poniedziałek, 16 października 2017

Katowanie katechezą



Świat dla ucznia ma być prosty: liczą się Bóg, kościół, Ojczyzna. I wreszcie on - Polak katolik.

Anna Szulc

Po drugim dniu zajęć w szkole siedmioletni Olek przybiegł do mamy z wiadomością, że on już wie, że Jezus umarł, gdy miał 33 lata.
   Olek jest synem znanej psychoterapeutki i seksuolożki dr Aleksandry Sarny z Katowic. Oboje są niewierzący. - Nie zapisałam dziecka na religię, a jednak się na niej znalazł - dener­wuje się psycholog. - Przypuszczam, że mając do wyboru siedze­nie w świetlicy, wolał zostać z resztą dzieci. To normalne w tym wieku, dla najmłodszych uczniów najważniejsza jest grupa, naj­gorsza za to świadomość, że jest się innym. Szkoda tylko, że nikt mnie nie zawiadomił, że Olek został na katechezie.
   Religia jest w środku zajęć lekcyjnych. - To norma w polskich szkołach. Tak jak normalne jest, że nie ma w nich etyki, bo trud­ności organizacyjne, mało chętnych. A jeśli nawet, to na przykład cztery godziny po lekcjach - zauważa Dorota Łoboda, współzało­życielka ruchu „Rodzice przeciwko Reformie Edukacji”. - Cho­dzi o to, by nikt na etykę nie chodził, za to ślęczał na religii. I żeby w uczniach ograniczyć do minimum ciekawość świata. Świat ma być prosty: liczą się Bóg, Kościół, Ojczyzna. I Polak katolik. Obiek­tywna, skomplikowana wiedza, dowody naukowe? Po co? I tak państwo polskie nie ma żadnego wpływu na treści, które znajdują się w podręcznikach do religii. Mogliby w nich napisać, że Słońce krąży wokół Ziemi - nikt by nie zwrócił uwagi.

JAKIŚ ZOMBIAK
9-letni Kajtek z Wielkopolski przyniósł do domu ćwicze­nia do „Elementarza”. - To nie były pomoce do katechezy, tyl­ko podstawowe zagadnienia dla trzeciej klasy. Czyli co? Zagadki na temat papieża, z których miało wynikać, że Jan Paweł II był największym Polakiem i patriotą wszech czasów. Krzyżówki z potrawami wielkanocnymi. Polecenia w rodzaju: wymień dni Wielkiego Tygodnia i tak dalej. Kompletnie nie wiedziałam, jak to wszystko niewierzącemu dziecku z niewierzącej rodziny wy­tłumaczyć - przyznaje matka chłopca, Katarzyna. Ostatecznie wymyśliła rodzinny quiz z wiedzy o mazurkach i babach. Pró­bowała też wyjaśnić synowi, na czym polega zmartwychwstanie Chrystusa: - Umarł na krzyżu, wniesiono go do jaskini, po trzech dniach zmartwychwstał.
   - Jak jakiś zombiak? - zdziwił się Kajtek.
   Katarzyna nawet nie chce myśleć, co będzie wiosną, gdy dzie­ci z klasy Kajtka będą się przygotowywać do Komunii Świętej. Widziała już zestaw zatwierdzonych przez Kościół komunijnych pytań. Między innymi takie: „Czy nie wyobrażałem sobie siebie lub innych osób w scenach pornograficznych?”, „Czy nie bawiłem się z kimś w nieprzyzwoite zabawy?”, „Czy nie bawię się swoim ciałem, dotykając miejsc intymnych?”, „Czy nie oglądałem filmów lub czasopism zawierających treści pornograficzne?”.
   Albo ten rebus dla dzieci: „zakryte części ciała”. Poprawne od­powiedzi: o zakrytych miejscach nie mówimy, nie myślimy, nie patrzymy na nie.
   - Efekty takich przekazów widzę u siebie w gabinecie. W koń­cu religię w szkole mamy od ponad dwóch dekad - zauważa dr Aleksandra Sarna. - Przychodzi do mnie kobieta, żaląc się, że mąż nie pozwala jej na wizytę u ginekologa, rozwala szafki w ga­binecie, gdy słyszy, że powinna poddać się dopochwowemu USG. „Nikt mojej żonie nie będzie tam wkładał” - ryczy. Albo mło­dziutka dziewczyna, która chwali się, że tak jak ksiądz kazał, jest dziewicą. Uprawia seks wyłącznie analnie.
   Czy taka dziewica masturbuje się? Skądże! Jak mogłaby, skoro w podręczniku do religii do klasy VII pod nazwą „W blasku Bo­żej prawdy” (wydawnictwo Jedność) wyraźnie stoi, że onanizm to grzech gorszy niż wybuch wojny atomowej. Z kolei prezerwa­tywy powodują zapalenia prącia.
   Homoseksualizm? Oczywiście, że grzech. Najczęstsze przyczy­ny homoseksualizmu to: nieufność wobec płci odmiennej na sku­tek zranień zadanych przez rodzica, głód ojca, odrzucenie przez grupę rówieśniczą, bunt przeciw Bogu, gwałt lub wykorzystanie seksualne w dzieciństwie. Homoseksualizm można również na­być z własnej winy: wystarczy przebywać w nieodpowiednim śro­dowisku, oglądać pornografię oraz prowadzić rozwiązły styl życia. Na pocieszenie uczniowie dowiedzą się, że „to” da się leczyć. Pan Jezus, jeśli się w niego wierzy, uzdrawia z homoseksualizmu.
   W tej samej książce uczniowie przeczytają także, czym różni się mężczyzna od kobiety: on z natury jest silny, ona za to pięk­na. Może i piękna - ale zgodnie z treściami podręcznika do religii do klasy VII - flirtować nie może. Bo bardzo łatwo pomylić miłość z pożądliwością. Pożądliwość to cudzołóstwo, nawet jeśli dziew­czynom i chłopcom wydaje się tylko niewinnym flirtem.
   Tylko jak zapanować nad flirtem? Podręcznik do religii daje jasną odpowiedź i na to pytanie: „Żeby człowiek umiał panować nad sferą seksu, musi umieć panować nad swoim ciałem nie tylko w dziedzinie płciowości. Aby dać sobie radę z »tymi sprawami«, trzeba sobie dawać radę z higieną ciała, z opanowaniem języka, ze sprzątaniem swego pokoju i sumiennością w pracy”.
   I jeszcze: „Jest po prostu niemożliwe, żeby brudas, leń i ga­duła mógł poradzić sobie ze swoją erotyką. Biedni są ci chłopcy, których ojciec nie nauczył męskości. Nie pokazał, co to znaczy męstwo, odwaga i bycie prawdziwym dżentelmenem (...) potem to oni właśnie przy piwie licytują się, kto ile panienek zaliczył. My­lenie miłości, która daje prawdziwe szczęście, z pożądliwością (...) prowadzi do dramatów, gdyż popęd seksualny jest ślepy”.
   Seks? Tylko małżeński, małżeństwo tylko sakramentalne. Broń Boże z Murzynem lub Arabem. Takie małżeństwa nie mogą się udać. A dzieci? Trzeba je mieć koniecznie, żadna antykoncepcja w grę nie wchodzi. W podręczniku dla starszych klas przeczyta­my: „antykoncepcja dla kobiety to śmietnik’. I jeszcze, że poczęte dziecko kobieta ma... pod sercem.
   Lekcje religii poszerzą także wiedzę licealistów o relacji między władzą świecką a boską. Przeczytają oni: „Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana”. W rozdziale poświę­conym wolności i wierze natkną się na zdjęcie z transparentem i z hasłem: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem”.

CIAŁO NIEOMYLNE
Już kilka lat temu Instytut Spraw Publicznych po analizie podręczników do religii uznał, że podczas katechezy ucznio­wie dostają przekaz, że polskość równa się katolicyzm, a Kościół promuje się w jej trakcie jako „ciało nieomylne”.
   Kolejna modlitwa z podręcznika do VII klasy: „Boże, Ty powo­łałeś mnie do życia z polskich rodziców i na polskiej ziemi. Dzie­dzictwo mego Narodu kształtowało moje myśli, chleb polskiej ziemi żywił moje ciało. Nie mogę kochać Twojego świata, nie ko­chając na pierwszym miejscu mojej Ojczyzny. Proszę więc, ześlij na nią błogosławieństwo swoje”.
Do kompletu jeszcze króciutki wiersz: „Pomódl się za rodzi­ny, w których jest problem alkoholowy, niezgoda i obojętność religijna”.
   Aleksander Bugla, filozof i były katecheta, musiał odejść ze szkoły, bo nie chciał zmuszać dzieci do klepania paciorków. Chciał za to, by religia w szkole „dawała prawo uczniom do myślenia i własnych wyborów”.
- Także do wyboru wyznania - podkreśla. Tre­ści, które widzi dziś w podręcznikach, napa­wają go strachem. - To tresura katolickich dżihadystów, młody człowiek nie ma prawa do wątpliwości czy dyskusji. Ma mieć wdrukowa­ne, że wszelka inność to złowroga mu obcość.
   To, że faktycznie dzieci są w szkole uczone nienawiści, pokazuje historia niedawnej kart­kówki w jednej z podpoznańskich szkół. Pytanie brzmiało: „Na co zasługuje człowiek niewierzą­cy?”. „Na śmierć” - odpowiedziało polskie kato­lickie dziecko. I dostało za to dobrą ocenę.
   - Dzisiejsza edukacja przypomina nie lekcje, tylko szkolenie - potwierdza Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych Pon­ton, która od lat jeździ z warsztatami z edukacji seksualnej do polskich szkół. Przyznaje, że treść podręczników ją przeraża. - Ale z drugiej strony mamy wreszcie jasną sytuację. Nikt już się nie kryje, że to zwykła propaganda, szerzenie jedynej słusznej ideo­logii. Jeśli uczeń kształcony jest po to, by oceniał antykoncepcję pod względem moralnym i religijnym, to dla takich działań jak na­sze, paradoksalnie, otwierają się ogromne możliwości. My wiemy, że młodzi ludzie czują się samotni, odrzuceni, że chcą mieć rzetel­ną wiedzę seksualną. Non stop dzwonią do nas z prośbą o poradę, o pomoc. Ostatnio odezwał się chłopiec, którego wyrzucono z lek­cji, bo śmiał powiedzieć, że są inne orientacje, nie tylko heterosek­sualna - opowiada.
   Zdaniem Józefowskiej złaknione wiedzy dzieci będą odchodzić z religii, a także z innych lekcji, na których przekazywana jest jed­na jedyna objawiona prawda: - Dostajemy też mnóstwo telefonów od rodziców, którzy już się organizują, z własnej woli przygoto­wują dla swoich dzieci zajęcia pozalekcyjne z nami. W Pontonie śmiejemy się, że czeka nas teraz partyzantka.
   - Nie chcecie indoktrynacji? To walczcie! Wychodźcie na uli­cę, nie dajcie się stłamsić. Być może jedynym wyjściem dla ro­zumnych dzieci i ich rodziców jest dziś organizowanie dla młodych tajnych kompletów - zauważa prof. Radosław Mar­kowski, socjolog z SWPS.
   Podobnego zdania jest pedagog, prof. Krzysztof Konarzewski: - Po upadku komunizmu nie mieliśmy jeszcze tak złej sytuacji w edukacji. Dzieci są oduczane samodzielnego myślenia, wpa­ja im się, że są narodem wybranym, że Polacy są święci i wielcy. Najgorsza jest coraz potężniejsza pruderia szkoły. Strach przed Kościołem sprawia, że na uroczystościach religijnych, na kate­chezach siedzą dziś i cierpią tysiące dzieci niewierzących. Naj­wyższy czas, by się zbuntować.
   Katarzyna z Wielkopolski: - Ja już się zbuntowałam. Syn rów­nież. Chętnie zmieni szkołę, wcale go nie interesuje, jak to właś­ciwie z tym Jezusem było.
   Czy uda im się znaleźć w Polsce prawdziwie świecką placów­kę? Katarzyna ma wątpliwości. Niedawno przeczytała, że jedna ze szkół zapisała sobie w statucie religię jako przedmiot obowiązkowy. Kurator oświaty, do którego słano liczne protesty, nie widział w tym żadnego problemu.

WOJNA Z KATECHETKĄ
- Jestem w permanentnym stanie wojny z katechetką - przyznaje Ewa z Warszawy, która należy do jednej z kilku facebookowych grup dla rodziców nieposyłających dzieci na religię. - Szkoła też nie lepsza. Prywatna. Po­dobno świecka. 13 sal lekcyjnych i 13 krzyży.
I ani jednego godła. W godzinach lekcyjnych bal o tematyce religijnej, a na nim krzy­żówki z wiedzy z Pisma Świętego, piosenki kościelne itp.
   - Czarę goryczy przepełniły u mnie scenki, które dzieci odgrywały na tym balu. Na przy­kład taka: „jak wygląda dziecko wierzące, a jak niewierzące”. Mój syn grał niewierzącego. Czy­li w przeciwieństwie do reszty uśmiechniętych i miłych dzieci musiał chodzić ze skrzywioną buzią, zgarbiony, z rękami w kieszeniach - opowiada Ewa.
   Wiedziała, że tego dnia w szkole odbywał się bal przebierań­ców, więc sama pomogła synkowi - zgodnie z zaleceniami szko­ły - przebrać się za powstańca warszawskiego, choć w głębi serca Jaś marzył, żeby być Batmanem. - Zabierając go ze szkoły, zapy­tałam, jak podobał mu się bal. Co usłyszałam? „Smutno mi było, mamusiu. Wszystkie dzieci bawiły się z panią katechetką w zga­dywanki i krzyżówki religijne, a ja nic z tego nie rozumiałem. Pani katechetka zorganizowała w końcu scenki z moim udzia­łem, gdzie grałem chłopca, który olewa modlitwy i Boga” - opo­wiada Ewa.
   Mało jej nie trafił szlag. Zdecydowała się napisać list do dy­rekcji placówki. „Czy nasz syn chodzi do szkoły katolickiej czy świeckiej?” - zapytała. „Czy w Państwa szkole jest zachowana tolerancja i szacunek dla dzieci z rodzin o innych wyznaniach, czy jest skierowana wyłącznie dla rodzin katolickich?”.
   Odpowiedzi do dziś nie dostała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz