środa, 1 października 2014

Dygotki husarza



Mówią o nim, że jest autokratą. On o sobie, że jest patriotą. Marek Jakubiak wspiera narodowców, gejami gardzi. Nie chce pamiętać, że jego browar stawał: na nogi dzięki pieniądzom gdańskiej mafii.

WOJCIECH CIEŚLA

Komórka prezesa Jakubiaka zawiesiła się w poniedziałek. Na amen. Miła pani z agen­cji PR, z którą Jakubiak przychodzi na spot­kania, tłumaczy dziennikarzom, że telefon padł, bo w jednej chwili zaczęli dzwonić dziennikarze. Wszyscy chcieli wiedzieć, co właściwie myślał prezes, gdy 17 września wrzucał na Facebook wpis pod adre­sem boksera Dariusza Michalczewskiego: „Boks po­dobno szkodzi i to jest niepodważalny dowód na to! Wiem, że to już niemożliwe, ale życzę ci Dariuszu ma­musi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać!
Prezes Jakubiak, producent piwa Ciechan, w ten sposób skomentował fakt, że bokser publicznie wsparł homoseksualistów. Już dwa dni później prezes prze­prosił. Za późno. Jedni rzucili się wylewać ciechana, inni - kupować.

Jakubiak jest właścicielem sześciu niedużych bro­warów w całej Polsce. Perłą w koronie pozostaje ten pierwszy, w Ciechanowie. Kupił go w 2002 r. za rów­nowartość dwóch mieszkań. - Chodziłem i szukałem pomocy - wspomina. - Stanąłem przed lustrem i po­wiedziałem: jak chcesz sobie pomóc, pomóż sobie sam.
Jakubiak szczerze opowiada o rozmowie z lustrem i o tym, jak przychody jego grapy w ostatnich latach rosną po kilkaset procent rocznie. Nieco mniej chętnie mówi o tym, jak wyglądały jego piwne początki.
- To była masakra. W 2004 r. sytuacja była żałos­na - wspomina jeden z byłych pracowników. - Marek jest trudny. Dyktator, były żołnierz, miłośnik koszar. W tym czasie rozstawał się z żoną, udziały w browa­rze w Ciechanowie przepisał na rodziców. Banki od­mawiały nam kredytów, nie było z czego finansować produkcji. Wtedy pojawili się oni. Ludzie z Gdańska. Przyprowadził ich browarniany spec od marketingu. Jeden z gdańszczan, Robert, przedstawił nam wiary­godne źródło pieniędzy - był właścicielem legalnej fir­my. Jaka branża? Automaty do gier hazardowych.
Ludzie z Gdańska to Robert N. i Grzegorz N. (zbież­ność inicjałów przypadkowa). Robert, z wykształcenia monter rurociągów okrętowych, ma kilka firm. Podobnie Grzegorz. Deweloperka, handel hurtowy, eksport, import, ciuchy, restauracje.
Jak ustalą później policjanci z CBS i prokura­torzy, Robert odpowiada za legalizowanie pie­niędzy gangu Jarosława K., pseudonim Kola. Grzegorz działa na mniejszą skalę - ma drobne, choć nieraz mętne interesy.

Płynie ropa po Stogach
Stogi, zaniedbana dzielnica Gdańska. Jej środek wy­znacza rurociąg, którym z Portu Północnego płynie ropa do rafinerii Lotosu. Odcinek, który idzie przez Stogi, ma 12 kilometrów i biegnie środkiem lasu.
Jest początek XXI wieku. Miejscowy gang Jarosława K. „Koli” robi w rurociągu odwierty i kradnie paliwo. W kilkadziesiąt minut gang potrafi zainstalować prze­wód, którym można pompować ponad tysiąc litrów paliwa na minutę. Majstersztyk to ułożenie własnego rurociągu po dnie Wisły do współpracującej z gangiem bazy samochodowej. Mafia zarabia krocie.
Gang „Koli” to jedna z najgroźniejszych grup prze­stępczych w Trójmieście. Ludzie Jarosława K. handlu­ją też narkotykami: wprowadzają na rynek ćwierć tony amfetaminy, kokainy, marihuany i haszyszu.
Przez ich ręce przechodzą miliony. Część pieniędzy wprowadzają do legalnych interesów. Człowiekiem, który inwestuje w imieniu mafii, jest Robert N.

„Kola” wpada, Robert znika
- Do spółki wprowadził go ówczesny prezes zarządu - wspomina Roberta N. Marek Jakubiak. - Wydawał się sympatycznym człowiekiem. O jego wcześniejszej działalności dowiedziałem się dopiero, gdy zniknął.
Były wspólnik Jakubiaka: - Robert z Gdańska urato­wał nam biznes. Firma była w rękach Jakubiaków i to oni zdecydowali, żeby go wpuścić do spółki. Wykupił udziały za taką sumę, że banki się odblokowały, zgodzi­ły na dodatkowe kredyty. Ruszyliśmy z miejsca. Oprócz niego udziały wykupił Grzesiek N. i wprowadził swoją dziewczynę do rady nadzorczej.
W 2006 r. Robert znika. To czas, gdy „Kola” wpa­da w ręce policji (próbuje sprzedać pięć tysięcy działek
amfetaminy wartej 170 tys. zł). CBS uważa Roberta za mózg gangu. Tropi go, ten wy­myka się z obławy. Po blisko roki wpada w hotelu Gołębiewski na Mazurach.
Odnajdujemy dokument z tamtych cza­sów - pismo, w którym wydział do spraw przestępczości zorganizowanej gdańskiej prokuratury zajmuje 30 procent udziałów Browaru Ciechanów należących do Roberta N. Podejrzewa, że to udziały „Koli”. Zajmuje je do wysokości 2 min zł - na konto ewentu­alnych kar finansowych, które na członków gangu może nałożyć sąd.
Prokuratura nigdy nie zobaczy tych pie­niędzy. Poprzez serię sprytnych operacji Marek Jakubiak przejmuje pełną kontro­lę nad spółką i zostawia z niej wydmuszkę (dziś w upadłości). Majątek - budynek i ma­szyny browaru - trafia do nowej firmy. Ja­kubiak tłumaczy to jako „alokację długu”. I że miał 450 wierzycieli, ale przeżył: - Sąd upadłościowy wezwał spółkę do uzupełnie­nia danych adresowych dotyczących dłuż­ników tejże spółki. Wykonanie polecenia sądu było niemożliwe z przyczyn ode mnie niezależnych - tłumaczy prezes w e-mailu.
Były wspólnik: - Klasyczna ucieczka z majątkiem spółki. Pozostały po niej dłu­gi i niezapłacone podatki.
Długi nieistniejącej już spółki Browar Ciechanów do dziś goszczą na różnych giełdach wierzytelności. Sprawę upadłości spółki wciąż bada warszawski sąd.
Grzegorza N., kolejnego z gdańskich „in­westorów”, w 2009 r. zatrzymuje CBA, gdy próbuje załatwić za łapówkę warunki zabu­dowy dla swojej działki. Jarosław K. „Kola” w 2010 r. zostaje skazany za zorganizowa­nie gangu i pranie pieniędzy na 14 lat wię­zienia. Robert N. w 2008 r. dostaje blisko dwa lata za udział w gangu, oszustwa i pra­nie pieniędzy.

Pracownicy mówią „wodzu”
W Ciechanowie nikt już dziś nie pamię­ta o mafii z Gdańska. 53-letni Marek Jaku­biak jest osobą znaną i poważaną. Bez niego i Ciechana nie istniałby miejscowy klub sportowy oraz zawody w wyciskaniu sztangi leżąc. Nie byłoby gazety „Extra Ciecha­nów”, którą prezes kupił w ubiegłym roku, żeby spełniać misję. - Chcę ludziom przeka­zywać treści - szkicuje swój pomysł na me­dia. Żwawy, dowcipny, wąsaty.
Były współpracownik z początków bizne­su: - Bardzo kreatywny, czasem trudno za nim nadążyć. Uwodzi i porywa.
- Pracownicy mówią do mnie „wodzu” - przyznaje skromnie Jakubiak.
O tym, jak porywa i uwodzi, najle­piej świadczy to, jak za rządów Jakubiaka zmienił się „Extra Ciechanów”. Ze zwy­kłej lokalnej gazety w ciągu niecałego roku przekształcił się w periodyk politycz­ny. Cecha szczególna - całe strony gawęd o żołnierzach wyklętych. Żadne tam dziu­ry w jezdni. Czy miejscowa szkoła powin­na nosić imię Oskara Langego, ekonomisty, którego „działalność służyła imperialnym interesom Moskwy”? Oto do Ciechanowa przybywa Mariusz Kukowski, „pośrednik w stosunkach bilateralnych pomiędzy hi­szpańską Narodową Demokracją a polskim Ruchem Narodowym”. Okazuje się, że „od dawna są mu znane walory smakowe cie­chanowskiego piwa oraz patriotyczna dzia­łalność właściciela - Marka Jakubiaka”.

Półpancerz praktyczny
Gdyby tylko mógł, Jakubiak przyczepiłby sobie na plecy dwa skrzydła i pomknął bić pohańca. - Dobrze się czuję w zbroi - przy­znaje. Ma ich kilka, husarskich.
Znajomi mówią, że od dekady mental­nie jest husarzem. Husarię kocha, historią oddycha. Tym, którzy zgodzą się słuchać, Jakubiak tłumaczy, że husarze byli kimś w rodzaju komandosów: - Po prostu byli do wszystkiego. Coś pomiędzy rycerstwem a ciężką jazdą. Nie było na nich mocnych.
Jakubiak do dziś ma żal o to, jak w socja­lizmie poniżano husarię: - W czasach ko­muny deprecjonowano pamięć o husarii, która jest naszym dobrem narodowym.
Husaria jest ważna z jeszcze jedne­go powodu: jest jak poręcz w czasach, gdy wszyscy wokół robią wszystko, żeby naszą historię zbrukać. Bo mamy takich obywate­li w rodzaju piątej kolumny, która deprecjo­nuje to, co jest naszym dobrem narodowym. Dlatego polskie władze powinny krzewić takie postawy, które prowadzą do unaocz­nienia potęgi husarii - tak mówi prezes.
Jakubiak od lat zamęcza Kancelarię Pre­zydenta, żeby przed pałacem wystawić war­tę: dwóch pieszych husarzy. Bez koni - koń to wariat, wiadomo, mógłby kogoś zdeptać. Lub zrobić kupę.
Prezes opowiada, że jest w stałym kon­takcie z prezydentem. I nie tylko. Podob­no kompania honorowa już mu przekazała przez jednego z oficerów, że to się rozeszło i każdy by tam chciał zostać husarzem.
- Czyli husaria jest w nas - mówi Jakubiak.


Zboczeńcy z UB i ich dzieci
Jedna z sentencji prezesa: - Drzewo jest zdrowe, jak ma korzeń zdrowy. Musimy wrócić do korzeni.
Ten powrót to między innymi wspiera­nie lokalnych narodowców. Na łamach gazety jakubiaka lansowani są ludzie związani z grupą o nazwie Narodowy Ciechanów.
Przed wyborami do europarlamentu ga­zeta promuje kandydatów z Ruchu Narodo­wego: Dorotę Smosarską (byłą sztangistkę) oraz Przemysława Czyżewskiego (niegdyś szefa szkolenia Straży Marszu Niepodle­głości). Czyżewski to wszechpolak, były pracownik TVP z czasów prezesa Piotra Farfała. Powiedzieć o nim prawicowiec to nic nie powiedzieć. Próbka poglądów na temat PiS: - Gdybym był złośliwy, tobym z przekąsem wspomniał, że „sukcesem” PiS była największa liczba warszawskich nieruchomości zwróconych środowiskom żydowskim, wielokrotnie prywatnym spół­kom, w czasie prezydentury Kaczyńskiego.
Grudzień 2013 r., Ciechanów. Prezenta­cja „fabularnego filmu o tematyce patrio­tycznej”, czyli „Historii Roja”. To hagiografia „wyklętego” Mieczysława Dziemieszkiewicza, ps. Rój, świętego rycerza endecji.
Za imprezę płaci Jakubiak, w sali m.in. Artur Zawisza z Ruchu Narodowego.
Jakubiak: - Film wywołał emocje, bo „Rój” walczył w tym regionie.
Według niego takich jak „Rój” mordowa­li zboczeńcy z UB. A zboczeńcy mieli dzieci, to one się dziś burzą przeciwko projekcji. Prezes nie chce o tym mówić zbyt długo, bo – jak powiada - „wpada w dygotki”.
Ze wstępniaka Jakubiaka w „Extra Cie­chanowie”: „Pytam sam siebie - kim jestem? Odpowiedź jest jedna - odpowie­dzialnym patriotą narodowym, w skró­cie narodowcem. Jestem pewien, że polscy przedsiębiorcy tak jak ja są narodowcami - bo jak inaczej nazwać codzienną walkę o byt polskich firm i utrzymanie miejsc pra­cy dla Polaków?”.

Przysięga i kaszel
Marek Jakubiak wpada w dygotki, gdy mowa o zbrodniach UB oraz Wołyniu i Katyniu. Ruszają go historie z tamtych lat Sam politycznie przeszedł długą drogę od lat 80., gdy pracował jako zawodowy żoł­nierz. W PRL, gdy jego rówieśnicy lądo­wali w więzieniach za odmowę przysięgi na wierność ZSRR, on - tak jak wcześniej oj­ciec - wybrał karierę w armii.
- W latach 80. jakoś nie stać pana było na trudne wybory. Słyszał pan o rówieśnikach, którzy siedzieli za odmowę służby? - pytam.
- To była kontynuacja tradycji rodzin­nych, do wojska wstąpiłem dobrowolnie, zdałem egzaminy i zostałem kadetem.
- Na wierność ZSRR pan przysięgał?
- Podczas przysięgi w miejscu dotyczą­cym bratniej Armii Radzieckiej w naszych szeregach pojawiał się kaszel. Potem i tak kazali nam podpisywać treść tej przysięgi na kartce. Polska nie miała innego wojska, a w moim lotniczym orzełku, choć nie było korony, były husarskie skrzydła. Pamiętam, że Jaruzelski w wojsku miał szacunek.
Marek Jakubiak zapisuje się do PZPR. Przez 15 lat dochrapuje się jedynie stopnia starszego chorążego. Po latach spędzonych na obsłudze lotniska w Mińsku Mazowie­ckim zniechęcony armią w 1991 r. idzie do cywila. Czasem żałuje, że już nie ma takiego wojska jak kiedyś. - Uczyło odporności psy­chicznej, szedł dzieciak, a wracał mężczy­zna - tłumaczy na spotkaniach z młodzieżą.

Książę na zamku Czocha
Znajomy Jakubiaka: - Kiedy Marek wzmógł się narodowo? W ostatnich dwóch, trzech latach. Wcześniej brałem to za pasję histo­ryka amatora, taki rekonstrukcyjny patrio­tyzm. Teraz widzę, że to coś więcej.
W 2011 r. Jakubiak kupuje browar w Lwówku Śląskim. Rok później w pobli­skim zamku Czocha odbiera tytuł księcia księstwa Czocha. Władzę przekazuje na­stępcy, kabareciarzowi Janowi Pietrzako­wi. Nowy książę mówi, że trzeba doceniać to wszystko, co nam w Polsce próbują ode­brać różne wraże siły - prawdę o naszych bohaterach. Trzeba prowadzić redutę obro­ny dobrego imienia Polski, ponieważ jeste­śmy napadani przez różnych wrogów.
Prezes Jakubiak w zbroi, ze skrzydłami na plecach, klaszcze.
Kiedy dziś pytam go o politykę, kluczy. - Och, poglądy - macha ręką. - Dziś poli­tyka wymaga aktorstwa, a mnie interesują realne sprawy. Z Michalczewskim już na­prawiłem komunikację - zerka na panią od PR, która przysłuchuje się rozmowie.
Prezes od roku z własnej kieszeni wspie­ra portal Kresy.pl - prorosyjski, antyukraiński. Część prawicy twierdzi, że portal podszywa się pod tradycje patriotyczne, jest echem propagandy Putina. Jakubiak uważa, że portal wykonuje dobrą robotę. Ot, pojechali chłopacy ostatnio na Ukrai­nę, znaleźli grób z rzezi wołyńskiej, dwie­ście osób zabitych młotkiem. I ten mord trwa dalej. Teraz też dwie kobiety znaleź­li bez głów w Doniecku. Tam się nic nie zmieniło. Na szczęście Jakubiak zaraz się uspokaja, żeby nie wpaść w dygotki. Kie­dy się rozstajemy, prezes rzuca, że za trzy, cztery lata idzie do polityki. Zajmie się ulepszaniem warunków biznesu.
- Jak Palikot.
- Nie, skąd. Ja mam stałe poglądy.

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz