wtorek, 27 września 2016

Mistrz i Małgorzata




Znajomi posłanki Małgorzaty Wassermann mówią, że szuka ona zemsty za śmierć ojca, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Czy znajdzie ją w komisji ds. Amber Gold?

Anna Szulc

Miła, rzeczowa, z gło­wą pełną paragra­fów, wyróżnia się na tle podstarzałych PiS-owskich nie­uków - posłanka opozycji wylicza za­lety przewodniczącej nowej sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold. Ko­misji, która przynajmniej w teorii po­wstała, by zbadać mechanizm jednego z największych oszustw ostatnich lat.
- Świetnie żongluje przepisami i praw­dą. 98 procent prawdy, dwa procent kłamstwa. Groźna, fanatyczna - dodaje ta sama posłanka.
   - Potrafi być nieprzyjemna, chwilami wręcz dyktatorska. Generalnie świet­ny z niej materiał na nowe działo wy­mierzone w Donalda Tuska - zauważa Krzysztof Brejza, członek komisji ds. Amber Gold, poseł PO.

SYMPATYCZNA BLONDYNKA
Małgorzata Wassermann ma 38 lat, skończyła prawo i prowadzi kance­larię adwokacką. O tym, żeby skończyć prawo, marzyła od czwartej klasy szkoły podstawowej. Marzyła też o tym, by zo­stać kosmetyczką. Ale gdy zdawała ma­turę, studiów z kosmetologii nie było. Została więc obrońcą.
   Wśród krakowskich adwokatów po­pularna jest taka historia: gdy Mał­gorzata była jeszcze aplikantką, do jednego ze znanych miejscowych praw­ników wparował Zbigniew Wasser­mann, wówczas minister koordynator służb specjalnych w rządzie PiS. - Dla­czego prześladujesz moją córkę? Nie chcesz jej dopuścić do zawodu! Chcesz ją zniszczyć! - zagrzmiał. Adwokat wy­bałuszył oczy. Po pierwsze Małgorzatę Wassermann ledwo znał. Po drugie nie żywił wobec aplikantki żadnych - ani złych, ani dobrych - zamiarów.
   - Naprawdę był zdziwiony, że można mieć aż taką paranoję - opowiada rela­cjonujący tę historię profesor Jan Widacki, wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Małgorzatę Wassermann osobiście po­znał dziewięć lat temu. Reprezentowa­ła ojca w procesie o naruszenie dóbr osobistych. Widacki wytoczył go Wassermannowi po tym, jak polityk prawi­cy podczas komisji śledczej ds. Orlenu, na oczach telewidzów zarzucił mu, że miał powiązania z gangsterem „Baraniną”.
   - Sympatyczna, grzeczna, trzymają­ca nerwy na wodzy - wspomina dzisiej­szą posłankę profesor Widacki. To przy udziale Małgorzaty podpisał ugodę, w której Zbigniew Wassserman przy­znał, że sugerowanie Widackiemu po­wiązań z gangsterem nie ma pokrycia w faktach.
   Po katastrofie smoleńskiej był pe­łen podziwu, że potrafi publicznie opa­nować emocje. Tak mu się wydawało do czasu, gdy zaczęła angażować się w wyjaśnienie przyczyn wypadku, brać udział w konferencjach smoleńskich, na których eksperci Antoniego Macie­rewicza stawiali tezy o zamachu. Na II Konferencji Smoleńskiej w 2013 roku ze szczegółami opowiedziała o doku­mentacji medycznej sfałszowanej jej zdaniem przez Rosjan po śmierci ojca. Zdecydowała się ekshumować jego zwłoki dwa lata wcześniej. Do dziś jest zwolenniczką ekshumacji wszystkich ofiar. - Nie otwarto żołądka i jelit na ca­łej długości, a w protokole opisano je szczegółowo. Choć nie nacięto, to opi­sano powierzchnię, przekrój i wagę prostaty. Śledzionę i serce zamiast w jamie brzusznej zaszyto w nodze - wyliczała w 2013 roku. Sugerowa­ła też, że służby specjalne Rosji po ka­tastrofie śledziły ją, a nawet próbowały zwerbować.

SĄDZIĆ, NIE BRONIĆ
Podczas zeszłorocznej kampanii wyborczej (w Krakowie była jedyn­ką na liście PiS) prasa donosiła, że znaj­duje się w gronie głównych kandydatów do teki ministra sprawiedliwości. - Gdy pojawiła się na giełdzie nazwisk, na­tychmiast przestała grać rolę kapłanki smoleńskiej. Chciała raczej być koja­rzona jako uśmiechnięta dziewczyna, profesjonalistka - potwierdza polityk PiS z Krakowa. Rzadko wypowiadała się na temat katastrofy. Mówiła o waka­cjach albo o zmianach prawnych. Warto to przypomnieć, bo nabrało aktualno­ści: „Należy absolutnie zablokować cią­głe zmiany wprawie i jego nowelizacje. To, co się dzisiaj dzieje, jest wprost nie do opanowania, a jakość prawa nie jest już nawet marna, lecz wręcz fatalna”. To z wywiadu dla prawicowego miesięczni­ka „WPiS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka”.
   Okazało się jednak, że Jarosław Ka­czyński szykuje stanowisko w rządzie dla Zbigniewa Ziobry. Dlaczego nie została choćby wiceministrem? - Po pierwsze dlatego, że Ziobro z Wasser­mannem się nie znosili, a w Krakowie stworzyli zwalczające się frakcje - przy­pomina działacz PiS. - Kaczyński nie był pewien, jak zachowałaby się Mał­gorzata. Po co mu jakieś fochy na gó­rze? Po drugie, od dawna planował dla Małgorzaty inny odcinek frontu - par­lament.
   - Zgodziła się kandydować na posła, bo zrobiła rachunek zysków i strat. Na tyle rozhulała swoją kancelarię, że mogła sobie pozwolić na to, by większość czasu spędzać w Warszawie - uważa dawny kolega. Zastanawia się: - Może uznała, że polityka może stać się dla niej sposobem na zemstę?
   - Własna kancelaria adwokacka to dla Małgosi za mało, ona chce teraz są­dzić, nie bronić - potwierdza polityk PiS z Krakowa.

CO BY TATA ZROBIŁ
Do parlamentu dostała się z im­ponującym wynikiem. - Jej medial­na popularność opierała się na tym, że była córką Zbigniewa - uważa prof. Ja­nusz A. Majcherek, filozof i politolog z Krakowa. I dodaje: - Katastrofa smo­leńska stała się jedynym politycznym paliwem Małgorzaty Wassermann. Łą­czy ją szczególna więź z Jarosławem Kaczyńskim; więź oparta na potężnych emocjach, nieukojonym bólu, gniewie, rozpamiętywaniu, wreszcie nienawiści wobec tych, którzy w ich mniemaniu są winni tragedii.
   Ta więź jest dla Kaczyńskiego rękoj­mią, że Małgorzata Wassermann nigdy go nie zawiedzie. - Dla Małgorzaty pre­zes jest mistrzem, największym auto­rytetem - mówi posłanka PiS starszego pokolenia. A krakowski polityk PiS do­daje: - To as w rękawie Kaczyńskiego. Ładna, odważna, nie boi się skonfronto­wać z Tuskiem. Dzięki pracy w komisji ds. Amber Gold zdobędzie doświadcze­nie i będzie mogła walczyć o fotel prezy­denta Krakowa w kolejnych wyborach samorządowych.
    „Często omawiam z tatą sprawy, któ­rymi się akurat zajmuję - mówiła w wy­wiadzie dla »Newsweeka« dwa lata po katastrofie smoleńskiej. - Zdarzają się momenty, że siedzę w sali sądowej i wy­obrażam sobie, co by było, gdyby teraz wszedł. Albo zastanawiam się, czy byłby zadowolony z tego, co robię. Albo co on by na moim miejscu zrobił”.
   - Im dalej od katastrofy, tym bardziej staje się zacięta - mówi jej dawny zna­jomy. - Coraz chętniej mówi o spisku. Kiedyś przynajmniej trochę się krygo­wała, włączała racjonalne myślenie.
   W wywiadzie dla „Naszego Dzienni­ka” wyraziła nadzieję, że „wymiar sprawiedliwości dotknie także tych ludzi”. Czyli odpowiedzialnych za katastrofę smoleńską. Tuska też.

AFERA TUSKA
Krzysztof Brejza, poseł PO, próbo­wał złożyć na posiedzeniu komisji ds. Amber Gold wniosek o przesłucha­ nie prokuratora z Gdańska Piotra We­sołowskiego. Jego zdaniem prokurator był odpowiedzialny za opieszałość wy­miaru sprawiedliwości wobec twórców tej piramidy finansowej. - Wszyst­ko wskazuje na to, że miał przekazać ostrzegające pismo z Komisji Nadzoru Finansowego ówczesnemu prokurato­rowi generalnemu Andrzejowi Sereme- towi. Ale pismo na wiele miesięcy trafiło do szuflady Wesołowskiego - mówi po­seł Brejza. - A w tym czasie P. rozkręcał linie lotnicze i krzywdził kolejne osoby.
   We wniosku Brejza napisał, że „pomi­mo takich okoliczności prokurator We­sołowski cieszy się dużym zaufaniem ze strony ministra sprawiedliwości proku­ratora generalnego Zbigniewa Ziobry”.
   - To bardzo niewygodna sprawa dla PiS, bo odwraca tezę, kto tak napraw­dę trzymał nad Marcinem P. parasol ochronny - zauważa poseł.
   Ale przewodnicząca komisji Mał­gorzata Wassermann nie dała Brejzie skończyć odczytywania uzasadnienia wniosku. Komisja - złożona w większo­ści z posłów PiS - go odrzuciła.
   Brejza opowiada, że Małgorzata Was­sermann prognozuje prace komisji na dwa lata. Jego zdaniem wystarczyłyby cztery miesiące. - Ale to kłóciłoby się z kalendarzem politycznym PiS, zgod­nie z którym prawdziwy spektakl poli­tyczny należy zacząć, gdy będą zbliżać się wybory - tłumaczy poseł PO.
   - Spektakl mamy jak w banku - wzru­sza ramionami Majcherek. - Małgorza­ta Wassermann będzie jego gwiazdą, o ile przy pomocy zwierzchników udo­wodni, że Tusk jest aferzystą.
   Podobnego zdania jest profesor Jan Widacki: - Nawet średnio rozgarnię­ty prawnik wie, że komisje śledcze nie służą szukaniu prawdy, są po to, by rozszarpać przeciwników - zauważa.
- Małgorzata Wassermann jest bystrym prawnikiem. Jest także córką swojego ojca i wie, że paranoiczne szukanie wro­gów może się opłacać.
   On sam przez długie lata kojarzony był z komisją Wassermanna. A jeszcze bardziej z „Baraniną”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz