czwartek, 27 października 2016

Przepraszam, czy tu grają?



Film, który powinien obejrzeć każdy Polak, właśnie schodzi z ekranów kin.

Marcin Kołodziejczyk

Pomimo stadnej oczerniającej operacji zrytych ubeckich łbów chodzących na pasku obcych mocarstw i hojnie opłacanych za kolaborację film „Smoleńsk” utrzymał się na ekranach kin w czasokre­sie ponad jednego miesiąca. W związku z notorycznością wrogich omówień w pol­skojęzycznych ośrodkach masowego prikazu zadać musimy sobie następujące py­tanie: czy Polacy w dobie „dobrej zmiany” zdolni są odróżnić ziarno od plew w taki sposób, aby obrazy kinowe podające pra­widłową optykę wydarzeń jednoznacznie uchodziły za ziarno?
   W celu odpowiedzi udajmy się z dala od wielkich miast. Tam gdzie zamiesz­kuje suweren.
Kino Wrzos, Stalowa Wola, przykład niezadowalający
   Obiekt odrestaurowany przed cztere­ma laty za srebrniki europejskie.
   Popołudniowa projekcja obrazu „Smo­leńsk” w dzień powszedni przyciąga po­czątkowo zaledwie dwóch widzów, istnie­je zatem realna groźba, iż może nie dojść do skutku z powodów merkantylnych. Niewystarczająca frekwencja musi zasta­nawiać, zwłaszcza gdy wziąć pod uwa­gę jednoczesny ożywiony, świecki ruch uliczny w centrum miasta. Pytamy reto­rycznie: to przypadek, że naród wybiera sklepy i przystanki autobusowe po pracy, czy może inni szatani są tu czynni?
   Obsługa kontrolująca bilety wewnątrz obiektu Wrzos umiejętnie tonuje na­stroje obu widzów. Otóż z jej popartego doświadczeniem świadectwa wynika, że robocza teza o wynarodowieniu pu­bliczności kinowej Stalowej Woli nosi znamię pochopności.
   - Często przychodzą w ostatniej chwili - mówi.
   Istotnie, tuż przed rozpoczęciem projek­cji przybywa czteroosobowa grupa widzów, w której skład wchodzi również przedsta­wicielka płci pięknej w wieku rozrodczym. Jako dopełnienie kworum nadchodzi do­datkowo starsza kobieta o miłej powierz­chowności babci wychowującej drobiazg. Serce roście doraźnie, mimo to pytanie o cel trwania narodu w kinowej auli za­pełnionej tak niegodnie musi pozostawać otwarte niczym rana zadana Polakom przez wroga ze Wschodu, Zachodu, Pół­nocy lub Południa, z pominięciem Węgier.
   - W weekendy bywało lepiej - mówi obsługa obiektu kinowego. - Wchodzą nowe filmy -dodaje. - O Wołyniu i rodzi­nie Beksińskich.
   Czarę wzbierającej goryczy przelewa niepatriotyczna postawa czteroosobo­wej grupy, której męski członek, prawdopodobnie prowodyr po sowieckiej szko­le, po uprzednim omieceniu wzrokiem sali kina Wrzos, nieproszony wygłasza ironicznie nacechowaną, opłaconą przez antypolskie środowiska, opinię: „Słabo. Antek wojsko powinien zagonić do kin”.
   Ponieważ obraz „Smoleńsk” nikogo nie pozostawia obojętnym, prowodyr cichnie jak niepyszny podczas projekcji. Przez ekran przewija się dwugodzinna smutna sugestia o zamachu na prezydencki sa­molot, o kluczowej roli prezydenta Polski w uratowaniu Gruzji od putinowskich tan­ków i uratowaniu honoru Europy, o krwiożerczości i braku zasad antypolskich me­diów, o wilczej naturze Donalda Tuska i docelowo, niestety, o triumfie zła nad do­brem. Publiczność wychodzi z Wrzosu na­strojona refleksyjnie, mijając czekających na swój seans widzów filmu o Beksińskich.

Kino Muza, Włoszczowa, przykład modelowy
   Obiekt odrestaurowany przed sześcio­ma laty za srebrniki europejskie.
   Na nurtujące wszystkich zagadnienia, jaką Polskę chcemy zanieść w darze przy­szłym pokoleniom oraz co rozumiemy poprzez fakt bycia patriotą, udanie od­powiedziało włoszczowskie kino Muza. Zorganizowana w obiekcie prapremiera filmu „Smoleńsk” wyprzedziła termin państwowej premiery o dzień. Salę widowiskowo-kinową imienia Przemysława Gosiewskiego, posła ziemi włoszczowskiej poległego w katastrofie smoleńskiej, wypełnili po brzegi parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości i lokalni dzia­łacze partii wraz z bliskimi.
   Projekcję obrazu poprzedziły podzię­kowania byłego burmistrza Włoszczowy, obecnie pełniącego zadania doradcy wojewody świętokrzyskiego, Bartłomieja Dorywalskiego, złożone na ręce Grzego­rza Krzywonosa, kierownika kina Muza, za fakt, że udało mu się załatwić kopię filmu w pierwszej kolejności oglądania.
   Podczas projekcji na sali obiektu Muza panowała pełna zadumy cisza. Nastrój po zakończeniu seansu również pozosta­wał godny, a rajcy z partii rządzącej roz­dawali zebranym widokówki z fotografią zmarłej pary prezydenckiej.

Kino Starówka, Sandomierz, przykład podejrzany
   Obiekt powstały przed pięciu laty za złote polskie.
   Wieczorna projekcja produkcji „Smo­leńsk” w dniu powszednim daje stanow­czy odpór zwolennikom realizowania wizji Polaka na kolanach i wiadomym ośrodkom dążącym do likwidacji Państwa Polskiego zniechęcającym do zapoznania się z wymienionym tytułem filmowym. Po wejściu do westybulu okazuje się, że obłożenie frekwencyjne obiektu Sta­rówka na poczet projekcji „Smoleńska” aktualnie przekracza sto procent, a mimo to posiada tendencję wzrostową! Obsłu­ga kina informuje, że istnieje możliwość oczekiwania na ewentualność zwolnienia się niektórych miejsc.
    „Za krótko grali” - żałują oczekujący w kolejce do filmu. Grupa licząca na wakat to pięć osób ponad potencjał kina Starów­ka, natomiast grupa mająca nadejść w celu dokonania obejrzenia filmu to trzydziestu siedmiu żołnierzy z lokalnej jednostki Wojska Polskiego. Młodzi mężczyźni nadcho­dzą zorganizowanym szykiem poprzedzani przez przełożonego asygnującego środki na zakup biletów kinowych. Wszak jedno­znacznie rekomendowali ministrowie „do­brej zmiany”, że dzieło „Smoleńsk” niesie wartości trojakie: edukacyjne, biograficz­ne, dokumentalne; zatem obecność wojska na seansie dziwić może jedynie jednostki tożsamości owo przegniłe od środka, a jako takie nieliczące się we współczesnym dys­kursie o polskości.
    „Zajmować mi miejsca zgodnie z bi­letami” - łagodnie rozkazuje dowódca. Byłoby jednak pozbawione podstaw ro­zumowych, gdybyśmy nagle uznali, że oto w kinie Starówka ziszcza się scenariusz jednomyślności narodowej - w ciemno­ści sali projekcyjnej uaktywniają się żoł­nierze ewidentnie opłacani przez sfery antypolskie. I tak: udają oni, że śmieszy ich padające z ekranu słowo „cipa” uży­wane przez postaci filmowe dla określenia pogody; reagują nadpobudliwie na god­nie pokazaną w filmie sytuację zbliżenia intymnego między płciami przeciwnymi; szydzą, kiedy aktorka grająca pozbawioną skrupułów dziennikarkę stacji TVM upija się z żałości, ponieważ została oszukana przez informatora skażonego zakamuflo­wanym antypolonizmem.
    „Byłeś kiedyś tak kurewsko oszukany?” - pyta aktorka znad pustej butelki wina.
    „Idź do wojska” - pada niezgodny z prawdą komentarz z sali.
    „Mieliście rozkaz do kina?” - zapytuje znacząco jakiś cywil w kinie.
    „Nie. Tak dla rozluźnienia, wieczorkiem”.
   Wychodzi na jaw, że oglądać „Smoleńsk” w Sandomierzu stawiło się o ośmiu żoł­nierzy mniej, niż było zapowiedzianych w kasie kina przez dowództwo - przypa­dek to czy może konfrontujemy się z dzia­łalnością agentury określonych mocarstw światowych w Wojsku Polskim? Co praw­da dzięki nieobecności wspomnianych ośmiu w seansie patriotycznym mogła wziąć udział grupka starszych pań, które bezbłędnie zrozumiały przekaz i poniosły go w miasto, ponieważ po zakończonej projekcji ocierały łzy - ale czy równoważy to geopolityczne zagrożenia dla Polski?
   Cała publiczność filmu „Smoleńsk” wychodzi z kina przez gwarną restaura­cję, pełną rozbawionych ludzi, ponieważ właśnie takie jest w Sandomierzu czaso­przestrzenne ukształtowanie rzeczywisto­ści. Przywodzi to na myśl Polskę w ogóle -jedni chodzą na kino patriotyczne, a inni w tym czasie piją do meczu Polska-Armenia owinięci w biało-czerwone szaliki lub, co gorsza, indyferentnie.

Kino Wola Park, Warszawa, przykład oburzający
   Obiekt wielkopowierzchniowy, pełen kapitału zagranicznego.
   Jeszcze jedno pytanie: czemu homo- lewakom tak trudno zrozumieć, że film „Smoleńsk” przywrócić może Ducha Polskości po dwudziestu pięciu la­tach ruskiej propagandy? Oto sytuacja na odcinku kinematografii smoleńskiej w dzielnicy Bemowo - burmistrz Mi­chał Grodzki zaprasza trzysta trzydzie­ści jeden osób na darmowy seans w ra­mach przeglądu filmów historycznych, dzielnica wykłada ponad cztery tysiące budżetowych złotych, bilety można od­bierać w ratuszu bemowskim.
   Tymczasem zamiast podziękować burmistrzowi za gest, lewacy i kodowcy - element wyzuty z wiary w jak najszerzej rozumiany majestat Rzeczpospolitej - or­ganizują na Facebooku przedsięwzięcie „odbierz i podrzyj ” wraz z dwoma konkur­sami. Pierwszy z tych oburzających kon­kursów nagrodzi zdjęcia ukazujące nisz­czenie biletów w najciekawszy sposób. Drugi jest jeszcze bardziej skandaliczny: „Idź na Smoleńsk!! - opowiedz nam czym musiałeś się odurzyć żeby wysiedzieć na filmie do końca”.

Kino Sokół, Dąbrowa Tarnowska, przykład niezadowalający
   Obiekt odnowiony przed sześciu laty za srebrniki europejskie w ramach pro­gramu Narodowa Strategia Spójności.
   Przed wieczornym seansem w kinie So­kół trzyosobowa rodzina oczekuje na po­jawienie się kolejnego widza, ponieważ seans odbywa się od czterech osób wzwyż. W przeciwnym wypadku obsługa zmuszo­na jest zwrócić widzom po czternaście złotych i wygasić światła w obiekcie.
   - Uratował pan seans - cieszą się ocze­kujący z przybycia czwartego.
   Jednak przybywa jeszcze kilka osób, w sumie dwanaście, oglądają obraz w napiętej ciszy, ktoś głośno wzdycha „o Boże”, kiedy w jednej z ostatnich scen pasażerowie rozbitego samolotu prezy­denckiego padają w objęcia powstałym z grobów polskim oficerom zamordowa­nym przez Sowietów w Katyniu. Potem widzowie przyglądają się sobie nawzajem i wychodzą z kina Sokół, ciągle milcząc.
    „Zmienia to wasze myślenie o Smo­leńsku?” - pyta ktoś na parkingu przed kinem.
   Mijany jest bez słowa, bo teraz takie czasy, że namnożyło się u nas kolabo­rantów opłacanych przez obce siły wia­domej proweniencji. „Smoleńsk” schodzi z ekranów kin, ale na pewno jeszcze po­wróci, śpijcie spokojnie.

Niniejszy tekst nie jest recenzją filmu „Smoleńsk". Napisany jest językiem zapożyczonym z opinii osób przekonanych o zamachu jako przyczynie katastrofy smoleńskiej, wygłaszanych publicznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz