piątek, 3 listopada 2017

Proces obywatela Szczurka



Ludzie, którzy nie zgadzają się z władzą, mają kłopoty z prawem. I nie chodzi o ich poglądy. Chodzi o to, że śmiecą, klną oraz jeżdżą rowerem bez dzwonka

Paweł Reszka

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia. 23 października, sala 379, godzina 10.
Arkadiusz Szczurek - obwiniony, że w siód­mą rocznicę katastrofy smoleńskiej krzyczał oraz używał urządzeń nagłaśniających, czym wzbudził zainteresowanie uczestników uroczystości.
   Szczurek, którego potem spotykam na kawie, będzie się śmiał: - Jak idę na demonstrację, to chyba właśnie po to, żeby głośno krzyczeć i zwracać uwagę innych. Na tym polega demonstracja, nie?

MEGAFON
Tymczasem Szczurek odpowiada na pytania sędziego.
   - Krzyczał pan?
   - Krzyczałem.
   - A co pan krzyczał?
   - „Kłamca!”.
   - Było to skierowane do jakiejś konkretnej osoby?
   - Tak, do prezesa PiS (wśród publiczności, która sympa­tyzuje z obwinionym delikatne poruszenie i szepty: „Samą prawdę mówił”).
   - A kto mógł to słyszeć? Ludzie, którzy pana otacza­li, czy ludzie stojący dalej? Jaka była reakcja? Czy kolega [współobwiniony Maciej Bajkowski - P.R.] też krzyczał? A co krzyczał?
   Pytania się mnożą, aż w końcu Arkadiusz Szczurek mówi jasno, jak było: że kolega Bajkowski też krzyczał „Kłamca!”. Robili to wspólnie i w porozu­mieniu. Dlaczego? Bo uważają Jarosława Kaczyńskiego za kłamcę.
   Sędzia: - Chciałby pan coś dodać?
   Szczurek: - Jestem niewinny!
   Wszystko odbywa się ze stuprocentową powagą. Są sędzia, protokolantka, mece­nas, policjant, który robi za oskarżyciela, 15-osobowa publiczność.
Sędzia jako materiał dowodowy pusz­cza filmy z demonstracji. Widać czarno na białym - Szczurek i Bajkowski (obaj należą do stowarzyszenia Obywatele Soli­darnie w Akcji) krzyczeli przez megafony, a potem zostali zaatakowani przez ludzi, którzy się z ich okrzykami nie zgadzali.
   Bajkowski zezna: - Ja nie widziałem, jaka była reakcja uczestników uroczysto­ści smoleńskiej na słowo „kłamca”, któ­re skandowałem, bo dostałem trzonkiem od flagi.
   Reakcja jest istotna. Przecież obaj są obwinieni o to, że krzycząc, „wzbudzali zainteresowanie”, a wzbudzając zainte­resowanie „zakłócali przebieg” uroczy­stości smoleńskich. Dlatego sędzia musi dociec: jakiej mocy Szczurek miał mega­
fon. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ba­lansujemy na granicy śmieszności.
   W końcu sędzia odracza posiedzenie: - Do 14 grudnia, do widzenia państwu.
Idę z obwinionym Szczurkiem na kawę. Rozmawiamy. Okazuje się, że po­dobnych historii jest dużo więcej. Tak jakby niemal cała opozycja pozapar­lamentarna składała się z drobnych chuliganów.
   Paweł Kasprzak z Obywateli RP: - Do­stałem zarzut używania nieprzyzwoitych słów w miejscu publicznym. 10 marca powiedziałem do policjantów: „Wyno­sicie mnie teraz, kurwa, z mojej legalnie zgłoszonej demonstracji”.
   Do tego dwa zarzuty za siedzenie na jezdni i jeden za podżeganie do przeszka­dzania w uroczystości smoleńskiej.
Maciejowi Bajkowskiemu zarzuco­no wyświetlanie za pomocą rzutnika na ścianach pałacu prezydenckiego napisu: „Zdradza ojczyznę, kto łamie jej najwyż­sze prawo”.
   Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet dostała zarzuty z Prawa ochrony środowiska - bo używała prze­
nośnego głośnika, a przecież „zabrania się używania urządzeń nagłaśniających na publicznie dostępnych terenach miast”.

ŻARÓWKA
Tomasz Korab, znajomy Arkadiusza Szczurka i Macieja Bajkowskiego: - Za­dzwonił Bajkowski. 10 maja 2017 r., póź­ne popołudnie. Jechał na miesięcznicę z nagłośnieniem. Zatrzymała go dro­gówka. Aleje Jerozolimskie, koło Nowe­go Światu. Zabrali dowód rejestracyjny. „Pomóż”.
   - Pomógł pan?
   - Ruszyłem białym citroenem ber- lingo. Przeładowaliśmy sprzęt. Nie ujechałem daleko. Plac Powstańców. Samochód na cywilnych numerach. Tajniacy: „Dokumenty i proszę cze­kać”, „Ale co się dzieje?”, „Czekamy na drogówkę”. Drogówka. W sumie trzy radiowozy. Dokumenty. Gaśnica. Kon­trola stanu technicznego. Nie świeci się jedna żarówka podświetlająca tab­licę rejestracyjną i jedna żarówka świa­teł pozycyjnych: „No to zatrzymujemy dowód. Chyba że ma pan żarówki. Nie ma pan? Trudno!”.
   - Był mandat?
   - Stówa. „Wie pan, mniej nie można”, tłumaczyli mi policjanci. Było im chy­ba głupio, bo wiedzieli, że nie chodzi o żarówkę.
   - A o co?
   - O to, żeby nagłośnienie nie dotarło na kontrmiesięcznicę. „Trzepali” mnie przez godzinę i piętnaście minut. Zadzwoniłem po inny samochód, ale też go zatrzymali. Niech pan sobie wyobrazi, że wieźliśmy te głośniki w sumie czterema samochodami i ich nie dowieźliśmy, bo policja zatrzy­mała nam cztery dowody rejestracyjne.
***
Rząd znowelizował przepisy ustawy o zgromadzeniach, nadając sobie upraw­nienie do przyznawania określonym de­monstracjom uprzywilejowanego statusu i jednoczesnego blokowania kontrdemon­stracji. Obostrzenia te doprowadzą naj­prawdopodobniej do ograniczenia skali protestów antyrządowych w przyszłości. (Raport Human Rights Watch, 24 października 2017 r.: „Bez nadzoru: Praworządność i prawa człowieka na celowniku władzy w Polsce”)

TRANSPARENT
Chodzę po działaczach i organizacjach broniących praw człowieka. Kolekcjonu­ję dziwne historie - przeklinania, śmie­cenia. Ale sprawa transparentu jest inna. Tutaj kwestionowano poglądy.
   Transparent: zielona płachta, biała ko­twica Polski Walczącej. Ramiona kotwi­cy zawijają się w symbole płci: kółko ze strzałką - mężczyźni, kółko z krzyżykiem - kobiety. I napis: „Niepodległa”. Szu­kam autorki tego transparentu, bo to on doprowadził do potężnej awantury.
   Jedną z osób, które odpowiadały przed sądem, była Małgorzata Tracz. - A wie pan, że ten transparent był zrobiony w 2013 roku? Obskoczył kilka demon­stracji. Zdążył zmoknąć i lekko wyblak­nąć. Dopiero w 2016 roku przyciągnął czyjąś uwagę.
   Tym kimś był zwolennik prawicy, któ­ry w czerwcu 2016 roku przyglądał się kobiecemu marszowi godności. Uznał, że transparent łamie ustawę z 2014 r. o ochronie znaku Polski Walczącej: „Kto go publicznie znieważa, podlega karze grzywny”.
   Policja przystępuje do działań. Ustala sprawców wykroczenia.
Tracz: - Na podstawie zdjęć w me­diach społecznościowych wyszukali, kto stał koło transparentu. Umówmy się, że to była łapanka.
   Komendant rejonowy policji kieruje wniosek o ukaranie. Przed sądem stanę­li Małgorzata Tracz, Elżbieta Hołoweńko i Marcin Krawczyk. W jakimś sensie policja trafiła w dziesiątkę, bo plastyczka Hołoweńko była autorką transparentu. Dzwonię do niej, chcę ustalić, co „autor­ka miała na myśli”.
   - Chodziło o prawa kobiet. Ramiona tej kotwicy przypominają ramiona wagi. W powstaniu walczyły kobiety i walczy­li mężczyźni, ich życie ważyło tyle samo. Pytanie, czy teraz po 70 latach jest rów­nowaga? Czy może kobiety mają mniej praw? Taki był z grubsza zamysł.
   - Czyli nie chciała pani znieważać?
   - Mama była łączniczką w powstaniu, babcia gotowała dla powstańców. Jak ja bym mogła ich znieważać? Gdybym na­malowała tę kotwicę na majtkach albo na kiju bejsbolowym, to tak! Nie chcieliśmy poniżać, raczej wykorzystać do własnej walki.
   W sprawę włączyła się Helsińska Fun­dacja Praw Człowieka. Mecenas Artur Pietryka bronił oskarżonych pro bono. 5 października sąd wszystkich uniewinnił.
***
Amnesty International apeluje do insty­tucji państwa, a w szczególności do pro­kuratury i policji, by powstrzymywały się od stosowania jakiegokolwiek rodza­ju sankcji karnych wobec uczestników pokojowych zgromadzeń. Wszelkie wysuwane przeciwko nim zarzut powinny zostać wycofane.
(Raport Amnesty International Z października 2017 roku: „polska: demonstracje w obronie praw czło­wieka, zastraszanie, inwigilacja i ściganie uczestników protestów”)

DZWONEK
Sprawa leśników z ekologami trwa już od miesięcy. Ta, która została zgłoszona do prokuratury, wydarzyła się 29 sierpnia w okolicach Dąbrowy w nadleśnictwie Białowieża. Aktywiści Obozu dla Pusz­czy, Greenpeace i ich sympatycy blo­kowali wycinkę. Strażnicy leśni zaczęli likwidować blokadę.
   - Kolega dostał kilka ciosów w twarz, koleżankę bez zabezpieczeń ściąga­li z wysokości siedmiu metrów. Wszyst­ko było bardzo brutalne i niebezpieczne - opowiada jeden z aktywistów.
Rozmawiam z Joanną, która od miesię­cy żyje w Obozie dla Puszczy.
   - My staramy się zachowywać jak naj­lepiej, żyć dobrze z lokalną społecznością, wtopić się w otoczenie.
   - Udaje się?
   - Bywa różnie. Ciągle jesteśmy spraw­dzani. W obozie był sanepid, inspektor ochrony środowiska. Był nalot policji, która poszukiwała narkotyków, ale nic nie znalazła.
   - Policja jest aktywna?
   - Są okresy. Na przykład pod koniec sierpnia na drodze między Teremiskami a Białowieżą pojawiło się mnóstwo pa­troli. Akcja „Bezpieczna szosa”.
   - Może szosa jest niebezpieczna?
   - Raczej pusta. Pytaliśmy sołtysa z Po­gorzelców, potwierdził, że wypadków tu nie ma. A patrole pojawiały się jak diabeł­ki z pudełka. Ja na przykład przeszłam z lewej na prawą stronę szosy, bo coś zo­baczyłam w lesie.
   - I co?
   - 50 złotych mandatu, bo przecież cho­dzi się lewą stroną. Były mandaty za brak odzieży odblaskowej po zmroku, za białe światełko z tyłu, a ma być czerwone. Albo za brak dzwonka. Pytamy czasem poli­cjantów: „Nie szkoda wam czasu? Już 45 minut nas sprawdzacie”.
***
Prawnicy aktywistów Greenpeace Polska złożyli w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez strażników leśnych, którzy zda­niem aktywistów, stosując przemoc pod­czas likwidowania pokojowego protestu w Puszczy Białowieskiej, nadużyli swoich uprawnień i narazili zdrowie, a nawet ży­cie uczestników.
(Greenpeace, informacja prasowa 12 października 2017 r.)

ŚMIECI
Płock, 18 grudnia 2016 roku. To mia­ło być szybkie selfie. Trójka działaczy Amnesty International idzie (choć nie w imieniu organizacji) przed siedzibę PiS. Do fasady przyczepiają kartki: „Ko­muno odejdź”, „Łapy precz od wolności - demokracji”. Nadjeżdża policja.
   Paweł Biegalewski: - Nie bardzo wie­dzieli, co z nami robić. Mówimy im, że to happening. Oni konsultują się z przeło­żonymi. Nagle zmieniają ton. Chcą, że­byśmy przyznali się do winy, przyjęli mandat. Inaczej czeka nas sąd. Nie na­zwę tego inaczej niż próbą zastrasza­nia. Oczywiście odmówiliśmy: „Nie ma mowy, tu chodzi o wolność słowa”.
   Sprawa rzeczywiście trafia do sądu. Zarzut z artykułu 63: „Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprze- znaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, (...) bez zgody zarządzające­go tym miejscem, podlega karze ograni­czenia wolności albo grzywny”.
   Przepis jest wyjątkowo parszywy - chodzi w nim o to, żeby ludzie nie szpe­cili ścian „ogłoszeniami”. Ale za komuny był wykorzystywany do walki z opozy­cją. Tak samo teraz: kara miała być nie za wyrażanie poglądów, lecz za śmiecenie. Policjanci dołączyli dowód - administratorka budynku zeznała, że nie wydawała nikomu zezwolenia na wieszanie kartek.
   Paweł Biegalewski: - Zainteresowali się dziennikarze, obrońcy praw człowie­ka, sala pękała w szwach. Sędzia musiał przenieść rozprawę do większej. Na­wet pan nie wie, jakie to ważne w takich sytuacjach.
   Rozmawiam z doktorem prawa Pio­trem Kładocznym z Helsińskiej Funda­cji Praw Człowieka: - Co zmieniło się w ostatnich dwóch latach?
   - Więcej skarg na przemoc poli­cji. To nastąpiło po ujawnieniu sprawy Igora Stachowiaka rażonego na komisa­riacie paralizatorem. Zwiększa się liczba długotrwałych aresztów tymczasowych.
***
Fundacja dostaje dużo informacji od obywateli, którzy skarżą się na szykany za udział w opozycyjnych demonstracjach.
Stosowanie przez funkcjonariuszy pub­licznych wobec jednostki środków przymu­su bezpośredniego i broni palnej stanowi poważną ingerencję w prawa i wolności obywatelskie i może przybrać formę nie­ludzkiego lub poniżającego traktowa­nia, zatem wymaga zagwarantowania skutecznych środków kontroli. (Informacja o działalności rzeczni­ka praw obywatelskich w 2016 r.)

MEGAFON CD.
Przerwa na kawę nie może trwać zbyt długo. Obywatel Szczurek musi wracać do sądu. O 13.15 zaczyna się kolejna roz­prawa o zakłócenie porządku.
   Pytam, po co to robi, po co zakłó­ca miesięcznice, przeszkadza ludziom w modlitwie.
   - Wie pan, myśmy wcale nie chcieli za­kłócić modlitwy ani uroczystości reli­gijnej. Zgłaszamy swoje zgromadzenie, przychodzimy i zaczynamy krzyczeć, jak mówi on.
   - On?
   - No, prezes PiS. Bo jego przemówie­nia to czysta mowa nienawiści. Pre­zes nas słyszy, wie, że tu jesteśmy i jest wściekły. Bo chciałby kontrolować całą Polskę, a tu za barierkami ktoś stoi z megafonem, krzyczy i on nie może go uciszyć.
   - To ja będę szedł - mówi Szczurek.
   - Do sądu?
   - Tak.
   - Ile ma pan tych spraw?
   - Tak w sumie to ze 20.
***
Obecnie jest prowadzone ponad 800 po­stępowań wobec obywateli za działalność obywatelską. Wśród represjonowanych znajdziemy nastolatków oraz 90-latków na emeryturze.
(Raport Stowarzyszenia Obywatele RP: „Skala prześladowań Obywate­li RP”)

1 komentarz: