wtorek, 7 maja 2019

Sami swoi w brukseli


Mistrzowie nabijania statystyki, awantur i zatrudniania członków rodziny. Z tego głównie dali się poznać europosłowie PiS podczas mijającej kadencji

Aleksandra Pawlicka

Styczeń 2019, debata w Parlamencie Europej­skim w Brukseli. Poseł Ryszard Czarnecki zabiera głos w sprawie zwalczania oszustw fi­nansowych. Postawa chwiejna, głos lekko beł­kotliwy. Z trudem czyta z kartki. Filmik z tego występu przesyłają sobie europosłowie na Facebooku i Twitterze. Jeden z komentarzy brzmi: „Próbuje złapać równowagę, próbując złapać mikrofon”.

REKORDZISTA
Ryszard Czarnecki lubi się chwalić, że jest najaktyw­niejszym posłem w polskiej delegacji. Tyle że to aktywność w rankingu tworzonym na podstawie obecności, udziału w gło­sowaniach, liczbie zadawanych pytań i zgłaszanych poprawek, do których zalicza się też poprawiające statystykę przecinki. Czarnecki, dopóki był wiceprzewodniczącym Parlamentu Eu­ropejskiego, którą to funkcję utracił za porównanie Róży Thun (PO) do szmalcowniczki, pompował swoją statystykę tak­że wystąpieniami podczas otwierania i zamykania obrad oraz udzielenia posłom głosu. Liczyło się każde „otwieram obrady” i „udzielam głosu”.
   Do statystyk świetnie nadają się też rezolucje. Czarnecki ma ich na koncie blisko 260. Część nigdy nawet nie trafiła pod obrady, pozostałe to najczęściej ogólne deklaracje dotyczące obrony praw człowieka na Malediwach czy w Ugandzie.
   - Każdy deputowany ma w telefonie aplikację z harmono­gramem wystąpień i jest wzywany na salę, gdy zbliża się jego pora. Poseł Czarnecki przesiaduje zwykle w parlamentar­nej kawiarence albo przechadza się po „catwalku” i wpada na salę tuż przed wystąpieniem w sprawie rezolucji, aby wygło­sić swoje „bardzo dziękuję koleżanki i koledzy za zaangażowa­nie...” - opowiada jeden z polskich eurodeputowanych. (catwalk - z ang. wybieg dla modelek - to żartobliwe określenie korytarza w brukselskiej siedzibie parlamentu, gdzie deputowani prze­chadzają się, licząc na zainteresowanie swoją osobą mediów).
Czarnecki był także w dziedzinie nabijania statystyki mi­strzem europosła Andrzeja Dudy. - Gdy ten został kandydatem na prezydenta i trzeba było wykazać w rankingu jego aktywność, zaczęło się sztuczne pompowanie Dudy - wspomina Janusz Lewandowski (PO).

NIEOBECNI
O realnej pracy eurodeputowanego świadczą przede wszystkim raporty, ale tylko te przygotowujące nowe prawo. Rekordzista Czarnecki chwali się przeszło 50 raportami, jed­nak jego raporty dotyczyły głównie udzielania absolutorium budżetowego różnym agendom UE. Natomiast raportów legis­lacyjnych na jego koncie brak. Podobnie jest w przypadku prof. Ryszarda Legutki znanego w Brukseli głównie z obrony PiS w czasie debat dotyczących łamania praworządności w Polsce. Nazywał je teatrem absurdu i Targowicą.
   - Brak aktów legislacyjnych to prawdziwy obraz pracy posła. Z mojego okręgu nie tylko prof. Legutko, ale także Beata Go­siewska i Edward Czesak nie mają na koncie żadnych raportów legislacyjnych - mówi posłanka Róża Thun (PO), która prze­prowadziła w ostatniej kadencji kilka projektów, w tym zakaz geoblokowania (dzięki temu klient z każdego kraju UE ma pra­wo do takich samych usług w handlu internetowym) i dyrekty­wę o podwójnej jakości.
   Historia tej dyrektywy jest najlepszą ilustracją, jak pracują eu­roposłowie PiS. Żaden z nich nie brał udziału w jej przygotowa­niu, choć nawet prezes Jarosław Kaczyński oburzał się ostatnio, że niemieckie proszki lepiej piorą. Dyrektywa miała zakazywać sprzedawania tego samego produktu różnej jakości w różnych krajach - chodziło o środki do prania, a także karmy dla zwie­rząt czy przetwory rybne. Z badań rynku wynika, że te sprzeda­wane w Polsce lub na Węgrzech zawierają mniej detergentów czy mięsa.
   Gdy dyrektywa trafiła do Rady UE, czyli unijnych ministrów, ci osłabili ją do tego stopnia, że przestała mieć sens. Zakaz „róż­nego składu” zastąpiono zakazem „znacząco różnego składu”, dołączono listę wyjątków i na klienta przerzucono konieczność udowodnienia, że został wprowadzony w błąd, kupując produkt gorszej jakości. - Przedstawiciele PiS w Radzie UE nie sprzeci­wili się rozwodnieniu zapisów, a potem gdy ta zepsuta dyrek­tywa wróciła do parlamentu, głosowali „za”. Żaden nie poparł zgłoszonych przeze mnie poprawek gwarantujących konsumen­tom rzeczywistą ochronę - mówi posłanka Thun.
   A jeszcze miesiąc wcześniej europoseł PiS Tomasz Poręba za­pewniał na konwencji wyborczej swojej partii: „Będziemy wal­czyć o to, aby konsumenci w całej Europie byli równo traktowani i mieli dostęp do produktów i towarów tej samej jakości. Ta sama jakość produktów w całej Europie”.

MIT
- PiS tak osłabiło pozycję Polski w Europie, że nie jest w stanie zbudować większości blokującej w żadnej unijnej in­stytucji - mówi Janusz Lewandowski i wylicza: dyrektywa do­tycząca podwójnej jakości, dyrektywa dotycząca pracowników delegowanych, wspólna polityka rolna w kolejnej perspekty­wie budżetowej.
   Gdy Komisja Europejska przygotowała pięć propozycji bu­dżetu UE na lata 2021-2027, tylko jedna z nich zachowywała ko­rzystny dla nowych krajów, w tym dla Polski, poziom funduszy spójności, czyli pieniędzy na rozwój biedniejszych regionów, i funduszy dla rolnictwa. Lewandowski był jednym z tych, któ­rzy zabiegali, by tę opcję poparł Parlament Europejski. - Naj­większą pretensję do deputowanych z PiS mam o to, że głosują sprzecznie z polską racją stanu - mówi. - Jako członkowie frak­cji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której prym wiodą brytyjscy torysi, opowiadają się za redukcją budżetu i ograniczeniem UE do wspólnego rynku, co osłabia małe i śred­nie kraje - dodaje Lewandowski.
   - Deputowanych PiS nie widać tam, gdzie podejmowane są na­prawdę istotne finansowe i geopolityczne decyzje. Dla nich liczą się tylko projekty, którymi będą mogli dopieszczać wyborców we własnych regionach. Zwłaszcza podczas kampanii - mówi jeden z opozycyjnych eurodeputowanych.
   Przykładem takiego projektu jest Via Carpatia - droga z Kłaj­pedy do Salonik, przebiegająca przez wschodnią Polskę. Gdy Parlament Europejski zdecydował, że wyłączy tę inwestycję z projektów priorytetowych, poseł Poręba oskarżył polski rząd, wówczas jeszcze PO-PSL, że „to gigantyczny skandal, nie spo­dziewałem się, że doczekam w parlamencie chwili, kiedy polski­mi rękami zostanie pogrzebana polska sprawa”.
   Argumentem europarlamentu było to, że taka droga połą­czy najbiedniejsze regiony UE i nie będzie sprzyjać ich rozwojowi. A każdy z tych regionów potrzebuje szybkich połączeń z Zachodem. Eurodeputowany Tomasz Poręba jest jednak wi­ceprzewodniczącym komisji transportu i turystki PE. Pracujący z nim w tej ko­misji poseł Janusz Zemke (SLD ) mówi:
- Przez całą kadencję tylko wpadał i wy­padał, żeby odhaczyć obecność, a robotę zrzucał na innych. Jedyną interesującą go kwestią była Via Carpatia.
   I trzeba przyznać, że tu okazał się sku­teczny. Tuż przed eurowyborami PE przywrócił Via Carpatia rangę projektu priorytetowego i prezes Kaczyński może dziś mówić w kampanii o nowej wielkiej osi łączącej międzymorze. A poseł Poręba może budować na Nowogrodzkiej mit o swoich europejskich kompetencjach.

AWANTURA
Obecną kadencję europosłowie PiS rozpoczęli od awan­tury w sprawie wyborów samorządowych z 2014 roku, gdy oskarżyli PO o ich sfałszowanie. Najpierw domagali się debaty i rezolucji europarlamentu w tej sprawie, a gdy się to nie uda­ło, zorganizowali wysłuchanie publiczne. Poseł Czarnecki twier­dził wówczas, że obserwuje wybory w różnych krajach od 22 lat i „o ile na Ukrainie i w krajach Kaukazu Południowego widać wyraźny postęp, tam wybory są coraz bardziej transparentne, to w Polsce jest odwrotnie”.
   Kolejne awantury związane były z rocznicami katastrofy smo­leńskiej. Z okazji piątej rocznicy posłowie PiS zorganizowali de­batę z udziałem rodzin wybranych ofiar, podczas której Antoni Macierewicz jako szef zespołu parlamentarnego ds. katastro­fy smoleńskiej lansował tezę o zamachu, który miał być wstępem do ataku Rosji na Ukrainę. Rok później PiS zorganizo­wało pokaz filmu „Polacy” Marii Dłużewskiej, opowiadający o ekspertach zespołu Macierewicza, którzy uznają, że w Smo­leńsku doszło do zamachu. Moderatorką tego spotkania była europosłanka Anna Fotyga. W 2017 roku europoseł Zbigniew Kuźmiuk zaprosił na wystawę „Ofiarom katastrofy smoleńskiej”, której towarzy­szył pokaz filmu „Smoleńsk”.
   - Każdy eurodeputowany ma prawo do zorganizowania w czasie kadencji dwóch imprez. Te przygotowywane przez po­słów PiS zawsze oznaczają wtłaczanie ludziom do głów, że Polska to ofiara spisków i zdrad - mówi Julia Pitera (PO).
   Prawie każdy z eurodeputowanych PiS ma na koncie jakiś pa­triotyczny „event”. Stanisław Ożóg pokazał wystawę „Polska Walcząca” ze zdjęciami z powstania warszawskiego i żołnierzy wyklętych. Obok wystawy pojawiła się tabliczka, że PE nie po­nosi odpowiedzialności za jej treść.
   Prof. Legutko zorganizował w Strasburgu wystawę o św. Janie Pawle II. Kolejna miała być o Józefie Piłsudskim, ale nie dostał na nią zgody. „Jest to rzecz absolutnie bulwersująca i nie zosta­nie zapomniana, nigdy!” - zapowiadał dziennikarzom.
   - Cyrk i awantura to znaki firmowe naszych kolegów z PiS - kwituje Julia Pitera.

SWOJSZCZYZNA
Europosłowie PiS wsławili się także nepotyzmem. Gdy Parlament Europejski negatywnie zaopiniował zgłoszoną przez rząd Beaty Szydło kandydaturę Ja­nusza Wojciechowskiego do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, PiS głośno pro­testowało. Najgłośniej europosłanka Jadwiga Wiśniewska: „PO skompromitowała się do cna”.
Wkrótce okazało się, że jej córka Kinga Wiśniewska-Danek została szefową gabinetu Janusza Wojciechowskiego.
   W biurze Europejskich Konserwatystów i Re­formatorów pracę znalazła Magdalena Czapu- towicz, córka ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza oraz syn koordynatora ds. służb specjalnych Mariusza Kamińskiego.
Z brukselskiej posady Kacper Kamiński prze­niósł się do Banku Światowego.
   W komisji prawnej brukselskiego biura PiS znalazł zatrudnienie także syn Barbary Skrzy­pek, osobistej sekretarki Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei córka kuzyna Kaczyńskiego - Jana Marii Tomaszewskiego - Karolina Maria Tomaszewska została asystentką trzech posłów PiS. Na­tomiast partnerka Tomaszewskiego, aktorka z filmu „Smoleńsk” Beata Fido, dostała pracę jako asystentka eurodeputowanego Ka­rola Karskiego.
   W Brukseli nazywają ten proceder „partyjną swojszczyzną” - to sposób spłacania długu wobec partii za to, że dała biorące miejsce na liście wyborczej - mówi jeden z deputowanych.
   Tygodnik „Der Spiegel” wyliczył, że w ubiegłym roku 18 europosłów PiS zatrudniło 35 osób w Brukseli 1163 osoby w Pol­sce. Rekordzistami są Kosma Złotowski, zatrudniający 17 osób w swoim okręgu wyborczym oraz Anna Fotyga i Czesław Hoc, zatrudniający po 15 osób.
   Na zatrudnianiu swoich nie koniec. Zdarzają się też fikcyjne etaty. Na siedmiu przyłapanych na takich praktykach polskich eurodeputowa­nych pięciu pochodziło z PiS: Ryszard Legutko, Beata Gosiewska, Zbigniew Kuźmiuk, Tomasz Poręba i Marek Gróbarczyk, który ostatecznie ze Strasburga przeniósł się do rządu na stanowi­sko ministra gospodarki morskiej. W ten sposób zatrudnione były m.in. makijażystki prezesa PiS i pielęgniarka jego nieżyjącej mamy.

WYBORY
Oczywiście nie tylko europosłowie PiS za­trudniają na fikcyjne etaty (zarzucono to także Barbarze Kudryckiej z PO i Jarosławo­wi Kalinowskiemu z PSL). Nie są też eurodeputowani z PiS największymi awanturnikami, bo za takich uchodzą posłowie wprowadzeni do PE przez Janusza Korwin-Mikkeg'o, a zwłasz­cza ten, który go zastąpił, gdy Korwin zrzekł się mandatu, czyli Dobromir Sośnierz, To on przy każdej okazji wznosi okrzyki, że należy rozwiązać Parlament Europejski.
   Jednak skrajne ugrupowania mają w Parlamencie Europejskim pojedynczych posłów. PiS natomiast wywalczyło pięć lat temu 19 mandatów, tyle samo co PO. Dziś z sondaży wynika, że po wy­borach, które odbędą się 26 maja, układ sił może być podobny.

PIENIĄDZE EUROPOSŁÓW
Eurodeputowany zarabia 8757 euro (ok. 38 tys. zł) miesięcznie brutto plus 320 euro (ok. 1,4 tys. zł) diety dziennej w czasie posiedzeń. Do tego co miesiąc dysponuje budżetem 4513 euro na prowadzenie biura w kraju i 24 526 euro (ok. 106 tys. zł) na zatrud­nienie asystentów. Przysługuje mu zwrot kosztów podróży do 4,5 tys. euro i 160 euro dziennie diety, jeśli jest w podróży poza UE. Poza tym za każdy rok pracy w Parlamencie Europejskim przysługuje mu po ukończeniu 63. roku życia dodatek do emerytury w wysokości 3.5 proc. pensji. Oznacza to, że europoseł po pełnej pięcioletniej kadencji dostanie 1500 euro miesięcznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz