piątek, 10 października 2014

Intymny dziennik kleryka + Zakochany kleryk



Starsi klerycy mówili nam, że kandydat na księdza musi być stuprocentowym mężczyzną i po to te wnikliwe badania psychiatry. No, ale dlaczego powiedział: "Proszę się położyć, zakasłać", po czym zsunął mi majtki?

Marcin Wójcik

Konrad skończył seminarium i jest księdzem.

Dawid nie skończył seminarium i jest ojcem.

Gdyby pisali dzienniki, wyglądałyby one tak.

Rok I

Mury

Dawid: Na kolację siostry szarytki podały pampuchy z polewą malinową. Do stołu dotarła jeszcze śmietana, podesłała ją siostra Miriam, a starsi koledzy postarali się o dżem morelowy. Tutaj pierwszaków traktuje się dobrze, nie ma fali, kocówy. Jest dżem morelowy.

Konrad: Studiujemy na Papieskiej Akademii Teologicznej. Na pierwszych dwóch latach będziemy się uczyć filozofii, na kolejnych czterech - teologii, pedagogiki. Trzy oblane w sesji egzaminy i wracamy do domu.

Dawid: Mieszkamy w dwuosobowych pokojach. Po kilku miesiącach przełożeni zamienią nam pokój i współbrata, bo mamy się nie przywiązywać do miejsc i ludzi. Zmiana pokoi ma nas przyzwyczajać do zmieniania parafii.

Konrad: Leżę w łóżku. Od 21 do śniadania obowiązuje milczenie, tak zwane silentium sacrum. Można je złamać w wyjątkowych sytuacjach, na przykład gdy ktoś potrzebuje leków. Współbrat podsunął mi pod nos kartkę: "Pożyczysz pastę do zębów?". Odpisałem: "Jest w lustrze".

Podoba mi się to święte milczenie. Okazja do wyłączenia się. Zostaję sam ze sobą i z Bogiem.

Regulamin

Konrad: Po Dekalogu najważniejszy jest regulamin, on ma nas uświęcać. Pobudka o 5.30, medytacja, msza, śniadanie, wykłady. Po obiedzie przechadzka - wyjście na miasto, zawsze w towarzystwie drugiego kleryka. Ten drugi ma reagować, gdyby pierwszemu przyszły do głowy głupie myśli.

Zgrzeszyć przeciw regulaminowi można poprzez wypicie piwa w barze, zjedzenie obiadu w restauracji, zrobienie jajecznicy w pokoju, przemycenie telefonu komórkowego, zaspanie na mszę, nieobecność na różańcu o 18.15 bądź na "Apelu jasnogórskim" o 21.

Nad naszą świętością czuwają: ksiądz rektor, ksiądz wicerektor, ksiądz prefekt, dwóch ojców duchownych. Tym ostatnim mamy zwierzać się ze wszystkiego, obowiązuje ich tajemnica spowiedzi.

Dawid: W świetlicy filmy wybierają nam przełożeni. Na najbliższy miesiąc zaplanowali: "Misja", "Ostatni Mohikanin", "Faustyna", "Quo vadis". A jeśli chcemy pójść w sobotę do kina, to musimy się wpisać do zeszytu wyjść i powrotów: godzinę wyjścia, rozpoczęcia seansu, zakończenia, powrotu, no i tytuł.

Dawid: Ojciec duchowny powiedział nam, że mamy być jak białe kartki i pozwolić, żeby zapisywała je formacja seminaryjna.

Koledzy

Dawid: Byłem na przechadzce z Konradem. Opowiedział mi o sobie. Pochodzi z małego miasteczka, z wielodzietnej rodziny. Rodzice mają przetwórnię. Od pierwszej komunii był ministrantem, od liceum należał do oazy. Przyjaźnił się z wikarymi. Zazdrościł im, że mają tyle czasu na modlitwę i rozmowy z ludźmi. Konrad też tak chciał.

Konrad: Byłem na przechadzce z Dawidem. Pochodzi ze wsi, gdzie życie wszystkich wydawało mu się płaskie. Tylko życie księdza było wzniosłe. Wikary nauczył go grać na gitarze. Najlepiej wychodziły mu pieśni religijne. Często śpiewał: "Pan kiedyś stanął nad brzegiem. Szukał ludzi gotowych pójść za Nim".
Dawid: Imponuje mi Tomek spod Krakowa - oczytany, po politechnice, lubi dyskutować. Na spotkaniu rocznikowym z prefektem miał odwagę wstać i zapytać, jaki sens ma zakaz chodzenia do restauracji. Zrobiło się cicho. Prefekt w końcu odpowiedział: "Powołanie się ma albo nie". Po chwili Tomek znowu wstał. Zapytał, czy byłaby możliwość czytania książek po 22 - nie przy biurku, ale w łóżku, przy lampce nocnej. Prefekt powtórzył: "Powołanie się ma albo nie".

Koledzy na kolacji zastanawiali się, czy Tomek ma powołanie, skoro nurtuje go aż tyle pytań.

Kary

Dawid: Prefekt robi niezapowiedziane wizyty w pokojach. Zwraca uwagę, czy podłoga jest czysta i powietrze znośne. Jednemu powiedział, że ma się w końcu umyć, bo w przeciwnym razie zaciągnie go pod prysznic. A ojciec duchowny na konferencji o higienie osobistej powiedział, że nie wolno dłubać w nosie i mieć brudu za paznokciami.

Konrad: Nie mam pretensji do prefekta. Kazał mi na nowo umyć pokój. Gdybym się przyłożył do sprzątania, to nie znalazłby na podłodze paprocha. Wierzę, że przełożeni widzą każdego paprocha dla naszego dobra. Wybrał ich kardynał Macharski. Kardynała Macharskiego wybrał Bóg. Kardynał to wielki człowiek, następca Wojtyły.

Dawid: Prefekt kazał mi przeczytać, a potem napisać streszczenie encykliki "Evangelium vitae". Rozumiem, spóźniłem się z przechadzki 6 minut. Choć żałuję, że nie pozwolił mi się wytłumaczyć. Kiedy próbowałem, krzyknął: "Pytał cię ktoś o zdanie?!". Chciał mnie zdyscyplinować. Dla mojego dobra.

Konrad: Wczoraj służyłem do mszy w kolegiacie św. Anny. Przewodniczył kardynał Macharski. Koledzy zazdrościli mi, że zostałem wyznaczony do posługi przy kardynale. Chyba z przejęcia podałem mu najpierw ampułkę z wodą zamiast z winem. Wyrwał mi wino. Niewiele brakowało i ampułka roztrzaskałaby się o posadzkę. A kiedy podszedłem z ręczniczkiem, żeby wytarł sobie palce po puryfikacji, rzucił mi w twarz tym ręczniczkiem. Na pewno chciał mnie przez to czegoś nauczyć.

Kolory

Dawid: Krzysiek cały zeszły semestr chodził w buraczkowym swetrze na przemian z niebieskim golfem. Miał też czerwoną kurtkę Alpinusa.

Bogdan chodził w zielonkawym swetrze, lubił beżowe spodnie.

Andrzej pozbył się niebieskiej czapki z daszkiem.

Ja na feriach zostawiłem w domu błękitny sweter w serek i czerwony sweter z napisem "Clarksburg Academy".

Teraz - z własnej woli - ubieramy się na czarno, szaro, granatowo. Tymi kolorami chcemy się przybliżyć do kapłaństwa Chrystusowego. Gdy dwa tygodnie temu Krzysiek poszedł na przechadzkę w jasnozielonym swetrze, pomyślałem: "Oho, coś się z nim niedobrego dzieje". Wczoraj wziął od rektora papiery.

Worek

Dawid: Bieliznę i skarpetki pierzemy w umywalkach. Brudne ubrania wrzucamy do worków. Każdy z nas dostał worek wielkości poszewki na poduszkę, na którym jest wyszyty numer. Ten sam numer wyszywany jest na naszych ubraniach - w jak najmniej widocznym miejscu, na przykład pod kołnierzem, na rękawie. Wyszywaniem, praniem, prasowaniem zajmują się "Maryśki". Są to dziewczyny z Podhala, które dwa dni uczą się w jakiejś krakowskiej zawodówce, a przez resztę tygodnia pracują w seminarium - tutaj śpią, jedzą, modlą się. Rządzą nimi siostry szarytki z kuchni. Chyba od dziesięcioleci klerycy mówią na nie "Maryśki".

"Maryśki" mają zakaz nie tylko rozmawiania z klerykami, ale nawet patrzenia na nich. Jeśli któraś zagada do kleryka, to traci pracę. Natomiast kleryk, który zagada do "Maryśki", wzywany jest na dywanik do prefekta bądź rektora i musi się tłumaczyć.

Za każdym razem, gdy wkładam do worka mocno przepoconą piżamę, ze współczuciem myślę o maryśkowych dłoniach.

Ćwiczenia

Konrad: Zajęcia z fonetyki i dykcji mamy z aktorem teatralnym. Dzisiaj wziął nas do kaplicy. Każdemu dał trzy minuty na powiedzenie kazania - na jakikolwiek temat. Po kazaniu punktował.

Ja mam problemy z "ą". Zamiast mówić "...pozostało tajemnicą wiary", mówię "...pozostało tajemnicom wiary".
Dawid: Śpiew jest mordęgą. Każdy miał zaśpiewać z nut mszę. Okazało się, że większość z nas to potwory, które bezwzględnie miażdżą co drugą napotkaną nutę.

Sesja

Dawid: Na koniec roku mamy trzy egzaminy i jedenaście zaliczeń. Nie ma kiedy się uczyć, bo przełożeni dołożyli nam modlitw, jakby modlitwą chcieli spowodować, żeby w sesji odpadli najsłabsi.

Po modlitwach wieczornych idę do pokoju, myję się, ubieram w piżamę i czekam, aż na korytarzach zgasną światła. Wtedy się wymykam, mijam pokój prefekta, pokój ojca duchownego, pokój rektora, schodzę do podziemi, do łaźni przy sali gimnastycznej. Do trzeciej siedzę na polarze pod prysznicem. Nie tylko ja. Wczoraj wszystkie kabiny były zajęte.

Od trzech nocy pod prysznicem miłuję mądrość, bo filozofia to umiłowanie mądrości. Pyta o początek, o Pierwszego Poruszyciela, który wprawił świat w ruch. Pierwszy Poruszyciel to Nieruchomy Poruszyciel, bo gdyby był ruchomy, to oznaczałoby to, że jest zależny. Pierwszy Nieruchomy Poruszyciel nie doznaje niczego i jest niezmienny jakościowo.

Wierzę, że zdam.

Rok II

Podział

Konrad: Jeszcze przed wakacjami kilku chłopaków wróciło do domu - nie zdali trzech egzaminów. Wyrzucili też Marka, bo oglądał na laptopie "Kilera" - ktoś doniósł. Wyrzucili Krzyśka, bo zjadł w restauracji golonkę - ktoś doniósł. Wyrzucili Piotrka, bo zdarzało mu się zostać w łóżku, zamiast iść na mszę - ktoś doniósł. Wyrzucili Grześka, bo miał wrzody na żołądku i lekarz kazał mu przestrzegać diety - sam doniósł, a przełożeni doszli do wniosku, że poprzez wrzody Bóg mówi Grześkowi: "Nie idź za mną". Natomiast Tomkowi po politechnice powiedzieli, że ma za dużo pytań. Ale dali mu szansę.

Dawid: Stało się jasne, że na naszym roku nie ma miłości braterskiej. Zastanawiamy się, kto donosi. Prefekt powiedział na konferencji, że informowanie przełożonych o wybrykach nieodpowiedzialnych kolegów jest jednym z objawów odpowiedzialności za wspólnotę seminaryjną. Kiedy to mówił, widziałem, jak co niektórym duma rozpiera piersi.

Podzieliliśmy się:

''święci'' - chodzą swoimi drogami, które najczęściej prowadzą do kaplicy;

''kujony'' - chodzą głównie do biblioteki;

''samobójcy'' - sami wychodzą na przechadzki, bywają w restauracjach. Nikt się do nich nie przywiązuje, bo - wiadomo - odejdą;

''małżeństwa'' - mocno zaprzyjaźnieni, świata poza sobą nie widzą, urządzają gniazdka w pokojach.
Reszta zamyka się w grupkach, paczkach - po śniadaniu razem piją kawę, razem wychodzą na wykłady, razem czekają na obiad przed refektarzem, razem przy otwartych oknach smażą jajecznicę w pokojach.

Są dwie główne paczki - ''umiarkowani'' oraz ''zeloci''. Ci ostatni to ludzie gorliwi, informują przełożonych o wybrykach nieodpowiedzialnych kolegów.

Należę do "umiarkowanych". Tydzień temu kupiliśmy patelnię i maszynkę elektryczną. Niestety, zobaczył nas przy kasie Wojtek ''zelota'', przez co musieliśmy włączyć tryb awaryjny. Ustaliliśmy, że podzielimy się ryzykiem i każdy przez tydzień będzie przetrzymywał sprzęt jajeczny. Przez całe kazanie rektora - o znaczeniu krzewu gorejącego w Starym Testamencie - zastanawiałem się, gdzie schować patelnię i maszynkę.

Wojtek ''zelota'' zadziałał. Przełożeni zrobili obchód po pokojach, kiedy my mieliśmy zajęcia. Bartek z Tomkiem zostawili niedomknięte drzwi, a kiedy wrócili, były zamknięte. Robert z Jankiem byli pewni, że zamknęli szafę, wychodząc na wykłady. Na szczęście nie zajrzeli do mojego worka z brudną bielizną.
Papież

Dawid: Do Krakowa przyleciał Jan Paweł II. Wieczorem w pałacu biskupim stał w tzw. oknie papieskim i pozdrawiał tłumy. Też stałem pod oknem. Potem czekałem, aż papież i biskupi zjedzą kolację. Niektórzy klerycy byli oddelegowani do sprzątania po papieskiej kolacji - trzeba było pozbierać talerze i odnieść krzesła, na których siedzieli biskupi. Papież siedział w fotelu.

Pierwsze, co zrobiłem po wejściu do jadalnię, to uścisnąłem widelczyk, którym przed chwilą Jan Paweł II nabierał do ust sernik. ''Zelota'', który to widział, powiedział, że to świętokradztwo. Więc w fotelu już nie siadałem.

Chcica

Dawid: Zastanawiam się, dlaczego nikt z nami nie rozmawia o seksualności - ani na wykładach, ani na konferencjach duchowych.

Konrad: Koledzy zaczęli się zwracać do siebie po nazwisku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie używali formy żeńskiej: ''Kowalska, jutro po śniadaniu robisz kawę'', ''Krajewska, pożycz skrypt do metafizyki'', ''Bigosowa, służysz do mszy w zastępstwie za Jurkową''.

Pojawiły się zabawy siłowe w pokojach. Bigosowa droczy się przy kawie z Krajewską, najczęściej o błahostki, na przykład o grubość łydek. W końcu Krajewska nie wytrzymuje, powala Bigosową na łóżko, zaczynają się ni to bić, ni to ukradkiem dotykać tam, gdzie nie wolno się dotykać. Dotykają się również "zeloci".

Dawid: Dziwne, niektórzy jak mantrę powtarzają: "Pójść na całość z kobietą to grzech, pójść na całość z mężczyzną to słabość".

Koledzy bez skrępowania rzucają aluzje. Przyszedł Przemek: „Oj, Dawid. Mam chcicę. Uważaj”. Przyszedł Damian: „Rwie mnie. Rzucę się na mięso z pierwszego roku”. Przyszedł Paweł: „Chyba dorwę » Maryśkę «”. A według Andrzeja związek z trzynastolatką nie jest pedofilią. Przecież ma już okres i Bóg poprzez ten okres mówi jej, że jest gotowa do roli matki.

Konrad: Miałem dziewczynę w liceum. Zerwałem w klasie maturalnej. Teraz nie myślę o dziewczynach, wiem, że nie mogę, że Bóg przygotował mi coś piękniejszego od dziewczyn. A kiedy już przyjdzie taka myśl natrętna, to krzyczę w duszy: "Precz, Szatanie!".

Dawid: Czasami zastanawiam się, po co psychiatra zaglądał nam w genitalia przed przyjęciem do seminarium. Czy posiadanie penisa faktycznie oznacza, że jestem stuprocentowym mężczyzną, co z kolei oznacza, że będę dobrym księdzem? Jeden z księży wykładowców powiedział, że mężczyzna z jednym jądrem nie zostanie przyjęty do seminarium - właśnie ze względu na niepełną męskość. Ale czy ten z jednym jądrem będzie gorszym księdzem od tego z dwoma? No i po co księdzu dwa jądra?

Krok

Konrad: Mieliśmy dziś zajęcia praktyczne z ojcem duchownym. Przypomniał, że za chwilę postawimy duży krok w formacji, to znaczy po wakacjach włożymy sutannę. Mówił, jak ją nosić:

- na schodach trzeba chwycić prawą dłonią materiał, na wysokości kolan, unieść lekko, co uwolni krok i uchroni przed potknięciem,

- zarówno do sutanny, jak i do garnituru trzeba nosić czyste buty.

Dawid: Ojciec duchowny ma rację, mówiąc, że głupio iść w sutannie przez miasto i żuć gumę.

Rok III
Sutanna

Konrad: Za tydzień obłóczyny, wymarzona sutanna stanie się faktem. Sutanna śni mi się od matury: że idę w niej ulicą, że jadę w niej pociągiem, że ludzie się do mnie uśmiechają, mówią: "Szczęść Boże", i dzięki tej sutannie myślą sobie: "O kurczę, kiedy ja ostatni raz byłem w kościele? albo: "O kurczę, pora iść do spowiedzi".

Dawid: Każdy już kupił sutannę. Kazek ma dwie, po tysiącu za sztukę. Ja mam jedną, za 600 zł. Każdy kupił koloratkę, koszulę, spodnie, buty - wszystko musi być nowe. Starsi koledzy śmieją się z tej elegancji, mówią, że najdalej w wakacje będziemy zakładać pod sutannę same slipy. Oni tak robią w upały. Trzeba tylko zadbać, żeby skarpetki były wysokie, bo jak wiatr się zerwie, to odsłoni białe nogi.

Konrad: Ojciec duchowny powiedział na wieczornej konferencji, że sutanna nie upoważnia do traktowania ludzi jak owiec. Powinien mówić nam to codziennie. Kiedy idę w sutannie przez Planty, to podnoszę wysoko głowę.

Dawid: Jeden z profesorów powiedział na wykładach, że nie będzie się do nas zwracał per ksiądz, ponieważ to, że nosimy sutannę, wcale nie oznacza, że jesteśmy księżmi.

Konrad: Po miesiącu okazało się, że sutanna niewiele zmieniła, nie staliśmy się ani świętsi, ani mądrzejsi. Wkładamy sutannę z takim samym zaangażowaniem, z jakim zakłada się spodnie czy sweter.

Na przechadzki większość idzie na krótko - zakłada koszulę i koloratkę. Przy ulicy Poselskiej chowam koloratkę do kieszeni, dzięki czemu nie słyszę obelg. Najgorzej przechodzi się przez Kraków wieczorem, na przykład na mszę do sióstr prezentek. Młodzież wyzywa nas od pedofilów, pedałów. A w godzinach popołudniowych starsze panie wyzywają nas od darmozjadów.

Sutanna również nie robi wrażenia na przełożonych. Wicerektor Ryszard wezwał mnie do siebie. Powiedział, że wie o wszystkim, że mój kolega Damian zdradził moje przewinienia. Od razu więc się przyznałem, że w zeszłym tygodniu wyszedłem sam na przechadzkę, zdjąłem koloratkę na wysokości ul. Poselskiej i udałem się na ul. św. Marka, gdzie u Chińczyka zjadłem kurczaka na gorącym półmisku. Wicerektor powiedział, że mógłby mnie za to wywalić. Ale nie zrobi tego, pod warunkiem że powiem, co myślę o Arturze, Tomku i Rafale. Nigdy sobie nie wybaczę, że powiedziałem. Ale w jednej chwili zobaczyłem moją matkę, jak płacze, gdy wracam do domu.

Chyba wszyscy nosimy w sobie piętno donosicielstwa. Jedni z wyboru, drudzy z przymusu. Może ma to nas wychować do donoszenia biskupowi? Ale czy kleryk ma być BMW: bierny, mierny, ale wierny?

Dawid: Wicerektor Ryszard dopadł mnie przed wejściem do seminarium, tuż przy tablicy pamiątkowej z napisem "Alumnem tego seminarium był Jan Paweł II". Nic nie mówił, tylko przeszywał mnie wzrokiem. W jednej chwili stanęły mi przed oczami wszystkie przewinienia:

- że zamiast o godz. 15 siedzieć przy biurku i uczyć się teologii, robiłem kanapkę,

- że w listopadzie zapaliłem papierosa w pizzerii, choć dziwne, że to odkrył, bo kupiłem dezodorant za 11 zł i spryskałem się na Plantach w toi-toiu.

Byłem chyba przy przewinieniach z pierwszego roku, kiedy powiedział: "Czy miałeś zgodę, żeby po mszy na Wawelu kupić precla na Plantach?".

Glazura

Konrad: Miarka się przebrała. Wczoraj Tomek niepotrzebnie dyskutował z wicerektorem Ryszardem. Powiedział mu, że byłoby lepiej, gdyby klerycy mieli więcej wolności. Wicerektor burknął coś pod nosem. A dzisiaj z bibliotekarza zrobił go sprzątaczem pryszniców. Nie jest to wdzięczna praca. Oprócz włosów można się natknąć na inne ekstrema.

Dawid: Tomka wyrzucili. Nie przykładał się do czyszczenia glazury prysznicowej, co miało oznaczać, że Bóg przestał go wołać.

Intelekt

Dawid: Większość z nas czyta "Nasz Dziennik", "Źródło", "Niedzielę". W pokojach leci Radio Maryja. Ciekawsi świata przychodzą do świetlicy na "Fakty" o 19, co jest dozwolone. Ale starsi koledzy przestrzegają nas przed "Faktami". Ponoć wicerektor robi listę uzależnionych.

Konrad: Na wykładach słyszę: teologię charakteryzuje zwrot od abstrakcyjnej optyki esencjalnej ku ujęciom egzystencjalno-antropologicznym i dążenie do syntetyzowania ujęć w duchu chrystocentryzmu.

Wrażenie zrobiło na mnie spotkanie z księdzem profesorem Dariuszem Oko z Papieskiej Akademii Teologicznej. Mówił o zagrożeniach płynących ze świata i że Kościół jest tamą, a księża muszą tę tamę łatać.
Tarcza

Dawid: Zastanawiam się, dlaczego nadal nikt z nami nie rozmawia o seksualności - ani na wykładach, ani na konferencjach duchowych.

Konrad: Radzenie sobie z seksualnością ma wynikać z naszej duchowości. Modlący się kleryk/ksiądz nie będzie ulegał pokusom, jeśli jego tarczą będzie modlitwa.

Dawid: Rację miał pewien stary ksiądz. Nie lenistwo i pokusy są największym zagrożeniem dla życia modlitewnego, tylko RUTYNA. Ona zabija w nas Boga. Poprzez RUTYNĘ Bóg, który jest ojcem miłosiernym, serdecznym, który trzyma człowieka za rękę, może się stać ojcem ze skórzanym pasem w ręce. No i RUTYNA zabija dialog. Nie słuchamy tego, co Bóg ma nam do powiedzenia, tylko zasypujemy go zdrowaśkami.

Konrad: Im dłużej żyję, tym bardziej jestem przekonany, że Bóg jest wyrozumiały. I w tej Wyrozumiałości rozpłynę się po śmierci.

Odnoszę wrażenie, że dla niektórych moich kolegów Bóg jest tylko Bozią.

Dawid: Sebastian powiedział, że nie ma Boga w buddyzmie czy islamie, że dziwi się nauczaniu kościelnemu, które głosi, że wyznawcy innych religii również będą zbawieni - mocą zbawczą Chrystusa. On odkupił każdego człowieka.

Rzeka

Konrad: Ojciec duchowny powiedział coś, co przemeblowało moje wyobrażenia: "Nie myśl, że za murami seminaryjnymi czekają na ciebie ludzie. Kiedy stąd wyjdziesz, będziesz musiał ich zdobyć".

Dawid: Prefekt na kazaniu mówił, że najgorsze, co nas może spotkać, to letniość: "Albo będziesz zimny, albo gorący. Albo będziesz walczył dla Chrystusa, albo przeciwko Niemu".

Konrad: Ojciec duchowny na konferencji słusznie zwrócił uwagę, że nie trzeba już wyjeżdżać na misje do Afryki. To Afryka przyjeżdża na misje do Europy. Ewangelizacji wymaga także Polska, bo "rzeka ludzi odpływa z Kościoła".

Cingulum

Dawid: Na wczorajszą procesję ku czci św. Stanisława przyjechał autobusem Episkopat. Kilku z nas było oddelegowanych do asystowania biskupom - ja również. Wysiedli na Wawelu, nie odzywali się do siebie, nie odzywali się do nas. Pomagałem im przed mszą założyć szaty liturgiczne - albę, cingulum, stułę, ornat.

Dzisiaj wezwał mnie wicerektor i powiedział, że biskup X poskarżył się na mnie, że jestem już na trzecim roku, a nie umiem podać cingulum. Wicerektor się wściekł. Powiedział, że będzie miał mnie na oku.

Dla przypomnienia napiszę sobie, że cingulum to gruby, długi sznur z frędzlami po obu końcach służący do przewiązywania alby. Złożone na pół cingulum podaje się do rąk biskupa, które wyciągnięte są do tyłu, spoczywają na jego kości ogonowej. Tak trzeba podać biskupowi, żeby frędzle miał po swojej prawej stronie. Widocznie podałem odwrotnie.

Rok IV

Wieści

Dawid: Przez wakacje możemy podróżować i spać za darmo we wszystkich seminariach w kraju. Tam spotykamy innych kleryków, dowiadujemy się, jak jest u nich, jakie są warunki pracy w diecezji. Najgorzej, gdy przeważają małorolne wsie, gdzie starzy ludzie siedzą na zasiłku, a młodzi wyemigrowali. Nie daj Boże zostać księdzem w diecezji łódzkiej, olsztyńskiej, pelplińskiej. Daj Boże zostać księdzem w krakowskiej, tarnowskiej, rzeszowskiej.

W czasie takiego wakacyjnego tournée siedzimy przy przemyconym piwku. Rozwiązują się nam języki. Dowiedziałem się w ten sposób, w której diecezji biskup ordynariusz śpi ze swoim kierowcą; w której diecezji biskup, choć radiomaryjny, zmienia księży w łóżku częściej niż pościel; w której diecezji zasłużony proboszcz jest w trójkącie z katechetką i jej mężem, a ich ostatnie dziecko nie jest dziełem trójkąta, bo tylko proboszcza i katechetki.
Po wakacjach opowiadamy sobie podobne historie. One nas znieczulają. No, bo jeśli biskup żyje z kierowcą, drugi nie preferuje stałych związków, proboszcz jest w trójkącie, no to czymże są nasze samogwałty pod prysznicem, za które i tak nieustannie przepraszamy Boga.

Konrad: Odczuwam permanentną potrzebę kontaktu seksualnego z kobietą, co doprowadziło mnie do pierwszego od lat samogwałtu. Jestem załamany - zbladłem, wychudłem, straciłem apetyt, w nocy śniło mi się piekło.

Dawid: Wciąż się zastanawiam, dlaczego nadal nikt z nami nie rozmawia o seksualności.

Nie wiem, czy ktoś mówi ojcom duchownym o samogwałtach. Nie ufamy ojcom. Nam się wydaje, że dzielą się naszymi tajemnicami. Ojcu mówię tylko, że mam roztargnienia na modlitwie i że nie mogę opanować złości w stosunku do księży wykładowców, którzy opowiadają kawały o piecach krematoryjnych.

Część z nas prawdziwie spowiada się na mieście, u dominikanów. Wydają się niezależni od biskupów, zachowali zdrowy rozsądek i za pokutę nie dają "Litanii loretańskiej".

Czytania

Konrad: Na czwartym roku jest rozluźnienie. W soboty i poniedziałki nie ma wspólnych modlitw wieczornych. Wtedy czytamy Pana Tadeusza.

Dzisiaj jest sobota. Pana Tadeusza czytaliśmy u Bartka. Oczywiście, że nie zawsze jest Pan Tadeusz. Ostatnio był Smirnoff, a jeszcze wcześniej Absolwent i Żubrówka. Butelka nie stoi na biurku, ale jest w biurku, schowana w papierowej torebce. Czasami przelewamy wódkę do zielonej butelki po spricie.

Przed wyjściem z imprezy myjemy zęby. Każdy przynosi szczoteczkę. Jej brak to lekkomyślność. Gdyby na korytarzu zagadał do nas rektor, mógłby poczuć wódkę. Dlatego ten, kto organizuje imprezę, ma łatwiej, bo zostaje w pokoju. W zeszłym tygodniu Kamil organizował czytanie. Zaczytał się mocno. Chciał wyjść do ubikacji. Na szczęście współlokator go powstrzymał, bo na korytarzu rektor przeglądał makietkę. Kamil oddał, co miał oddać, do umywalki w pokoju.

Ubóstwo

Dawid: Ojciec duchowny mówił na konferencji o wyjątkowości kapłaństwa: „Jesteś kimś wyjątkowym, skoro do ciebie - Pawle, Romanie, Bartłomieju, Krystianie - Bóg mówi: » Pójdź za mną, bądź moim Kościołem «”.

Co roku po świętach Bożego Narodzenia i Wielkanocy niektórzy klerycy kupują sobie nowe zegarki, nowe sutanny, brewiarze, chodzą do restauracji na dziczyznę, a w sobotę jadą do kina taksówką. Zastanawiałem się, skąd mają pieniądze. Wczoraj przy Panu Tadeuszu tajemnicę zdradził Krystian.

W rodzinnej parafii przez okres świąt Krystian zbiera tacę na mszach. Z każdej składki wyciąga 300 zł - kościelny stary, więc nie widzi. W czasie świąt Bożego Narodzenia w parafii Krystiana jest dziewiętnaście składek, co daje około sześciu tysięcy złotych wyciągniętych za plecami kościelnego. Tyle samo składek jest w Wielkanoc, co daje drugie sześć tysięcy. Roczny urobek Krystiana to 12 tysięcy plus pieniądze od rodziców, ciotek, sąsiadek. Krystian kupił sobie już samochód, ale trzyma go w domu, bo w seminarium nie wolno.

Zapytałem Krystiana, czy ma wyrzuty: "Wyrzuty? Jestem Kościołem, więc pieniądze zostają w Kościele".

Rektor

Konrad: Do niedzieli jesteśmy w Zakopanem. Rektor i wicerektor wzięli nas na narty. Jestem pod wrażeniem rektora. Jako jedyny zaliczył trasę Kasprowy Wierch - Hala Gąsienicowa - Kuźnice.

Wyznania

Dawid: Na trzecim piętrze jest taras, z którego widać Sukiennice i samoloty lądujące na Balicach. Tam też dobrze się rozmawia, zwłaszcza wieczorami. Rozmawiałem dzisiaj z Mirkiem. Dał mi list, znalazł go na biurku, pod bombonierką. W liście napisane było: "Nie wiem, jak to się stało, nie wiem, jaki duch to spowodował, ale zawróciłeś mi w głowie. Sebastian".

Na tarasie rozmawiałem także z Olkiem. Był zaprzyjaźniony z pewnym księdzem - wykładowcą na Papieskiej Akademii Teologicznej. Ów wykładowca zaprosił go w wakacje do domku na wsi na dwa dni. Kiedy Olek się kąpał, zauważył w dziurce od klucza oko wykładowcy. Wstał z wanny, niby po żel do kąpieli, a tak naprawdę po to, żeby powiesić bluzkę na klamce.
Teraz Olek się śmieje, opowiada to jak żart, ale myślę, że wcale nie jest mu do śmiechu.

Konrad: Dzisiaj odszedł od nas Olek. Nikt nie wie dlaczego. Wydawało się, że będzie świetnym księdzem.

Akolita

Dawid: Wreszcie się stało. Nadszedł drugi po założeniu sutanny najbardziej oczekiwany moment. Zostaliśmy pobłogosławieni przez biskupa na akolitów, co znaczy, że będziemy mogli rozdawać komunię świętą. Ilu ludzi na świecie może dawać innym Ciało Boga?

Konrad: Na temat akolitatu mieliśmy kilka konferencji z ojcem duchownym, również praktycznych. Mówił, żeby tak kłaść hostię na język wiernych, aby swoim placem nie dotknąć ich języka.

Kupiłem w sklepie diecezjalnym niekonsekrowane hostie i ćwiczyłem ze współbratem w pokoju. Byliśmy tak przejęci, że w ogóle się nie śmialiśmy.

Rok V

Zdrada

Dawid: W wakacje odszedł od nas Mirek. Miał dość miłosnych wyznań. Rodzice powiedzieli mu, że odchodząc, przyniósł wstyd rodzinie, i nie chcą go widzieć w domu. Pracuje już w Mc Donaldzie, mieszka kątem u ciotki.

Kiedy rano patrzymy w figurę Chrystusa na ołtarzu i mówimy chórem: "Módlmy się o jedność i miłość w naszej wspólnocie braterskiej", myślę o Mirku, który odszedł z nadmiaru miłości, a po odejściu cierpi z powodu jej niedoboru. Przyszedł w poniedziałek do rektora, miał odebrać papiery. Szedł korytarzem, a myśmy udawali, że go nie widzimy. Bo każdy, kto odchodzi z seminarium, jest skażony, lepiej się z takim nie zadawać, nie pytać, jak mu się wiedzie, bo - jak powiedział Andrzej "zelota" - "zdradą można się zarazić".

Konrad: Drażni mnie, że mimo iż kończymy studia filozoficzno-teologiczne, to nadal wierzymy w przesądy. Koledzy na porannej kawie mówili, że tym, co odchodzą, rodzą się dzieci bez rąk i nóg. A wicerektor powiedział na konferencji, że Bóg będzie się o nas upominał, jeśli odejdziemy z wyznaczonej drogi, na przykład przez kobietę. Strach odchodzić.

Dawid: Wracałem z konferencji z Bartkiem. Zapytał mnie, czy wspólna wędrówka przyjaciół może spodobać się Bogu. Nie pamiętam, co mu odpowiedziałem, ale poprosił mnie o dłuższą rozmowę. Umówiliśmy się na 22.30 w czytelni, naprzeciwko mieszkania ojca duchownego. Było tam okno, dlatego nie mogliśmy zapalić światła. Może i dobrze. W ciemnościach Bartek nabrał śmiałości.

Powiedział mi, że zamierza wędrować przez życie z naszym kolegą rocznikowym. Wędrują od trzeciego roku, nawet kupili działkę pod budowę domu, gdzieś w środku diecezji - żeby każdy w godzinę mógł dojechać z plebanii. Długo rozmawialiśmy o budowie domku.

Powiedział mi też, że mężczyźni podobali mu się już przed seminarium, że nie widzi problemu, bo nie łamie celibatu: "Dawid, celibat to bezżeństwo".

Rok VI

Prośby

Konrad: W ostatnim roku formacji sporo wolności. Przez cztery dni mieszkamy w parafii, gdzie mamy praktyki, a przez trzy w seminarium. Możemy mieć komórki, internet, samochody.

Rzuciłem się na życie jak gówniarz na główkę do płytkiej wody.
Boże, mam do Ciebie dwie prośby:

- nie stawiaj na mojej drodze pięknych kobiet,

- wal śmiało piorunami, gdy znowu zajrzę do pornografii.

A ciebie, ojcze duchowny, proszę o jedno: spraw, abym znowu był białą kartką.

Teraz mamy więcej zajęć praktycznych. Uczymy się, jak odprawiać mszę, na jaką wysokość rozkładać ręce i żeby się nigdy nie męczyć, jeśli przy ołtarzu dopadną nas problemy żołądkowe. Należy kazać organiście śpiewać pieśni i śmiało wyjść za potrzebą.

Jest też spowiednictwo. Kiedyś były scenki. Ktoś był penitentem, ktoś spowiednikiem, a ksiądz profesor słuchał i oceniał. Ale teraz są tylko kazusy. Nawet nie rozważamy, co powiedzieć mężczyźnie, który zdradza żonę, tylko dowiadujemy się, jakie jest stanowisko Kościoła. To, co mu powiesz, to już twoje wyczucie.

Dawid: Najtrudniej było powiedzieć rodzicom. Prymicje były zaplanowane, w oborze rosły prymicyjne byki, w chlewie prymicyjne świnie. Ale kiedy powiedziałem rodzicom, że prymicji nigdy nie będzie, poczułem, jakby te byki i świnie zeszły mi z piersi.

Konrad: Nie wycofam się, nie na tym etapie; co niby miałbym innego robić? Jest już za późno. Padnę krzyżem w katedrze, oddam się w ręce biskupa, może on mnie poskłada, poprowadzi.

Dawid: Byłem dzisiaj na święceniach kolegów. Nie wytrzymałem do końca, właściwie to wyszedłem na samym początku, kiedy sprzed ołtarza arcybiskup zapytał rektora:

"Czy uważasz kandydatów za godnych?".

Rektor odpowiedział:

"Po okresie próby i zasięgnięciu opinii polecam ich do święceń".

Imiona osób występujących w tekście zostały zmienione


 # # #

Zakochany kleryk

Marcin Wójcik

Kobieta jako kobieta jest wrogiem, bo w kobiecie można się zakochać. A księża nie radzą sobie z zakochaniem. Jak wykształcić księdza, żeby nie bał się kobiet, a z ambony nie demonizował seksu. Z jezuitą Jackiem Prusakiem i z biskupem Grzegorzem Rysiem rozmawia Marcin Wójcik

ROZMOWA PIERWSZA

Znajomy ksiądz powiedział mi, że jedyna rada, którą zapamiętał z seminarium, brzmiała: "Jeżeli jedziesz na spotkanie z kochanką, to lepiej, żebyś się rozbił na drzewie".

Ks. Jacek Prusak: Z takiej "rady" płynie wniosek, żeby chodzić pieszo. Ale mówiąc poważnie, w ratio studiorum dla seminariów duchownych nie mówi się o edukacji seksualnej przyszłych księży.

Jak to? Zabrania się przyszłym księżom prowadzić aktywne życie seksualne i nie mówi się im, jak mają sobie z tym radzić?

- Wszystko zależy od przełożonych, to oni decydują, ile jest wychowania seksualnego w seminarium. W praktyce oznacza to najczęściej rezygnację z tego tematu, bo o celibacie mówi się tylko przez pryzmat duchowości czy prawa kanonicznego. A szkoda, bo to już nie jest tak jak w czasach młodości naszych biskupów, że do seminarium przychodzą chłopcy, którzy nigdy nie mieli inicjacji seksualnej.

Może przez to są dojrzalsi?

- Biskupi czy dzisiejsi klerycy? Brak inicjacji seksualnej we wczesnej młodości nie jest tym samym co dojrzałe przeżywanie seksualności w celibacie.

Czyli kleryk, który przez sześć lat siedzi za murami seminarium i chciałby porozmawiać o własnej seksualności, nie ma się do kogo zwrócić.

- Ciężar wychowania seksualnego spoczywa na ojcach duchownych, na ich indywidualnych rozmowach z klerykami. Ale - poza wyjątkami - nie są oni do takich rozmów przygotowani.

Kto wybiera nieprzygotowanych ojców duchownych?

- Biskup diecezji.

Czyli kogo wybiera?

- Księdza, który cieszy się dobrą opinią. Ale nie wystarczy być roztropnym i pobożnym, aby być pomocnym. Ojciec duchowny nie może się czerwienić, mówiąc klerykom, jak mają sobie radzić z pragnieniami i fantazjami seksualnymi. Jeśli w ogóle podejmie taki temat.

Nie czerwieniąc się co powinien im powiedzieć?

- Jakie są mechanizmy "sterujące" płcią biologiczną, tożsamością płciową i orientacją seksualną oraz jaką społeczną rolę płciową przyjmuje na siebie mężczyzna żyjący w celibacie.

Czym grozi przemilczenie seksualności?

- Ksiądz będzie z ambony ten temat albo idealizował, albo demonizował, albo moralizował. Może swoje nierozwiązane problemy przerzucać na innych, na przykład być zagorzałym przeciwnikiem homoseksualistów, choć sam jest kryptogejem. Ale przede wszystkim księża mają problem z kobietami, nie potrafią traktować kobiet inaczej jak matki czy siostry. Kobieta jako kobieta jest wrogiem, bo w kobiecie można się zakochać.

Księża nie radzą sobie z zakochaniem. Albo jest to dla nich znakiem, że nie mieli powołania bądź je stracili, albo synonimem miłości, bo nie przeszli przez fazę zauroczenia. Od kilku lat biskupi obserwują, że z kapłaństwa odchodzą młodzi księża, do siedmiu lat po święceniach, często z powodu zakochania. Kiedyś też się zakochiwali, ale trudniej było im odejść, ułożyć życie od nowa.

Znam historię wikarego, który związał się z zamężną nauczycielką. Mąż się dowiedział i przyszedł na skargę do proboszcza. Proboszcz porozmawiał z wikarym, obiecał, że pomoże mu się pozbierać, ale musi definitywnie skończyć związek. Wikary zgodził się, poszedł do pokoju i się powiesił. Innego wyjścia nie widział.
Brak wychowania seksualnego w seminarium w połączeniu z celibatem może być powodem patologii seksualnych? Myślę o pedofilii.

- Pedofilia nie jest związana z wiedzą na temat seksualności ani formacją seminaryjną, tylko poważnie zaburzonym wzorcem tożsamości psychoseksualnej, z którym kandydat przychodzi do seminarium, choć najczęściej nie jest tego świadomy. Ale niemówienie o seksualności może kleryka o takich skłonnościach utwierdzić w przekonaniu, że nie ma on żadnego problemu ze sobą, lecz jedynie "dar" do pracy z dziećmi, i będzie świetnym duszpasterzem.

Księża mówią, że wśród kleryków jest sporo homoseksualistów.

- Żeby nie dopuścić homoseksualistów do kapłaństwa, od kilku lat obowiązuje instrukcja Benedykta XVI. Zgodnie z nią kandydatowi do seminarium stawia się pytanie: Czy jesteś homoseksualistą? Czy utrzymywałeś aktywne kontakty homoseksualne? Są to pytania zamknięte, wystarczy odpowiedzieć "tak" bądź "nie", nie ma pogłębionej rozmowy.

Łatwo skłamać.

- Nie zawsze kłamią. Spora część kleryków myśli, że to są tylko odczucia homoerotyczne. Skoro nie ma seksu, to nie ma orientacji, im mniej o tym myślę, tym lepiej, i w ten sposób uruchamia się mechanizm wypierania. Ale jak długo można to wypierać?

Dlaczego homoseksualista nie może być księdzem? Przecież tak samo jak heteroseksualny mężczyzna może obiecać Bogu, że nie będzie aktywny seksualnie.

- Niektórzy biskupi i rektorzy uważają, że homoseksualista nie ma powołania, że jemu się tylko wydaje, że słyszy głos Boga. Według nich homoseksualizm jest zaburzeniem, więc człowiek z zaburzeniem ma błędne odczucia, błędne poznanie samego siebie. Inni twierdzą, że nie jest zdolny do "ojcostwa duchowego". Jeszcze inni z kolei błędnie utożsamili duchownych pedofilów z homoseksualistami, więc żeby pozbyć się tych pierwszych, eliminują z formacji tych drugich.

Czy są jakieś badania mówiące o liczbie homoseksualistów w seminariach?

- Nie, bo nigdy nie było "woli politycznej" na ich przeprowadzenie. Są jedynie dane szacunkowe zebrane na podstawie badań psychologicznego funkcjonowania księży bądź pochodzące z gabinetów psychoterapeutycznych. Wynika z nich, że wśród księży jest ok. 30 proc. homoseksualistów. A niektórzy mówią, że nawet 50 proc., ale dane te pochodzą z Zachodu.

Przyjęcie rozumowania biskupów oznacza, że 30 proc. księży, a może nawet 50, nie ma powołania.

- Idąc tym tokiem myślenia, można taki wniosek wysnuć, ale sytuacja jest bardziej złożona, bo nie można cofnąć święceń księżom o orientacji homoseksualnej żyjącym w celibacie. Tych, którzy go notorycznie łamią, można natomiast suspendować, podobnie jak księży heteroseksualnych.

Co przyciąga homoseksualistów do kapłaństwa?

- Powołanie - jeśli rzeczywiście zostało rozeznane, a nie utożsamione z nieświadomym sposobem poradzenia sobie z własną seksualnością i "ukryciem się" pod sutanną.

Niektórzy mówią, że można się stać homoseksualistą w seminarium, bo to zamknięta, męska grupa.

- Seminarium może tylko pomóc w uświadomieniu sobie homoseksualizmu, ale nie przemieni heteroseksualnego mężczyzny w geja. Takie teorie szerzą ludzie, którzy nie uznają homoseksualizmu jako autonomicznej orientacji seksualnej, tylko jako dewiację heteroseksualizmu "zablokowanego" przez brak kontaktów z kobietą.

Rozmawiałem z klerykami z pięciu diecezji. Mówili o klikach homoseksualnych w seminarium.

- No cóż, grupy stygmatyzowane zawsze wzmacniają swoje szeregi. A do tego zdarza się, że przełożeni "wyczuwają" homoseksualnych kleryków, bo sami są homoseksualistami, i ich promują. Homoseksualni klerycy mogą więcej, otrzymują bardziej prestiżowe zadania, bywa, że dochodzi do współżycia między przełożonymi a klerykami. Mieliśmy takie historie - w Polsce i na Zachodzie.

Faworyzowanie homoseksualnych kleryków przez przełożonych jest gorszące dla kleryków heteroseksualnych. Niektórzy nie potrafią sobie z tym poradzić i odchodzą. Bywa też tak, że odchodzą homoseksualiści - zgorszeni rozwiązłością swoich kolegów i przełożonych.
Biskup wrocławski Józef Kupny, gdy był rektorem w Katowicach, powiedział, że nie ma kleryków, którzy cały czas byliby pod opieką psychologa. Nie ma, bo taki kleryk nie nadaje się do kapłaństwa.

- Trudno o złoty środek. Z jednej strony nie możemy zrobić z seminarium poradni psychologicznej, a z drugiej w środowisku kościelnym dotąd panuje lęk przed psychoterapią. Niektórzy się boją, że kiedy kleryk dostanie się w ręce psychologa, to tak się spsychologizuje, że albo straci powołanie, albo wszystko będzie widział z perspektywy psychologii, a nie wiary.

No i pokutuje myślenie: skoro idziesz do psychologa, to znaczy, że masz dużo problemów, że nie wierzysz w uzdrawiającą moc łaski, że Bóg ci nie wystarcza. Klerycy zaczynają myśleć podobnie i kiedy już jako księża natrafiają na problemy, to nie szukają fachowej pomocy.

Inaczej jest na Zachodzie. Zrobiono tam badania, z których wynika, że księża są zadowoleni z tego, kim są, oraz z relacji z ludźmi. Wyszło również, że wielu ma za sobą terapię. Bo to nie jest tak, że omijają ich problemy czy są "z granitu". Oni po prostu pozwolili sobie pomóc.

Nasi widocznie są z granitu.

- Nie są. Rektorzy mówią, że klerycy są coraz bardziej krusi psychicznie.

Tak?

- Klerycy pochodzą też z niepełnych rodzin bądź rodzin z problemem alkoholowym. Jest też problem ze społeczną zmianą percepcji duchownych i zaufania do nich. A klerycy żyją w pewnej ułudzie wynikającej z idealizacji kapłaństwa w przeszłości i niekoniecznie ową ułudę tworzy seminarium, tylko podtrzymuje ją rodzina. Do tego dodajmy roszczeniowe podejście - mnie się należy szacunek, jestem przecież "pośrednikiem" między ludźmi a Bogiem.

Kilka lat temu w diecezji krakowskiej zrobiono eksperyment. Nowo wyświęconych księży wysyłano do najlepszych parafii - tak aby mieli łatwiejszy start. Okazało się, że 70 procent z nich było niezadowolonych z warunków pracy. Nie radzili sobie w najlepszych parafiach, a dopiero co zaczęli posługę!

Może to jednak problem przygotowania w seminarium?

- Wielu młodych ludzi idących do seminariów jest zakompleksionych i roszczeniowych. Oni chcą być księżmi, ale nie chcą się konfrontować z kosztami, jakie niesie ze sobą kapłaństwo. Niestety pomaga im w tym popularny model wychowania seminaryjnego ograniczający ich odpowiedzialność za samych siebie do minimum w myśl zasady: "Bierny, mierny, ale wierny, my będziemy nim kierować".

Może trzeba świeżo wyświęconego księdza od razu kierować na terapię?

- Nie wystarczy wysłać księdza na terapię, bo podczas terapii księża nie przestają być księżmi.

Co to znaczy?

- Ksiądz nerwowo reaguje, gdy terapeuta zwraca się do niego per pan, a nie per ksiądz. O pewnych sprawach nie będzie rozmawiał z "nieksiędzem", bo po co świeckich gorszyć. A jak terapeutą będzie ksiądz, to niektórych tematów w ogóle nie będzie pogłębiał, bo dla księdza są one oczywiste, powie: "Muszę to księdzu tłumaczyć?". Znam księży terapeutów, którzy nie chcą pracować z duchownymi, bo uważają to za stratę czasu.

Jeżeli biskupi i rektorzy mówią, że w seminarium nie ma miejsca na kleryków potrzebujących pomocy psychologicznej, to klerycy, a potem księża, udają, że nie mają problemów. Boją się zwierzyć z problemów przełożonym.

- Przełożeni nie cieszą się zaufaniem. W jednym z największych w Polsce seminariów zrobiono badania. Zapytano kleryków, do kogo by się zwrócili w chwilach kryzysu. Odpowiedzieli: rodzina i przyjaciele. Nie przełożeni, nie proboszcz, nie biskup, nawet nie koledzy z kursu. Klerycy nie ufają przełożonym, bo formacja seminaryjna odbierana jest przez nich jako zagrażająca. Przełożony to nie autorytet, tylko "Wielki Brat".

A co ksiądz myśli o pomyśle otwarcia bram seminarium, żeby klerycy nie żyli przez sześć lat odizolowani od świata.

- Na Zachodzie były próby prowadzenia otwartego seminarium - więcej swobody, więcej samodzielnych decyzji, więcej czasu na kontakty ze świeckimi. Ale zrezygnowano z tego. Okazało się, że świeccy nie chcą, żeby ksiądz był ich kumplem. Chcą, żeby ksiądz był dla nich autorytetem duchowym, ale nie chcą - i słusznie - żeby był autorytarny.
Seminaria muszą postawić na dojrzałą formację ludzką i duchową. Bez którejś z nich ksiądz będzie kuśtykał. Myślę, że nasi księża jak nie kuśtykają na prawą nogę, to kuśtykają na lewą.

No to co trzeba zrobić, żeby nie kuśtykali?

- Przestać ich infantylizować. Stworzyć im środowisko do dojrzewania, a nie do prowadzenia za rączkę, uczyć, że są księżmi, bo są ludźmi, a nie "upadłymi aniołami".

ks. Jacek Prusak - jezuita, psychoterapeuta, publicysta "Tygodnika Powszechnego"



ROZMOWA DRUGA

Smażył ksiądz biskup jajecznicę w seminarium? Bo słyszałem, że nie wolno.

Bp Grzegorz Ryś: Nic mi nie wiadomo, żeby klerycy mieli taki zakaz.

A komórki mogą mieć?

- To zależy od seminarium. Osobiście, kiedy byłem rektorem, sprzeciwiałem się temu. Gdybym im pozwolił, to sześć razy w tygodniu zadzwoniłby proboszcz, pięć razy nadopiekuńcza mama, siedem razy dawni znajomi i biedak nie miałby czasu pójść do kaplicy.

A piwo od czasu do czasu mogli wypić?

- Nie mogli. Zależało mi na tym, aby mieli doświadczenie abstynencji. Może kiedyś uratuje ich myśl: "Potrafiłem przez sześć lat nie pić".

A to, że klerycy wychodzą na miasto dwójkami, czemu ma służyć?

- Za moich czasów chodziliśmy dwójkami po to, żebyśmy się nie musieli tłumaczyć przełożonym, co z nami zrobiła Służba Bezpieczeństwa, gdyby dopadła nas w pojedynkę. Teraz klerycy wychodzą dwójkami po to, by wiedzieli, że ksiądz nie ma być samotnikiem.

Jaki był księdza pomysł na seminarium?

- W pierwszy dzień rektorowania włożyłem pantofle oraz flanelową kufajkę na koszulę z koloratką i wyszedłem na korytarz. W ten sposób chciałem dać klerykom do zrozumienia, że nie są w instytucji wychowawczej, ale w domu.

Czy to nie jest zbyt nachalne?

- Jeśli kleryk nie będzie traktował seminarium jak domu, to również - już jako ksiądz - nie będzie traktował plebanii jak domu, tylko jako miejsce pracy. A dom gdzie będzie budował?

Ważniejsze jednak było coś innego: zależało mi na tym, by seminarium było miejscem przeżywania wiary, żeby nie było jedynie miejscem "przysposobienia do zawodu" duchownego. Zależało mi także na relacjach kleryk - przełożeni. Bo jeśli nie ma zaufania w formacji, to już nie ma formacji.
Klerycy udają, że wszystko jest w porządku. Za przyznanie się do słabości grozi wyrzucenie.

- Więc tyle, ile skłamał kleryk, tyle jest warte zdanie rektora, który staje przed biskupem i mówi: "Czcigodny ojcze, święta Matka Kościół prosi, żebyś tych oto wyświęcił na prezbiterów". Jeśli rektor nie wie, kogo poleca do święceń, bo ten ktoś się schował, to niech ten ktoś ma pretensje do siebie, niech nie zwala na seminarium, że go nie przygotowało.

Obowiązkiem rektora jest znaleźć "schowanego".

- Rektor nie jest śledczym i prokuratorem. Poza tym seminarium zbudowane jest na zaufaniu - dlatego najbardziej osobisty wymiar formacji dokonuje się w relacjach kleryk - ojciec duchowny, a one objęte są tajemnicą analogiczną do tajemnicy spowiedzi.

Trzeba zmienić model wychowywania przyszłych księży?

- Kościół ciągle szuka najlepszych sposobów. Tuż po nominacji na rektora pojechałem do Paryża, by przyjrzeć się seminarium, które stworzył kardynał Lustiger. Tam proponuje się kandydatom przeżycie roku skoncentrowanego na modlitwie. Dopiero po tym okresie piszą podanie o przyjęcie do seminarium. Samo seminarium również różni się od powszechnego modelu. Klerycy dzieleni są na kilkunastoosobowe wspólnoty, które mieszkają w odrębnych budynkach. Sami gotują, dbają o porządek, odpowiadają za siebie.

Może trzeba zlikwidować polskie molochy na rzecz takich wspólnot.

- Dyskusje nad przemodelowaniem formacji trwają. Niektóre diecezje wprowadziły rok propedeutyczny. Zanim kleryk sporą część czasu poświęci na wykłady - inwestuje w siebie poprzez rozwój modlitewny.

W których diecezjach jest rok zerowy?

- W koszalińsko-kołobrzeskiej, warszawskiej, warszawsko-praskiej.

Dlaczego nie wszędzie?

- Bo biskupi uważają, że wystarczy sześć lat, by przygotować księdza.

Ksiądz też tak uważa?

- Jestem za wprowadzeniem roku propedeutycznego. To okazja do zbudowania solidnego kręgosłupa modlitewnego, który się nie złamie po skończeniu seminarium, po nadejściu prób i kryzysów - pieniądz, posłuszeństwo, celibat.

A propos celibatu. Księża skarżą się, że w seminarium nie ma wychowania seksualnego.

- O seksualności klerycy rozmawiają z ojcami duchownymi. A poza tym są dwie kwestie równie ważne albo ważniejsze. Po pierwsze, wychowanie do miłości. Bo bzdurą jest, że celibat to rezygnacja z miłości; miłość w życiu księdza będzie się objawiała taką postawą: jestem na plebanii i się nie barykaduję dla świętego spokoju, tylko wychodzę do ludzi, by im służyć. Po drugie, celibat jest charyzmatem - łaską daną przez Boga; człowiek ma sześć lat na odkrycie, czy Bóg daje mu ten dar. Jeżeli nie odkrył celibatu i traktuje go jako bezduszny wymysł Kościoła, nie ma moralnego tytułu prosić o święcenia.

A jeśli poprosi?

- Wyrządzi przede wszystkim krzywdę sobie, a później Kościołowi.

Słyszałem, że kilka lat temu diecezja krakowska miała tąpnięcie - odeszło sporo młodych księży. Może to jednak wina seminarium?

- Nic nie wiem o tąpnięciu; zdarza się, że księża odchodzą, zawsze odchodzili. Największym błędem księdza jest przekonanie, że formacja kończy się z chwilą opuszczenia seminarium, że już jest "gotowym" księdzem i nic go nie przetrąci. Jeżeli tak myśli, to jest przegrany, chyba że Pan Jezus rzuci nim o ziemię - jak Szawłem pod Damaszkiem.
Seminarium, choćby trwało 20 lat, nie przygotuje księdza na wszystko, zawsze będzie musiał się zmierzyć z czymś nowym, z czymś, co może go przerosnąć.

Badania pokazują, że najczęściej przerasta księdza zakochanie.

- Nie tylko zakochanie. Rozmawiałem kiedyś z księżmi, którzy byli trzy miesiące po święceniach. Powiedzieli, że najbardziej dokucza im poczucie bezsensu.

Trzy miesiące po święceniach i już poczucie bezsensu?

- Bo oni się spodziewali, że wszyscy na nich czekają. A tu zamiast 50 chłopców chętnych do ministrantury przyszło raptem dwóch. Po czym po trzech tygodniach jednego zabrała matka, bo wolała, żeby chodził na tenisa.

W seminarium za mało przygotowujemy księży do nowej ewangelizacji, czyli do pójścia do świata, który jest niechrześcijański. Trzeba najpierw głosić kerygmat - czyli prawdę o tym, że Jezus umarł, zmartwychwstał i zesłał Ducha Świętego. Nie głośmy samej, wypreparowanej z kerygmatu moralności, ale wiarę w Jezusa, która dopiero później owocuje postawami moralnymi.

Można odnieść wrażenie, że Kościół w Polsce głosi postawy moralne, a nie wiarę w Jezusa.

- Można.

Benedykt XVI w specjalnych wytycznych nakazał pytać kandydatów do seminarium o "skłonności homoseksualne". Myśli ksiądz, że dzięki tym wytycznym nie ma już homoseksualistów w seminariach?

- Zapewne się zdarzają. Kościół jednak nie dopuszcza do święceń mężczyzn o "głęboko zakorzenionych" (to cytat z wytycznych Kongregacji) skłonnościach homoseksualnych, wyrażających się w szczególności w czynach i postawach ciężko grzesznych.

Unika ksiądz słowa "orientacja homoseksualna" na rzecz "skłonności homoseksualne". Dlaczego?

- To jest terminologia używana w dokumentach kościelnych dotyczących kwestii dopuszczenia lub nie do święceń.

Ojciec Józef Augustyn powiedział, że księża rosną przy innych księżach. Skandale z udziałem duchownych, o których często donoszą media, przekładają się na spadek liczby powołań?

- Nie. Kiedy rozmawia się z kandydatami do seminarium, oni najczęściej mówią, że spotkali księdza, który ich zafascynował. Więc to pewnie nie był ksiądz, o którym chętnie donoszą media.

To prawda, księża rosną przy innych księżach. Czasami tracą motywację, bo starsi koledzy mówią im, żeby się nie wysilali. Czasami gorszą się życiem kolegów. Ale można także urosnąć przy księdzu, który ma za sobą doświadczenie grzechu i nawrócenia.

*Bp Grzegorz Ryś - biskup pomocniczy w Krakowie, najmłodszy biskup w Polsce, w latach 2007-2011 był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz