sobota, 6 sierpnia 2016

Poroże Yorricka i Sprzedawcy dymu



Poroże Yorricka


Początek przygotowań do wi­zyty papieża Franciszka był żmudny, pracochłonny i bardzo długi. Pradawni Wiślanie, wśród których przeważały nieuświadomione jeszcze sympatie propisowskie, postanowili wyciąć puszczę i zbudować Kraków Potwierdził to podczas Światowych Dni Młodzieży mini­ster ochrony środowiska Jan Szyszko. Z właściwą sobie przenikliwością skojarzył wszystkie przesłanki i wyszło mu, że gdyby człowiek nie wymyślił siekiery - ani papież nie mógłby przylecieć do Polski, ani bociany. Tę myśl roz­wijał na konferencji zorganizowanej przez Uniwersytet Jagielloński, a poświęconej encyklice „Ekologia integral­na. Laudato si”, w której znalazły się rozważania papieża Franciszka o ochronie przyrody. Ministrowi udało się zna­leźć stu facetów w leśniczych mundurach, którzy spraw­nie bili mu brawo po każdym zdaniu. A mówił on o pol­skiej szkole ekologii, której wyjątkowość polega na tym, że im więcej lasów się wycina, tym więcej lasów przybywa. „Dziękuję za te zielone mundury, które tutaj siedzą” - do­dał na koniec. Mundurom aż popuchły łapy od oklasków.
Szyszko z szacunkiem odniósł się do tematu konferencji i poglądy papieża, który nie jest polskim leśni­kiem, kompletnie zlekceważył. Zda­niem Franciszka ochrona każdego gatunku roślin i zwierząt jest naszym obowiązkiem i wyrazem szacunku dla różnorodności świata. Zdaniem ministra wystarczą kartofle, wieprzo­wina i PiS. A jego kolekcja poroży po­zwoli przyszłym pokoleniom wyobrażać sobie, jak trudno było z czymś takim na głowie chodzić po gęstym lesie.
Podobny system edukacji zaproponował minister Piotr Gliński, urządzając niedawno rekonstrukcję ślubu rot­mistrza Pileckiego. Po co nam cały „Hamlet”? Wystarczy poroże Yorricka, a właściwie tylko czaszka.
Ociosywanie historii ze zbędnych zdarzeń i nieistotnych szczegółów staje się u nas normą. Pierwszą decyzją nowe­go prezesa IPN Jarosława Szarka było zwolnienie historyka dr. Krzysztofa Persaka w celu uwol­nienia prawdy o Jedwabnem. Per- sak, wraz z prof. Pawłem Machce- wiczem, są autorami dwutomowego zbioru dokumentów na temat tej zbrodni. Wydanego 13 lat temu właśnie przez IPN. Jak się okazuje, niepotrzebnie. Tym bardziej że na Machcewicza, szefa Muzeum II Wojny Światowej, co rusz nasyła różne komisje weryfikacyjne sam minister kultury. Dyrektorowi zarzuca się m.in. za mało polski, a nawet wręcz niemiecki punkt widzenia. Wojna - dowodzą recenzenci Glińskie­go - nie jest wyłącznie nieszczęściem. Hartuje człowieka, uczy poświęcenia, wzmacnia patriotyzm i katolicyzm też. Ja wiem, że wojna jest najgorszym dołem moralnym, w jaki może wpaść człowiek. Musisz zabijać, bo inaczej sam zgi­niesz. Do tego poniżenia patriotyzm dolepia się później.

A w dolepianiu dzisiejsza władza jest świetna. W zama­lowywaniu jeszcze lepsza. Już wiadomo, że to „niezu­pełnie Polacy” podpalili stodołę w Jedwabnem. Niedługo usłyszymy, że po prostu sama się zajęła. W wigilię rocznicy powstania warszawskiego na pl. Krasińskich przemawiał Antoni Macierewicz. Właściwie krzyczał, chyba z radości, tak był zachwycony swo­ją oracją o geniuszu Lecha Kaczyńskiego i rzucaniu się na stos historii. Na koniec samego siebie dorzucił do tego stosu: Je­stem z pokolenia, które pamięta. Widzia­łem ruiny, bramę, gdzie toczyły się walki, i mogiły wśród gruzów ^ Tak rosną nowe kadry bohate­rów ’44 roku.
Papież Franciszek podczas ostatniego krakowskiego spotkania z młodzieżą z całego świata mówił, że wielo- kulturowość jest szansą ludzkości. Budujcie mosty, a nie mury. Pokażcie nam, starym, jak żyć w przyjaźni. Po chrze­ścijańsku po prostu.
Stawiam całą herbatę Chin przeciwko zgniłemu jajku, że za chwilę usłyszę z ust naszych polityków: słowa papieża zostały wyrwane z kontekstu.
Stanisław Tym

Sprzedawcy dymu

Papież Franciszek wyjechał, trwa zacieranie śladów jego obecności. Dla organizatorów Światowych Dni Mło­dzieży, czyli władz kościelnych i państwowych, był go­ściem kłopotliwym, przybyszem z dalekiego kraju,„pa­pieżem południowoamerykańskim", jak nazywano go w prawico­wej prasie. Zabrakło nawet urzędowego entuzjazmu. Mam przed oczami taki telewizyjny obrazek: papież prosi zgromadzone tłumy, aby się uchwycić za ręce,,, budować mosty, a nie mury", i widać bolesne zakłopotanie na twarzach min. Macierewicza i prezydenta Dudy, bo most trzeba zrobić, a przecież papieżowi znowu chodzi­ło o uchodźców. Franciszek, jakby złośliwie, sprawę pomocy i em­patii wobec uchodźców uczynił bodaj głównym przesłaniem swo­ich kolejnych wystąpień. Dręczył władze, duszpasterzy i lud boży wezwaniami do miłosierdzia, solidarności,,, słuchania tych, których nie rozumiemy, których się boimy". Dla rządzącej partii słuchanie tych papieskich napomnień musiało być irytujące i nieznośne. Już w trakcie ŚDM politycy i publicyści pisowscy gorączkowo szukali retorycznych dezodorantów.

Najprostszy był logiczny chwyt zastosowany niedawno przez Prezesa przy okazji połajanek ze strony prezydenta Obamy. „To, co zapamiętałem z wystąpienia Ojca Świętego, to.. ."(i tu np. poparcie dla rodziny czy ochrony życia, a nie zapamiętali­śmy imigrantów). Premier Szydło chętnie sięgnęła do schematu wypracowanego przy okazji zaciemniania „sprawy Trybunału Konstytucyjnego": oczywiście, trzeba pomagać uchodźcom, nasza ofiarność (podobnie jak demokracja) jest niezagrożona, ale należy oddzielić uchodźców od imigrantów, pomagać im na ich własnej ziemi, i najpierw niech pomagają ci, którzy zawinili.
   Już po wyjeździe Franciszka pojawiły się nowe przekazy dnia. Że tak bogatego w treści spotkania nie da się od razu zinterpretować, że każdy musi sam w swoim sumieniu roz­ważyć nauki Franciszka, a w ogóle odnieśliśmy wielki sukces organizacyjny, zaś papież wyjechał z Polski zachwycony. Jeden z najbardziej miarodajnych publicystów katolickich, przyciskany o komentarz w sprawie tych nękających papieskich wezwań do„otwierania serc i domów dla ofiar wojen i biedy", odpowiedział w telewizji, że papież propaguje jakąś utopię. Wow! Wychodzi na to, że dla prawdziwego polskiego katolika chrześcijaństwo to jakaś niebezpieczna utopia.

W ogóle w ciągu tych kilku dni można było odnieść wra­żenie, że „papieska pielgrzymka" była raczej wyprawą misjonarską i to chyba nieudaną. Polski autokefaliczny Kościół katolicki bardzo oddalił się od rzymskiego Kościoła Francisz­ka. Gdyby to były inne czasy, powiedzielibyśmy, że znalazł się na progu herezji i schizmy. Właściwie wszystko, co mówił pa­pież na temat „swojego Kościoła", zdało się stać w sprzeczności z praktyką i przekazem narodowego katolicyzmu. Franciszek wzywał, aby „cieszyć się wielokulturowością", a tu dopiero co minister Błaszczak w multi-kulti i poprawności politycznej znajdował przyczyny terroru i zbrodni. Papież o dialogu, nasi biskupi o walce z wrogami Kościoła. Papież o ubóstwie jako cnocie Kościoła; o. Rydzyk i podlegli mu hierarchowie o mi­lionach należnych ze Skarbu Państwa; Franciszek o służbie, Kościół o posłuszeństwie. (Jak mówi o. Ludwik Wiśniewski: „w polskim Kościele dogmat nieomylności papieża rozciągnię­to na biskupów i proboszczów"). Papież o potrzebie i nakazie społecznej aktywności „powstania z kanapy"; Kościół i partia rządząca przeciwko Owsiakom i innym ngosom. Papież mówi, że trzeba przebaczać i pielęgnować dobrą pamięć; dokładnie w tym samym czasie katolicki min. Macierewicz i katolicki prezydent Duda organizują nagonkę na 100-letniego gen. Ścibora-Rylskiego. A podczas smoleńskich obchodów sam prezes daje wykładnię obowiązującej teologii politycznej: przebacze­nie tak, ale najpierw kara, którą sami wymierzymy. Franciszek napomina, iż Kościół powinien trzymać się z dala od władzy państwowej; w Polsce stał się de facto narzędziem politycznym w rękach jednej partii.

Południowoamerykański papież wrócił sobie do Rzymu. Władza państwowa może odetchnąć z ulgą: skończyły się obawy orga­nizacyjne i wizerunkowe. Zamachu żadnego nie było, a co Franci­szek nagadał, to się w tym tygodniu zinterpretuje, a w następnym zapomni. A wierni? Jak którzy. Franciszek jest w Polsce, podobnie jak na całym świecie, popularny i łubiany, ale oczywiście nie jest Janem Pawłem II, którego nauki też zawsze były u nas traktowane z dystansem. W dodatku Franciszek sprawia wrażenie łatwo­wiernego, naiwnego, zupełnie nie na te czasy. A hierarchowie? Może niektórzy przypomną sobie, że Kościół może być otwarty, pogodny, życzliwy, wybaczający, miłosierny? Ale czy odważą się sprzeciwić głowie polskiego Kościoła - Tadeuszowi Rydzykowi? Diabli wiedzą.
   W jednej z homilii papież użył uroczej frazy, dosłownego tłumaczenia argentyńskiego powiedzenia odprzedawcach dymu", czyli oszustach, dostarczających iluzji, fałszywych obietnic, zatruwających ludzkie umysły. Wraz z przyjazdem do Polski papieża Franciszka i miliona młodych multi-kulti otworzyły się drzwi, zrobił przeciąg i wywiało sporo dymu. No to teraz zacznie się kopcić w dwójnasób.
Jerzy Baczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz