sobota, 30 września 2017

Kościół się nawraca?



Hierarchowie zaczynają mieć pierwsze wątpliwości, czy polityczna kuratela PiS jest dla polskiego Kościoła tak korzystna, jak dotąd sądzili. Ale wyjście poza pisowskie opłotki będzie bardzo trudne.

Dwie wypowiedzi biskupów nie czynią w Kościele odwilży. Dobrze, że prymas Wojciech Polak upomniał się o poszano­wanie ładu konstytucyjnego, a abp Stanisław Gądecki, szef Konferencji Episkopatu Polski, podziękował prezy­dentowi Dudzie za weta sądownicze. Już we wrześniu doszedł do nich apel zespołu biskupów odpowiedzialnych za kontakty z episkopatem niemieckim o opamiętanie w zaostrzaniu konfliktu między pisowską Warszawą a Berlinem. Kto jak kto, ale pol­ski episkopat akurat ma mocny tytuł do tej interwencji, bo to polscy biskupi zaryzy­kowali w 1965 r. wyciągnięciem ręki do ka­tolików niemieckich w soborowym duchu pojednania.
   Po słowach hierarchów posypały się spe­kulacje. Obracają się one wokół tezy czy ra­czej pobożnego życzenia, że coś w Kościele drgnęło. Że przybywa biskupów stawiają­cych politycznie na domniemany obóz prezydencki i dystansujących się od obec­nego obozu rządowego. Że uwaga i nadzie­ja episkopatu przesuwają się z nieobliczal­nego Jarosława Kaczyńskiego na bardziej centrowego prezydenta Andrzeja Dudę.
   W rzeczywistości niewiele wskazuje, by taki ruch tektoniczny miał miejsce. Przytomne, obywatelskie, chrześcijańskie wypowiedzi i zachowania kilku biskupów - Polaka, Guzdka, Czai, Nossola, Muszyń­skiego, Zadarki, Pieronka - nie tworzą masy krytycznej. Nie równoważą, a tym bardziej nie osłabiają, wpływu o. Rydzyka w episko­pacie, a zatem i w polityce kościelnej. Po­średnio dowodzi tego masowa obecność elity pisowskiej na zgromadzeniach i w stu­diach radiomaryjnych. Swą obecnością pisowska władza potwierdza i wzmacnia przywództwo Rydzyka w Kościele. Księża i świeccy wyciągają z tego wnioski, jaka w Kościele obowiązuje dziś poprawność polityczna: ta radiomaryjna.

Przed wetami doszło do kontaktów między szefem episkopatu a prezy­dentem. List dziękczynny Gądeckiego po wetach sprawiał wrażenie wcześniej przygotowanego po rozmowie obu dygni­tarzy. Należy go czytać także w kontekście upokorzeń, jakich od nowej pisowskiej władzy doznał jeszcze przed polskim lipcem 2017 r., który wybuchł w obronie sądownictwa. Najpierw drogi rozeszły się w sprawie uchodźców. Pisowski rząd, choć ostentacyjnie katolicki, całkowicie zigno­rował przesłanie Franciszka i postulaty Kościoła w Polsce wychodzące papieżowi naprzeciw: w tym ideę korytarzy huma­nitarnych. Rząd premier Szydło, wskutek interwencji Jarosława Kaczyńskiego, za­wiesił zaostrzenie ustawy antyaborcyj­nej. Biskupom przeszkadza, że wciąż nie zakazano handlu w niedzielę. Kościół pro­wadzi intensywną kampanię w tej sprawie, mając poparcie propisowskiej Solidarno­ści, tymczasem rząd się waha. To wszystko nie składa się jednak na kryzys w relacjach Kościół-władza.
   Nasze kościelne źródła wskazują, że mię­dzy Gądeckim i Dudą doszło do dialogu przede wszystkim dlatego, że szef epi­skopatu liczy na pomoc prezydenta i PiS w przeprowadzeniu takich zmian praw­nych, które na długie lata zabetonują katolickie postulaty dotyczące definicji małżeństwa i ochrony życia. Pamiętajmy, że prezydent wziął do pomocy w opra­cowywaniu własnych projektów ustaw sądowniczych byłego wiceministra spra­wiedliwości w rządzie PO-PSL Michała Królikowskiego, zdeklarowanego katolickiego konserwatystę, bliskiego światopoglądowo obecnemu wicepremierowi Jarosławowi Gowinowi. To autor książkowej rozmowy z abp. Henrykiem Hoserem, świecki zakon­nik (oblat) benedyktyn, przeciwnik in vitro, obrońca dr. Chazana i zwolennik tezy, że z postulatu neutralności światopoglądo­wej państwa nie wynika, że musi być ono świeckie. To myślenie jest zbieżne z poglą­dem abp. Gądeckiego, iż Kościół powinien być duszą państwa, bo bez wartości chrze­ścijańskich państwo obumiera.
   Łącznikiem między Gądeckim a pre­zydentem ma być szef jego kancelarii Krzysztof Szczerski. Minister Szczerski kontaktował się też z kardynałem Kazi­mierzem Nyczem, uważanym za kościel­nego centrystę, ale spotkanie nie należało do owocnych. Zamysł prezydenta rysuje się tak, że chce on uzyskać poparcie Ko­ścioła dla idei referendum konstytucyjne­go. Referendum ma być uzasadnieniem dla nowej konstytucji, która umocni ustrojową pozycję prezydenta, a przy okazji unieważni wytaczane przeciwko Dudzie zarzuty. Doskonale streszcza je wypowiedź bp. Tadeusza Pieronka. W te­lewizyjnej rozmowie z Moniką Olejnik stwierdził: „to kolejny wielki dramat, jeśli strażnik konstytucji łamie ją raz po raz i dodatkowo chce ją zmienić, żeby te swoje łajdactwa usprawiedliwić”.
Konstytucyjna inicjatywa prezydenta Dudy potrzebuje poparcia szerszego niż kościelne, przede wszystkim w sa­mym PiS. Trudno sobie wyobrazić, by Duda poszedł na wojnę z Kaczyńskim i żeby w tej wojnie poparł go episkopat. Tak samo jak trudno sobie wyobrazić, by otoczenie prezydenta i on sam umieli stworzyć coś z niczego: niezależną od PiS partię prezy­dencką. Duda nie ma potencjału polskie­go Macrona. Gra toczy się zatem w obrębie szeroko rozumianego obozu pisowskiego: Duda, Kaczyński, Rydzyk, episkopat. Ko­ściół wiąże z obecną władzą swoje intere­sy, więc w sensie politycznym nie wyjdzie z PiS, nie przyłączy się do opozycji, postawi na przeczekanie. Profesor Stanisław Obirek widzi to tak: - Może PiS się opamięta, a może opozycja zwycięży? Lepiej poczekać. Akurat ten rodzaj stosunku do władzy wy­daje mi się dla polskiego Kościoła zabójczy, tak jak zabójcza dla naszej demokracji jest obecna władza. Jeśli jej poczynania nie spo­tkają się z rzeczową i zdecydowaną krytyką ze strony episkopatu, to nieśmiałe głosy do­magające się poszanowania praw obywa­telskich pozostaną bez znaczenia.
   Tej krytyki nie można się jednak spodzie­wać. Czekano na nią w ostatnim okresie wiele razy, na kolejnych etapach demon­tażu naszej demokracji konstytucyjnej. Nie przyszła. Głosy rozsądne sprawiedliwe, ta­kie jak prymasa Polaka, nie są nagłaśniane w Kościele ani podejmowane. „Wołający na puszczy” mogą najwyżej wysłać sygnał do opinii publicznej, który podejmą media niekontrolowane przez PiS.
   Tylko że te głosy są kierowane nie do przekonanych, a właśnie do wewnątrz Kościoła. W mediach kościelnych i prorządowych, po początkowej konsternacji i dezorientacji w związku z kazaniem pry­masa i listem szefa episkopatu, szybko na­stąpił powrót do starej melodii: Polacy, nic się nie stało. - Generalnie nie widzę tu żad­nej zmiany kursu w episkopacie - mówi Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny katolickiego kwartalnika „Więź”. - Po pro­stu większym echem odbiły się indywidual­ne wypowiedzi tych mądrych hierarchów, którzy są w KEP w mniejszości. Oni w ten sposób mówią konsekwentnie, tylko są i sła­biej słyszalni, i słabo słuchani.
   Samotność tej nielicznej grupy hie­rarchów widać ostrzej w zestawieniu z dworami biskupów propisowskich, takich jak abp Marek Jędraszewski, me­tropolita krakowski. Prymas Polak ma kontakty z środowiskami zaniepokojo­nymi sytuacją w Kościele i w polityce, np. z byłą premier i byłą ambasador w Wa­tykanie prof. Hanną Suchocką. Słucha chętnie opinii autorytetów niezwiązanych z obecnym obozem władzy, także krytycznych. Jednak odzywa się zbyt rzadko i zbyt późno, by stał się uczest­nikiem regularnej debaty publicznej. Natomiast abp. Jędraszewskiego ota­cza w Krakowie lokalny odłam śro­dowiska nazwanego sektą smoleńską (m.in. ks. Dariusz Oko, fotografik Adam Bujak oraz Leszek Sosnowski, szef pra­wicowego wydawnictwa Biały Kruk). Dba o to, by ataki Jędraszewskiego na le­wactwo i kłamstwo smoleńskie krążyły jak najszerzej.
   Kościelna elita, jaką jest episkopat, nie rozluźni stosunków z elitą pisowską. W lu­tym odbyło się spotkanie Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Jej współprzewodni­czącymi są obecnie ze strony Konferencji Episkopatu abp Leszek Sławoj Głódź, so­jusznik o. Rydzyka, a ze strony rządowej minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Oficjalnie tematem spotkania była polityka prorodzinna (tu rząd i epi­skopat mówią jednym głosem), ochrona danych osobowych w Kościele (w związ­ku z zaostrzeniem ochrony tych danych w prawie europejskim) i reforma edukacji.
   Według naszych kościelnych źródeł bar­dzo aktywny podczas spotkania minister Błaszczak miał proponować reaktywację Komisji Majątkowej, która zajmowała się kościelnymi roszczeniami materialnymi. Argumentował, że skoro inne Kościoły mają nadal takie komisje, to czemu nie Ko­ściół rzymskokatolicki. Tego strona kościel­na nie podchwyciła, za to chętnie przyję­ła ofertę ścisłej współpracy edukacyjnej przedstawioną przez minister Annę Za­lewską (członka komisji). Jak widać, sprawa likwidacji gimnazjów katolickich w ramach pisowskiej reformy edukacji schodzi już na dalszy plan. Zwłaszcza że oferta mini­ster Zalewskiej dotyczyła konkretów: treści programu nauczania i statusu wychowania katolickiego w szkołach publicznych.

Wieści o wychodzeniu episkopatu z za­uroczenia PiS są mocno przesadzone.
Co innego kwestie personalne. Jarosław Kaczyński nie budzi w Kościele wielkie­go zaufania, tak samo jak w społeczeń­stwie. Część biskupów jest autentycznie zaniepokojona upartyjnieniem Kościoła po linii pisowskiej. Obawiają się sytuacji, w której z ambon będzie płynął jeden po­lityczny przekaz. Widzą, jak PiS po dojściu do władzy rozgrywa Kościół politycznie. Jak swoje kontrowersyjne posunięcia legitymi­zuje także tym, że ma poparcie Kościoła. Ta część episkopatu zdaje sobie sprawę, że w miarę jak PiS umacnia się na tronie, kościelny ołtarz będzie mu coraz mniej po­trzebny. A wtedy i Kościół może trafić pod lupę pisowskiej władzy.
   Profesor Tadeusz Bartoś ostrzega, że w Polsce nie mogą działać obok siebie dwie instytucje autorytarne: Kościół i narodowo-katolicka partia wodzowska. - Zmiany wprowadzane przez PiS oscylują w kie­runku chaosu prawnego, arbitralności, powszechnej inwigilacji, budowania księgi haków na wszystkich, tak na wszelki wypa­dek. Władza poza wszelką kontrolą zagraża więc potencjalnie interesom Kościoła. Ten ma interes w tym, by kontrolować system edukacji, służbę zdrowia, politykę kadro­wą. Krążą na przykład opowieści o tym, jak prominentny metropolita na północy Polski steruje miejscowym wojewodą i in­geruje w składy rad nadzorczych spółek państwowych. I trudno się temu dziwić, bo to przecież wynika z kościelnej doktryny o wyższości prawa naturalnego nad stanowionym i Kościele jako „duszy państwa”.
   Dotykamy tu najgłębszych pokładów polskiego katolicyzmu. Bartoś: - Kościół katolicki w Polsce ma struktury głębokie­go trwania. Jedną z nich jest wstręt do li­beralnego Zachodu. Zachód to cywilizacja śmierci, konsumpcjonizm, hedonizm, roz­wiązłość, wolność przeradzająca się w sa­mowolę, aborcja, antykoncepcja, gender. To diagnoza odziedziczona po Janie Paw­le II, której polscy biskupi akurat pozostają wierni. Tych stałych danych nie da się zmie­nić kilkoma wypowiedziami. Bartoś stawia tezę, że kondycja Kościoła w Polsce jest produktem „mesjańsko-nacjonalistycznego przekazu nauczania Jana Pawła II”.
   Takie wypowiedzi jak prymasa Polaka o poszanowaniu konstytucji wydają się wręcz aktem bohaterstwa na tle domi­nującego dziś przekazu kościelnego i pisowskiego, lecz w normalnym państwie demokratycznym byłyby czymś tak oczy­wistym, że banalnym. - Dwie łagodne wy­powiedzi biskupów wiele nie zmieniają.
Nie podważają autorytarnej, antyzachodniej struktury mentalnej katolicyzmu pol­skiego, owocu pracy świętego Jana Paw­ła II - podsumowuje Bartoś.
   Już po słynnej jasnogórskiej homilii prymasa Polaka bez trudu odnajdziemy w mediach przykłady tego syndromu. W Wieluniu w rocznicę wybuchu wojny abp Wacław Depo zrobił przytyk antyeuropejski: „Mówią o izolacji Polski w Europie i  przypominają - wy [w Polsce - red.] ma­cie wartości i zasady, ale my mamy środki”. Tego samego dnia bp Adam Lepa grzmiał w katedrze łódzkiej na temat rzekomej antypolskiej retoryki „pewnego urzędnika Unii Europejskiej, przez nikogo niewybranego”. Wypaczając wypowiedź Fransa Timmermansa (bo to jego miał na myśli Lepa), wyraził swój ból w ten sposób: „Tego Pol­sce nigdy nie odpuścimy. Tak powiedział urzędniczyna nam Polakom, którzy mamy taką cudowną historię! Powinna być fala protestów, by miał świadomość, że mówi do Polaków, a nie do podbitego narodu!”.

Teraz przykład z niższego szczebla hierarchii kościelnej. Podczas obcho­dów rocznicy sierpniowej w Gorzowie proboszcz tamtejszej fary ks. dr Zbigniew Kobus tak opisał obecną sytuację w Polsce: „Ludzie, których ręce są zbroczone krwią przez udział w zbrodniczym systemie, dziś próbują pouczać, umoralniać, głosić praw­dę. To ci, którzy niszczyli patriotyzm i du­cha narodu polskiego, bo bliższe im były sztandary czerwone, dzisiaj uważają się za obrońców demokracji i ładu konstytu­cyjnego” (nie wiemy, czy miał też na myśli prymasa Polaka i dwudziestolatków pro­testujących przeciwko ziobryzacji prawa).
   Naturalnie znajdziemy też wypowie­dzi rozumne i chrześcijańskie. Oto z tej samej okazji rocznicy porozumień sierp­niowych biskup kaliski Edward Janiak przypomniał, że „patriotyzm jest cnotą, a nacjonalizm grzechem”. Ksiądz Adam Boniecki, któremu właśnie zdjęto zakaz wypowiedzi publicznych, mówił w „Ga­zecie Wyborczej”, że spotyka w całej Pol­sce wspaniałych księży, co jest dla niego dowodem, że Kościół nie jest w całości radiomaryjny czy pisowski. Przypomina też dokument episkopatu o chrześcijańskim kształcie patriotyzmu pokazujący, że „nie można powoływać się na Ewangelię i jed­nocześnie nienawidzić”.
   Jednak na takie wypowiedzi ludzi Ko­ścioła jest dziś mniejszy popyt w katolickim internecie niż na przykład na obronę apo­strofy wiceministra Patryka Jakiego do kary śmierci i tortur. Zmiana w myśleniu hierar­chów to jedno, ale są jeszcze masy wier­nych, którymi PiS, jak wiele na to wskazuje, niepodzielnie rządzi.
Adam Szostkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz