Rzecznik
papieża Franciszka: To sprawa polska Arcybiskup Głódź: My nie mówimy
dziennikarzom, co robimy w Kościele
-Ola wyszła już z plebanii, ale była jakaś dziwna i pobiegła do
lasu. Idźcie jej poszukać.
Nie zdążyli się ubrać, gdy córka pojawiła się w domu, czuć było od
niej alkohol, wymiotowała. Matka zmusiła ją, by opowiedziała, co się stało.
-Proboszcz dał mi wódki z sokiem, a potem obłapiał - płakała Ola.
Opowiadała, jak przyciągnął ją do siebie, posadził na kolanach i zaczął
całować. Była w szoku, a ksiądz robił, co chciał. Kiedy wsunął rękę pod bluzkę,
wyrwała się i uciekła.
Gospodyni domowa i kierowca śmieciarki z Bojana, wsi koło Gdyni,
mają piątkę dzieci. Ola, najstarsza, kilka dni wcześniej skończyła 15 lat.
Poszła do księdza na plebanię, bo ją zaprosił podczas piątkowej spowiedzi,
mieli pogadać o jej problemach.
Jeszcze w nocy ojciec zadzwonił do księdza i spytał, czy to
prawda. Usłyszał: „Wymalowaliście to sobie”.
Koło drugiej w nocy ksiądz wysiał do Oli SMS-a: „Naskarżyłaś na
mnie”.
To ona
W poniedziałek rodzice Oli poszli poradzić się nauczycieli z
gimnazjum. „Powinniście iść na policję” - usłyszeli. Na początku stycznia
prokurator postawił Mirosławowi Bużanowi, proboszczowi z Bojana, dwa zarzuty:
dokonania innej czynności seksualnej i rozpijania 15-latki. Gdyby zrobił to
tydzień wcześniej, miałby sprawę o pedofilię. Na chwilę trafił do aresztu.
Wpłacił 10 tysięcy złotych poręczenia, wyszedł, ale co tydzień musiał meldować
się na komendzie policji.
15 stycznia - o sprawie było już głośno - te. Bużan tłumaczył
dziennikarzom: „Chciałem pomóc nastolatce, która miała myśli samobójcze, i
spotkała mnie taka nagroda. To ona prosiła o spotkanie. Przecież nie mogłem
odmówić osobie, która myślała o tym, by targnąć się na swoje życie. Przyszła
do mnie pijana. Rozmawialiśmy, uspokoiła się. Sam ją wyprosiłem, spieszyłem
się na spotkanie”.
Metropolita Gdański Sławoj Leszek Głódź wysłał proboszcza na
urlop, ale po miesiącu ten
wrócił i zajął się parafialną robotą - odprawiał msze, udzielał ślubów,
spowiadał dorosłych i dzieci.
Ks. Bużan jest już wtedy bardzo zajęty. Jako dyrektor ds.
budownictwa sakralnego w archidiecezji gdańskiej buduje nową siedzibę arcybiskupowi
Leszkowi Głódziowi. 7 grudnia 2009, dwa dni po tym, gdy Ola uciekła mu z kolan,
bierze udział w uroczystości położenia kamienia węgielnego.
Przerobienie drewnianego pałacyku po dawnej szkole na nową
siedzibę arcybiskupa pochłonęło miliony złotych. Marszałek województwa dołożył
się do nowych okien, a prezydent Gdańska na powiększenie ogrodu podarował za
4,5 tys. zł działkę wartą 450 tys.
-Siedziba jest tam, gdzie jest biskup - ucinał Głódź wszelkie
pytania o przyczyny przeprowadzki z Oliwy na Orunię.
Najpewniej nowy biskup nie chciał mieszkać na „spalonej” ziemi.
Hipoteka działki, na której stoją katedra oliwska, pałac biskupi i zabudowania
kurii, jest obciążona na 21 min zł za niespłacone kredyty. A to nie wszystkie
długi, które odziedziczył Leszek Głódź po swoim poprzedniku Tadeuszu
Goęłowskim. - Diecezja musi zwrócić skarbowi państwa prawie 7 min zł za
niezapłacone podatki.
Kurię obciążają długi kościelnego wydawnictwa Stella Maris. Pod
koniec lat 90. grupa biznesmenów wpłacała wydawnictwu pieniądze za fikcyjne
usługi. Gotówka miała być przeznaczona na potrzeby Kościoła lub na papier. W
rzeczywistości pieniądze wracały do oskarżonych po odjęciu 10 proc. prowizji
dla wydawnictwa. Według prokuratorów skarb państwa stracił ponad 65 min zł.
Aby spłacić długi, biskup Głódź opodatkował księży z diecezji -
co miesiąc muszą wpłacać do kasy kurii 50 zł, a proboszczowie dodatkowo 5 gr
od każdego parafianina. Metropolita zabiera też połowę wpływów za nadajniki
telefonii komórkowej zamontowane na kościelnych wieżach.
Do pałacyku na Oruni arcybiskup przeprowadził się w styczniu 2011
roku. Trzy miesiące później Mirosław Bużan dostał awans na kanonika, prałata
kapituły kolegiackiej utworzonej przy nowej rezydencji metropolity. W Kościele
to prestiżowe stanowisko. Kodeks prawa kanonicznego mówi, że godność kanonika
jest nadawana „kapłanom odznaczającym się nauką i prawością życia, którzy
chwalebnie wypełniają posługę”.
Biskupowi nie przeszkadza, że przed sądem toczy się sprawa o molestowanie
15-latki. Ksiądz budowniczy wchodzi do grona najbliższych współpracowników
metropolity.
Mirosław Bużan skończył w tym roku 50 lat. Zanim trafił do Bojana,
otworzył ośrodek kolonijny w Nadolu. W Bojanie (w wiosce mieszka 2500 osób)
zbudował okazałą świątynię z przedszkolem na tyłach kościoła.
7 czerwca 2011 roku sędzia Grzegorz Kachel z Wejherowa uznał
proboszcza za winnego molestowania seksualnego i rozpijania nieletniej. Dostał
rok i cztery miesiące więzienia z zawieszeniem na cztery lata oraz zakaz pracy
z dziećmi przez dwa lata. - Smutnym obliczem tej sprawy są próby nakłonienia
rodziców pokrzywdzonej do zmiany zeznań, żeby sprawa nie trafiła przed oblicze
wymiaru sprawiedliwości. Z podwójnym smutkiem należy stwierdzić, że
uczestniczyły w tym osoby świeckie, ale i duchowni - uzasadnił swój wyrok.
Sąd apelacyjny utrzymuje wyrok w mocy. Bużanowi nie pomogła zmiana
adwokatów
zaangażował dwóch uniwersyteckich profesorów:
Wojciecha Cieślaka z Gdańska i Piotra Kruszyńskiego z Warszawy.
Dopiero wtedy Leszek Głódź mianuje w Bojanie nowego proboszcza, a
Bużanowi pozwala zamieszkać w Nadolu, na terenie katolickiego ośrodka
kolonijnego Tyberiada. Tam w czerwcu 2012 roku Bużan razem z bratem i dwiema
koleżankami rejestruje fundację Tyberiada Dzieciom. Zostaje prezesem.
Kilka dni po rejestracji fundacji prezes ks. Bużan kładzie na
biurku prokuratora z Wejherowa cztery dyktafony, na każdym nagrana jest jedna
rozmowa.
-Musiałem się bronić i udowodnić, że oskarżenie było spiskiem -
tłumaczy.
Poprosił o pomoc siostrzeńca Sebastiana i jego kolegę Darka. Mieli
„omotać” 17-letnią już
wówczas Olę i wyciągnąć z niej prawdę. Na nagraniach nastolatka opowiada nowym
kolegom, że do molestowania nie doszło, piwo wypiła przed wizytą na plebanii,
a za oskarżenie księdza miał zapłacić jej rodzicom skłócony z proboszczem
biznesmen.
Ostatnia rozmowa kończy się dialogiem Sebastiana z nastolatką. -
Kiedy skończy się to całe wypytywanie i męczenie? - mówi dziewczęcy głos. -
Mówisz i masz - odpowiada Sebastian. - Ten ksiądz to mój dobry znajomy i właśnie
przyznałaś się do wszystkiego, więc wybacz mi, ale muszę to zgłosić na policję.
- Nie wierzę, no. Jak mogłeś to zrobić! - To chyba, kurwa, ja powinienem,
kurwa, spytać, jak ty mogłaś to zrobić. - Weź, spierdalaj. Zobaczysz, będziesz
miał problemy. - Chyba jesteś śmieszna, nie? Czekam z niecierpliwością, nie?
Z dyktafonami Bużan przynosi ekspertyzę biegłego sądowego Bogdana
Rozborskiego z laboratorium fonoskopii z Łodzi, który potwierdza
autentyczność nagrań.
Gdy taśmy trafiają do prokuratury, grupa parafian zbiera podpisy
pod petycją do arcybiskupa Głódzia - chcą przywrócenia niesłusznie oskarżonego
proboszcza. Na liście jest ponad 2 tys.
nazwisk
Prokuratorzy wszczynają śledztwo w sprawie fałszywego oskarżenia
i wysyłają nagrania do zbadania.
Ola upiera się, że nie zna Sebastiana, i prosi, aby sprawdzić
logowanie jej telefonu w momencie dokonywania nagrań. Okazuje się, że komórka
była kilkadziesiąt kilometrów od miejsc, w których nastolatka miała się spotykać
z krewnym księdza. Prokurator zleca konfrontację. Wśród pierwszej czwórki
dziewcząt jest Ola, do drugiej włączono jej siostrę, są bardzo podobne.
Siostrzeniec wskazuje zupełnie inną osobę. Na okazanie doprowadzany jest ze
skutymi nogami i rękoma - siedzi w areszcie w sprawie o handel narkotykami.
(Dziś odbywa już karę).
Gdy śledczy mówią Darkowi, że Sebastian nie rozpoznał Oli - pęka i
przyznaje, że nagrania były sfabrykowane. Wystąpiła w nich inna dziewczyna.
Biegli także potwierdzają, że głos nie należy do Oli.
w tym samym
czasie umierał mój ojciec. Zostałem zeszmacony, wyrzucony poza nawias. Ciągle
zadaję sobie pytanie o sens cierpienia. Człowiek pokutuje, jeśli zawini. A w
moim przypadku? Jestem niewinny, wszystko zostało ukartowane. Odebrano mi
wszystko, co zbudowałem, całe życie. Nie mam kościoła, nie mam parafian.
- Co ksiądz
zamierza robić?
- Chcę wrócić
do Bojana, na moją parafię, jako proboszcz, a potem stamtąd odejść, ale sam, z
godnością. Najważniejsze dla mnie to odzyskanie dobrego imienia.
To sprawa polska
3 października
adwokat Bogusław Senyszyn skończył pisać pozew o zadośćuczynienie za poniesione
krzywdy. Jeden przeciwko księdzu Bużanowi, adresatem drugiego jest archidiecezja
gdańska. Chce ponad 100 tys. zł od każdego z pozwanych. - Moja klientka leczy'
się w poradni psychologicznej - tłumaczy. - Nie dość, że została skrzywdzona,
to stała się obiektem złośliwej dyskredytacji ze strony parafian księdza
Bużana, a potem oskarżona przez niego w wyniku prowokacji. Od tamtej sobotniej
nocy to dziecko nie zaznało spokoju. W jej przypadku Kościół nie zrobił nic,
aby wesprzeć i chronić ofiarę seksualnych nadużyć księdza.
Dzwonimy do
watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Słuchamy parę chwil radosnych dzwonków i
dowiadujemy się, że kongregacja nie ma biura prasowego ani rzecznika. Radzą,
żeby dzwonić do biura Federica Lombardiego, rzecznika prasowego papieża
Franciszka.
Prokurator 3
kwietnia 2013 roku umarza postępowanie w sprawie fałszywego oskarżenia i
wszczyna kolejne - Sebastianowi i Darkowi grożą trzy lata więzienia za
tworzenie fałszywych dowodów. Udało się także odnaleźć dziewczynę, która
podszyła się pod Olę. Do końca roku do sądu powinien wpłynąć akt oskarżenia.
Wrobiony
Ksiądz nie
uznał decyzji prokuratury, powtarzał wszystkim, że biegły, którego on wynajął,
uznał nagrania za autentyczne.
Docieramy do
tego biegłego. - Zajmowałem się tylko spisywaniem wypowiedzi z nośnika.
- mówi nam
Bogdan Rozborski. - Identyfikacji osoby nie przeprowadzałem, bo nie miałem
próbek głosowych do porównania. To nie było przedmiotem zlecenia. Sprawdzałem,
czy nagrania nie były klejone.
Ksiądz Bużan
upiera się, że został wrobiony. Odgraża się, że puści rozmowy w internecie,
żeby wszyscy przekonali się o prawdzie, i chce walczyć o sprawiedliwość przed
Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
Mimo wyroku
ks. Bużan nie przestał być kierownikiem katolickiego ośrodka kolonijnego
Tyberiada. Mieszka w piętrowej willi Obok pawilon na 150 osób dla dzieci i
młodzieży z kaplicą na poddaszu i boisko.
Do Nadoła
przyjeżdżamy rano. Rozmowa jest trudna. Co kilka zdań zapada milczenie.
- Myślę o tym
codziennie - mówi, przecierając zaczerwienione oczy. Miał gości i położył się
spać o szóstej rano. - Człowiek nieraz był blisko bardzo czarnych myśli.
Zwłaszcza że
Dzwonimy.
Osoba, która odbiera, cierpliwie słucha, notuje nazwisko księdza Mirosława
Bużana i nazwę diecezji.
- Stolica
Apostolska nie ma nic do czynienia z tą sprawą - słyszymy po chwili. - Należy
rozmawiać z nuncjuszem apostolskim Celestinem Migliore.
- Ale nuncjusz
nie chce rozmawiać
- Widocznie
nuncjusz nie chce komentować lej sprawy.
- Z kim w
takim razie rozmawiać?
- To sprawa
polska, więc z nuncjuszem arcybiskupem Migliore.
Nuncjusz nie ma podstaw
Z sekretarzem
nuncjusza Migliorego księdzem Jerzym Trelą rozmawiamy trzy razy - pierwszy na
dzień przed telefonem do Watykanu. Ksiądz mówi, że nie przypomina sobie takiej
sprawy. Na pytanie, czy nuncjusz nie spotkałby się z nami w sprawie księdza
Bużana, odpowiada, że nie.
- A gdybyśmy
byli parafianami, którzy chcą porozmawiać o księdzu z wyrokiem za molestowanie
15-latki.
- Odesłałby
was do biskupa miejsca.
Tydzień
później prosimy, aby sekretarz dowiedział się, czy7 nuncjusz zna
sprawę księdza Bużana i czy powiadomił kongregację zgodnie z obowiązującymi w
Kościele przepisami.
Sekretarz
broni się: - Skarga mogła pójść bezpośrednio do Watykanu.
Obiecuje
jednak, że porozmawia z nuncjuszem.
- Nie mówi wam
całej prawdy, nawet jak dokument trafiłby do kongregacji, do nuncjatury
wpłynęłaby notatka - powie nam znajomy ksiądz.
Po dwóch
dniach mamy odpowiedź Celestina Migliorego.
- Według
naszych informacji zarzut pedofilii nie dotyczy tego księdza, więc nie ma podstaw,
by informować kongregację i wszczynać postępowanie - informuje ks. Trela.
- Przecież
jest prawomocny wyrok w sprawie molestowania 15-latki.
- Według
informacji, jakie posiada nuncjusz, nie ma podstaw. Porozmawiajcie z biskupem
miejsca, na pewno coś zrobił.
Biskup miejsca
Leszek Głódź zareagował dwa razy. Gdy sprawa wyszła na jaw, w styczniu 2010
roku, wysłał Bużana na miesięczny urlop. A po uprawomocnieniu wyroku, 15
grudnia 2011 roku, mianował na jego miejsce nowego proboszcza. Pozwolił też
Bużanowi zamieszkać w ośrodku kolonijnym i założyć tam fundację Tyberiada
Dzieciom.
To wszystko,
co zrobił Leszek Głódź w sprawie ks. Bużana.
Biskup jest odpowiedzialny
A co powinien
był zrobić? Kodeks prawa kanonicznego za pedofilię uznaje nadużycia seksualne
wobec dzieci do 18. roku życia. W 2001 roku Jan Paweł II nadał pedofilii rangę
ciężkiego przestępstwa i włączył do kompetencji Kongregacji Nauki Wiary, która
uzyskała uprawnienia sądu. Jeśli księdzu udowodni się winę, prawie zawsze jest
wydalany ze stanu kapłańskiego. Co więcej, zarzut przedawnia się dopiero po 20
latach, liczonych od pełnoletności dziecka.
W 2011 roku,
już za Benedykta XVI, kongregacja przygotowała wytyczne dla episkopatów. W
dokumencie napisano, że przede wszystkim na biskupach spoczywa odpowiedzialność
za przypadki pedofilii, i jeśli śledztwo potwierdzi przestępstwa, biskup ma
obowiązek przekazać dokumenty do biura nuncjusza apostolskiego, który kieruje
je do Kongregacji Nauki Wiary.
W wytycznych
podkreślono, że podstawą do podjęcia postępowania kanonicznego może być także
informacja od państwowych organów ścigania, a tym bardziej prawomocny wyrok.
Ból i wstyd
Wobec
Mirosława Bużana nie toczyło się żadne kościelne dochodzenie, nikt z diecezji
nie zwrócił się także o wyjaśnienia do Oli i jej rodziców.
Jedynie dziekan
Franciszek Rompa z Kielna, któremu podlegało probostwo Bużana, zaprasza
rodziców na wizytę. Namawia ich: „Nie o Bużana chodzi, przyjedźcie, porozmawiamy”. Myśleli, że
dziekan chce pomóc. Ola miała wkrótce iść do bierzmowania. Zamiast wsparcia
usłyszeli, żeby zostawić księdza Mirosława w sutannie.
Polscy
biskupi, w tym Leszek Głódź, który jest jedną z ważniejszych osób w Konferencji
Episkopatu Polski, ogłosili na początku października aneks do papieskich wytycznych
z 2011 roku.
„Troska o
ofiary nadużyć seksualnych to podstawowy akt sprawiedliwości ze strony
wspólnoty Kościoła odczuwającej ból i wstyd z powodu krzywdy wyrządzonej
dzieciom
- młodzieży” -
napisali w dokumencie biskupi.
Leszek Głódź
zgadza się z nami porozmawiać na temat proboszcza z Bojana.
- Dlaczego
ksiądz arcybiskup nie powiadomił nuncjusza apostolskiego o przypadku Mirosława
Bużana?
- To nie jest
pedofilia, jego nie dotyczy ten zarzut - odpowiada zirytowany.
- Jak to? Ola
miała 15 lat. Kościół klasyfikuje to jako pedofilię, a ksiądz biskup nie
wszczął żadnego postępowania.
- My nie
mówimy dziennikarzom, co robimy w Kościele.
- Ta sprawa
powinna być przedłożona kongregacji - naciskamy.
- W Kościele
jest to, co Kościół uważa, a nie
wy.
Dowody leżały w kurii
Wiosną
anonimowi księża opowiedzieli dziennikarce „Wprost”, jak Leszek Głódź kupczy
stanowiskami, pije, poniża i dręczy kapłanów. Przestali milczeć, gdy kapelan
biskupa, młody ksiądz, nie wytrzymał psychicznie życia u boku metropolity i
uciekł z rezydencji.
Nikt się
jednak nie odw7ażył poskarżyć się na biskupa. Jedynie ks. Adam
Swieżyński, były wykładowca gdańskiego seminarium, dziś profesor filozofii
Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, umówił się na spotkanie z
nuncjuszem. Przez metropolitę stracił wszystko - gdy Leszek Głódź pojawił się w
Gdańsku, pozbawił go stanowisk i mieszkania - za karę. Filozof ośmielił się
bronić rektora seminarium usuniętego przez metropolitę.
Audiencja u
Celestina Migliorego trwała godzinę, nuncjusz spokojnie słuchał, po czym
oświadczył, że dopóki nie zdobędzie dowodów przeciwko Leszkowi Głódziowi, nic
nie zrobi. Profesor był zdziwiony. Dowody istniały i leżały w kurii - kapelan,
gdy wrócił do zdrowia, zażądał spisania swoich zeznań przy świadkach. Były7
bardzo szczegółowa, bo ksiądz prowadził dziennik skrupulatnie notował, co
mówił i robił arcybiskup. Jałt kazał mu grać w nocy na akordeonie, wyzywał go
od zawszonych gnojów itp.
Nuncjusz na
zakończenie spotkania zapewnił ks. Świeżyńskiego, że rozmowa pozostanie w
tajemnicy. Następnego dnia rano filozof dowiedział się, że w gdańskiej kurii
wszyscy już wiedzieli o jego wizycie u Migliorego. Wiedzieli też, że nic nie
wskórał.
Nuncjusz
apostolski zna gdańskiego biskupa z Watykanu - na tyle dobrze, że poświęcił nową
siedzibę. Głódź ma sporo rzymskich znajomości, wiele lat pracował w
Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Gdy na Euro 2012 reprezentacja Włoch
grała w Gdańsku, na Oruni oprócz Celestina Migliorego gościł kardynał Tarcisio
Bertone. Wieloletni sekretarz stanu (premier Watykanu), odszedł z urzędu, gdy
papieżem został argentyński jezuita.
Dwa lata temu
gdański kleryk i absolwent farmacji wpadł na promocyjny pomysł - do opakowania
przypominającego lek na serce włożył różaniec i obrazek z Jezusem. Preparat
nazwano Miserikordyna (misericordia - po łacinie miłosierdzie). Jesienią
arcybiskup Głódź podsunął go nowo mianowanemu jałmużnikowi papieskiemu
Konradowi Krzyżanowskiemu, który z kolei podsunął go papieżowi. Franciszka
ubawiła ulotka dołączona do „leku” i 17 listopada, po modlitwie Anioł Pański,
rozdano pielgrzymom, którzy przyszli na plac św. Piotra, 30 tysięcy papieskiej
wersji Miserikordyny. - Chciałbym polecić wam lekarstwo - powiedział z balkonu
i wskazał pudełko z gdańskim specyfikiem. - Nie zapomnijcie jej wziąć, bo robi
dobrze na serce, duszę i jest dobra na całe życie.
Od kilku
tygodni cały świat chce zażywać Miserikordynę wymyśloną w diecezji arcybiskupa
Leszka Głódzia.
Brak komentarzy, to też komentarz. Politykę tworzą tylko ludzie i aż ludzie, także w hierarchii Kościoła katolickiego. Stan faktyczny znany jest jedynie tym, którzy brali w opisywanych zdarzeniach udział. Bez znajomości materiału źródłowego i materiału dowodowego nie da się ocenić bezstronnie przedstawionych relacji. Relacje są sprzeczne, jest wiele niejasności, a emocje nie są pożądane.
OdpowiedzUsuń