poniedziałek, 7 listopada 2016

Nie będą Niemcy pluli nam w twarz



On został jednym z najważniejszych ambasadorów Polski PiS i tłumaczy Niemcom, że Polską nie rządzi banda szaleńców. Ona została sędzią Trybunału Konstytucyjnego i mówi, że TK sam łamie konstytucję.

Kim są Julia i Andrzej Przyłębscy?

Wojciech Cieśla

Ambasada w Berlinie jest jedną z trzech najważniej­szych dla polskiej dyplo­macji, obok Waszyngtonu i Brukseli. Od sierpnia kie­ruje nią Andrzej Przyłębski. Szpakowaty filozof o miłej aparycji, który dyplomacji uczył się za rządów AWS. Dziadek czwor­ga wnucząt. Od kilku lat głosił, że Niemcy są bezczelni, a w Smoleńsku był zamach. Teraz ma ważne państwowe zadanie: wy­tłumaczyć Niemcom, że Polska wstała z kolan i że z Polską trzeba grzecznie.

BYLI FILOZOFOWIE ODWAŻNI
Poznań, lata 80. Na ulicy Szama­rzewskiego, gdzie mieści się Wydział Nauk Społecznych (WNS) Uniwersyte­tu Adama Mickiewicza, gęsto od polity­ki. To właśnie „wuenes”, filologia polska i historia są wylęgarnią „elementu anty­socjalistycznego”. Na filozofii też gorą­co. Studenci nie lubią komuny, studenci strajkują, kłócą się z władzą.
   Gdy wybucha stan wojenny, Andrzej Przyłębski nie kręci powielaczem jak ko­ledzy z Niezależnego Związku Studentów. Przymierza się do obrony magisterki. Ale zajęcia zostają zawieszone, uniwersytet zamknięty, więc z filozofii Martina Hei­deggera obroni się dopiero w 1982 r. Zo­stanie pracownikiem naukowym.
   Na uczelni trudno uciec od polityki, ale Przyłębskiemu się udaje. „Nigdy nie twierdziłem, że działałem w jakichś or­ganizacjach podziemnych. Sympatyzo­wałem z pierwszą Solidarnością, ale jako student nie mogłem do niej wstąpić” odpisuje w mejlu, gdy go pytam o aktyw­ność w latach 80.
   Doktoryzuje się w 1987 roku. Na po­czątku lat 90. wyjeżdża do Niemiec jako stypendysta Fundacji Humboldta, by pra­cować z legendarnym Hansem- Georgiem Gadamerem. Były student: - Lubi opowia­dać, że trafiło mu się jadać obiady z Gada­merem i pogadać z krewną Wittgensteina.
   Mówi jeden z naukowców z Instytu­tu Filozofii: - W latach 80. na wydziale wszyscy żyliśmy trochę w cieniu filozofa Leszka Nowaka, byłego pezetpeerowca, który nawrócił się w czasie Solidarności. Leszek rok siedział w internacie, wrócił, za drukowanie w drugim obiegu wywalili go później z uczelni. Byli wśród nas lu­dzie odważni.

ZNIKAJĄ TECZKI I TEKSTY
Na studiach poznaje przyszłą żonę, Julię Żmudzińską. To dobra partia - studentka prawa jest córką znanego no­tariusza Wolfganga Żmudzińskiego. Gdy w 2015 r. w Sejmie poseł PiS Andrzej Ja­worski będzie przedstawiał kandydaturę Julii na stanowisko sędziowskie w Trybu­nale Konstytucyjnym, powie: - W czasie studiów działała w Niezależnym Zrzesze­niu Studentów.
   Próbuję znaleźć potwierdzenie tej in­formacji, ale bez skutku. Papiery po­ znańskiego NZS w dużej części zostały zniszczone w stanie wojennym.
   W maju 2016 r., gdy przecieki z MSZ o kandydaturze Przyłębskiego na pla­cówkę w Berlinie zaczynają krążyć po Warszawie, tygodnik „Do Rzeczy” suge­ruje, że przyszły ambasador był tajnym współpracownikiem SB: „Kandydat na polskiego ambasadora w Berlinie prof. Andrzej Przyłębski został zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bez­pieczeństwa o pseudonimie Wolfganag. (...) Teczka TW »Wolfgang« nie jest w tej chwili dostępna dla dziennikarzy, ponie­waż została wypożyczona. Z zapisów w bazie Archiwum Cyfrowego IPN wyni­ka, że SB interesowała się Przyłębskim od 1975 r. Jednak daty skrajne jednostki ar­chiwalnej obejmują lata 1979-1980. Naj­prawdopodobniej jest to właśnie okres, w którym SB uznawała go za tajnego współpracownika. Profesor Przyłębski zaprzecza, że współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa”.
   Dalej w tym samym tekście pojawia się informacja, że MSZ sprawdziło Przyłęb­skiego w IPN i nie uważa go za agenta.
   Spytałem ambasadora o tekst i o spra­wę. Nie odpowiedział.

KONSUL SIĘ RADYKALIZUJE
Julia aplikację sędziowską i asesurę robi w PRL. Pod koniec komuny trafia do wydziału cywilnego sądu re­jonowego, potem w okręgowym orzeka w wydziale ubezpieczeń społecznych. Gdy w 1997 r. Andrzej Przyłębski zo­stanie radcą w ambasadzie polskiej w Niemczech, rusza za mężem. Znajo­my Przyłębskich z Poznania: - Do Nie­miec pojechali całą rodziną, ich dzieci kończyły niemieckie szkoły. W tym cza­sie zaczęli się radykalizować. Nie wiem, co było impulsem. Odniosłem wraże­nie, że choć pracują w Niemczech, to nie przepadają ani za krajem, ani za Niem­cami. A przecież Andrzej spędził tam w sumie 13-14 lat.
   Po powrocie do Poznania w 2001 r. Przyłębski miał pracować w Instytucie Filozofii, którego był wicedyrektorem, ale nie akceptuje go zespół. Z mejla od ambasadora: „Spotkałem się z wrogoś­cią mych dawnych kolegów w Instytucie Filozofii. Obstrukcja przybierała różne formy, głównie blokowania moich roz­maitych inicjatyw i projektów, pomimo że w rankingu punktowym wydziału za­wsze zajmowałem czołowe miejsce, co przekładało się na środki finansowe przy­znawane Instytutowi”.
   Były student UAM: - Ze względu na jego rewolucyjne zacięcie wynieśli go z Instytutu na kopach, ukrył się gdzieś w miejscu niezwiązanym formalnie z filozofią.
   Przyłębski ląduje w Instytucie Kulturoznawstwa. Stworzy tam Zakład Her­meneutyki Kultury. Studenci go lubią. Koledzy niekoniecznie. Julia Przyłębska przez kilka lat jest poza zawodem, dopiero w 2007 r. prezydent Lech Ka­czyński powołuje ją - mimo niemal dzie­sięcioletniej przerwy w praktyce - na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego w Poznaniu.
   Z dwóch synów Przyłębskich, którzy kończyli niemieckie szkoły, Marcin od­powiada dziś za relacje z inwestorami u prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka. Drugi, Alan, startował do rady miasta z listy byłego prezydenta Ryszarda Gro­belnego. Dziś politycznie wyżywa się na Facebooku. Pisze: „Niemcy zrobili sobie z Polski kraj poddostawców, monterów i rezerwuar taniej siły roboczej. W ra­zie problemów politycznych Berlin ma na nas porządny kij”. Albo: „UE jest zbu­dowana na dominacji silnych Niemiec i Francji, które oczekują poddaństwa po­zostałych państw członkowskich, przeku­pując te biedniejsze dotacjami”. Czasem: „Niemiaszki robią w portki”.

T-SHIRT Z KACZYŃSKIM
Instytut Kulturoznawstwa, Poznań, lato 2010 roku. Andrzej Przyłębski przemierza korytarze z Jarosławem Ka­czyńskim na T-shircie.
   Jeden ze studentów: - W miarę upływu lat coraz bardziej obnosił się z pogląda­mi. Wykłady dobre, ale na konferencjach wskakiwał na poziom agitki. Drzwi w ga­binecie na uczelni ozdobił żołnierzami wyklętymi i rotmistrzem Pileckim.
   Pytam profesora o T-shirt z Kaczyń­skim. Odpisuje: „Wobec antypisowskiej postawy moich wydziałowych kolegów, chcąc zachęcić studentów do myśle­nia i przełamać ich strach przed ostra­cyzmem ze strony kadry akademickiej, ubierałem niekiedy T-shirt z portre­tem Jarosława Kaczyńskiego. Nie widzę w tym nic nagannego”.
   Rok 2010, rok katastrofy smoleńskiej. Przez Poznań idzie fala moralnego wzmo­żenia. Powstaje AKO - Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego, in­telektualne zaplecze PiS. Pod banerami SKOK-ów organizuje spotkania, wręcza Antoniemu Macierewiczowi medale, pi­sze oburzone listy. W Poznaniu złośliwi wykładowcy o AKO mówią, że to Związek Patriotów Polskich.
   Próbka stylistyki AKO z tego roku, list poparcia dla rządu: „(...) Obserwujemy aktywizację liberalnie-lewicowo nasta­wionej części środowiska akademickiego wobec zasadniczych zmian społeczno- -politycznych inicjowanych przez obecną władzę i wspierającą ją większość społe­czeństwa. (...) Członkowie środowiska akademickiego zrzeszeni w AKO wyraża­ją pełne wsparcie dla realizacji programu wyborczego PiS”.

FASZYŚCI? SKĄD, STUDENCI!
Profesor jest aktywny naukowo, or­ganizuje panele dyskusyjne z Bro­nisławem Wildsteinem i ze Zdzisławem Krasnodębskim. Gdy w 2013 r. podczas debaty w Berlinie jako pozytywny przy­kład budowania innej, nowej Europy, przedstawia rząd Orbana, dochodzi do awantury.
   W 2015 r. słyszy o nim cała Polska, gdy broni NOP-owców, nacjonalistów którzy przerwali wrocławski wykład prof. Zygmunta Baumana. Bo - twier­dzi Przyłębski - był to protest studencki, motywowany nie antysemityzmem, lecz przeszłością filozofa. „Zygmunt Bauman był nie tylko wiernym stalinistą, lecz tak­że, co o wiele gorsze, był oficerem Kor­pusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, formacji porównywalnej do SS” - tłuma­czy w niemieckim kwartalniku filozoficz­nym „Information Philosophie”.
   Na UAM wokół Przyłębskiego roś­nie mur niechęci. Grupa naukowców związanych z Otwartą Akademią, plat­formą wymiany myśli sprzeciwiającą się cenzurze i autorytaryzmowi, pisze do kwartalnika: „Przeciwko wykłado­wi protestowali członkowie i sympatycy NOP, ugrupowania skrajnie nacjonali­stycznego, o tendencjach antysemickich i antysyjonistycznych oraz stadionowi chuligani”.
   Oburzony Przyłębski kieruje list otwar­ty do rektora UAM, grozi procesem, jeśli koledzy go nie przeproszą. Dziś komen­tuje tamtą sprawę: „Oskarżenie wroc­ławskich studentów o antysemityzm było obrzydliwe, szkodzące Polsce, ale nieste­ty dość typowe w takich sytuacjach. (...) Rektor nie zrobił w tej sprawie nic, a ja na razie - także z uwagi na funkcję, któ­rą obecnie pełnię - nie wnoszę procesu o zniesławienie”.

NIE JESTEŚMY SZALEŃCAMI
PiS-owska „dobra zmiana” wyry­wa oboje Przyłębskich z Poznania. On najpierw trafia do Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Dudzie, ona w grudniu dostaje nominację na sędzie­go Trybunału Konstytucyjnego. Wiosną pewna już jest kandydatura filozofa na placówkę w Berlinie. Na przesłuchaniu w Sejmie Przyłębski mówi o swojej misji:
- Zadaniem obecnie najważniejszym jest prezentowanie i wzmacnianie wizerunku Polski jako państwa demokratycznego, praworządnego, kraju o wspaniałej kultu­rze, w tym kulturze politycznej, mogącego być wzorem także dla państw Europy Zachodniej.
   Zdradza, że planuje stworzenie w Berlinie „miejsca pamięci o Polsce jako ofierze rozpętanej przez Niemcy dru­giej wojny światowej”. I że dialog o Polsce i Niemczech narzucali do tej pory „Wy­borcza” i Niemcy pospołu. Chwali się, że w Berlinie broni Węgier i Orbana.
   W marcu zostaje ambasadorem. Na placówkę wchodzi z przytupem. Zarzuca prezesowi niemieckiego Trybunału Kon­stytucyjnego, że przedstawił Polskę jako państwo autorytarne oraz że wzmacnia „niewspółmiernie ostrą” krytykę Polski.
Sugerowanie, że w Polsce (...) brak silnych mediów krytycznych czy wolności zgromadzeń, to jakiś absurd - mówi am­basador. Dodaje: - Próbuję tłumaczyć, że to, co rząd nasz robi, jest europejskie sensowne, że Polską nie rządzi jakaś gru­pa szaleńców, których należy zwalczać.
   A Julia Przyłębska? W trakcie pra­cy w Trybunale wypowiada się kry­tycznie o prof. Rzeplińskim. Mówi, że Trybunał łamie konstytucję i niszczy swój autorytet.

JESTEM GRZECZNY I TAKTOWNY
We wrześniu tego roku po poznań­skim pokazie „Smoleńska” Przyłębskiego łapią wysłannicy radia Merkury.
   - Czy ten film przekona nieprzekonanych? - pyta dziennikarz.
   - Tam są tak ewidentne argumenty, jak na przykład rozrzucenie tych szczątków, czy argument uderzenia tego samolotu w World Trade Center, że ściął prawie pół bloku i skrzydło prawie nieuszkodzone wbiło się. To daje do myślenia - ekscytuje się profesor. - Ja jeszcze nie przesądzam, że tak to było, ale to jest najprawdopo­dobniejsze wyjaśnienie tej katastrofy. I myślę, że ludzie otwarci powinni dać się przekonać.
   Ambasador na początek chce do za­machu przekonać Niemców. Ale kina w Berlinie po kolei odwołują pokazy „Smoleńska” z niemieckimi napisami. Nie chcą puszczać tak kontrowersyjne­go filmu. Najpierw wycofuje się znane festiwalowe Delphi, potem kino w mul­tipleksie. Ambasador Polski przez ty­dzień zajmuje się organizowaniem sali dla „Smoleńska”.
   Jeden z dyplomatów z MSZ: - Niemcy wiodą prym w Unii, są gospodarczą po­tęgą w Europie i dotąd byli nam przyjaź­ni. Polska od roku robi, co może, by ich do siebie zniechęcić.
   Spytałem ambasadora, czy według nie­go w dyplomacji jest miejsce na tupet
obcesowość? Odpisał: „(...) To, że media niemieckie piszą o »katolickim nacjonalizmie« czy »populizmie«, nie pozostaje bez wpływu na ocenę wydarzeń w Polsce, zrozumienie wyniku wyborów, reform itd. Jako ambasador mam obowiązek ofe­rować moim rozmówcom pogłębioną wiedzę na temat współczesnej Polski. Za­pewniam Pana, że wbrew twierdzeniom »Gazety Wyborczej« nie pouczałem Pre­zydenta Gaucka ani nikogo z moich poli­tycznych rozmówców. I oni tego tak nie odebrali. Jestem człowiekiem grzecznym,
taktownym i zazwyczaj wzbudzającym sympatię interlokutorów. Potwierdza to każdy dzień mojej pracy”.

3 komentarze:

  1. Praca magisterska "Wolfganga" dedykowana Martinowi Heideggerowi członkowi NSDAP zwolennikowi narodowego socjalizmu wszystko tłumaczy.Dlaczego winduje takich ludzi Jarosław ,w jakim kierunku zmierza Polska?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Kancelarii Notarialnej Adama Żaby odzyskałem należności!

    OdpowiedzUsuń
  3. W pis du
    Ten rząd nie może dłużej rządzić

    OdpowiedzUsuń