piątek, 18 listopada 2016

Władza kupuje wyborców



Pierwszy rok rządów Kaczyńskiego pokazał władzę wyjątkowo silną w gębie i wyjątkowo słabą w obliczu społecznych protestów

Cztery tysiące złotych za urodzenie ciężko okale­czonego lub umierającego dziecka, powrót do wypła­cania służbom munduro­wym stu procent pensji na chorobowym, kolejne trzy miliony złotych na szko­łę Rydzyka (tym razem z budżetu Mi­nisterstwa Sprawiedliwości), następny zakup milionów ton węgla z kopalnia­nych hałd na „rezerwy strategiczne państwa”. I tak dalej...
   Pomysł Kaczyńskiego na sprawo­wanie władzy polega na przekupywa­niu silnych grup społecznych, aby nie przeszkadzały mu w realizowaniu jego prawdziwych priorytetów. Czyli w nisz­czeniu liberalnych ograniczeń władzy, łamaniu Trybunału Konstytucyjnego, przejmowaniu aparatu sprawiedliwo­ści, ograniczaniu niezawisłości sędziów, poszerzaniu rewolucji kadrowej. Ta me­toda sprawowania władzy cofa nas do chaosu schyłkowego PRL, gdzie każdą podwyżkę, każdą reformę (lub jej od­wołanie, odroczenie, rozmycie) moż­na było wywalczyć protestami na ulicy albo lobbingiem u działaczy partyjnych.

SIŁA I SŁABOŚĆ POPULIZMU
Z jednej strony ta władza wydaje się wyjątkowo silna. Po raz pierwszy od 1989 r. jeden polityczny obóz ma sa­modzielną większość w parlamencie. Trwa atak na wszystkie instytucje ogra­niczające władzę partyjnego lidera, czyli na Trybunał Konstytucyjny, NIK, media publiczne i prywatne, samorządy. Jest najgłębsza w dziejach III RP rewolucja
kadrowa, czyli czystki i nominacje zupeł­nie obojętne na kryterium kompetencji czy nawet na śmieszność. Jest traktowa­nie już nie tylko całego aparatu partyj­nego, lecz także własnych rodzin, rodzin swoich znajomych, a nawet przypadko­wych kolegów i koleżanek z podstawów­ki jako rezerwy kadrowej do obsadzania spółek skarbu państwa i najwyższych urzędów państwowych. Do tego docho­dzi użycie prawicowego hejtu interneto­wego (i jego autorów) jako języka (i kadr) nowej władzy.
   Z drugiej jednak strony prawdziwym testem siły każdej władzy jest to, jak re­aguje na kryzysy. I kiedy obserwujemy, jak z kryzysami radziła sobie władza PiS w pierwszym roku po wyborach, pojawia się obraz najsłabszego rządu w dziejach III RP. Rządu, który gasi każdy pożar sypaniem pieniędzy, cofaniem, odwle­kaniem lub rozwadnianiem decyzji, obietnic i reform. Władza populistyczna to w istocie władza najsłabsza, korum­puje, zamiast rządzić, i ustępuje, jeśli pojawia się wystarczająco silny protest lub lobbystyczny nacisk.
   Wielu narzekało na osiem lat rządów Platformy. Że przesypia, unika reform, opóźnia decyzje i działania. Także SLD dwa razy dochodził do władzy pod ha­słem zatrzymania reform. Jednak zarów­no PO, jaki SLD miały swój pakiet działań ryzykownych, a potrzebnych państwu i społeczeństwu. PO przeprowadziła re­formę bardzo kosztowną politycznie, ale konieczną dla przetrwania powszechne­go systemu emerytalnego. SLD obniżył
CIT, przeprowadził też wiele zmian ko­niecznych dla naszego przyjęcia do Unii. Nie zniszczył konsensusu wokół podsta­wowych reform okresu transformacji, mimo że takie były oczekiwania części wyborców. Sojusz firmował nawet po­litycznie ryzykowny program Jerzego Hausnera, który np. by naprawić finanse państwa, już dekadę temu zakładał pod­niesienie wieku emerytalnego.
   Nawet PiS w czasie swoich pierwszych rządów stać było na działania w rodza­ju reform Zyty Gilowskiej (obniżenie stawek podatkowych PIT, zmniejsze­nie klina podatkowego w obszarze kosz­tów pracy). Większa była też ostrożność w finansowaniu polityki rodzinnej, gdzie PiS dawało się przelicytowywać LPR.
   Jednak teraz Jarosław Kaczyński po­stawił na niemający precedensu w histo­rii III RP populizm. Wszystkie zasoby państwa - traktowanego przez niego jako państwo podbite, które można po prostu eksploatować - używane są do kupowania poparcia większych grup społecznych.

JAK SIĘ KUPUJE MILCZENIE
Czy da się przekupić wszystkich, którzy zgłaszają roszczenia i są w stanie zorganizować protesty ryzykow­ne dla wizerunku władzy silnej i kocha­nej przez lud? PiS natrafiło na pierwsze twarde sprzeczności władzy. Nie umie so­bie z nimi poradzić. Prawicowi mizogini kontra walczące o emancypację kobiety, górnicy żądający nieprzerwanej pomo­cy państwa kontra klasa średnia płacąca podatki, frankowicze czy banki... Na ko­goś trzeba postawić, coś trzeba wybrać. Nie da się skorumpować wszystkich stron wszystkich sporów jednocześnie. Próba takiej korupcji prowadzi do nieuchron­nego bankructwa państwa i pokazuje fak­tyczną słabość populistycznej władzy, choćby nie wiadomo, jak głośno tupała.
   Ulubioną strategię radzenia sobie przez Kaczyńskiego z protestami i kry­zysami można przedstawić na przykła­dzie pierwszych po zdobyciu władzy przez PiS protestów górniczych i naci­sków Solidarności na lokalnych działa­czy Prawa i Sprawiedliwości ze Śląska. Efektem były dodatkowe pieniądze dla kopalń ze spółek energetycznych. Te ostatnie zapłaciły za to spadkiem swo­jej giełdowej wyceny, a to oznacza stra­ty dla prywatnych posiadaczy akcji, ale przede wszystkim straty dla OFE i skar­bu państwa. Rząd przeprowadził tak­że co najmniej dwa gigantyczne zakupy węgla zalegającego na hałdach polskich kopalń. Oficjalnie - „na zwiększenie re­zerw strategicznych państwa”, w rze­czywistości - na zmniejszenie deficytu kopalń. Zapytani w Sejmie o kolejną taką interwencję przedstawiciele Minister­stwa Energetyki zasłonili się klauzulą tajności.
   Wzrasta ryzyko zakwestionowania przez Komisję Europejską wszystkich tych głupich i krótkowzrocznych działań jako niedozwolonej pomocy publicznej. Tym bardziej że gigantycznym trans­ferom budżetowej gotówki towarzyszy nadwątlenie i tak już wątłego programu wygaszania kopalń.
   Także po pierwszej dużej manifesta­cji pracowników służby zdrowia w War­szawie minister zdrowia natychmiast obiecał podwyżki - bez pomysłu ich sfi­nansowania. Wakacyjny protest pra­cowników służby celnej spowodował z kolei odroczenie startu priorytetowej PiS-owskiej „reformy”, czyli połączenia i pełnego scentralizowania wszystkich służb fiskalnych państwa. To zmiana dla nowej władzy kluczowa, gdyż miała (po­noć) zagwarantować dziesiątki miliar­dów złotych na rozdawnictwo socjalne poprzez likwidację luki podatkowej, któ­rej wielkość politycy PiS szacują bardzo różnie, w zależności od rosnących po­trzeb budżetu.
   Zderzenie rozbudzonych wyborczy­mi obietnicami nadziei frankowiczów z ryzykiem destabilizacji polskiego sek­tora bankowego zaowocowało chaotycz­nymi i niezbornymi deklaracjami rządu, prezydenta i Kaczyńskiego. Słuchali­śmy nowych obietnic, widzieliśmy pro­jekty niezadowalające nikogo. W końcu PiS postanowiło w Sejmie pracować nad wszystkimi projektami jednocześnie, co pozwala odroczyć decyzję.
   Wreszcie czarny protest kobiet spo­wodował zwrot PiS o 180 stopni. Jeszcze we wrześniu 2015 roku posłowie tej par­tii zgodnie poparli prace w sejmowych komisjach nad całkowitym zakazem aborcji. Po czarnym proteście Kaczyń­ski i większość posłów PiS całkowity zakaz aborcji po prostu wyrzucili z Sej­mu. Żeby zaś zamknąć usta Kościoło­wi, szybko przeprowadzono przez Sejm „wynagrodzenie” w wysokości 4 tysię­cy złotych za urodzenie dziecka niepeł­nosprawnego czy faktycznie skazanego na śmierć. Pojawił się także pomysł pła­cenia kolejnych 4 tysięcy za urodzenie dziecka będącego owocem gwałtu.
   Protesty nauczycieli, rodziców i samo­rządowców przeciwko likwidacji gim­nazjów - szczególnie odkąd towarzyszą im lobbystyczne naciski Kościoła bro­niącego gimnazjów katolickich - po­skutkowały niezdarnymi deklaracjami polityków PiS. Rząd natychmiast zaofe­rował podwyżki dla nauczycieli i obie­cał utrzymanie zatrudnienia (jak zwykle bez jakiejkolwiek gwarancji finanso­wania tych wszystkich obietnic). Jeśli sprzeciw nauczycieli i rodziców przy­bierze rozmiary czarnego protestu, to Kaczyński ogłosi planowy odwrót; już widać przygotowania.
   Rosnące niezadowolenie wojska i po­licji z działań politycznych szefów także jest gaszone podwyżkami i przeprowa­dzanymi na bezprecedensową skalę awansami. Padła deklaracja wycofania się z projektów reformy emerytur mun­durowych. W konsekwencji jeszcze większa niż dotąd część budżetu MSW i MON trafi nie na inwestycje w nowy sprzęt i broń, ale na fundusz płac. Taki wybór spowoduje spadek zdolności obronnych państwa.

WŁADZA JAK ZA GIERKA
Morał z tej populistycznej peda­gogiki jest dla społeczeństwa fatalny.
Kaczyński znów bowiem wpaja Pola­kom zasadę obowiązującą w upadającym PRL, w czasach Jaroszewicza, Babiucha i kolejnych premierów zderzaków epoki Jaruzelskiego. Można by ją ująć tak: „Nie ruszajcie naszych nominatów, ale jeśli mocniej kopniecie w rząd, rząd sypnie groszem, nawet jeśli go nie ma”.
   Przypomina to również sytuację pierwszych rządów III RP, które wciąż znajdowały się pod naciskiem przyjeż­dżających do Warszawy górników czy rolników wyjeżdżających ciągnikami na drogi.
   Z pozoru wyjątkowo silny i bezgra­nicznie asertywny (w gębie) Jarosław Kaczyński uczy Polaków, że wystarczy ostrzejszy nacisk - na ulicach, w zakła­dach, poprzez nieformalne lobby związ­kowe docierające do lokalnych lub resortowych działaczy PiS. A wówczas niewygodne dla danego środowiska de­cyzje zostaną zablokowane, a kosz­ty zmian pokryte z nawiązką deszczem budżetowych pieniędzy.
   Taka władza staje się totalną wy­dmuszką. Jarosław Kaczyński wie do­skonale, że kupuje w ten sposób doraźny spokój za cenę społecznego i gospodar­czego chaosu. Jeśli uważa tę strategię za efektywną, to tylko dlatego, że wierzy, iż to chaos okresu przejściowego. Liczy, że gdy już przeprowadzi do końca ka­drową rewolucję (szczególnie w policji i wojsku) oraz zniszczy prawne i instytu­cjonalne ograniczenia dla swej władzy, przerażeni przedsiębiorcy dostarczą rządowi pieniędzy - nawet za cenę upad­ku wielu „niepisowskich” biznesów.
   Nadzieje na pełne podporządkowa­nie sobie społeczeństwa i gospodarki towarzyszą wszystkim populistycznym liderom. Jednak nawet posiadanie pól naftowych (jak pokazuje przykład We­nezueli) nie gwarantuje, że taka stra­tegia na dłuższą metę się powiedzie. Bardziej prawdopodobne jest, że po rzą­dach Kaczyńskiego pozostanie chaos niż silna peryferyjna dyktatura. Polskie pań­stwo stanie się jeszcze słabsze niż jest, a polskie społeczeństwo nieporównanie bardziej zanarchizowane.
Cezary Michalski

2 komentarze:

  1. Jak tak dalej pójdzie to ludzie na ulice nawet nie będą mogli wyjść bo PIS zabroni . jarek bawił się lalkami jak był mały i teraz ma kompleksy

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze chcą ale niema na to kasy , a z Trybunałem przesadzili

    OdpowiedzUsuń