Jan Rokita jest na „nie". Studenci są
do niczego, polityka zeszła na psy, nawet radiowa Dwójka się popsuta.
Na jego uznanie zasłużyć trudno. Tylko Leszkowi Millerowi i godzinkom w
Radiu Maryja jakoś się udało.
Restauracja rybna w
Krakowie. Kelnerka przy chodzi przyjąć zamówienie na napoje. Ma być herbata.
- Jaka?
- A jaką pani ma? - odpowiada pytaniem
Jan Rokita. Kiedyś jadł tłusto i pil dużo, ale od ataku trzustki w 2011 r. musi
przestrzegać diety. Smażonego mięsa mu nie wolno, wina też raczej nie. Zostają
pieczone ryby i herbata.
Kelnerka wymienia kolejne kolory i
gatunki, ale klientowi nic nie pasuje. W końcu pada polecenie: - Proszę
przynieść całe pudełko, może sam coś wybiorę. Rokita
pieczołowicie przegląda zawartość skrzyneczki, jednak, sądząc po minie, nie
jest dobrze. - Cóż, spodziewałem się tego - mów zdegustowany. Nakazuje
przynieść wrzątek i sięga do kieszeni. Po chwili w czajniczku zanurza
darjeeling w jedwabnej saszetce.
Człowiek, który był świadkiem tej
sytuacji, ostrzega, że Rokita zdziwaczał. Dużo narzeka, stał się dewocyjny i
zaczął obnosić się ze swoją pogardą dla świata konsumpcji. Jakiś czas temu
ogłosił nawet, że pozbywa się telefonu komórkowego.
A już najbardziej - usłyszałem -
trzeba uważać na niego w restauracjach. Mało co mu pasuje, zwraca dania,
poucza, jak je przyrządzać, czepia się kelnerów. „Za dużo pani nalała”,
„Sztućce są źle położone”, „Zupa mogłaby być cieplejsza” - i tak w kółko.
Inny z moich rozmówców zrelacjonował
rozmowę z Rokitą: - Opowiedział mi, że podczas podróży do Włoch odwiedził willę
Nicola
Machiavellego. Kupił sobie pelerynę podobną
do tych, w których chodzono w tamtych czasach, i kręcił się w niej po okolicy.
O spotkanie z Rokitą zacząłem się
starać jeszcze w listopadzie. Wysyłałem e-maile z prośbami i przypomnieniami,
ale z Krakowa nadeszły tylko dwie lakoniczne odmowy: „A cóż Panu strzeliło do
głowy!”, „Ale niech mi Pan wytłumaczy po co? ”. Kiedy już zdążyłem pogodzić się
z tym, że do rozmowy nie dojdzie, Rokita napisał, że tak go osaczyłem, iż się
zgadza. Niestety, nie udało się nam dopasować terminu, na co Rokita
odpowiedział krótkim: „To może i lepiej”. 12 grudnia niespodziewanie pojawił
się jednak w Warszawie. Przyjechał do „Jeden na jeden”, porannego programu TVN24.
Zaczekałem na niego przed
budynkiem i się udało. Na miejsce rozmowy wyznaczył mi restaurację w małym
hotelu nieopodal siedziby stacji: - Będę miał dla pana 15 minut. No, może 20.
Rokita daje próbkę swoich aktorskich
możliwości Raz podnosi głos i donośnie się śmieje, a raz
pochyla się nad stołem i szepcze, odgrywając jakąś postać
Skrzywienie gęby
Od razu widać, że Rokita jest na
diecie: nie ma brzucha i jakby ubyło mu kilka lat.
- Naprawdę czuje się pan starszym
panem? - zaczynam w nadziei, że uda mi się rozluźnić atmosferę. Podczas
wywiadu w TVN24 Rokita powiedział, że Jarosław Gowin zaprasza go do swej
nowej partii, ale on jest już starszym panem i nigdzie się nie wybiera. - Bo
wydaje się, że jest pan w dobrej formie.
- Co za pytania pan mi zadaje? Co
to za idiotyzmy? Powiedziałem, że jestem emerytem, żeby zamknąć ten głupi
temat.
Mimo początkowych nerwów Rokita
szybko się odpręża. Mówił, że ma 20 minut, a siedzimy już godzinę. Ku mojemu
zaskoczeniu jest też serdeczny, cierpliwie odpowiada na wszystkie pytanie i na
nikogo nie krzyczy. Kłania się paniom z recepcji, uśmiecha się do kelnera i
za wszystko dziękuje.
W jednym moi rozmówcy mieli jednak
rację: Jan Rokita - nauczycie] akademicki, felietonista i były polityk - lubi
narzekać. W większości spraw jest na „nie”.
Polityka: - Wywołuje u mnie
wzruszenie ramion, skrzywienie gęby. Dlaczego, kurwa, miałbym mieć z nią
jeszcze coś wspólnego?
Telewizja: - Polskiej nie oglądam.
Gust motłochu połączony z chciwością właścicieli stacji.
Internet w telefonie: - Miałbym
czytać na ulicy? Po co?
Donald Tusk: - Cynik bez wizji
posługujący się metodami tyranów. Jego partia gnije. Czy mam z tego powodu
satysfakcję? Nie, nie odczuwam gównianej satysfakcji.
Program Drugi Polskiego Radia:
- Popsuli się, jak wszystko na tym
świecie, a wciąż wydaje im się, że mówią najlepszą polszczyzną. Śmieszne.
Uniwersytet Jagielloński (Rokita
do niedawna prowadził tam zajęcia): - A to nie ma wolnej sali, a to klucz się
zgubił albo krzeseł brakuje. Kultura organizacyjna na strasznym poziomie, poza
tym nie chcą płacić. Po roku sam odszedłem.
Studenci: - Musiałbym użyć paru
mocnych słów, a nie chcę... Nie czytają niczego, chyba że z przymusu, a
zadanych tekstów najczęściej nie rozumieją. Nie mam z nimi wspólnego kodu
kulturowego.
To może chociaż to - Jana Rokity
relacje z ludźmi: - Nie wiem, po co miałbym się zwierzać, ale, jeśli pan chce,
to proszę. Polityka przez lata była dla mnie lekarstwem na nieśmiałość i
samotnicze skłonności. Po rozstaniu z nią wróciłem do starych przyzwyczajeń.
Tak naprawdę zawsze byłem mizantropem.
Słowo „mizantropia” pochodzi z
języka greckiego i w dosłownym tłumaczeniu oznacza nienawiść do ludzi.
- Absolutne zwierzę. Moskiewska
pożyczka, afera Rywina, a on nadal jest w grze i to na fali wstępującej.
Zupełnie fenomenalne
Obrazek z dzieciństwa:
kilkunastoletni Jan Rokita nosi płaszcz do kostek i elegancki parasol z rączką.
Ma burzę blond włosów, wielki lok opadający na czoło i sporą nad
wagę. Jak to u każdego grubasa,
noga ociera się o nogę i po wewnętrznej stronie jego dziwacznych spodni z
bistoru robią się dziury, na których nosi łaty. Choć wygląda jak cudak, to
cieszy się powszechnym szacunkiem, bo rówieśnicy doceniają jego inteligencję i
talent krasomówczy.
Do dziś zmieniło się niewiele. Moi
krakowscy rozmówcy znają dziesiątki opowieści o dziwactwach Rokity.
Na przykład w komunikacji
miejskiej: na środku autobusu stoi mężczyzna w czarnym płaszczu. Twarz ledwo
mu widać, bo kraciasty kołnierz niemal dosięga do ronda kapelusza. Ludzie się
na niego patrzą, a on śpiewa pod nosem i pogwizduje.
Na Kleparzu, gdzie Rokita robi
zakupy, odbywa się inny rytuał. Jak opowiada jeden z jego znajomych, Rokita
nie chodzi po bazarze tak jak pozostali ludzie. On „oprowadza po nim swoją postać.
Skrupulatnie lustruje wszystkie warzywa, wdaje się w dyskusje o jakości
cielęciny i wytyka sprzedawcom robaczywe grzyby. Potem z zakupionych
składników własnoręcznie przyrządza obiad. W międzyczasie czysta mistyków
karmelitańskich, pisze felietony i goni żonę Nelli do sprzątania. Sam zresztą
też nieustannie lata ze ścierką. Ta dbałość o porządek, jak sam kiedyś przyznał,
to jego drobnomieszczańska obsesja: „Bardzo lubię szczegół, jakąś serwetkę,
jakąś falbankę, jakiś drobiażdżek”.
W domu najlepiej czuje się we
własnym towarzystwie. Przy desce do prasowania może spędzić cały wieczór, innym razem będzie pół dnia szorować
podłogę. Albo po prostu usiądzie i zapatrzy się w ścianę. Nelli Rokita
powiedziała kiedyś w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”, że jej mąż w muzeum
potrafi „przez trzy godziny oglądać dwa obrazy”. Tak po prostu: stoi i patrzy.
- Przy tych wszystkich dziwactwach
trzeba mu jednak oddać, że ma dziki
urok. Potrafi być fantastycznym
rozmówcą, dowcipnym i czarującym. Świetnie opowiada, moduluje glos, odgrywa
role. W młodości śpiewał w chórze Filharmonii Krakowskiej, to tam się tego
nauczył
- mówi jeden z jego znajomych.
- To pewnie stąd to nucenie pod
nosem?
- dopytuję.
- Nie, Janek nie śpiewa niczego
konkretnego. To takie jego mruczando.
Piękne godzinki
W rozmowie ze mną Rokita też daje
próbkę swoich aktorskich możliwości. Raz podnosi głos i donośnie się śmieje, a
raz pochyla się nad stołem i szepcze, odgrywając jakąś postać. Całość sprawia
fantastyczne wrażenie.
Okazuje się też, że to „nie”
Rokity wcale nie jest takie wszechogarniające. Żeby usłyszeć „tak”, trzeba
tylko trafić z odpowiednim tematem. Na przykład - Radio Maryja. Rokita na
początku odruchowo odpowiada, że go nie słucha, bardzo się przy cym krzywiąc.
Po chwili dodaje: - Ale godzinki to wspaniale tam śpiewają, czasem włączam je
sobie rano. Piękne nabożeństwa.
Wracamy do polityki, o której też
nadal opowiada z pasją. Rokita samego siebie określa krótko: jest gowinistą.
- Jarek jest uczciwym człowiekiem.
Poza tym ma podmiotowość, nie zachowuje się jak gówno w przerębli.
- Ktoś jeszcze jest, pana zdaniem,
ciekawy?
- Miller, to oczywiste - Rokita
nie waha się ani chwili. - Absolutne zwierzę. Moskiewska pożyczka, afera
Rywina, a on nadal jest w grze, i to na fali występującej. Zupełnie
fenomenalne.
- A Kwaśniewski? Chyba ma więcej
uroku.
- Jeśli już mówimy o uroku
postkomunistów, to wolę Millera. Kwaśniewski cale życie płynął z prądem, a
Miller wyrąbywał sobie wszystko kilofem. Zawsze miałem więcej uznania dla
polityków sprawczych, nawet jeśli byli to źli politycy.
- A Kaczyński ? - pytam. W
wyborach prezydenckich w 2010 roku Rokita glosował na prezesa PiS. Podczas
drugiej tury specjalnie o jeden dzień skrócił swój pobyt we Włoszech, wyjechał
samochodem i o szóstej rano stawił się przy umie w konsulacie w Bratysławie.
- Mam dla niego wielkie uznanie,
przy wszystkich jego wariactwach. To cyborg
w żelaznym garniturze, który nigdy
się nie zatrzymuje. Przemierza świat, napadają go potwory, wypada w przepaść,
wychodzi z niej, spotyka miłe zwierzęta, przechodzi przez rzekę, otrząsa się i
idzie ciągle dalej. Czy to nie jest imponujące?
Rokita o Kaczyńskim:
-To cyborg w żelaznym garniturze, który
nigdy się nie zatrzymuje. Przemierza świat, napadają go potwory, wpada w
przepaść, wychodzi z niej, przechodzi przez rzekę, otrząsa się i idzie ciągle
dalej.
Czy to nie jest imponujące?
Sieneńskie Madonny
We Włoszech Rokita zakocha! się po
wyborach w 2007 r., kiedy po raz pierwszy zobaczył Toskanię. Zaraz po
przyjeździe na półwysep napisał do przyjaciół, którzy zostali w Polsce:
„Zapraszam do Włoch, wynająłem dom, mam dobre wino, jest pięknie”. Niestety,
nikt nie przyjechał. Jeden z adresatów wiadomości powiedział mi kiedyś, że
Rokita bardzo to przeżył.
- Rzeczywiście wysłałem uroczysty
list do jednego ze znajomych, w którym napisałem, że skoro nie chce
przyjechać, to zrywam z nim relacje. Ale to był żart. Ten, kto opowiedział
panu tę historię, widocznie go nie wyczuł - twierdzi Rokita.
To właśnie we Włoszech Rokita
dostał dwa lata temu zapalenia trzustki. Dzięki pomocy kardynała Stanisława
Dziwi- sza i polskiej ambasady w Rzymie trafił do papieskiej kliniki Gemelli.
Podobno gdyby nie tamtejsi lekarze, już by go nie było wśród żywych.
Dziś Rokita najczęściej jeździ do
Sieny. - Zaprzyjaźniłem się z pewnym staniu Włochem. Często się u niego
zatrzymuję,
bardzo fajny gość - opowiada. Na
miejscu uczy się języka - bardzo lubi, kiedy mówi się do niego „signor Giovanni” - czyta i kontempluje sieneńskie Madonny.
Znajomym - W życiu Janka tak
naprawdę liczą się trzy miejsca. Pierwszym jest jego mieszkanie, drugie to
Włochy. A trzecie
- Długa 42 w Krakowie.
Ten ostatni adres to siedziba
stowarzyszenia Siemacha wspierającego dzieci i młodzież z trudnych środowisk.
Rokita bywa tu regularnie, zna się z jego wychowankami i jest przez nich
traktowany jak swój. Zdarza się, że razem z Nelli przesiaduje na Długiej
całymi dniami. Ona pomaga w sekretariacie, a on rozmawia z podopiecznymi. Dwa
lata temu spędził z nimi Wigilię, a w tym roku przyszedł w7 Wielką
Sobotę i tak się zagadał, że wyszedł dopiero w niedzielę nad ranem. Kilka
tygodni temu był też na imprezie andrzejkowej, ale schował się do sąsiedniego
pokoju, bo - jak stwierdził - nie jest przyzwyczajony do takiego harmidru.
- Jak to możliwe, że ze studentami
nie może pan znaleźć wspólnego języka, a z wychowankami Siemachy siedzi pan
całą noc? - dziwię się.
- Studentów próbuję
nauczyć rozumienia polityki, a do dzieciaków z Siemachy mam inne podejście. Po
prostu przychodzę i z nimi rozmawiam.
- O czym?
- O wszystkim. Jak z własnym dzieckiem
albo z żoną. Ja mówię o swoich sprawcach, a oni o swoich. Niektóre z tych
dzieciaków? mają po 13 lat i taaakie życiorysy - Rokita szeroko rozkłada ręce.
- Mają wszystkie doświadczenia. Przestępcze, kurewskie, narkotyczne, więzienne.
Jakie kto chce.
- A jak oni do pana mówią? „Panie
pośle” czy7 po imieniu?
- Różnie. Część - „panie Janku”, z
kilkoma starszymi jestem na ty.
Spotkanie w hotelu powoli dobiega
końca. Rokita opowiada, jak to po odejściu z polityki zaczął ograniczać
kontakty ze znajomymi. Zupełnie świadomie, z dnia na dzień. Nagle się jednak
zacina: - Ale po co właściwie jest ten artykuł? Tusk słabnie, więc warto coś o
Rokicie napisać, dobrze to rozumiem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz