludzie, to już jest bardzo
poważna sprawa!
Palikotowcy to nie tylko coś obrzydliwego, co zajmuje
miejsce komunistów i postkomunistów, to rzecz groźniejsza: dobrze znana ojcu z
Niemiec antyklerykalna, hałaśliwa Newa Lewica.
-Jesteśmy rozpracowywani przecież od zakończenia wojny,
najpierw ten trend z Moskwy, a teraz inny, Nowa Lewica, trzeba, to wiedzieć. To
zorganizowana sprawa, a my też się mamy organizować i nie poddawać się (...)
zatrzymywać wszelką destrukcję, gdzie się da, nikt nie może być obojętny. Jeden
człowiek, drugiego znajdziesz, trzeciego.. . Organizować się przy posłach,
którzy weszli z tej prawicy niby.
Oto najlepszy dowód kiepskiego nastroju zakonnika. W tym
krótkim „niby” zawartym w ostatnim zdaniu znać cały gorzki zawód, jaki ojciec
Tadeusz przeżywa w zetknięciu z niegdyś tak silnym, a teraz nieskutecznym
obozem patriotyczno-konserwatywnym. Obozem, który nie tylko nie zatopił
Platformy, ale i nie zdołał postawić tamy Ruchowi Palikota, ugrupowaniu
wcześniej w parlamencie niewyobrażalnemu”.
W połowie października gość, Aktualności dnia”, ksiądz
profesor Paweł Bortkiewicz z wydziału teologicznego UAM w Poznaniu, recenzent,
pracy doktorskiej księdza Tadeusza, mów krótko: Ruchu Palikota nie powinno być
w Sejmie.
-Przepraszam, że używam tak mocnego sformułowania, nie
chodzi tutaj o osoby jako osoby, ale pewne poglądy, które ci ludzie
reprezentują - tłumaczy i wymienia: • „osobnika o nieustalonej, to znaczy o
zmienionej tożsamości” - chodzi o posłankę Annę Grodzką; • „czołowego piewcę
praw, a właściwie przywilejów dla osób homoseksualnych” - to poseł Robert
Biedroń; • „dwóch redaktorów wulgarnych czasopism - antyklerykalnych
antyreligijnych” - to Roman Kotliński (były ksiądz
wydający „Fakty i Mity”) i Andrzej Rozenek (byty zastępca
Jerzego Urbana w tygodniku „NIE”).
-Czytaliśmy chociażby tę książkę „Bitwa o Madryt” i tam tyły
opisane pewne zjawiska, które nastały w Hiszpanii za premiera Zapatero - mówi prowadzący
program ojciec redemptorysta i wymienia, o co chodzi: -. ..nauka masturbacji w
szkole na lekcjach obowiązkowych, przegrywanie procesów przez rodziców, którzy
sprzeciwiali się tego typu procederom, propaganda i zachęcanie do współżycia
przez dzieci i młodzież, zarówno z płcią przeciwną, jaki osobami tej samej
płci, a nawet propagowanie zoofilii, czyli seksu ze zwierzętami!
„Nasz Dziennik” tali podsumowuje cele Palikota: , Atak na
krzyż to wprawdzie główny punkt założeń nowej frakcji, ale nie jedyny...”.
Kolejnymi planami i postulatami są:
• łatwe „uśmiercanie poczętych dzieci”;
• refundacja zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro;
• usunięcie religii ze szkół;
• „dołożenie” księżom;
• legalizacja marihuany;
• przygotowanie pakietu ustaw' definiujących przywileje dla
homoseksualistów.
„A w finale przewiduje się je ślinie wygnanie z kraju, to
przynajmniej postawienie prezesa PiS przed Trybunałem Stanu - kończy wyliczankę
gazeta. -W skrócie -nowoczesne państwo z marzeń Jerzego Urbana”.
11
Pisząc tę książkę, próbowaliśmy skontaktować się z Ojcem
Dyrektorem, ty poprosić o komentarze do najważniejszych wątków, a może i garść
wspomnień. Szczególnie tych dotyczących okresu między jesienią 1986 a latem 1987 roku.
Napisaliśmy prośbę o spotkanie i rozmowę. 17 kwietnia 2013 roku nadeszła
oczekiwana odpowiedź na firmowym druku rozgłośni
„Szanowny Panie Redaktorze!
W nawiązaniu do listu skierowanego do Ojca Dyrektora
Tadeusza Rydzyka, a datowanego
kwietnia2013 r., pragnę poinformować, że z Panem Redaktorem
ani z gazetą, którą Pan reprezentuje, nie rozmawiamy. Na przestrzeni lat
Państwo uczynili mele krzywdy Radiu Maryja.
Z wyrazami szacunku.
W.z. O. Marian Sojka CSsR”
Do listu ktoś dołączył ładny obrazek ze Sługą Bożym ojcem
Bernardem Łubieńskim, przedwojennym redemptorystą zwanym Apostołem Polski. Na
marginesie pisma, widniej e motto ze słów Ojca Dyrektora:
„Radio było zagrożone.
Byłem bezradny.
Co robić?
Myśl jedna - iść do Matki.
Ona nas uratuje.
Uratowała wtedy, ratuje dziś...”. •
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz