wtorek, 17 grudnia 2013

Love według PiS



Groźby, straszenie kolegami z dawnych służb to metody, które poseł Kaczmarek stosował nie tylko jako były agent. - Ja ci krzesłem przyje..ę zaraz tak, że spadniesz – ostrzegał męża swojej kochanki.

 http://www.youtube.com/watch?v=6gTWrtuZnm4

Pensjonat U Jacka jest położony w Olsztynie nad jeziorem Sukiel. Arkadiusz Sztylc pojechał tam 4 czerwca 2013 r., by  porozma­wiać z posłem Tomaszem Kacz­markiem, którego podejrzewał o romans ze swoją żoną Katarzyną. Niedawno byty agent przedstawił ją światu jako nową narzeczoną.
Przebiegłej rozmowy znamy z taśm, które trafiły do Sądu Okręgowego w Olsztynie. Udało nam się do nich dotrzeć.
„Wiesz co, Arek, ja jestem pis totalnie. W sensie nie Prawo i Sprawiedliwość, tylko pokój” [po angielsku „peace” - red.] - mówił ugodowo agent Tomek.
„Ja też chcę mieć pokój, chcę mieć porzą­dek w domu i chcę wiedzieć, na czym stoję” - odpowiadał mąż Katarzyny.
Rozmowa trwała kilkadziesiąt minut, toczyła się w spokojnej atmosferze, uczest­niczył w niej też Mirek, przyjaciel Kaczmarka. Poseł zdecydowanie zaprzeczał, jakoby miał romans z żoną Sztylca. Po chwili dyskusji oświadczył, że dziś jest „za bardzo zaabsor­bowany zbyt poważnymi sprawami, żeby wchodzić w pierdoły (...) Mi się nie chce romansować, mi się nie chce lovelować, mi się nie chce latać po kątach i robić dziwne rzeczy. Mam to w dupie”
Na koniec kilku dziesięciominutowej roz­mowy zaczął jednak grozić: „Bądź w tym wszystkim cholernie rozsądny. (...) Jak zro­bisz jakieś głupoty, żebyś nie dostał, że tak powiem, piłki zwrotnej. Bo ja i moi przyjaciele nie jesteśmy ludźmi, którzy są grzecznymi chłopcami”
Powiedział też, że ceni Katarzynę Sztylc za jej „dryg polityczny”. „Mam kolejnego partnera do współpracy, do robienia rzeczy, które my uważamy, że są dobre dla Polski. Nie wchodzę w żadne relacje typu love me tender, love me sweet, kochanie i tak dalej”.
W odpowiedzi na pozew rozwodowy, który w lipcu złożyła Katarzyna, jej mąż opisał sądowi, że wiosną w ich życiu nagle pojawił się słynny agent Tomek.


ODE MNIE W RYJ DOSTANIESZ

Pensjonat U Jacka należy do znajomych państwa Sztylców, którzy są też znajomymi posłanki PiS Iwony Arent. Katarzyna Sztylc jest jej przyjaciółką i współpracownicą.
Tam też dzień później, czyli 5 czerwca 2013 r., odbywały się imieniny posłanki Arent. Na imprezie bawili się ważni politycy PiS, m.in. wiceprezes partii Adam Lipiński i poseł Wojciech Szarama.
Przyszedł również Arkadiusz Sztylc. „Powódka - pisał później w piśmie rozwo­dowym - była tam już obecna z posłem Kaczmarkiem, z którym świetnie się bawiła. (...)

Jak zrobisz jakieś głupoty, żebyś nie dostał, że tak powiem, piłki zwrotnej. Boja i moi przyjaciele nie jesteśmy grzecznymi chłopcami


Poseł Kaczmarek był szczególnie zdenerwowany i groził pozwanemu np., że go uderzy itp. Zdarzenia te widziały obecne tam osoby, m.in. poseł Lipiński”
Na nagraniu słychać rozmowę Sztylca z posłem Kaczmarkiem.
Kaczmarek: „Za trzy sekundy wstanę i cię najebię. Jedź do domu, boja się napierdoliłem i mówię ci to szczerze: za trzy sekundy wstanę i cię najebię. (...) Spierdalaj”.
Do rozmowy włącza się posłanka Arent. Mówi, że sytuacja jest „niezręczna”, a ona ma imieniny.
Mąż pani Katarzyny jest trzeźwy. Opo­wiada posłance, że widział, jak jego żona i poseł Kaczmarek biegają po balkonach, żeby się nie zorientował, że przebywali w jednym pokoju. Dodaje, że „plują mu w twarz” „Mnie to nie interesuje, ja się bawię. Nie chcę tu awantury” - ucina posłanka.
Po chwili Kaczmarek znowu zwraca się do Sztylca: „Wiesz co, Arek, ciebie może dobrego spotkać w życiu? Jak się spotkamy, po prostu ode mnie w ryj dostaniesz... Albo ja od ciebie”
Sztylc: „Ty ode mnie raczej nie”.
Kaczmarek: „Ja ci powiem jedną rzecz: ja w to nie wchodzę. Spierdalaj i mnie z tym nie wiąż. Bo jak będziesz do mnie, kurwa, przy­bijał, to powiedziałem ci: my nie jesteśmy grzecznymi chłopcami i ja grzecznym chłopcem nie jestem. Odpierdol się ode mnie, bo ja ci krzesłem przyjebię zaraz tak, że spadniesz”


CZARNE CHARAKTERY Z CBA

Tomasz Kaczmarek nie zgodził się na spo­tkanie z nami. Poprosił o pytania na piśmie. Zapytaliśmy więc, czy 5 czerwca 2013 r. w pensjonacie U Jacka w Olsztynie groził pobiciem Arkadiuszowi Sztylcowi. Poseł obszernie nam odpisał, tłumacząc, że osoba, o którą pytamy, „nie była zaproszona na prywatne spotkanie towarzyskie” (z taśm wynika co innego). Zareagował, bo organi­zator „prosił ją kilkukrotnie o opuszczenie spotkania”, a osoba „naprzykrzała się jednej z uczestniczek spotkania” Poseł Kaczmarek wyjaśnia, że „w sposób stanowczy zażądał, aby wreszcie pozwoliła jej na nieskrępowane uczestnictwo w spotkaniu”. Twierdzi przy tym, że jego wypowiedź „nie miała charak­teru realnej groźby (...) zdarzenie miało miejsce w lokalu pełnym ludzi, w tym znajomych osoby, o którą pan pyta, a więc osoba ta na pewno nie mogła czuć się zagrożona”.
A co miał na myśli dzień wcześniej, mówiąc o „piłce zwrotnej” i przyjaciołach, którzy nie są „grzecznymi chłopcami” ? Kim są owi przyjaciele?
Wypowiedzi o „piłce zwrotnej” poseł nie pamięta: „Z jej kontekstu wnoszę, iż chodziło o przypomnienie, że nierozważne zachowa­nia w życiu skutkują negatywnymi konse­kwencjami, że każda akcja rodzi kontrakcję, że w życiu zarówno każdy dobry uczynek, jak i zły uczynek wraca do nas wcześniej lub później”
Kim są jego przyjaciele, którzy nie są „grzecznymi chłopcami”? Poseł wyjaśnia: „Fraza ta była nawiązaniem do mojej pracy w CBS i CBA, która wiązała się odgrywaniem ról czarnych charakterów. (...) Moi przyjaciele to moi koledzy z wcześniejszej pracy.”
O tym, że poseł Kaczmarek ma wciąż liczne kontakty z kolegami ze służb, pisa­liśmy we „Wprost” dwa tygodnie temu. Po odejściu z CBA wraz z byłymi funkcjonariu­szami założył wywiadownię gospodarczą. Na swoich stronach internetowych firma chwaliła się, że jej detektywi mają „doświadczenie zdobyte podczas służby w instytucjach ści­gania RP oraz współpracy z ich zagranicz­nymi odpowiednikami”. Zanim Kaczmarek został posłem, odszedł ze spółki. Nadal ściśle jednak współpracuje z dawnymi wspólni­kami, a jeden z nich jest nawet jego asystentem społecznym.

ZMOWA MILCZENIA

Po kilku miesiącach uczestnicy tamtej imprezy twierdzą, że nie pamiętają jej prze­biegu. Posłanka Iwona Arent mówi „Wprost”:
- Nic o tym nie wiem, nie pamiętam takiego zdarzenia.
- Czyli poseł Kaczmarek nie obrażał męża pani Sztylc? - dopytujemy.
- Nie pamiętam, żeby obrażał, nie parnię - tam, żeby było jakiekolwiek takie zdarzenie, gdziekolwiek.
- A pamięta pani w ogóle te imieniny?
- chcemy się upewnić.
- To jest moja prywatna sprawa, czy ja robię imieniny, czy nie robię. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek komukolwiek groził, czy w Warszawie, czy w Olsztynie, czy w Sejmie, czy w domu prywatnym.
Podobnie odpowiada nam wiceprezes PiS Adam Lipiński: - W ogóle nie wiem, o czym państwo mówią. Kompletnie nie pamiętam, żeby taka sytuacja miała miejsce. Przyjecha­łem tam zresztą bardzo późno. Może ktoś to zmyślił? Sprowokował? Nie wstyd wam zajmować się jakimiś nagranymi rozmowami?
Katarzyna Sztylc też nie chce już rozma­wiać o pośle Kaczmarku. - Mogę z panią rozmawiać o mojej działalności charytatyw­nej. Niczego innego komentować nie będę - dodaje.
Próbowaliśmy się także skontaktować z byłym mężem pani Sztylc. Odmówił roz­mowy, tłumacząc, że chce wreszcie o tym wszystkim zapomnieć.
Cztery miesiące temu sąd wydał wyrok w sprawie państwa Sztylców. Orzekł o roz­wiązaniu małżeństwa z orzeczeniem winy Katarzyny Sztylc i postanowił, że dwoje dzieci (cztery i dwa lata) pozostanie z ojcem. Matce, czyli obecnej narzeczonej „agenta Tomka”, ograniczył prawa rodzicielskie.

Związek z Katarzyną Sztylc upublicznił nie - dawno sam poseł Tomasz Kaczmarek. Kilka tygodni temu w centrum Warszawy polityk rozbił czarne porsche cayenne, które
- jak się później okazało
- należało do jego narze­czonej. Ponieważ samochód nie figurował w poselskim oświadczeniu majątkowym, dziennikarze zaczęli się interesować, do kogo należy luksusowe auto. Począt­kowo na wszelkie pytania w tej sprawie polityk reagował nerwowo. Ostatecznie w rozmowie z dziennika­rzami „Wprost” zapowie­dział, że wkrótce w jednej z gazet ukaże się obszerna informacja na ten temat. Rzeczywiście, już po kilku godzinach prawicowy tygodnik „Do Rzeczy” opu­blikował na swoich stro­nach internetowych tekst „Love and PiS”. „AgentTomek” przedstawiał w nim swoją narzeczoną Katarzynę Sztylc. Okazało się, że to do niej należało pechowe auto. Nowa miłość posła została przedsta­wiona jako bizneswoman i prawniczka z Olsztyna, a przy tym działaczka społeczna. Artykuł został zilustrowany wspólną sesją zdjęciową. Na fotografiach para czule się obejmuje.Kilka dni później para udzieliła temu samemu tygodnikowi wywiadu.W rozmowie pt. „Roz­bił porsche Matki Teresy” dziennikarz pyta kobietę, dlaczego ukrywała swój związek z „agentem Tom­kiem” „Bardzo sobie cenię prywatność. Jednak to nie jest tak, że jakoś specjalnie się ukrywaliśmy. Bywaliśmy razem w miejscach publicznych, nasi przyjaciele i znajomi o tym wiedzieli. Nie chcieliśmy natomiast,
by media zajmowały się naszym związkiem. Tomek obiecał, że sprawę utrzyma w tajemnicy. Niestety, na przeszkodzie stanęła stłuczka firmowym samo­chodem” - opowiadała Katarzyna Sztylc.
Poseł Kaczmarek doda­wał, że poznali się dzięki Prawu i Sprawiedliwości: „Love & PiS. (...) Trochę sobie żartując, mówię, że zakochałem się w takiej warmińsko - mazurskiej Matce Teresie”.
Niewiele później „Wprost” przyjrzał się biznesom partnerki posła Kaczmarka. Dwa tygodnie temu ujawniliśmy, że jej firma zarejestrowana jest w budynku dawnej kan­tyny wojskowej w Olsz­tynie. Nieruchomość to opuszczony budynek, w którym nie ma śladu, by ktoś prowadził jakąkol­wiek działalność.


KOMENTARZ ANNY GIELEWSKIEJ

MORALNOŚĆ RYNSZTOKOWA

Zastraszanie, groźby - to metody, które poseł Tomasz Kaczmarek sto­sował nie tylko jako agent. Historia, którą opisujemy, pokazuje cynizm, hipo­kryzję i bezwzględność działania polityka PiS. Dla­czego zdecydowaliśmy się ją ujawnić? Bo dzięki temu każdy może sam ocenić postawę polityka, który jeszcze niedawno jako czo­łowy funkcjonariusz CBA przeprowadzał w Polsce moralną rewolucję. Według nas to zachowanie co najmniej knajackie i rynsz­tokowe. Okazuje się, że również powoływanie się na kolegów ze służb to dla Kaczmarka codzienność. Także po odejściu z CBA. Przy tym wszystko - jak podkreśla on sam - z myślą o „dobru Polski” Kilka lat temu, także z myślą o dobru Polski, przełożeni agenta Tomka ujawniali nam taśmy i nagrania pokazu­jące kobiety, które agent uwodził. Tłumaczyli przy tym, że wyborcy powinni wiedzieć, na kogo gło­sować. Poseł Kaczmarek dziś nie jest już agentem, lecz posłem PiS - partii, która ma na sztandarach konserwatywne i chrze­ścijańskie wartości. Stawia na rodzinę, tradycję. Na Zachodzie prawicowego polityka z taką historią pewnie już by nie było.
A w Polsce?

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz