Prokuratura sprawdzi, czy podczas swoich smoleńskich
wykładów w USA Antoni Macierewicz Według obliczeń Krzysztofa Kocha podczas
wyjazdu do USA Macierewicz mógł zainkasować około 25 tys. Dolarów
Pan Macierewicz jako poseł jeździ po Stanach Zjednoczonych
za pieniądze polskiego podatnika, szkalując państwo polskie, a Polonia zbiera
dla niego pieniądze, od których nie płaci on żadnego podatku - mówi Krzysztof
Koch z Chicago. Domaga się, by polska prokuratura prześwietliła
wiceprzewodniczącego PiS i sprawdziła, ile na takich zagranicznych wyjazdach
Antoni Macierewicz zarabia.
Mateusz Martyniuk z Prokuratury Generalnej potwierdza, że
doniesienie w tej sprawie dotarło już do Warszawy. - Zostanie przekazane do
odpowiedniej prokuratury i to ona zdecyduje, co robić dalej - mówi Martyniuk.
Krzysztof Koch od ponad 30 lat mieszka w Chicago. Był
związany z Kongresem Polonii Amerykańskiej i wiatach 80. wspierał finansowo
polskie podziemie, również Antoniego Macierewicza, jak twierdzi. Teraz złożył
do prokuratury doniesienie o nielegalnej zbiórce pieniędzy podczas listopadowej
wizyty posła Macierewicza w Chicago.
Chicago i Nowy Jork to największe skupiska Polonii w USA. Od
lat oba miasta są twierdzami PiS, więc konserwatywni posłowie, pielgrzymując
tam, czują się jak u siebie. Od 2010 r. głównym celem wizyt są rozmowy o
katastrofie smoleńskiej.
Jesienią na kolejną wyprawę po Ameryce wyruszył
wiceprzewodniczący PiS Antoni Macierewicz, któremu pobyt organizowały kluby
„Gazety Polskiej” z Chicago, Nowego Jorku i Toronto.
13 listopada 2013 r. odbyło się w kościele św. Trójcy w
Chicago spotkanie Antoniego Macierewicza z Polonusami, na które przyszło około
tysiąca osób. Kościół udekorowany był portretami Lecha Kaczyńskiego i hasłami:
„Niema wolnej Polski bez prawdy o Smoleńsku”.
Macierewicz przez prawie dwie godziny opowiadał o
katastrofie smoleńskiej, jej ofiarach i snuł spiskowe wizje, zastanawiając się,
czy mogło dojść do zamachu. Potem odpowiadał na pytania. Polonusów interesowało
głównie, kto i jak przyczynił
się do zamordowania prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
„Macierewicz nie zostawił suchej nitki na rządzie Donalda
Tuska, szczególnie na jego poczynaniach na arenie międzynarodowej” - pisała
miejscowa prasa.
- Nagle zauważyłem, że ludzie wrzucają po 15-20 dolarów do
koszyka, który przekazują sobie z rąk do rąk - mówi Piotr Dąbrowski, szef
chicagowskiego portalu Progressforpoland.com. Zapamiętał, że koszyk długo
krążył po sali, a organizatorzy nawet nie poinformowali zebranych, ile
pieniędzy zebrano.
Co się stało z tymi pieniędzmi?
Tego dokładnie nie wiadomo. Organizatorem spotkań z
Macierewiczem w Chicago była Agata Mikołajczyk z klubu „Gazety Polskiej”.
Właśnie ona jest odpowiedzialna za zbiórkę pieniędzy. Jednak Mikołajczyk nie
chce na ten temat rozmawiać ani nie odpowiada
na SMS-y.
W spotkaniu brał udział jeszcze jeden poseł z PiS, Adam
Kwiatkowski. Mówi on jednak, że nie zauważył, by ktokolwiek zbierał pieniądze.
- A jeśli były zbierane, to by wspomóc dr. Kazimierza Nowaczyka z Uniwersytetu
Maryland w Baltimore. Nowaczyk, jeden z najbardziej znanych ekspertów zespołu
Antoniego Macierewicza, ostatnio stracił pracę z powodu, jak uważa amerykańska
Polonia, swojego zaangażowania w sprawy smoleńskie.
PIENIĄDZE DLA
NOWACZYKA
Dziennikarz Marek Bober z chicagowskiego „Kuriera
Codziennego” twierdzi, żedo Chicago często przyjeżdżają dziennikarze i politycy
z Polski. Podczas takich spotkań zbierane są niewielkie datki. Część pieniędzy
idzie na pokrycie kosztów wynajmu sali, a reszta przekazywana jest
prelegentowi. - Nie jest to wynagrodzenie za wykład - mówi redaktor Bober. - To
są drobne kwoty, które mają pokryć koszty przelotu lub wynajmu hotelu.
Jego zdaniem Macierewicz w Chicago nie potrzebuje hotelu, bo
od co najmniej 20 lat ma tam spore grono przyjaciół. Zatrzymuje się zwykle w
ich domach. W kancelarii Sejmu sprawdziliśmy, że była to prywatna wizyta posła
Macierewicza, więc za bilet musiał zapłacić z własnej kieszeni.
- Pani marszałek Ewa Kopacz jest dość zasadnicza w tej
sprawie - mówi rzecznik PiS Andrzej Duda. - Nie zgadza się na finansowanie
takich wyjazdów z budżetu Sejmu.
Podczas listopadowego wyjazdu Macierewicz odwiedził jeszcze
cztery miasta - London i Toronto w Kanadzie oraz Filadelfię i Nowy Jork w USA.
W Nowym Jorku wstęp na spotkanie, które odbywało się w szkole św. Stanisława
Kostki, kosztował 15 dolarów. Uczestnicy jednak od razu zostali poinformowani
przez miejscowy klub „Gazety Polskiej”, że zebrane pieniądze trafią do
potrzebującego dr. Kazimierza Nowaczyka. Według redaktora Bobera zebrano około
6 tys. dolarów. Nie wiadomo natomiast, czy pieniądze zbierane były w
pozostałych miastach. - Nawet jeśli byłyby zbierane, to są to tak drobne kwoty,
że w żaden sposób nie naruszają amerykańskiego prawa - mówi Bober.
Tylko że posłów obowiązują w tym zakresie polskie, a nie
amerykańskie przepisy. Według nich w rejestrze korzyści powinna być zgłoszona
każda darowizna, która przekracza kwotę 50 proc. najniższego wynagrodzenia,
czyli 800 zł. Poseł powinien zgłosić taką korzyść w ciągu miesiąca od jej
otrzymania. Macierewicz do tej pory nic nie zgłosił. W jego rejestrze korzyści
odnotowana jest jedynie darowizna 2842 euro, którą otrzymał w maju ubiegłego
roku od prywatnej osoby. Na nasze pytania o wynagrodzenie za wykład w USA poseł
nie odpowiedział.
Krzysztof Koch jest jednak nieustępliwy: - Nikt w Stanach
Zjednoczonych nie zbiera datków podczas spotkań z politykami - mówi. - A ten
facet jest u nas dość często i za każdym razem podczas spotkań z nim są
zbierane pieniądze.
Zdaniem Kocha sprawą powinna się zająć polska prokuratura.
Bo według jego obliczeń podczas wyjazdu do USA wiceprzewodniczący PiS mógł
zainkasować kwotę około 25 tys. dolarów.
- To nie może być tak, że krążą jakieś pieniądze i nikt nie
płaci od tego żadnych podatków - mówi Koch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz