poniedziałek, 9 września 2013

PiS: Picie i Swawole.


Posłowie PiS na partyjnym wyjeździe na kilka godzin zdjęli maski nobliwych polityków, hołdujących konserwatywnym wartościom. W pijackiej dyskusji rzecznik PiS Adam Hofman chwalił się nawet pracownicom biura klubu PiS

Sobota przed tygodniem, późne popołudnie. Pod sklepem w podmieleckiej Woli Chorzelowskiej zatrzymuje się czarny mercedes GLK. Wysiadają z niego posłowie PiS: Adam Hofman i Dawid Jackiewicz. W garniturach, pod krawatem. Po chwili wychodzą z siatkami wypełnionymi butelkami wódki.
Tak się zaczyna wieczór z udziałem czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości w czterogwiazdkowym hotelu Rado w Woli Chorzelowskiej. Pod ten sam sklep samochód będzie wracał jeszcze kilka razy, żeby uzupełnić zapasy alkoholu.
Do hotelu przyjechało autokarem ponad 40 parlamentarzystów PiS. Pozostali członkowie klubu zostali zakwaterowani w dwóch innych obiektach. Oficjalnie przybyli na Podkarpacie, żeby odbyć wyjazdowe posiedzenie klubu. Tak naprawdę chodziło o to, by przed uzupełniającymi wyborami do Senatu wesprzeć Zdzisława Pupę.
Od samego początku ta, wydawałoby się, mało istotna kampania była pełna silnych napięć między Prawem i Sprawiedliwością a Solidarną Polską. Bo tak naprawdę nie chodzi o pojedynczy mandat senatorski, lecz pozycję na prawicy. PiS chce pokazać, że jest w tej części sceny politycznej monopolistą. Partia Zbigniewa Ziobry - że ciągle jest w grze.







PRAWICA KONTRA PRAWICA

Ostrą rywalizację pokazuje scenka z samolotu z Warszawy do Rzeszowa, którym lecieli przedstawiciele obu prawicowych formacji. W środku m.in. europoseł PiS Ryszard Czarnecki: - Lot do Rzeszowa. Na pokładzie wraz z posłami Czartoryskim, Kownackim i Górskim. Zabezpiecza: agent Tomek. C ały samolot czeka na Kurskiego - pisze na Tweeterze Czarnecki. I po chwili melduje:
- Jeeest! Czuję, że polecimy szybciej, niż rozkład przewiduje...
Jeszcze bardziej napięta atmosfera panuje w samolocie, który do Rzeszowa leci dzień wcześniej. Na pokładzie silna grupa PiS z Antonim Macierewiczem na czele. Nieopodal siada kandydat Solidarnej Polski Kazimierz Ziobro. Dyskusja szybko schodzi „na wartości”, jak ujmuje to jeden z naszych rozmówców. - Kaziu, wracaj. Wybaczymy ci, usiądziemy, napijemy się, dogadamy - mówi jeden z posłów PiS. -Przecież wyrzuciliście Zbyszka Ziobrę,
Cymańskiego, Kempę - ripostuje Kazimierz Ziobro. - Ze Zbyszkiem nie usiądziemy, ale z tobą tak. Martw się o siebie, wycofaj z kampanii. Czemu walczysz z nami? - tak dialog opisuje nam jeden z pasażerów tego lotu.
Mimo tych podniebnych, nieco żartobliwych negocjacji na lądzie toczy się bezpardonowa walka. Z okazji rocznicy Sierpnia posłowie PiS składają kwiaty pod jednym z kościołów w Mielcu i pod pomnikiem upamiętniającym Porozumienia Sierpniowe. W tym samym miejscu i czasie pojawiają
się przedstawiciele Solidarnej Polski. Tyle że parlamentarzystów PiS jest około setki, a z Solidarnej Polski tylko dwóch: Ludwik Dorn i kandydat na senatora Kazimierz Ziobro.
- Co, nie chcecie nas dopuścić ? - wykrzykuje Dorn, ale posłowie PiS udają, że nie słyszą.
Solidarna Polska gwałtownie reaguje też na ulotki, na których Kazimierz Ziobro jest zestawiony z Donaldem Tuskiem i podejrzewanym o korupcję i molestowanie seksualne byłym PSL - owskim marszałkiem województwa Mirosławem Karapytą. W ostatnich dniach kampanii z obu stron padają też zarzuty dotyczące przeszłości Ziobry i Pupy w PRL.

GAZ DO DECHY

Nic dziwnego, że na wspomnianym wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS w Mielcu mobilizacja była pełna. - Już kilka dni wcześniej wszyscy posłowie dostali serię e-maili i SMS-ów z przypomnieniem, że obecność jest obowiązkowa - opowiada jeden z naszych rozmówców z PiS. Na miejscu każdy musi się podpisać na liście obecności. Przy czym nie chodzi bynajmniej o omówienie ważnych spraw klubu. Na prowadzonym przez Mariusza Błaszczaka posiedzeniu przyjmowane są jedynie mało istotne uchwały, nie ma nawet prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Prawdziwy cel wyjazdu jest inny: bezpośrednio po nim posłowie PiS rozjeżdżają się po Mielcu i sąsiednich powiatach, by agitować za Zdzisławem Pupą.
Wieczorem zmęczeni wracają do hoteli. Dla części z nich to już druga taka noc z rzędu. Na szczęście położony wśród lasów hotel Rado zapewnia gościom m.in. spa, odnowę biologiczną w łaźni rzymskiej, a nawet jacuzzi pod gołym niebem.
Właśnie tu w sobotnią noc bawi się część polityków PiS, w tym m.in. Adam Hofman, Dawid Jackiewicz, Tomasz Kaczmarek (znany jako agent Tomek) i wiceprezes partii Adam Lipiński. Sam prezes Kaczyński ma przyjechać dopiero następnego dnia, więc zaczyna panować atmosfera szkolnej wycieczki. Kilka dni później „Super Express” publikuje zdjęcia z imprezy. Widać na nich, jak trzech działaczy ubiera w szlafrok ledwo stojącego na nogach Lipińskiego, który próbuje wyjść z jacuzzi. Wiceprezes PiS bagatelizuje sprawę: - Generalnie nie używam życia. Raz mi się zdarzyło - kwituje. - Takie spotkania powinny się odbywać częściej - dodaje Kaczmarek.
Te same zdjęcia pojawiają się potem w anonimowej broszurze wyborczej kolportowanej przez przeciwników PiS. Szef sztabu PiS Kazimierz Moskal komentuje w lokalnej gazecie: - Te wszystkie szlafroki, baseny, wiem, że tego nie było, a powinny być jakieś granice oskarżeń (...). Zdjęcie można zawsze spreparować. Nie wierzę, by nasi koledzy tak się zachowywali i by to wszystko miało miejsce”.
Pytamy o tę historię prominentnego polityka PiS. - To było przecież po całym dniu kampanii, a skoro jest jacuzzi, to chyba można z niego korzystać! - przekonuje.

Ponieważ są paparazzi w krzakach, tylko dlatego nie wyciągnę i nie pokażę - mówi o swoim przyrodzeniu Adam Hofman, rzecznik PiS

Jednak „Wprost” dotarł do jeszcze innych zdjęć, a także filmu z wyjazdu polityków PiS. Materiały nie pozostawiają złudzeń co do tego, jak politycy PiS zachowywali się na Podkarpaciu. Bez pudru, w którym na co dzień występują w telewizji. Ewidentnie mają świadomość, że są obserwowani: w rozmowach kilkakrotnie się do tego odwołują. Tym bardziej może dziwić, jak i o czym rozmawiają czołowi przedstawiciele największej partii opozycyjnej.
Podczas jednej ze scen po hotelowym podwórku chwiejnym krokiem spaceruje poseł Tomasz Kaczmarek. W tle słychać głośne kobiece śmiechy.
-    Gdzie Adam śpi? W pierwszym?
-    pyta, podchodząc do jednego z hotelowych bungalowów.
-    Nie, w drugim - odpowiada mu jakiś mężczyzna.
Ale Adam Hofman nie śpi. Rzecznik partii przed swoim domkiem głośno rozmawia z czterema pracownicami biura klubu. Sprawia wrażenie wzburzonego, choć głośne śmiechy wskazują, że sytuacja bawi towarzystwo.
-    Niby gdzie to usłyszałaś? - mówi do jednej z pracownic. - Różne rzeczy można, rozwiać plotki... Ale byś musiała to udowodnić.
-    Ale ty powiedziałeś... - ripostuje kobieta. - Adam, to nie ja powiedziałam!
-    Z tego wyciągnęłaś wniosek: masz małego penisa? - oburza się Hofman. -No to już na moją dumę... Wyciągnij i pokaż.
-    Nie! - krzyczy kobieta i odchodzi.
-    Wszystkie rzeczy się robi vis-a-vis
-    towarzyszący Hofmanowi mężczyzna próbuje ją zatrzymać.
-    Ponieważ są paparazzi w krzakach, tylko dlatego nie wyciągnę i nie pokażę
-    oświadcza Hofman.
Po chwili jednak spór o anatomię posła ma być rozstrzygnięty: Hofman wykonuje gest sugerujący zdejmowanie spodni.
-    Kto nie ma racji, ten nie ma kolacji!
-    sekundujący mężczyzna podgrzewa atmosferę zakładu. Rozlega się głośny śmiech.
-    Aż jej włosy stanęły dęba! - śmieje się towarzysz Hofmana.
Po chwili Hofman znowu wraca do rozmowy o gabarytach.
-    A wiesz co? Nie zmieściłby się już do szafy - mówi.
W kolejnej scenie do Hofmana dołącza poseł Tomasz Kaczmarek i jeden z pracowni ków klubu PiS. Ten ostatni pokazuje środkowy palec w kierunku krzaków, gdzie zdaniem rozmówców maj ą być ukryci paparazzi.
Po chwili monolog zaczyna poseł Tomasz Kaczmarek. Prawdopodobnie opowiada
o swoich doświadczeniach z pracy w policji lub służbach specjalnych.
-    Przysięgam, że nie straszę. Pierdolniesz gościowi, to z butów wyrywa. Na ludzi „pepper” to ani strzał, nikogo nie zabijasz. To znaczy strzał taktyczny. Bawisz się na odpierdalankę, umiesz się tą bronią posługiwać. 45 magnum, ale, kurwa, ma potężną amunicję. Wsadzasz w kieszeń, my musimy mieć coś w kurteczce. Tego nie widać! Nie widać! - mówi z naciskiem. - Kaliber ten ja znam, to ósemka.
-    Ja mam propozycję. Zabij go - mówi jedna z kobiet.
Posłowie zaczynają rozmawiać z pracownicami biura klubu PiS. - Kiss me! Kiss me!
-    mówi do jednej z nich Tomasz Kaczmarek.
-    To chodź z nami. Adam! Adam! - krzyczy Kaczmarek do odchodzącego Hofmana. Rzecznik PiS wraca, klęka przed Kaczmarkiem.
Po chwili kamera nagrywa głos trudnych do zidentyfikowania osób, które prawdopodobnie znajdują się poza zasięgiem kamery.
- Dobra, idź do chłopaków. Dobrze, OK
-    dodaje. - Idź, idź! Daj mu! - woła kobieta. W tym czasie Kaczmarek całuje Hofmana w czoło.
- Wypowiedzenie dostaniesz, zobaczysz!
- mówi do jednej z kobiet niezidentyfikowany mężczyzna. Nie, wypowiedzenie ode mnie. Tak. To taki szantaż emocjonalny - wyjaśnia.
Impreza się kończy nad ranem. Kilka godzin później politycy PiS zaczynają bardzo pracowitą niedzielę - muszą odwiedzić wszystkie parafie na Podkarpaciu i wręczyć wiernym pod kościołami setki ulotek swojego kandydata.
Kto sfinansował wizytę parlamentarzystów pod Mielcem? Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak przyznaje, że za pobyt w czasie weekendu na Podkarpaciu zapłacił klub parlamentarny PiS (utrzymywany przede wszystkim ze środków Kancelarii Sejmu, czyli publicznych). Nie kryje przy tym irytacji naszymi pytaniami: - Chyba mamy jeszcze prawo do organizowania posiedzeń klubu?


■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■


- To molestowanie - twierdzą w rozmowie z „Wprost” ekspertki od przemocy wobec kobiet
 
Czy zachowanie Hofmana to tylko sztubacki żart, czy też może coś więcej ? „Wprost” pokazał nagrania dwóm przedstawicielkom fundacji Feminoteka, która zajmuje się udzielaniem bezpłatnej pomocy psychologicznej i prawnej kobietom doświadczającym przemocy. - Mamy tu do czynienia z relacją zależności służbowej, kobieta stoi w hierarchii niżej. To oczywiste molestowanie seksualne. Gdyby ta pani poszła do sądu, wygrałaby - ocenia Anna Dryjańska, socjolożka.
-    Przecież kobieta nie wydaje się całą sytuacją dotknięta
-    zauważamy. Żartuje, odpowiada śmiechem. Wchodzi w konwencję.
-    Tylko ona wie, czy rzeczywiście ją to bawi, czy jest to śmiech zażenowania. Kobiety często nie wiedzą, jak się mają w takich sytuacjach zachować - przekonuje Joanna Piotrowska, prezeska Feminoteki.
-    Większość nie umie zaprotestować wprost, a nerwowy śmiech jest najczęstszą reakcją obronną - dodaje Anna Dryjańska. I opisuje sytuację, do której niedawno doszło
w Warszawie. - Pewien mężczyzna biegał po ulicy, łapał kobiety za piersi i wszystko nagrywał na kamerę. Tylko kilka pokazanych w nagraniu kobiet ostro zaprotestowało. Większość po prostu nerwowo się śmiała - przypomina.
-    Jednak w zarejestrowanej scenie żadna z kobiet nie protestuje - drążymy temat.
-    To typowe. Mają prawo się bać konsekwencji, na przykład utraty pracy. W najlepszym wypadku usłyszą, że nie mają poczucia humoru i są feministkami - mówi Piotrowska.
-    Z ich punktu widzenia lepiej jest się uśmiechnąć i przemilczeć, niż wejść w otwarty konflikt z szefem. Zwłaszcza przy dzisiejszej złej sytuacji na rynku pracy - wyjaśnia. Na dowód pokazuje e-mail, który niedawno przyszedł na adres jej fundacji. Kobieta skarży się, że koledzy w pracy nieustannie opowiadają jej o seksie. Pracodawca się z tego śmieje i zachęca do takich rozmów, choć ona kilkakrotnie stanowczo protestowała przeciwko takim zachowaniom. - To nie są niewinne żarty, lecz łamanie prawa - podkreśla.
-    A w tym konkretnym przypadku zarejestrowanym na filmie? - dopytujemy.
-    Widzimy sytuację, w której pijane kobiety przebywają
w delegacji wśród pijanych facetów, w dodatku szefów. Ktoś „żartuje” na temat wypowiedzenia, nikt nie oponuje. W takiej sytuacji szczególnie trudno jest zaprotestować - podkreśla prezeska Feminoteki.
-    Załóżmy jednak sytuację, że podwładny naprawdę nie ma nic przeciwko seksualnym żartom. Jak odróżnić prawdziwe przyzwolenie od udawanego?
-    pytamy.
-    Jedynie osoba, wobec której kierowane są komentarze
i zachowania o charakterze seksualnym, tak naprawdę wie, czy ich sobie życzy, czy nie - wyjaśnia Dryjańska. - Ale przełożony zawsze powinien pamiętać o tym, że to on jest stroną silniejszą. Zresztą ofiarami molestowania seksualnego mogą być też niechciani świadkowie takich rozmów, zmuszeni do ich wysłuchiwania - podkreśla Dryjańska. - Niestety, zła sytuacja na rynku pracy powoduje, że pracownice nie mają odwagi dochodzić swoich praw. Zaciskają zęby, gdy słyszą niechciane komentarze lub propozycje seksualne - dodaje. ■

ŹRÓDŁO


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz