poniedziałek, 30 grudnia 2013

Misiek



Politykiem został jako nastolatek. Dzięki niemu PiS odnosiło sukcesy wyborcze. Dziś Michał Kamiński mówi o partii: moralne kurduplostwo. I bierze wolne od polityki.


ALEKSANDRA PAWLICKA

Większość Polaków nie jest ani posłami, ani politykami i nie popełnia z tego powodu samobójstwa, więc ja też jakoś przeżyję - mówi „Newsweekowi” Michał Kamiński. I od razu dodaje: - Nie będę jednak ściemniać: bycie europosłem to w porównaniu z możliwościami zarabiania w kraju lot w kosmos. Wielu ludzi, by zdobyć tę robotę, jest gotowych zrobić bardzo wiele. Gdy widzę, jak drżą im ręce i pot spływa po czołach, to czuję wielki komfort, że mnie to już nie dotyczy. Czuję się znowu wolnym człowiekiem.

Kamiński właśnie ogłosił, że nie będzie startował w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie należy do żadnej partii. Ta, do której ostatnio był przypisany, PJN, zniknęła, wchodząc w skład powołanej przez Jarosława Gowina partii Polska Razem.
- Nie wierzy pan w Gowina? - pytam.
- Nie przekreślam jego szans, ale kiedy patrzę na liderów tej partii, przypomina mi to sytuację, w której ludzie mający kłopoty z błędnikiem wsiadają do kabiny pilotów. Nie jest to, przyzna pani, bezpieczny samolot.


Facet przy marszałku
- Ciekawe, ile bez polityki wytrzyma?
- pyta Stefan Niesiołowski. - Nigdy w życiu nie robił niczego poza polityką. Tak szybko w nią wszedł, że nie zdążył nawet zrobić żadnych studiów - dodaje. Niesiołowski zna Kamińskiego niemal od ćwierćwiecza.
Mimo różnicy pokoleń w wolnej Polsce obaj zaczynali w tej samej partii - ZChN.
- Chodziłem na wagary, by prowadzić biuro ZChN - przyznaje Kamiński. - Był wtedy bardzo szczupłym, rzutkim chłopakiem. Byłem święcie przekonany, że to student. Dopiero potem dowiedziałem się, że nie zrobił jeszcze matury - wspomina jeden z założycieli ZChN, Marek Jurek.
Kamiński równocześnie pracował w Polskim Radiu. Grzegorz Miecugow szukał kogoś do prowadzenia audycji dla nastolatków: - Zgłosił się Misiek. Od razu było widać, że ma dryg do dziennikarstwa. Niczego nie musiałem go uczyć - mówi Miecugow.
W 1991 r., gdy ZChN szykowało się do pierwszych w pełni wolnych wyborów parlamentarnych, pojawiły się pieniądze na kampanię radiową. - Powiedziałem, że pracuję w radiu, a szefowie na to: „To rób kampanię”. Miałem wtedy 19 lat - opowiada Kamiński. ZChN zdobyło 49 miejsc w Sejmie i 9 w Senacie. Szef ZChN Wiesław Chrzanowski został marszałkiem Sejmu. Michał Kamiński jego asystentem.
- Od razu po maturze stałem się facetem przy marszałku. Dużo widziałem i dużo wiedziałem. Jeździliśmy razem po Polsce. Nawet wakacje razem spędzaliśmy. Byłem z Chrzanowskim blisko. To on otworzył mi drzwi do wielkiej polityki - przyznaje Kamiński.
W starciu z wielką polityką studia nie miały szans. Kamiński dopiero w 2008 r. zrobił licencjat w Wyższej Szkole Stosunków  Międzynarodowych i Amerykanistyki w Warszawie. Uchodzi jednak za erudy- tę. Pochłania setki książek, zwłaszcza pub­likacje dotyczące polityki i historii. Mówi biegle pięcioma językami. - A po rosyjsku to nawet śnię - śmieje się, prowadząc przez telefon rozmowę z Ukraińcami dzwoniący­mi z kijowskiego majdanu.

Poseł z Łomży
W wyborach 1993 r. ZChN, jak cała prawi­ca, poniosło klęskę. Kamiński został repor­terem sejmowym. - Ryłem pełen podziwu
- opowiada Miecugow. - Misiek nadawał z głowy sążniste korespondencje. Pracował dla różnych redakcji i nigdy nie jechał tym samym tekstem.
W wyborach 1997 r. postanowił wykre­ować samego siebie. Startował z listy AWS w Łomży. - Urodzony warszawiak wymy­śl  sobie hasło: „Poseł z Łomży” i nag­le tego Podlasia zrobiło się w partii pełno. Kamiński ma ten rodzaj energii, która na­tychmiast zaraża - opowiada Niesiołowski. Został posłem z Łomży. Za przemówienia z mównicy na Wiejskiej dziennikarze przy­znali mu tytuł najlepszego mówcy sejmo­wego. Był już też rzecznikiem ZChN.
Pasmo sukcesów przerwał wyjazd z Mar­kiem Jurkiem (wtedy członkiem KRRiT) i dziennikarzem Tomaszem Wołkiem do Londynu do przetrzymywali ego tam chi­lijskiego dyktatora Augusta Pinocheta. Ka­miński mówił w Sejmie: „To manifestacja solidarności ze starym człowiekiem, któ­remu dziś lewica chce zrobić krzywdę, ponieważ przed laty obnażył jej słabość i nędzę (...). Jak na was patrzę, panowie z SLD, to dochodzę do wniosku, że trzeba go naśladować”. Posłowie lewicy krzyczeli: „Burak! Faszysta! Skończ studia, palancie”. Na lotnisku oblano go cuchnącą cieczą.
Trzech prawicowych muszkieterów za­wiozło Pinochetowi w dowód poparcia ryngraf z Matką Boską. Po powrocie do­stali zaproszenie do popularnego progra­mu „Tok Szok” Piotra Najsztuba i Jacka Żakowskiego. Nie wiedzieli, że będą skon­frontowani z Mariem Galclamezem, ofia­rą reżimu Pinocheta. Galdamez opowiadał o torturowaniu więźniów prądem i o ko­bietach gwałconych przez psy. Kamiński po latach przyzna, że wyjazd do Londynu był błędem.
Spotkanie z Pinochetem ciągle ktoś mu wypomina. Tamta wyprawa przeszka­dza mu w robieniu kariery w Parlamencie
Europejskim, w którym zasiada od roku 2004- Równie niechlubna jest posta­wa Kamińskiego w sprawie Jedwabne­go. W 2001 r., gdy prezydent Aleksander Kwaśniewski przepraszał w imieniu naro­du polskiego za pogrom Żydów dokonany w 1941 r., Kamiński gardłował: „Jest wie­le różnych spraw, za które Kwaśniewski powinien przeprosić, ale nie za Jedwab­ne”. Przekonywał, że „Polacy nie powin­ni przepraszać za pogrom w Jedwabnem, dopóki Żydzi nie wyrażą skruchy za współpracę z Sowietami po 17 września 1939 r.”. Postulował nawet stworzenie ko­mitetu obrony dobrego imienia mieszkań­ców Jedwabnego.

Artysta i menedżer
Rok 2001 jest dla Kamińskiego trud­ny. Zbliżają się wybory, ZChN słabnie. Z częścią kolegów przechodzi do Przy­mierza Prawicy. Tu trafia także Adam Bielan z rozpadającego się Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Dostają miej­sca na listach wyborczych PiS i wchodzą do Sejmu.
Kamiński zaczyna blisko współpraco­wać z Bielanem w 2002 r., przy okazji kam­panii wyborczej Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Warszawy. Jarosław Kaczyński początkowo uważa, że brat nie ma szans w starciu z Andrzejem Olechowskim, któ­remu sondaże wróżą zwycięstwo. Ale dzię­ki tandemowi Bielan - Kamiński Lech Kaczyński wygrywa.
Bielan z Kamińskim z dnia na dzień sta­ją się PiS-owskimi specami od marketin­gu politycznego, od knucia, analizowania sondaży i wymyślania strategii. Wszyscy mówią o nich: spin doktorzy. Jacek Kurski nazywa ich nierozerwalnym duetem „arty­sty (Kamiński) i jego menedżera (Bielan)”.
- Dość szybko stali się tak nierozłącz­ni, że nie wiedzieliśmy, ile Bielana w Ka­mińskim, a ile Kamińskiego w Bielanie. Wiadomo było jedynie, że Kamiński jest od roztaczania wizji, a Bielan od pilnowa­nia, by te wizje inni wprowadzali w życie
- mówi jeden z byłych polityków PiS.
Korzystając ze zdobytej pozycji, zaczy­nają podróżować, by podglądać kampanie wyborcze na świecie, spotykać się ze spe­cami od PR. - Do tego dobra restauracja, hotel. Zwłaszcza Misiek w tym zakoszto­wał. W partii żartowaliśmy, że ma chorobę lokomocyjną na opak, czyli jak nie prze­wiezie tyłka co trzy miesiące, to jest chory wspomina poseł PiS.

Za swój największy sukces do dziś uwa­żają kampanie wyborcze 2005 r.. które przyniosły PiS podwójną wygraną: par­lamentarną i prezydencką. Ich pomysłem był podział Polski na solidarną i liberalną. Mieli w partii tak mocną pozycję, że po wy­borach parlamentarnych poszli do Lecha Kaczyńskiego (honorowego prezesa PiS) i tłumaczyli, że jego brat nie może zostać premierem, bo to odbierze Lechowi szan­sę na wygranie wyborów prezydenckich.
- Polacy nie zdzierżą bliźniaków na dwóch najważniejszych stanowiskach - przekony­wali Lecha. Ten najpierw się obraził i nie odzywał do nich przez dwa dni, a potem przyjął podpowiedziane przez spin dok­torów rozwiązanie - premierem został Ka­zimierz Marcinkiewicz. Michał Kamiński w książce „Koniec PiS” twierdzi, że póź­niejsze przejęcie rządu przez Jarosława Kaczyńskiego było błędem poczynionym wbrew jego radom, bo „z Marcinkiewi­czem jako premierem PiS nigdy nie upad­łoby tak nisko”.
- Z Miśkiem zawsze tak jest: jak suk­ces, to w stu procentach jego. Jak klęska, to wyłącznie innych. Jego pomysły zawsze, co podkreślał, były genialne, a nasze za­wsze do dupy - mów polityk PiS i dodaje:
- A na dodatek Misiek miał dobre kontakty z mediami, więc dziennikarze od razu się dowiadywali, kto stoi za sukcesem, a kto za porażką PiS.

Pokuta u prezydenta
W 2007 r. PiS miało kłopoty, zaczął się sy­pać rząd Jarosława Kaczyńskiego. Lech Kaczyński wezwał do siebie spin dokto­rów. Żądał, by wracali z Brukseli i skoro najlepiej wiedzą, jak robić dobry PR, zaję­li się wizerunkiem partii. - Prezydent czul się odpowiedzialny za los rządu PiS, uwa­żał, że musi płacić wszystkie rachunki za błędy brata - mówi ówczesny pracownik prezydenckiej kancelarii. Kamiński zo­stał rzecznikiem prasowym prezydenta.
Strasznie się w tej kancelarii mordował, bo Misiek nie jest stworzony do urzędni­czej roboty. Lubi wymyślać, a potem z rea­lizacji swoich pomysłów rozliczać innych. A tam trzeba było świecić twarzą od rana do wieczora - mówi znajomy Kamińskie­go. - W 2009 roku - dodaje - gdy zbliża­ły się kolejne wybory do europarlamentu, Kamiński przyszedł do prezydenta i prosił go ze łzami w oczach, by pozwolił mu wró­cić do Strasburga. Mówił, że ma na utrzymaniu rodzinę, że chciałby wykorzystać swoją szansę.
Sam Kamiński okres pracy w kancelarii prezydenckiej wspomina inaczej: - Byłem dla prezydenta psychicznym odgromni­kiem. Bardzo dużo rozmawialiśmy i o spra­wcach osobistych, i tych ważnych dla kraju.
Zaczynaliśmy dzień od tego, co słychać, a kończyliśmy rozmową ciągnącą się długo w noc. Nie lubię o tym opowiadać, bo nie chcę, jak wielu byłych kolegów, budować pozycji na pamięci o Lechu Kaczyńskim.
Prezydent zgodził się na kandydowanie Kamińskiego do europarlamentu.       
- Lubił Miśka. Razem wypili niejedno czerwone wino. Obaj byli jego wielkimi miłośnikami - mówi pracownik kancelarii.
Gdy Kamiński miał już mandat europosła w kieszeni i pewność sutej pensji, za­mienił warszawskie mieszkanie na dom pod Warszawą, na linii otwockiej. Prawie 270 metrów kwadratowych urządzonych z wielkim smakiem. W partii zaczęła krą­żyć anegdota, że w tym domu jest najlepiej urządzony gabinet polityka PiS. Zdjęcie prezydenta Kaczyńskiego wisi na honorowym miejscu.

Przegrana z Macierewiczem
Informacja o katastrofie smoleńskiej zasta­ła Kamińskiego na wakacjach w Hongkon­gu. Gdy powiadomieni SMS-ami włączyli z żoną telewizor i zobaczyli w CNN wrak samolotu, uklękli i zaczęli się modlić. Do Polski wrócili następnego dnia. Kamiński był jednym ze zwolenników pochowania Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Na znale żałoby ogolił głowę na łyso.
Niemal od razu zaczął z Bielanem pla­nować kampanię wyborczą Jarosławca Kaczyńskiego. Bielan wymyślił, że trze­ba ocieplić wizerunek prezesa osobą Joan­ny Kluzik-Rostkowskiej. Została szefową kampanii. Pomysłem Kamińskiego było postawienie w kampanii na koniec wojny polsko-polskiej. Chciał nawet, by na klu­czowym spotkaniu z wyborcami na Jas­nej Górze prezes powiedział: „Wybaczam i proszę o wybaczenie”, co miało mu za­pewnić poparcie tych, którzy nie do końca wierzyli w przemianę Jarosławca Kaczyń­skiego. Miał to być dowód na to, że prezes potrafi wznieść się ponad własne emocje. Ten fragment przemówienia Kaczyński jednak pominął.
W powyborczy poniedziałek Kamiński stawił się u prezesa, ale pod drzwia­mi gabinetu czekał już Antoni Macie­rewicz. - Antoni był u prezesa pierwszy i rzucił mu najcięższe chyba oskarże­nie: „Zapomniałeś w kampanii o Lechu” - opowiada polityk PiS. Jarosław postawił na Macierewicza.
Michał Kamiński przyznaje, że przegra­nie wojny z Macierewiczem o to, czy PiS ma być partią zrównoważonej, odpowie­dzialnej prawicy, czy radykalnej konte­stacji wszystkiego, było jego największą porażką polityczną.
- Musiało go to bardzo zaboleć. Mógł przecież wyjechać do Brukseli i spokojnie
przeczekać cztery lata do kolejnych eurowyborów. Tymczasem poszedł na zwarcie z prezesem - mówi polityk PiS.

Z Miśkiem zawsze tak jest: jak sukces, to w stu procentach jego. Jak klęska, to wyłącznie innych. Podkreślał, że jego pomysły zawsze były genialne, a nasze zawsze do dupy - mówi polityk PiS


Niewolnicy prezesa Kaczyńskiego
Kamiński odejście z PiS ogłosił w spo­sób widowiskowy, udzielając wywiadu w TVN24. W rozmowie z „Newsweekiem” przyznaje: - To był impuls, nie konsulto­wałem tego z Bielanem.
Kamiński ujawnił w telewizji, że za­dzwonił do niego polityk z kierownictwa partii i powiedział, że Kamiński może wzmocnić pozycję w PiS, jeśli opowie o rozmowach z wyrzuconą kilka dni wcześ­niej z partii Joanną Kluzik-Rostkowską.
- Ciągłe intrygi, moralne kurduplostwo PiS po prostu mnie wykańczało. Za dłu­go przymykałem oczy. Za długo przekony­wałem sam siebie, że idee są ważniejsze, nawet jeśli ludzie się nie sprawdzają. Tam­ten telefon przelał czarę goryczy. Zrozu­miałem, że płacę ogromną cenę za bycie w PiS - mówi wzburzony i niemal na jed­nym wydechu dodaje: - Najgorsze, co pró­buje robić Jarosław Kaczyński z ludźmi, to zmuszanie ich do bycia niewolnikami. Nie mogłem się na to zgodzić. Odszedłem, by być wiarygodny przed samym sobą. Ważne było odejście z PiS, przystąpienie do PJN to sprawa drugorzędna.
W akcie solidarności wyszedł z PiS rów­nież Bielan. I także trafił do PJN, ale gdy kilka miesięcy później Kluzik-Rostkowska wyrzucała Bielana z tej partii, Kamiń­ski nie kiwnął nawet palcem. - Odebrałem to jako przejaw' nielojalności przyjaciela. Polityka nas połączyła i polityka poróżniła. Szkoda, bo wiele łączyło nas także w życiu prywatnym - mówi Bielan.
Jest ojcem chrzestnym młodszej cór­ki Kamińskiego. Michał był świadkiem na drugim ślubie Bielana. Dawni koledzy spin doktorów twier­dzą, że ich relacje są do dziś złe. Nie bez przyczyny Kamiński wycofanie się z eurowyborów ogłosił w momencie, gdy Bielan próbuje wejść do nowej partii Gowina, li­cząc na mandat europosła.

Kamiński był w PJN, ale nigdy się w tę par­tię nie zaangażował. Po odejściu z PiS za­przyjaźnił się z Romanem Giertychem, a za jego pośrednictwem z Radosławem Sikor­skim. Urządzali grille, spędzali sylwestry. Politycy PJN twierdzą, że to Kamiński stał za przejściem Joanny Kluzik-Rostkowskiej do PO w kluczowym momen­cie kampanii wyborczej 2011 r. - Siedział u Joaśki cały dzień, pilnował, żeby się nie rozmyśliła - opowiada były polityk PiS.
Polityk PO z kolei twierdzi, że Kamiński w tamtej kampanii był tym, który namó­wił sztab wyborczy Tuska, by rozdmuchał sprawę Merkel (prezes Kaczyński w książ­ce „Polska naszych marzeń” napisał, że wybór Angeli Merkel na szefa niemie­ckiego rządu nie był przypadkowy, a po­tem w wywiadach sugerował, że maczało w tym palce Stasi). Zarzuty wywołały obu­rzenie także w zagranicznych mediach. Po przegranych wyborach Kaczyński zaliczył sprawcę Merkel do trzech głównych błędów swojej kampanii.
Także przed niedawnym referendum warszawskim Kamiński podpowiadał Plat­formie strategię działania. - Mówił, by stra­szyć warszawiaków wizją dnia następnego, gdy ratusz przejmie trio: Kaczyński, Hof­man i Rozenek. W punktowaniu PiS jest naprawdę dobry - śmieje się polityk PO.
Czy to znaczyć, że może stać się spin doktorem PO w sytuacji, gdy partia go­rączkowo szuka recepty na spadającą popularność? - To niemożliwe - zapew­nia Niesiołowski. - Tusk nigdy nie wyba­czy Kamińskiemu kampanii z dziadkiem z Wehrmachtu ani tego, jak pluł na rząd PO, będąc rzecznikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Co na to Kamiński? - Odpowiem cy­tatem z wieszcza: „Mocniejszy jestem: cięższą podajcie mi zbroję”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz