środa, 17 sierpnia 2016

Rzucanie telewizorem



Publiczna awantura, która wybuchła w mediach prawicowych w związku z próbą odwołania Jacka Kurskiego z TVP przez Radę Mediów Narodowych, ujawniła wojnę o łupy toczącą się w zwycięskim obozie władzy.

Zaczęło się 3 sierpnia 2016 r., gdy Rada Mediów Narodowych zebrała się po raz pierwszy. Rada, czyli kadłubek, zrodzo­ny z wielkich zapowiedzi bu­dowy mediów narodowych, ze społecz­nymi radami programowymi itp.; ciało całkowicie polityczne, z przewagą PiS. Pierwszą decyzją Rady była próba odwo­łania Jacka Kurskiego, który nominację dostał od samego prezesa. Z wnioskiem wyszła Joanna Lichocka, posłanka PiS, wcześniej związana z „Gazetą Polską”, poparli ją przewodniczący rady Krzysz­tof Czabański i była szefowa KRRiT Elż­bieta Kruk - wszyscy z PiS.
   Decyzję rady skomentował zaraz na portalu wPolityce Michał Karnowski - że oto Krzysztof Czabański, szef Rady Mediów Narodowych, i medialna grupa Tomasza Sakiewicza, właściciela „Gazety Polskiej”, próbują wymóc na Jarosławie Kaczyńskim dogodny dla siebie podział wpływów. A kiedy to się nie udaje, po­dejmują próbę działania za pomocą fak­tów dokonanych i medialnej nagonki. Co służyć ma to przejęciu pełni władzy nad mediami, za plecami Jarosława Ka­czyńskiego, a „spełnienie żądania usu­nięcia Jacka Kurskiego będzie dla nich sygnałem, że już można żądać więcej, można się »urywać«, bo lider PiS nie jest tak silny, jak do tej pory”.

   Karnowski, czyli pieniądze
    „Gazeta Polska” odpowiedziała na­tychmiast, na portalu niezależna.pl na­leżącym do grupy medialnej Sakiewicza, piórem swojego publicysty Jerzego Targalskiego, eksczłonka zarządu Polskie­go Radia. Że pisanina Karnowskiego to tylko krzyk o pomoc w stronę Jarosła­wa Kaczyńskiego, a chodzi o pieniądze, które to Karnowski, dzięki Kurskiemu, chce wysysać z telewizji. Że telewizja ze swoim systemem producenckim jest przepompownią pieniędzy do spółek prywatnych, do znajomych królika, a nawet pracowników telewizji - któ­rą przecież miała nie być. Że to system dojenia państwa, okradania i systema­tycznego niszczenia telewizji od strony finansowej - i to są faktyczne przyczyny konfliktu Jacka Kurskiego z Radą. I rzu­cił w przestrzeń publiczną pytanie - czy Karnowski mógłby wyjaśnić, w jakim celu i przez kogo została powołana spół­ka Syssitia, firma producencka? Czy nie chodzi o plany produkowania przez nią filmów i audycji dla telewizji kierowanej przez Jacka Kurskiego?
   Spółka Syssitia (z greki - „wspólny po­siłek wojowników”) została zarejestro­wana w grudniu 2015 r. w Gdyni. Pod tym samym adresem, gdzie mieści się siedziba Fratrii, spółki wywodzącej się z systemu SKOK, a konkretnie z Apelli (wcześniej Media SKOK). Przypomnij­my, to z kolei spółka reklamowa SKOK, na którą instytucje te musiały się skła­dać. Według sprawozdań z Kas wypły­wały kwoty rzędu 17-19 min zł rocznie. Część tego szła na reklamy do „Gazety Polskiej”, ale to się skończyło, gdy Apella jesienią 2012 r. weszła do właśnie tworzonej spółki Fratria, jako wydaw­cy nowego tygodnika „wSieci” i portalu wPolityce. W maju 2015 r. nastąpiły istot­ne zmiany właścicielskie we Fratrii. Mi­chał Karnowski został wykreślony z listy udziałowców, a jego miejsce - z udzia­łami o wysokości 2,8 min zł - zajął oso­biście senator Grzegorz Bierecki, a kon­kretnie prywatna spółka Spółdzielczy Instytut Naukowy G. Bierecki Spółka Jawna (udziałowcami w niej są jesz­cze brat Grzegorza Jarosław Bierecki i Adam Jedliński). I podwyższono kapitał z 1,2 min do 4 min zł.
   Syssitia, o której mówił Targalski, to spółka-córka Fratrii z zapisaną działal­nością producencką. Jej kapitał zakłado­wy wynosi 225 tys. zł, z tym że gotówką wniesiony został w wysokości zaledwie 25 tys. zł. Reszta-200 tys. - to aport w po­staci praw autorskich do znaku towarowe­go „wSieci” (wycenionego przez biegłego rewidenta na kwotę 16 min 600 tys. zł - wynika z aktu notarialnego utworzenia spółki). W radzie nadzorczej rzeczywiście zasiada Michał Karnowski - obok senato­ra Biereckiego. Nie widać, aby spółka roz­poczęła działalność, a i zaraz pojawiło się dementi ze strony TVP, że żadne umowy z Syssitą nie zostały dotąd zawarte. Co nie znaczy, że nie są planowane, bowiem Kur­ski właśnie zaproponował przeniesienie do TVP Info z Republiki programu „Flo­riańska 3”, robionego przez Karnowskiego i opartego na godzinnej dyskusji dzienni­karzy prawicowych.
   Na całe imperium medialne Karnowskiego/Biereckiego składa się więc tygodnik „wSieci” kojarzony ze SKOK, sprzedający ok. 80 tys. egzemplarzy, współpracujące z pismem portale wPolityce, wNas, wGospodarce, wSumie, stefczykinfo. Do tego „Gazeta Bankowa”, miesięcznik „Fronda”, „Tygodnik Podla­ski” wydawany w Białej Podlaskiej - ku­piony przez spółkę Apella, gdy z tego re­jonu Grzegorz Bierecki musiał startować na senatora w 2011 r.
   Nakład skoczył do 40 tys. egzempla­rzy (przy 60 tys. mieszkańców Białej), gazeta rozdawana była bezpłatnie. W ostatnich wyborach samorządo­wych wsparła z powodzeniem kandy­data na prezydenta Białej Podlaskiej Dariusza Stefaniuka, byłego asystenta Biereckiego. Podobnie, przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi Fratria wypuściła tabloid „ABC”, z nakładem aż 500 tys. egzemplarzy, który wspierał PiS, i zamknęła go po wyborach.
   W całym tym imperium, wybudo­wanym w zasadzie przez Biereckiego, miejsce zatrudnienia znajdowało wielu „niepokornych” dziennikarzy, a w jego spółkach także rodzin polityków, jak np. żona Zbigniewa Ziobry.

   Sakiewicz, czyli wyznawcy
   Karnowski znów odpowiedział. Tym ra­zem całą listą nazwisk ludzi związanych z mediami prawicowymi, których Kurski wziął do telewizji: Marcin Wolski - jeden z najważniejszych autorów „Gazety Pol­skiej”, który został niedawno szefem TVP 2; Michał Rachoń, do niedawna główna twarz Telewizji Republika, jest dziś go­spodarzem najważniejszego pasma w TVP Info; Anita Gargas ze środowiska „Gazety Polskiej”, która przygotowuje się do uru­chomienia programu śledczego w TVP. Jacek Sobala, do niedawna szef segmen­tu wideo „Gazety Polskiej”, który kieruje Warszawskim Ośrodkiem Telewizji TVP.
I jeszcze Cezary Gmyz z Republiki, który podjął się zadania oprowadzenia widzów po zakamarkach Wisły, oraz sam Jerzy Tar­galski, który komentuje w TVP wydarzenia chyba każdego dnia. I tak dalej. Dorzucił, że zapewne Sakiewicz chciałby większe­go wpływu na obsadę telewizji, na pewno chciałby polepszyć bilanse spółki Rejtan...
   Wywołany Rejtan to z kolei spółka wydawnicza teścia Sakiewicza (którą właściciel „Gazety Polskiej” zakładał, ale z niej odszedł). O Rejtanie zrobiło się głośno w związku z zarzutami, że zara­bia na katastrofie smoleńskiej, wydając m.in. jeden za drugim raporty Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M z 10 kwietnia 2010 r. pod kierunkiem Antoniego Macierewi­cza (w księgarniach w cenie 65 zł). Sam Sakiewicz twierdzi, że nigdy nie wziął z tego ani grosza.
Imperium medialne kojarzone z Sakiewiczem składa się z „Gazety Polskiej”, „Gazety Polskiej Codziennie”, miesięcznika „Nieza­leżna Gazeta Polska”, z którego sprzeda­ży utrzymuje się portal niezależna.pl. W 2012 r. dołączyła Telewizja Republika, zarządzana przez Niezależną Telewizję Spółka Akcyjna, w której wiceprezesem jest Sakiewicz, a w radzie nadzorczej m.in. Anita Gargas, Cezary Gmyz czy Ra­fał Ziemkiewicz. Do niedawna większość czasu antenowego zajmowały telezakupy. Telewizja transmitowana jest przez sieci kablowe i w internecie.
   Filarem jest „Gazeta Polska”, którą w 2005 r. objął Sakiewicz - ze średnią sprzedażą 20 tys. egzemplarzy, ale o bar­dzo dużym znaczeniu społeczno-politycz­nym, ostra, wyraźnie zaangażowana w PiS, zbudowała wokół siebie liczne środowiska poprzez sieć tzw. Klubów Gazety Polskiej. Właśnie ludziom z „Gazety” - imiennie Sakiewiczowi i Gargas - dziękował Kaczyński po wyborach.
   Był czas, że dziennikarze „Gazety Pol­skiej” dostawali pensje z dużym opóźnie­niem. Teraz, pod nową władzą, do filaru imperium szerokim nurtem płyną rekla­my i sponsoring ze spółek Skarbu Pań­stwa. Dotyczy to wszystkich mediów pra­wicowych. Według danych cennikowych Kantar Media w pierwszym kwartale 2016 r. największy wzrost wpływów z re­klam - o prawie 330 proc. - zanotowała właśnie „Gazeta Polska”. Jednak w praktyce pieniądze mogą ich rozczarowywać. Nowe przychody „Gazety” w I kwartale 2016 r. to nieco ponad 2 min, podczas gdy „wSieci” - mimo że przychody z reklam wzrosły „zaledwie” o 53 proc. - zarabia pięć razy więcej, bo prawie 9,5 min zł. To pokazuje skale finansowe tych dwóch prawicowych koncernów medialnych.
   Sam Sakiewicz, jako redaktor naczelny „Gazety Polskiej” pobiera jedynie pen­sję - 5 tys. zł - tak przynajmniej wynika ze sprawozdań. Na swoim blogu pisał: „Czasem zaglądam do listów z banku, in­formujących o debecie na moim koncie, patrzę na ponaglenia zapłaty rachunków i kredytów i zastanawiam się, czy było warto? Muszę się przyznać, że warto. Ja się rzeczywiście dorobiłem. Nieznani mi lu­dzie podchodzą do mnie na ulicy i dziękują za »Gazetę Polską« i za wszystko, co robimy - to niemal codzienna scena. Jest jednak jeszcze coś cenniejszego, najcenniejsze­go. Mam poczucie, że w chwili próby nie zawiodłem, że kiedy inni kalkulowali, ja mówiłem i pisałem prawdę. Często towa­rzyszyła mi jedynie grupka najwierniej­szych współpracowników. Poszli ze mną na niepewny los i powoli widać, że mieli rację. Wprawdzie nikt z nich się nie doro­bił (...), możemy jednak sobie śmiało spoj­rzeć w oczy”.
   Według naszych rozmówców właśnie o tych ludzi - między innymi - toczy się dziś gra.

   O co ta walka
   Otóż Jacek Kurski, od kiedy został sze­fem telewizji, wyłuskuje pojedynczych dziennikarzy prawicowych - zwykle właśnie ze środowiska „Gazety Pol­skiej” - oferując im większe pieniądze. A to nie to samo co wziąć do telewizji grupę reprezentowaną przez Sakiewicza czy Czabańskiego - co pozwoliłoby im tworzyć własne strefy wpływów, usta­wiać swoich ludzi, zaskarbić sobie tym samym ich wdzięczność i wsparcie w przyszłości - Tymczasem w planach była sprzedaż całych bloków programowych, wchodzenie z własnym zespołem do pro­jektów, również produkcja - przyznają rozmówcy Związani ze środowiskiem „Gazety Polskiej” wręcz zarzucają Kurskiemu demolowanie telewizji Republi­ka. Pomstują, że zobowiązał się wobec Sakiewicza nie werbować ludzi z tej stacji bez jego wiedzy, a zabiera, „rzecz jasna nie oferując im stanowisk decyzyjnych, za to dobrze płatne”.
   Choć nie są to kokosy, zawsze o kilka tysięcy więcej niż dotąd, plus prestiż te­lewizji publicznej. - To świadome i celowe działanie Kurskiego, uzgodnione zresztą z Kaczyńskim - mówi nasz rozmówca, blisko tych wydarzeń. - Chodzi o to, żeby każdy dostał po troszeczku, ale żeby nikt na tym nie wyrósł. Kurski mówi, że „musi pogodzić różne wrażliwości w PiS” - tłumaczy.
   Według niego szef TVP ma za zada­nie zbudowanie telewizji, którą wygra się następne wybory. Kurski wie, że jak będzie w tym skuteczny, to partia da mu kolejną szansę, dostanie nowe zadania.
   A co do firm producenckich, które, dla dobra telewizji, miał z niej wyrugować prezes Kurski - problem jest rzeczywisty, nawet NIK, w kontroli przeprowadzonej w 2015 r., zwracał uwagę na eksploatowa­nie przez nie telewizji. Rządy Platformy instytucji się nie przysłużyły - jeszcze dekadę temu pieniądze, spływające z te­lewizji publicznej do producentów, sza­cowano na ok. 500 min zł rocznie, w la­tach 2011-14 TVP wydała już 2,8 mld zł, z czego 0,8 mld przeznaczono na opłace­nie produkcji zewnętrznej. Dekadę temu telewizję obsługiwało kilkadziesiąt firm, z których cztery największe - zabierały z tortu po 6-7 proc. dochodu. Wiatach 2011-14, jak wynika z raportu NIK, trzy największe firmy zbierały kilkadziesiąt procent (a jedna, produkująca dla TVP2, aż 80 proc. budżetu produkcyjnego tej stacji).
   Za Jacka Kurskiego kontrakty na pro­dukcję zewnętrzną jednak nie zniknęły. Miały być konkursy na konkretne pa­sma, producenci zewnętrzni mieli być zapraszani do współpracy przy pomy­słach telewizji - tymczasem o konkur­sach nie słychać, a jedynie nowe, wcho­dzące do ramówki programy obsługują inni producenci.
   W dodatku to producenci niekoniecz­nie po myśli prawej strony. Nie słychać, aby np. flagowy program TVP „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego prze­stał być produkowany przez zewnętrzną firmę producencką Picaresque Macieja Pawlickiego (również producenta filmu „Smoleńsk”). Ale na główną firmę obsłu­gującą telewizję wyrasta aktualnie wła­sność Marcina Perzyny, niegdyś dyrektora ds. projektów specjalnych i impresariatu Telewizji Polsat. Był odpowiedzialny za wprowadzenie takich formatów, jak „Must be the music. Tylko Muzyka”, „Got to Dance. Tylko taniec” oraz „Top Chef”. Realizował m.in. festiwal TopTrendy, Top of the Top oraz imprezy sylwestrowe w Krakowie, Warszawie i Gdyni. Założył własną firmę Festival Group. Już zrobił dla Kurskiego Opole, ma swoje miejsce w jesiennej ramówce.
   Pretensje do Kurskiego dotyczą też tego, że kluczowe stanowiska obsadził niewła­ściwymi ludźmi, bo np. z TVN, jak Kuba Sufin, i Polsatu, jak Grzegorz Adamczyk. „Swoi” zarzucają mu hołubienie ludzi starych układów TVP, jak Wojciecha Ho- flika, który 9 kwietnia 2010 r. zdjął z anteny program Sakiewicza, jego wspieranie się na „ludziach ze środowiska Giertycha”, w końcu, że dziennikarze Karnowskich „praktycznie nie wychodzą z telewizji”.
3 sierpnia 2016 r., gdy Rada Mediów Narodowych próbowała odwołać Kurskie­go, Jarosław Kaczyński był już formalnie na urlopie, miał jechać na wypoczynek do górali pod Nowy Sącz, tam gdzie wcze­śniej spotkał się z Viktorem Orbanem. Odłożył jednak wyjazd, by wezwać na dy­wanik pomysłodawców odwołania.
   Gdy okazało się, że Kurski ma jego po­parcie, uchwała o zmianie prezesa tele­wizji natychmiast została unieważniona. Jeszcze tego samego wieczoru Elżbieta Kruk zadzwoniła do Kurskiego, przepra­szając i twierdząc, że została „wkręcona”. Plan upadł, choć ujawnił grubą linię po­działu: Karnowski, Fratria i senator Bierecki kontra drugi obóz: Sakiewicza i „Gazety Polskiej”, dotąd faworyzowany przez Ka­czyńskiego, ale przegrywający finansowo. Gra dopiero się zaczyna.
Violetta Krasnowska Współpraca Ryszarda Socha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz