piątek, 6 października 2017

Myśliwy z ambony



Na kanapie futro z wilka, na ścianach wypchane ryś i sowa. Dla gości mięso z żubra. Myśliwi, którzy polowali z kapelanem Lasów Państwowych, alarmują: ksiądz chwali się trofeami chronionych gatunków. W Polsce zabijanie chronionych zwierząt to przestępstwo

Wojciech Cieśla

Na zdjęciach dokumentu­jących działalność mi­nistra środowiska Jana Szyszki często widać jowialnego, łysego jak ko­lano mężczyznę w koloratce. To ksiądz Tomasz Duszkiewicz, przyjaciel mini­stra. Na swoje życiowe motto wybrał cytat z Pisma Świętego, który mówi o „czynieniu sobie Ziemi poddaną”.
   Na zdjęciu, które przyjaciele Duszkiewicza zrobili w kupionej przez niego leśniczówce w Białowieży, w Topile-Majdanie, widać myśliwskie tro­fea: rozwieszone na ścianie parostki (rogi sarny-rogacza), rozciągniętą na oparciu kanapy skórę wilka oraz wiszą­cego na ścianie wypchanego puszczyka.
- Na fotografię nie załapał się wypcha­ny ryś - twierdzi myśliwy, który poka­zał zdjęcie „Newsweekowi”. - Robiłem zdjęcia starym aparatem, na fotce z ka­napą skończył mi się film.
   Posiadanie co najmniej trzech trofe­ów - wilka, rysia i puszczyka - narusza artykuł 127, ustęp 1 Ustawy o ochronie przyrody. Wilki, rysie i sowy są w Polsce chronione.

RYŚ DUSZONY SZNURKIEM
Opowiada jeden z podlaskich myśli­wych: - Wszyscy tam jeździliśmy. Lu­dzie z naszego koła i minister Szyszko, notable z Polskiego Związku Łowieckie­go. Byliśmy zapraszani na imprezy i po­lowania do jego leśniczówki. On sam nie miał za dużych sukcesów myśliwskich, był niedouczony, z bardzo małym do­świadczeniem. Ale bywał tam świętej pa­mięci profesor Jasiński z rady naczelnej PZŁ. Kolegowali się, Szyszko z Jasińskim brali udział w skandalicznym polowaniu w ośrodku hodowlanym pod Toruniem, gdzie wypuszczano z klatek bażanty pro­sto pod lufy myśliwych. O Duszkiewiczu wszyscy wiedzieli, że ma wejścia w sfe­rach rządowych. Po cichu plotkowano, że jest kłusownikiem, ale nikt go za rękę nie złapał. Niemniej na ścianach miał skó­ry wilka, widziałem też tego wypchane­go rysia.
   - Skąd się bierze takie trofea?
   - Jak to skąd? Strzela się. Za zastrze­lenie rysia jest kara - 30 tysięcy złotych plus wyrok sądowy, sprawa prokuratorska. W szczególnych przypadkach można strzelać do osobników wyspecjalizowanych w napadaniu na inwentarz. Ale zezwolenie musi wydać minister środowiska.
   - Uważa pan, że to Duszkiewicz zabił te zwierzęta?
   Myśliwy: - Opowiadał o tym. Chwalił się. Jechał samochodem przez puszczę, nie wiem gdzie, z podprowadzającym na polowanie, z podleśniczym. Zoba­czył gdzieś tego rysia, wysiadł, strzelił. Schował zwierzę do bagażnika. Niedłu­go potem zatrzymali go funkcjonariu­sze Straży Granicznej. Jakby do kufra zajrzeli, to miałby przechlapane. Opo­wiadał, że gdzieś dojechał, otworzył bagażnik, a ten ryś chciał mu uciec. Jeszcze żył. Ksiądz wziął wtedy sznu­rek i go udusił. Nazywał go potem„du­szonym rysiem”.
   Inny myśliwy: - Śmialiśmy się, bo ksiądz sam kiedyś opowiadał, że w tech­nikum wołali na niego „Dusio”.

KSIĄDZ LEGALIZUJE RYSIA
12 sierpnia wysłałem do: księdza Duszkiewicza e-mail z pytaniami o trofea chronionych zwierząt: skąd je ma czyje upolował, czy kupił, a jeśli ku­pił, to kiedy i od kogo. Nie odpowiedział. Przed publikacją tekstu w„Newsweeku” te same pytania zadałem mu SMS-em. Pozostały bez odpowiedzi.
   Od 1 maja 2005 r. przetrzymywa­nie w domu martwych lub spreparowa­nych dzikich zwierząt, objętych w Polsce ochroną, jest karalne. Kto ich nie rejestru­je, ma problem. Ten sam przepis mówi, że zabronione jest przechowywanie jakich­kolwiek części chronionego okazu. Teo­retycznie w konflikt z prawem wchodzi każdy, kto zasuszy skrzydełko ważki.
   W Polsce jest pod ochroną 326 gatun­ków dzikich zwierząt. Od 1995 r. rysie są pod ścisłą ochroną.
   Myśliwy z Warszawy, bywał w leśni­czówce księdza: - Jeżeli kupił jakieś trofea z zagranicy, z Rosji, Białorusi, bo to również jest możliwe, musi mieć za­świadczenie o pozyskaniu takiego zwie­rzęcia zgodnie z prawem. Jeśli ma takie trofeum to musi udowodnić jego legal­ność. Polskiego zaświadczenia mieć nie może, bo rysie i wilki są pod ochroną. Nie ma odstrzałów wilków. To samo do­tyczy wszystkich ptaków drapieżnych. Ryś jest pod ochroną od 2000 r,, a Dusz­kiewicz zaczął polować dziesięć lat później.
   Zabicie wilka lub rysia może być za­kwalifikowane jako spowodowanie zniszczeń w święcie przyrody. Grozi za to kara od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Zgodnie z prawem pozwole­nie na preparowanie, przetrzymywanie i posiadanie okazów gatunków chro­nionych wydaje regionalny dyrektor ochrony środowiska.
   Myśliwy Duszkiewicz działał na tere­nach, które podlegają dwóm Regional­nym Dyrekcjom Ochrony Środowiska (RDOŚ) - w Warszawie i Białymsto­ku. Pytam obie dyrekcje, czy dawały mu zgodę na nietypowe trofea. Odpowiada dyrekcja z Białegostoku: ksiądz Duszkiewicz ma rysia, wilka i puszczyka legalnie.
   Gdy dopytuję, kiedy ksiądz dostał po­zwolenie na trofea, urzędnicy początkowo odmawiają odpowiedzi. W końcu ustalam: ksiądz złożył wniosek o lega­lizację trofeów 17 sierpnia, niedługo po moim e-mailu. W rekordowym czasie, bo już następnego dnia, 18 sierpnia 2017 r. dostał z RDOŚ decyzję: ryś, wilk i puszczyk są legalne.
   Zdjęcia trofeów w domu księdza zo­stały zrobione w 2015 r.
   Zwierzchnikiem Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska jest minister Jan Szyszko.

ŻUBR TO SMACZNE ZWIERZĘ
Ze strony Regionalnej Dyrekcji La­sów Państwowych w Białymstoku, gdzie ksiądz Duszkiewicz jest formal­nie zatrudniony: „Kłusownictwo jest po­ważnym problemem. Jest to nielegalny proceder zagrożony karą pozbawienia wolności. Ciągle jednak znajdują się lu­dzie, którzy nie bojąc się kary, uprawia­ją go. Ofiary kłusowników, zwierzęta, giną okrutną śmiercią, męcząc się często przez kilka dni”.
   Myśliwy z Podlasia: - Strzelał z po­minięciem selekcji, która obowiązuje na polowaniach. Mówiąc wprost: nie strzelamy do wszystkiego, co się ru­sza. Ale on miał znajomości, znał leśni­ków, znał nadleśniczych. Pozwalali mu strzelić byka [samca jelenia - red.], ja­kiego chciał. Papiery miał zawsze w po­rządku. W Białowieży czasem strzela się do żubrów starych, chorych czy niebez­piecznych. Ale on ustrzelił półtorarocz­nego zwierzaka.
   - Dlaczego?
   - Dla mięsa. Parę razy je jedliśmy, ksiądz częstował. Mięso jest super. Wą­tróbka, steki - bardzo smaczne. W 2015 roku częstował nas u siebie na plebanii w Sadownem. Tam zresztą też miał skó­ry i inne trofea chronionych gatunków. Zapamiętałem spreparowany łeb wilka, taki medalion - głowę wilka z wyszcze­rzonymi kłami.
   O myśliwską aktywność Duszkiewi­cza postanowiłem zapytać Polski Zwią­zek Łowiecki. Wysłałem rzeczniczce pytania 4 lipca, a potem jeszcze kilka­krotnie e-mailem i SMS-ami. Nie odpo­wiedziała.
   W 2016 roku PZŁ uhonorował Dusz­kiewicza srebrnym Medalem Zasługi Łowieckiej. To odznaczenie, które nada­je się członkom Związku, m.in. za ochro­nę zwierzyny i walkę z kłusownictwem.

KSIĄDZ SKARŻY SIĘ POLICJI
Perypetie księdza Duszkiewicza opi­sywaliśmy już kilka razy: jak nielegalnie rozbudowywał swoją leśniczówkę, jak został ekspertem fundacji, która za rzą­dów PiS dostała 6 mln zł na propagowanie ochrony Puszczy Białowieskiej przez wycinkę.
   Duszkiewicz nazywany jest księdzem Trotylem, odkąd w 2012 roku zabłys­nął kazaniem o Smoleńsku. W kościele w Sadownem, gdzie był wikarym, mówił wiernym o trotylu we wraku tupolewa i o tym, że mordercy, sprawcy zamachu, powinni zostać rozliczeni.
   Mówi myśliwy z Sądownego: - Na tej mszy był jeden z policjantów. Nie ruszy­ły go opowieści o zamachu, ale opowieść księdza, że ludzie jadący na PiS-owski marsz do Warszawy byli inwigilowani. Przypadkiem policjant spotkał potem prywatnie księdza i poprosił, żeby spro­stował w kolejnym kazaniu informacje. Ale Tomek zadzwonił do „Gazety Pol­skiej” i opowiedział o cenzurowaniu ka­zań przez policję.
   Pod koniec sierpnia o Duszkiewiczu znów zrobiło się głośno: w czasie blo­kady wycinki drzew na drodze Biało­wieża - Narewka Duszkiewicz zaczął ją rejestrować: telefonem komórkowym. Jeden z mężczyzn zaczął zasłaniać apa­rat ręką. Telefon upadł na ziemię, męż­czyzna go podniósł i schował księdzu do kieszeni. Duszkiewicz złożył na policji zawiadomienie o napaści.

Z FLINTĄ I BREWIARZEM
Spytałem Ministerstwo Środowi­ska (minister Jan Szyszko bywał goś­ciem w leśniczówce księdza), co wie o trofeach z gatunków chronionych u Tomasza Duszkiewicza. Nie dostałem odpowiedzi.
   W 2013 r. w gazecie „Echo Katolickie” ksiądz Duszkiewicz tak wyłożył swoje poglądy na łowiectwo: „Polowania nie wpływają na zmniejszenie populacji. Jest wręcz odwrotnie. Pamiętajmy, że to nie dzik czy jeleń jest koroną stwo­rzenia, ale człowiek. Paradoksalnie, wielu ludzi bardziej ubolewa nad upo­lowanymi zwierzętami niż zabijaniem nienarodzonych dzieci. (...) Ja jeżdżę na łowisko w wolnym czasie. Fascynu­je mnie kontakt z przyrodą, lubię ob­serwować zwierzęta. Na łonie przyrody odmawiam różaniec. W knieje zabie­ram także brewiarz”.
   Ze strony internetowej pracodaw­cy księdza: „Łowiectwo jest w naszym kraju trwale wpisane w kulturę naro­dową. (...) Współcześni myśliwi stara­ją się te wartości kultywować, rozwijać i wzbogacać. Nie tylko przestrzegają w swej działalności przepisów prawa, regulaminów i statutów, lecz także po­stępują zgodnie z przyjętymi od wieków normami etycznymi i kultywują dawne zwyczaje”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz