wtorek, 13 lutego 2018

Ciemna strona „burego”



Na pierwszym przesłuchaniu kapitan Romuald Rajs „Bury” wydał swego najdzielniejszego żołnierza. Winę za puszczenie z dymem białoruskich wsi i mordy na cywilach zrzucał na podkomendnych. Oferował UB współpracę



Paweł Reszka

Ta ciemna część biografii Romualda Rajsa nie­zbyt pasuje do opowieści o niezłomnym żoł­nierzu AK i NZW. Bohaterze operacji „Ostra Brama”, dowódcy, który zwycięsko wycho­dził z bitew z Niemcami, Sowietami i ekspe­dycjami karnymi Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. O kawalerze Krzyża Walecz­nych i dwóch orderów Virtuti Militari. Tę opowieść lubią apologe­ci kapitana.
   Tyle że jej druga, ciemna strona jest tak samo prawdziwa.

I
Chatka mała, drewniana. Życie staruszki koncentruje się wo­kół pieca kaflowego w kuchni. Zaraz będzie drożdżowe, makowiec i delicje. Zastanawiam się, czy cokolwiek pamięta z tamtego dnia. Eugenia z rodziny Olszewskich ma 81 lat. A ja chcę pytać o wyda­rzenia z początku 1946 roku.
   - Z 2 lutego - uściśla. Potem opowiada - minuta po minucie, z fotograficzną precyzją.
   Wieś, całe Zanie otoczone przez wojsko. Ojciec krzyczy: „Już po naszym życiu!” i ucieka do lasu.
   Mama, Olga, zbiera dzieci. Brat Antoni, jeszcze w brzuchu, uro­dzi się za niecałe dwa miesiące. Brat Józef (5 lat) na jej plecach. Wala (11 lat) z jednej strony i ona, Eugenia, 9 lat, z drugiej. Za nimi jeszcze najstarsza siostra Mania - czternastolatka.
   Dom płonie. Wychodzą.
   Eugenia: - Zatrzymuje nas żołnierz. Do mamy się zwraca: Słu­chaj! Taka owaka! Z powrotem do domu.
   Za piątym razem udało się wyjść. Eugenia widzi ojca. Wra­ca z lasu na podwórze otworzyć stajnię, oborę, chlewik: „żeby się bydlaki nie popaliły”. Najstarsza, Mania, pomaga: uwiązali konia, krowy na postronku.
   Ojciec wynosi jeszcze kożuch. Pada strzał.
   - Widziała pani?
   - Bandzior strzelił. Tato się przewrócił. Położył głowę na ko­żuchu i tak... - Eugenia podkłada złożone ręce pod policzek. - I doszedł. A siostra Mania szła za tatusiem. Zaczęła krzyczeć. Wtedy ją kulka trafiła w usta - Eugenia pokazuje. - I wyszła z tyłu głowy. O tu. Gdyby dostała w serce, to szybko. A tak? Sio­stra przebiegła przez ulicę, upadła pod wierzbą. Z bólu noga­mi powybijała w ziemi jamy, głębokie aż do kolan. Paznokcie u palców poogryzała wszystkie. Dopiero sąsiadka katolicz­ka powiedziała tamtym, że siostra bardzo się męczy. Wtedy ją dobili.
   W Zaniach zginęły 24 osoby - najmłodsza ofiara miała trzy lata. Najstarsza 83. W Szpakach żołnierze Rajsa zabili 5 osób, w Zaleszanach 16, w Wólce Wygonowskiej 2. W Puchałach Sta­rych rozstrzelali 30 cywilów - furmanów, którzy najpierw ich transportowali, a potem przestali być potrzebni. W archiwum państwowym w Białymstoku zachowała się notatka starosty po­wiatowego z Bielska Podlaskiego do wojewody: „16 lutego 1946. We wsi Szpaki znaleziono ulotkę zawierającą następujące wy­razy: »Za strzelanie do żołnierzy polskich i oddziałów party­zanckich!«, »Smierć zdrajcom ojczyzny« oraz wezwanie, ażeby ludność białoruska w ciągu 14 dni opuściła tereny polskie, gdyż w przeciwnym razie zostanie zniszczona”.

II
Romuald Rajs bał się tej historii.
   Wszystko można było jakoś wytłumaczyć - rekwizycje, strze­lanie do Sowietów, nawet walkę z ludźmi z AK. Ale jak wyjaśnić rajd oddziału na białoruskie wsie? Zwłoki dzieci, które popaliły się żywcem? Ciała wozaków leżące w płytkim rowie? Ziemia była zmarznięta, więc nawet nie było jak ukryć dowodów mordu.
   Komendant bielskiego obwodu zrzeszania Wolność i Niezawi­słość (organizacja kontynuowała tradycje AK i podlegała rządowi w Londynie) pisał, że „ludność polska jest oburzona i przerażona” postępkiem oddziału „Burego”. Nawet w szeregach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego - nacjonalistycznej formacji party­zanckiej, w której w 1946 r. służył Rajs - odzywały się głosy po­tępiające rajd kapitana. Propaganda nie przestawała mówić o zbrodni. Żadna ak­cja nie zaszkodziła bardziej podziemnym oddziałom.

III
Przeglądam akta procesu Romualda Rajsa. Pożółkłe strony. Protokoły utrwa­lone równym pismem stalinowskich śledczych. Zamaszyste wyznania własno­ręcznie spisane przez „Burego”.
   Zastanawiam się, jaką taktykę przyjął kapitan, by się bronić?
   Zatrzymany w Jeleniej Górze o dru­giej w nocy 13 listopada 1948 roku. Prze­wieziono go autem do wrocławskiego UB, a potem do Warszawy, do Minister­stwa Bezpieczeństwa Publicznego. Pierw­sze przesłuchanie nastąpiło 18 listopada:
„Stan rodzinny - żona, jedno dziecko, stan majątkowy - nie posiada, stopień wojskowy - kapitan z AK, wykształcenie - średnie”.
   Już po kilku stronach lektury zauwa­żam, że fragmenty monotonnych protoko­łów co jakiś czas podkreślane są niebieską albo czerwoną kredką. Stalinowscy śled­czy zaznaczają momenty, w których kapitan Rajs mówi o towarzy­szach broni. Wyłuskują informacje, dzięki którym mogą dokonać następnych aresztowań.
   W zeznaniach Rajsa podkreślonych na niebiesko i czerwono kawałków jest bardzo dużo. Już na pierwszym przesłuchaniu, na siódmej stronie protokołu jest czerwona kreska. Zaznacza mo­ment, w którym Rajs wydał swojego zastępcę: „»Rekin«, prawdzi­we nazwisko Chmielowski Kazimierz, pochodzi z Wileńszczyzny, lat obecnie 24-26, wzrostu średniego, brunet, oczy ciemne, nogi krzywe (...) pięciokrotnie ranny, w tym dwa razy w lewe płuco. Obecnie przebywa na politechnice w Bytomiu (...) »Rekin« wydał rozkaz rozstrzelania 14 milicjantów złapanych przez jego ludzi”.
   Opis dokładny. Nie zgadzały się dwie rzeczy. Po pierwsze, „Re­kin” miał jedynie 23 lata. Po drugie, w Bytomiu nie było poli­techniki; Politechnika Śląska była w Gliwicach. UB bez kłopotu poradził sobie z nieścisłościami. Już 3 grudnia 1948 roku podpo­rucznik Chmielowski został „zdjęty”.

IV
W tej historii ważny jest czas. Kiedy w 1949 roku doszło do pokazowego procesu w białostockim kinie Ton, Romuald Rajs był już skatowany. Historycy mówią, że na salę wniesiono go na noszach. Syn kapitana (także Romuald) opowiadał rodzinne przesłanie, że „Bury”, przedstawiając się sędziom, powiedział: „Ja jestem Polak i katolik, a wy jesteście pieski stalinow­skie!” (ONR sprzedawał nawet koszulki z podobizną kapitana tym cytatem).
   Ale to było rok później. Jednak my tutaj mówimy o pierwszym dniu przesłucha­nia. A jak napisał Jerzy Kułak, historyk, autor monografii „Rozstrzelany oddział”, na samym początku „prawdopodobnie nie stosowano wobec niego przymusu fi­zycznego”. Miało to wynikać z gry UB. Śledczy udawali, że są gotowi przystać na propozycję „Burego”, by wyszedł i ze swo­imi ludźmi zaczął zwalczać UPA.
    „Bury” wydaje kolejne osoby. Drugiego dnia przesłuchania opowiada o „Tońku”, czyli Adamie Boryczce, kapitanie AK i WiN, cichociemnym. „Bury” informuje, że „Tońko” utrzymuje „łączność z dr. Dowgierdem zamieszkałym w Hajnówce”. Chodziło o Adama Dowgirda, żołnierza AK, który od 1946 roku organizował szpital w Hajnówce. Trudno o bardziej precyzyjny namiar.
   W końcu - po kolejnych tygodniach - „Bury” pisze własnoręcznie obszer­ne „Sprawozdanie z mojej działalności partyzanckiej”. Podaje nazwiska i ryso­pisy swoich żołnierzy. Zamieszcza charak­terystyki oficerów komendy okręgowej NZW. Kończy propozycją współpracy: „Od pierwszego zetknięcia się z Urzędem Bez­pieczeństwa prosiłem o pozostawienie faktu mego aresztowania w tajemnicy. Mam tu na myśli współpracę z Urzędem Bezpie­czeństwa, na który złożę przysięgę, w zamian za opiekę nad moją żoną i dzieckiem. Znajomość moja terenu i ludzi będzie skierowa­na przeciwko dalszym siewcom paniki i niezgody, przeciwko ban­dom grasującym i wszystkim tym, którzy mackami nienawiści, reakcji poza krajem będą bruździć i starać się uprawiać dywersję wewnątrz kraju”.
   W sumie Romuald Rajs był świadkiem oskarżenia w kilku pro­cesach przeciwko swoim podkomendnym i ludziom zaangażo­wanym w konspirację. Dzięki jego zeznaniom aresztowano m.in. Maksymiliana Chmielowskiego, ojca „Rekina” (zmarł w więzie­niu), „Bury” opowiedział też, że siostra „Rekina” miała kontakty z podziemiem.
   Jednak najsmutniejsza historia wiąże się z samym „Rekinem” który zasiadł obok Rajsa na ławie oskarżonych. Dostał dożywo­cie, zmienione potem na karę śmierci - którą wykonano.

V
„Rekin” był ulubionym żołnierzem „Burego”. Do konspira­cji trafił jako 15-latek. Najpierw był łącznikiem, ale przy „Burym” nauczył się prawdziwej wojaczki. Kapitan był z niego dumny. Przedstawił do Krzyża Walecznych, uczynił swoim zastępcą. Gdy Chmielowski został ranny, osobiście asystował przy jego operacji. Wyciągnięty z ciała podwładnego pocisk wziął sobie jako amulet na pamiątkę.
    „Rekin” musiał być zdziwiony, że Urząd Bezpieczeństwa wpadł na jego trop. Ukrył się zręcznie. Ujawnił się jako zwykły, szeregowy żołnierz AK. Nie pisnął słowa, mówił o walkach w ra­mach NZW. Nie wspominał o znajomości z „Burym”. I władze to kupiły. Zaczął studiować na Politechnice Śląskiej, z dala od ro­dzinnych stron, w miejscu, w którym nikt go nie znał.
   Był przystojny i wysportowany. Nigdy nie mógł usiedzieć na miejscu. W partyzantce ciągle namawiał innych żołnierzy na konne przejażdżki. Na studiach szalał w kółku narciarskim. Miał dziewczynę. W nauce szło mu nieźle. Zachowało się zestawienie ocen semestralnych Kazimierza Chmielowskiego: „algebra 4, geometria 4, geometria wykreślna 5, fizyka 5, chemia 4, rysunek techniczny 5, język polski 5, historia 5, nauka o Polsce współ­czesnej 5, propedeutyka filozofii 4”.
   W sumie - gdyby nie zeznania dowódcy - to mogło mu się udać.
   Kazimierz Chmielowski szybko zorientował się, że to Rajs go obciąża. Zachowało się kilka grypsów wysłanych z więzienia do rodziny. Rozżalony „Rekin” opisuje w nich swoje położenie:
    „»Bury« poszedł na współpracę z UB i całą winę zwala na mnie mówiąc na mnie rzeczy, które były i których w ogóle nie było”.
    „Sytuacja, która się u mnie wytworzyła, jest co najmniej niemi­ła, bowiem mój były dowódca »Bury« poszedł na współpracę z UB (...) cały ciężar odpowiedzialności zwala na mnie, a sam »w ogóle nic«. Wsypał setki ludzi”.
    „Tak »świnia« dziękuje za to, że przez tyle lat razem, wspólnie biliśmy się - no trudno, od karierowiczów i kaprali sprzed wojny [Rajs przed wojną był zawodowym podoficerem] trudno czego in­nego wymagać”.

VI
„Cały ciężar odpowiedzialności zwala na mnie, a sam »w ogó­le nic«. Wsypał setki ludzi” - te słowa Chmielowskiego opisują chyba najlepiej linię obrony kapitana Rajsa.
   Kiedy „Bury” pierwszy raz opowiada o pacyfikacji białoruskich wsi, utrzymuje, że w ogóle go wówczas nie było z oddziałem. Do­wiedział się po dwóch dniach. Skąd? „Rekin” złożył mu ustny mel­dunek. „W tejże wsi [chodziło o Zaleszany] doszło do buntowania się i cała wieś, jak mi meldował »Rekin«, nie dała jeść członkom grup (...) Przed odjazdem jeden z wyrostków uderzył »Rekina« kamieniem. Przed odjazdem [Rekin] nakazał spalenie wsi. Co do strzelania do ludzi nadmienił, że strzelania do ludzi nie było, tyl­ko w górę, żeby nie ratowali swojego mienia”.
   I mówi dalej: „Z przedstawionych mi meldunków ustnych wy­ciągnąłem wniosek, że spalono jedną wieś, zastrzelono 12 go­spodarzy z polecenia Rekina”. Dodaje, że wyrok ten wykonał „Modrzew”.
   Wszyscy, którzy znali Romualda Rajsa, wiedzieli, że to bzdura. W oddziale nic nie działo się bez jego wiedzy. Nie znosił sprze­ciwu. Za niewykonanie rozkazu groziła kula w łeb. Tak samo za dezercję. Kiedyś z oddziału uciekł młody żołnierz. Dopiero co wstąpił do partyzantki, widać nie wiedział, jak ciężka jest służ­ba. Szybko został ujęty. Bury spytał, czy chce się modlić, odczytał rozkaz i kazał kopać grób. Wyrok wykonywał ochotnik na oczach wojska. Jeden z żołnierzy po latach tak wspominał: „[ochotnik] wymierzył z pistoletu w głowę i pociągnął za spust, ale strzał nie nastąpił. Odciągnął więc zamek, wyrzucił łuskę i ponownie zarepetował. Pociągnął za spust i znów to samo”.
    „Bury” nie odpuścił. Kazał próbować dalej. Za trzecim razem broń wypaliła.

VII
Postawa Romualda Rajsa w śledztwie musiała być bardzo przykra dla jego żołnierzy.
   Dla nich był przecież bohaterem i żywą legendą. Zwyciężał w beznadziejnych sytuacjach. Dzięki znajomości wojskowego rze­miosła wiele razy wyprowadzał oddział z opresji. I dzięki niemu byli wyszkoleni jak mało który oddział. Zawsze mogli na niego li­czyć. W zamian wymagał posłuszeństwa.
   We wrześniu 1945 roku słynny major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” demobilizował 5. Wileńską Brygadę AK. „Bury”, nie pytając nikogo o zdanie, po prostu zabrał swój szwadron. Był już dogadany z Komendą Okręgową Narodowego Zjednoczenia Woj­skowego, założoną przez działaczy Stronnictwa Narodowego.
   Oficer z oddziałów „Łupaszki”, porucznik Zygmunt Błażejewicz, powie potem: - Osobiście jestem pewny, że nikt z jego szwa­dronu o zamiarze przejścia do NZW nie wiedział.
   Kiedy jeden z podkomendnych wyraził wątpliwość, „Bury” chciał go zastrzelić na miejscu.
   Od tej pory wojowanie było już inne. Sowieci wracali z frontu, tak samo jak jednostki LWP: ostrzelane, dobrze uzbrojone, moź­dzierze, ciężarówki, działka, tankietki. Czas wielkich oddziałów partyzanckich się kończył. Trzeba było zmienić taktykę. Jednak „Bury” i jego nowi dowódcy z NZW nie chcieli o tym słyszeć. Ich zdaniem należało walczyć o pełne wyzwolenie spod wpływów so­wieckich. O Polskę w granicach z 1939 roku. A tych z AK uznawali za zdrajców. Oznaczało to, że dawni dowódcy, koledzy z konspi­racji mieli się stać teraz wrogami? - Nie możemy słuchać tych, którzy każą nam zaprzestać walki. Musimy iść z tymi, którzy są zdolni do poświęceń, do których cały naród polski ma zaufanie - tak powie „Bury” swoim partyzantom.

VIII
Jeden z żołnierzy z oddziału „Łupaszki” zezna potem: „Z roz­kazu »Burego« w końcu października względnie na początku listo­pada 1945 mroku zostało rozstrzelanych czterech członków AK z V Brygady Wileńskiej przebywających na terenie powiatu Wysokie Mazowieckie”.
   To nie wszystko. W archiwum IPN odnala­złem dokumenty Komendy Okręgowej WiN.
Chciałem zobaczyć, co sądzili o „Burym” i NZW przywódcy tej poakowskiej formacji.
Obraz jest mroczny: „19 grudnia oddział NZW pod dowództwem Lisa, Stalowego, Burego za­strzelił w miejscowości Bacze Mokre gmina Łomża Ziółkowskiego Jana, kawalera Virtuti Militari V klasy”.
    „Oddział NZW Burego wynosi około 100 ludzi i dokonuje nadal niesłychanych rabunków”.
    „15/16 grudnia w jednej ze wsi powiatu Bielskiego zrabował 6 wieprzy wagi od 150 do 200 kg, 10 koni, kilka wozów, sań, ubrania cy­wilne, buty męskie i damskie, wałki płótna, burki i beczkę miodu. Jeden z obrabowanych idąc za oddziałem został ujęty i na miejscu rozstrzelany”.
    „W listopadzie w zasadzce w powiecie bielskim został ciężko ranny dowódca naszego oddziału podporucznik rezerwy Ostoja, w dwóch żołnierzy zabitych”.
„W propagandzie [NZW] na tym terenie używane jest określe­nie, że dowódcy AK to komuniści i (...) na wypadek schwytania będą rozstrzelani”.
   Z tygodnia na tydzień wszystko było coraz bardziej skompli­kowane. Trzeba było mierzyć do swoich, rekwirować, miejsca do wojowania było coraz mniej. „Bury” wieczorami opowiadał żoł­nierzom, że już niebawem wybuchnie III wojna światowa. I po wygranej okaże się, że to oni są prawdziwym, wiernym wojskiem. Nie będą już więcej tułali się po lasach, ale dostaną swoje miejsce w koszarach.

IX
W styczniu 1946 r. „Bury” poprowadził swój oddział, który przyjął nazwę 3. Wileńskiej Brygady NZW, do powiatu Bielsk Pod­laski. Tak rozpoczęła się najczarniejsza karta w jego życiu i w ży­ciu jego żołnierzy.
   Te tereny były kompletnie różne od miejsc, w których na co dzień operował „Bury”.
    „Cholera. Gdzie człowiek nie zajdzie to wszędzie tylko po rusko gadajo. Wszędzie tylko prawosławne. A ja głodny porządnie i palić się chce” - relacjonował jeden z żołnierzy, który w walce oddzielił się od reszty i maszerował samotnie.
Najpierw „Bury” zaatakował Hajnówkę. Potem ruszył ku biało­ruskim wsiom. Po co?
   Miał z dowództwa NZW stary rozkaz, wydany jeszcze we wrześniu 1945 r. Mówił on o przeprowadzeniu „pacyfikacji” te­renów południowo-wschodnich powiatu bielskiego i „odwecie na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej”. Za co odwet? Za to, że tutejsi chętnie wstępowali do partii komunistycznej, organizowali oddziały samoobrony, źle odnosili się do polskiej partyzantki.
   Czy odwet miał oznaczać zabijanie cywilów, w tym kobiet i dzieci? Czy „Bury” kazał wyko­nać żołnierzom właśnie taki rozkaz?
   Tego nie wiemy. Bo Rajs - jak pamiętamy - wszystko zrzucał na samowolę „Rekina”. Jed­nak winę kapitana potwierdzali jego żołnierze, m.in. Marian Maliszewski „Wyrwa”. Tak zezna­wał o spaleniu wsi Zaleszany: „»Bury« i »Rekin« byli z nami. (...) Drużynowi z odprawy od »Burego« przywieźli zapałki i rozdali nam. Na­stępnie dostaliśmy rozkaz spalenia wsi. (...) W dniu 2 lutego zostały spalone jeszcze 3 wsie, który nazw nie przypominam sobie”.
   Także świadkowie rozpoznali kapitana Rajsa. Na przykład Eugenia Bazyluk z Zaleszan mó­wiła: „Wszedł Rajs, poznaję go w tej chwili na sali, wyczytał wyrok śmieci i powiedział: »wieś Z meldunków WiN nie będzie istnieć i my wszyscy pójdziemy z dymem«. Wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Po­tem wszystko zaczęło płonąć”.
   Romuald Rajs „Bury” został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 31 grudnia 1949 roku.
W aktach procesu, w jednym z ostatnich tomów, jest szara ko­perta z napisem „Do sprawy RSr 539/49 Rajsa Romualda i tow.”. Trzymano w niej rzeczy osobiste „Burego” zgodnie ze spisem: „Dwie odznaki 3 Brygady Wileńskiej, 2 krzyże Virtuti Militari, je­den krzyż „Na polu chwały”, jedna odznaka, zdjęć 82, klisza 96, pęczek włosów (blond)”.
   Nie wiemy, do kogo należały włosy. Do żony? Syna? Ich „Bury” chciał chronić najbardziej. Czy to z tego powodu tak się zachowy­wał w śledztwie?

X
Siedzimy w kuchni, opodal pieca. Dopijamy herbatę. Rozma­wiamy o żołnierzach „Burego”, o tym, że ich rajd zostawił ślad na całym życiu pani Eugenii. Ojciec i siostra Mania zginęli na miej­scu. Matka zmarła cztery lata później. Eugenia została sama z ro­dzeństwem. Płacze, kiedy mnie pyta: - Proszę pana, co to było za wojsko, które wojowało z dziećmi?
   Co odpowiedzieć?
   Pakuję rzeczy. Odruchowo sprawdzam notatki, nagrania z roz­mowy. Nagle orientuję się, że opowieść o śmierci Mani Olszew­skiej źle się zapisała.
Muszę zadać pytanie jeszcze raz.
   Eugenia znów tłumaczy cierpliwie, jak straciła siostrę: „kulka weszła tędy” (palec wskazuje w otwarte usta), „wyszła tędy” (po­kazuje na tył głowy).
   Przez mój błąd 14-letnia Mania znów musi pobiec do wierzby. Za chwilę upadnie. Nogami wybije dziury do kolan. Z bólu ogryzie wszystkie paznokcie. Uratuje ją dopiero sąsiadka katoliczka, któ­ra poprosi żołnierzy „Burego”, żeby dobili dziewczynę, „bo bardzo się męczy”. I dopiero wtedy, jak mówi Eugenia, „Mania w końcu dojdzie”.
   Czuję, że muszę przeprosić, że kazałem Eugenii znów wrócić do najczarniejszych wspomnień.
   - To nic. Wie pan, mnie się i tak to śni.
   - Często?
   - Właściwie to co noc.

***

   14 lutego 2018 roku o godzinie 14 ulicami Hajnówki ruszy III Hajnowski Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Na manife­stację patriotyczną zaprasza ONR Brygada Podlaska, Patriotyczna Jagiellonia oraz Narodowa Hajnówka. Wydarzenie na Facebooku jest promowane zdjęciami żołnierzy wyklętych - w centralnym miejscu jest podobizna kapitana Romualda Rajsa.
   Uroczystość zostanie uświetniona projekcją filmu „Bury - Podwójnie Wyklęty” w reżyserii Ewy Szakalickiej. Film ten jest promowany przez IPN. Niedawno na antenie polskiego radia Szakalicka mówiła o filmie i postaci kapitana: - To był bardzo dobry żołnierz i dowódca. Brał na siebie odpowiedzialność i wykony­wał rozkaz. Najczęściej jest atakowany za pacyfikację skomunizowanych, białoruskich wsi, nie zapominajmy jednak o tym, że ludność, jaka tam mieszkała, współpracowała z sowieckim oku­pantem, z którym walczyło z kolei polskie wojsko.

Korzystałem z zasobów archiwalnych IPN, z dokumentów Archiwum Państwowego w Białymstoku, książki Jerzego Kułaka „Rozstrzelany oddział”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz