poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Śledztwo specjalnej troski



Zbigniew Ziobro, jego matka i brat zrobili prawie wszystko, by udowodnić, że ich ojciec i mąż zmarł 10 lat temu przez błędy lekarzy. Nie udowodnili. Teraz syn, jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny, zyskał nowe narzędzia.

Jest 22 czerwca 2006 r. Jerzy Ziobro - 71-letni le­karz z Krynicy - przyjeżdża do kliniki kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Jego syn Zbigniew jest ministrem sprawiedliwości i pro­kuratorem generalnym w pierwszym rządzie PiS. Atmosfera jest napięta: politycy grożą lekarzom, że weźmie się ich „w kamasze”. Ojciec ministra jest dla krakowskich lekarzy pacjentem szczególnym. Biegają wo­kół niego, starają się.
   Choć z Krynicy na oddział kardiochirurgii w Nowym Sączu jedzie się najwyżej pół godziny, rodzina decyduje się jednak na Kraków. Nalegają na skierowanie do tej właśnie krakowskiej kliniki, bo mają tu znajomego lekarza.
   2 lipca, po północy, Jerzy Ziobro umiera. Co się wydarzyło przez te 10 dni? Pacjent choruje na serce. Lekarze przepro­wadzają koronarografię (badanie drożności tętnic w ser­cu). W trzech tętnicach stwierdzają zwężenia. Kardiolodzy mają do wyboru dwie drogi: stentowanie, czyli wszczepienie sprężyny rozszerzającej tętnicę, albo wszczepienie by-passów. Wybierają to pierwsze. W czasie tego pobytu w szpitalu chory miał cztery koronarografię i dwa zabiegi stentowania. Za drugim razem dochodzi do powikłań. Tuż przed północą wezwani na pomoc oskarżeni dziś lekarze, którzy mieli wtedy wolne, jeden z Rzeszowa, drugi zaraz po dyżurze, przyjeżdżają do krakowskiego szpitala. Zdążyli, jednak Jerzy Ziobro umie­ra w drodze z oddziału do pracowni hemodynamiki. Lekarze stwierdzają, że zamknięte przez skrzepy stenty doprowadziły do zawału.
   Miesiąc później brat ministra sprawiedliwości Witold Ziobro składa doniesienie do prokuratur na czterech lekarzy Zarzut: narażenie ojca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Polityczna atmosfera wokół lekarzy gęstnieje. Siedem miesięcy po śmierci Jerzego Ziobry CBA zatrzymuje dr. Mirosława Gar­lickiego, pochodzącego z Krakowa kardiochirurga, który leczył w warszawskim szpitalu MSWiA (akcja ma kryptonim Mengele). Ziobro na słynnej konferencji wygłasza słowa: „Nikt nigdy nie będzie już pozbawiony życia przez tego pana”. Garlicki po sądo­wych bataliach doczekał się nakazanych publicznych przepro­sin od Ziobry. Rodzina Ziobrów, oskarżając krakowskich lekarzy o śmierć, nie zamierza nikogo przepraszać.

   Umorzenia i reanimacja
   Kiedy dr Garlicki jeszcze siedzi w areszcie, śledztwo w spra­wie śmierci ojca ministra trafia do krakowskiej prokuratury, ale potem przejmuje je prokuratura w Ostrowcu Świętokrzyskim. Oficjalnie z powodu „niezależnych przyczyn losowych”. Ale w Krakowie słychać, że prokuratorzy byli zbyt odporni na naciski szefa. Było im trudno, bo prowadzili przecież śledztwo w sprawie śmierci jego ojca. - Ziobrowie uważali, że krakowscy prokura­torzy leczą serca u oskarżanych kardiologów. Nie mieli do nich zaufania - mówi nasz informator. Po przeanalizowaniu opinii kilkunastu biegłych sądowych lekarzy z kilku ośrodków me­dycznych śledczy z Ostrowca umarzają sprawę. Biegli musieli odpowiedzieć na 277 pytań, z czego ponad 200 zadała im rodzi­na zmarłego.
   Ziobrowie nie zgadzają się z takim zakończeniem sprawy i zamawiają prywatne opinie w ośmiu ośrodkach na świecie: czterech w USA oraz w Izraelu, Niemczech, Szwecji i we Wło­szech. Razem z tłumaczami kosztowały ich prawie 100 tys. zł. Że te opinie są sprzeczne z opiniami polskich biegłych - to mało powiedziane. Z tych zagranicznych wynika, że na każdym etapie leczenia Jerzego Ziobry były błędy. Zaczynając od wyboru metody terapii (zamiast stentów lekarze powinni zastosować zabieg kar­diochirurgiczny) , przez dobór leków, sposób wykonania zabiegu, a na nierozpoznaniu w porę zawału serca kończąc. Rodzina Zio­brów na stronie internetowej jerzyziobro.pl zamieszcza po polsku i przetłumaczone na angielski wszystkie te opinie, dokumenty z leczenia Jerzego, wyniki badań, całą historię pobytu w szpitalu.
   Ziobrowie skarżą się do sądu na to pierwsze umorzenie, repre­zentuje ich Piotr Pszczółkowski, wybrany później przez PiS na sę­dziego Trybunału Konstytucyjnego. Krakowski sąd przyznaje im rację. Uzasadnia, że opinia z Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi nie jest spójna i niebudząca żadnych wątpliwości, jak sądził pro­kurator. Sąd upomina też śledczych, że nie powinni zignorować tych prywatnych opinii lekarskich zamówionych przez rodzinę. Oczywiście ten wyrok nie przesądza kwestii winy. Prokuratorzy znów biorą się do pracy i po raz drugi, już prawomocnie, uma­rzają sprawę. Ziobrom przysługuje już tylko prawo do wniesienia prywatnego aktu oskarżenia przeciwko lekarzom, już na własną rękę idą do sądu. Teraz to na nich ciąży udowodnienie winy le­karzy. Na 10 stronach wypisane zarzuty. Do oskarżycieli Krystyny Kórnickiej-Ziobro i Witolda Ziobry dołącza Zbigniew Ziobro (jest wtedy europosłem). Wcześniej, kiedy był prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości, oficjalnie odcinał się od sprawy Dziś ponownie jest ministrem, ale ze sprawy się nie wycofuje.
   Na początku 2012 r. krakowski sąd kolejny raz umorzył sprawę, nie rozpoczynając procesu. Uznał, na podstawie nowej opinii biegłych, że czworo lekarzy nie naraziło pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia. Ale Ziobrowie walczą dalej i sąd wyższej n instancji zażalenie rodziny uwzględnia - w niewielkiej części. Trzech lekarzy całkowicie oczyścił z zarzutów. Sądzony miał być jedynie prof. Dariusz Dudek, bo to on miał zdecydować o odsta­wieniu leku przeciwzakrzepowego. Rodzina Ziobrów chwyta się ostatniej deski ratunku. Prosi o pomoc prokuratora generalne­go Andrzeja Seremeta, już tylko on może zwrócić się o kasację do Sądu Najwyższego. Ziobrowie chcą doprowadzić do procesu całej czwórki lekarzy. Pod kasacją podpisuje się zastępca Sereme­ta Marek Jamrogowicz (zastępca PG zatwierdzony przez Lecha Kaczyńskiego). Do sądu wpływa w prawie ostatnim możliwym terminie, dzień po świętach Bożego Narodzenia 2012 r.
   We wniosku kasacyjnym zastępca Seremeta pisze, że krakow­skie sądy bezkrytycznie przyjęły opinię biegłych, choć nie jest spójna i jasna, że sąd nie powinien umarzać sprawy bez procesu. Obrońcy lekarzy pytali, dlaczego prokurator generalny dezawu­uje dwie decyzje podległych mu prokuratorów. Jednak SN uznał, że krakowscy sędziowie nie zbadali wnikliwie zarzutów rodziny i poszli na skróty, łamiąc procedurę. Co ciekawe - jak się dowie­dzieliśmy - do Warszawy do rozpatrzenia przez SN przyjechało tylko sześć tomów akt, i to nie w oryginałach, ale kserokopiach. Jak to możliwe? - pytamy. „Takie sytuacje nie zdarzają się często, ale nie jest to odosobniony przypadek” - usłyszeliśmy w SN. Sąd wydał korzystne dla Ziobrów postanowienie kasacyjne. I tak spra­wa wróciła do krakowskiego sądu, by ten rozpoznał argumenty rodziny i zdecydował, czy umarza sprawę, czy też przekazuje ją do przeprowadzenia rozprawy. Krakowski sąd zamawia kolej­ne opinie. Wskazuje polskim biegłym sądowym, by odnieśli się do zebranych po świecie przez Ziobrów, a tak bardzo niekorzyst­nych dla krakowskich kardiologów, opinii.

   Światowi lekarze
   O co chodzi z tymi opiniami, dlaczego te zagraniczne tak bardzo różnią się od opinii polskich biegłych medyków? Jeden z biegłych mówi, że zagraniczni lekarze, którzy odpowiedzieli na apel Zio­brów, nie do końca zdają sobie sprawę, jak wyglądał w Polsce dekadę temu proces leczenia. Dodaje, że pytania zadane przez Ziobrów też nie były obiektywne: - Jednak, co ważniejsze, tamci lekarze nie mieli dostępu do całej dokumentacji medycznej zmar­łego. Jeden z krynickich lekarzy niezaangażowany w całą sprawę mówi, że prześledził na stronie internetowej wnioski zagranicz­nych lekarzy. - Widać, że nie do końca znali polskie realia i nie mieli pełnej wiedzy o tym przypadku. Mam wrażenie, że rodzina państwa Ziobrów, walcząc od tylu lat, zwyczajnie nie umie pora­dzić sobie z tą niezawinioną przez nikogo śmiercią - opowiada.
   Prof. Georg Nickenig, szef kliniki uniwersyteckiej w Bonn, na prośbę Ziobrów pisze, że podczas przyjęcia do szpitala „ogólna czynność mięśnia sercowego była prawidłowa. Badanie enzymów nie wskazywało na świeży zawał mięśnia sercowego”. Inaczej wi­dzi to oskarżony prof. Dudek, który podczas pierwszego badania implementuje dwa stenty: „Pacjent został skierowany do kliniki z ostrym zespołem wieńcowym, zmianami niedokrwiennymi w EKG oraz podwyższoną aktywnością markerów uszkodzenia serca. Rutynowym postępowaniem w takim przypadku jest pil­na koronarografia i stentowanie. Robiliśmy wszystko, żeby ra­tować mu życie” - mówił sześć lat temu krakowskiej „Gazecie Wyborczej”. Tłumaczył też, że w Polsce rutynowo wykonuje się takie zabiegi jak u Jerzego Ziobry, a on sam wykonał ich ponad 5 tys. Powstanie skrzepu w stencie po zabiegu to powikłanie statystyczne. Na stu pacjentów dotknie jednego. „Śmierć tego człowieka kilka dni po zabiegu to tragiczne zrządzenie losu, a nie wynik naszych błędów” - mówił Dudek „GW”. Wstępnie umówił się z nami na spotkanie, ale zrezygnował, tłumacząc się wykła­dem w Barcelonie.
   Przypomnijmy, że dwa dni przed ostatnią Wigilią, o szóstej rano, funkcjonariusze CBA wkroczyli do domu prof. psychiatrii Dominiki Dudek. Działali na zlecenie katowickiej prokuratury. Ma to związek ze śledztwem w sprawie wypisywania fałszywych recept na leki refundowane. Prywatnie Dominika Dudek jest żoną prof. Dudka i córką prof. Dubiela. Obaj siedzą na ła­wie oskarżonych przez Ziobrów. Nieoficjalnie wiemy że odkąd ministrem sprawiedliwości został Ziobro, oskarżeni publicz­nie milczą.
   Najbardziej kategoryczny w opiniach zamówionych przez rodzinę Ziobrów jest prof. Ferdinand Leya, szef kliniki kardio­logii interwencyjnej Uniwersytetu w Chicago: „W Stanach Zjed­noczonych operatorów postępujących w ten sposób - przed­kładających brawurę kliniczną nad przemyślaną ostrożność - nazywa się czasami »kowbojami pracowni hemodynamicz­nej. Oskarżony prof. Jacek Dubiel, kardiolog, nauczyciel aka­demicki, twórca i wieloletni szef II Kliniki Kardiologii Colle­gium Medicum, mówił na jednej z rozpraw, że Leya to jego były uczeń, góral z Podhala, jego dorobek naukowy przy prof. Da­riuszu Dudku blednie, i że jak będzie „widzieć się z Fredkiem”, to mu powie, co o tym wszystkim myśli.
   Na stronie PubMed (angielskojęzycznej internetowej bazy danych z artykułami z medycyny z największej na świecie bi­blioteki medycznej, prowadzonej przez rząd federalny USA) wpisujemy nazwiska ekspertów od rodziny Ziobrów. Lekarze mówią, że publikacje tam zebrane świadczą o dorobku i kwa­lifikacjach. Ferdinand Leya - 30 pozycji; Jan W. Borowiec ze Szwecji - 5; lekarze z Niemiec: Georg Nickenig - 314; Jorg Otto Schwab - 18; Cornelius Muller - 11; Jonathan Marmur z USA - 72; Gaetano Contegiacomo z Włoch - 8; Khaskia Abid z Izraela - 2; Robert N. Schnitzler z Teksasu - 1; Carmelo Otero z San Antonio w USA - nie ma tu żadnych publikacji.
   Dla porównania sprawdziliśmy w PubMed dorobek oskar­żonych lekarzy z Krakowa: Dariusz Dudek, przewodniczący Rady Instytutu Kardiologii UJ, ordynator II Kliniki Kardiolo­gii, ma 369 publikacji (bije na głowę wszystkich wyżej wy­mienionych); Jacek Dubiel, emerytowany kierownik II Kliniki Kardiologii - przez 23 lata 141 publikacji; Kata­rzyna Styczkiewicz, kardiolog (w dniu śmierci Jerzego Ziobry była lekarzem dyżurnym) - 18; Andrzej Kmita, kardiolog (ordynator sali monitorowania) - 3. W internecie wśród opinii o tych krakowskich lekarzach same ochy i achy: świetny, wybitny, wspaniały człowiek, dzięki niemu żyję. Prof. Dudek dostał w czerwcu - jak mówi się w środowisku - kardiologicznego Oscara. Nagroda przyznawana jest za wybitne osiągnięcia wlecze­niu zawału na międzynarodowej konferencji kardiologicznej w Zabrzu. Od lat do ośrodka, w którym leczony był Jerzy Ziobro, przyjeżdżają kardiolodzy z całego świata, żeby uczyć się leczenia inwazyjnego. Lekarze krakowskiej kliniki wykładają o tym w całej Europie i USA.

   Układ rządzi
   Ale dla rodziny Ziobrów to wszystko wydaje się nie mieć znaczenia. Krystyna Kornicka-Ziobro pisała w zażaleniu do sądu, że sąd powinien powołać zagranicznych biegłych - takich, któ­rzy z „niewątpliwie większym obiektywizmem” od tych krajowych sporządzą opinie. W Krynicy kolportowana jest wieść o spisku powoływanych przez sąd biegłych, którzy ponad składaną przy­sięgę stawiają lojalność wobec kolegów lekarzy.
Mówi się tu o układzie i spisku ludzi w kitlach i togach przeciwko rodzinie Ziobrów.
   Czy środowisko biegłych lekarzy jest aż tak solidarne? - Opinia biegłego, szczególnie w są­dowych sprawach medycznych, jest bardzo istot­na. Biegły ma wiedzę specjalistyczną, ale nie wskazuje winnych, tylko ocenia rzetelnie fakty - mówi doktor nauk prawnych Anna Płatkowska, która od ponad 12 lat zajmu­je się w swojej kancelarii sądowymi procesami medycznymi. Nie zgadza się z opinią, że biegli solidaryzują się z lekarzami i ukrywają ich błędy: - Być może wiele lat temu to się zdarzało, ale z mojej praktyki wiem, że opinie biegłych są bezstronne.
   Kilka miesięcy temu krakowski sąd, zobowiązany przez SN, zamawia kolejne opinie biegłych. W większości u tych samych co wcześniej, ale doprasza też nowych. W lipcu zeszłego roku zmieniły się przepisy i opinie prywatne zagranicznych eks­pertów też mogą być dołączone do sprawy. Jeden z obrońców oskarżonych poprosił, aby biegli zapoznali się z opiniami zagra­nicznych ekspertów zamówionymi przez Ziobrów. Nie boi się konfrontacji z tamtymi opiniami, choć nie są dla oskarżonych korzystne, wiedzą, że nie były oparte na pełnej dokumentacji medycznej. Polscy biegli dostali te zagraniczne opinie, ale zdania nie zmienili. Podtrzymują wszystkie fakty, na podstawie których sądy i prokuratorzy umarzali postępowania wobec kardiologów. Oskarżeni nie składają do ostatniej opinii żadnych uwag. Ale Ziobrowie znów kompletnie się z nią nie zgadzają. Kilkanaście dni temu wysyłają do sądu wniosek dowodowy, w którym zawarto zastrzeżenie do opinii uzyskanej przez sąd.
- Oskarżyciele wnoszą o nową opinię zagranicznego ośrodka medycznego. Sąd jeszcze się do tego wniosku nie ustosunkował - mówi sędzia Beata Górszczyk, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krakowie.

   Środowisko kryminogenne
   W ostatnich miesiącach Zbigniew Ziobro jako minister spra­wiedliwości podejmuje decyzje, które - jak się wydaje - nie pozostają bez wpływu na proces w sprawie jego ojca. Z czte­rech powodów.
   Po pierwsze, z inicjatywy Ministerstwa Sprawiedliwości od kwietnia w Kodeksie karnym podniesiono górną granicę kary za przedstawienie fałszywej opinii biegłych, która jest dowodem w sprawie, z 3 do 10 lat pozbawienia wolności. Ma to chyba „zmobilizować” biegłych do rzetelnych opinii. Te w sprawie Jerzego Ziobry rodzina uznaje za wybitnie nierze­telne, wręcz fałszywe. Mamy też w kodeksie nowe przestępstwo „nieumyślnie fałszywej opinii biegłego” - choć trudno sobie wyobrazić, aby biegły mógł nieumyślnie taką fałszywą opinię napisać - grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności.
   Po drugie, w kwietniu Ziobro powołuje w prokuraturach re­gionalnych i rejonowych w całym kraju komórki zajmujące się sprawami karnymi związanymi z błędami lekarskimi. - Prze­analizowaliśmy około stu spraw prowadzonych w prokuratu­rach dotyczących podejrzenia popełnienia błędów lekarskich. Okazało się, że w 60 z nich stwierdzono większe lub mniejsze niedociągnięcia - mówi prokurator Maciej Kujawa, rzecznik Prokuratury Krajowej. Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej dr Ma­ciej Hamankiewicz jednoznacznie ocenia te decyzje: - Pomysł jest zły. Podważa zaufanie do lekarzy, a wręcz sugeruje, że my zamiast leczyć pacjentów, doprowadzamy do ich śmierci, że na­sze środowisko jest kryminogenne. Dodaje, że lekarze już dziś odpowiadają przed sądami cywilnymi, karnymi, wojewódzki­mi komisjami ds. zdarzeń medycznych, a także przed rzeczni­kiem dyscyplinarnym. A Hipokrates mówił, że istotą sukcesu jest pełne zaufanie pacjenta do lekarza. Ziobro mówił kiedyś, że proces dotyczący śmierci Jerzego Ziobry ma doprowadzić do tego, „by inne osoby nie musiały przeżywać tragedii, tra­cić najbliższych”. Analogia ze słowami, które wypowiedział o prof. Garlickim, jakoś się nasuwa.
   Po trzecie - jak się dowiedzieliśmy - sprawą Jerzego Ziobry nie będzie się zajmował właśnie taki wydział ds. błędów le­karskich. Doszła już na najwyższy szczebel. W Małopolskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej, bezpośred­nio podlegającym Ziobrze, dwóch prokuratorów, Pawła Bacę i Barbarę Haj, oddelegowano do sprawy jego ojca. Prokura­tor Baca dołączył do procesu sądowego przeciwko czterem kardiologom, po stronie Ziobrów. Wcześniej prokuratorzy bronili przed sądem swoich decyzji o umorzeniu sprawy tej śmierci. Przypomnijmy, że Zbigniew Ziobro występuje tu jako pokrzywdzony i oskarżyciel.
   Ale jest i kolejna sprawa. - Na wniosek Prokuratury Okręgowej w Krakowie zgodziliśmy się przejąć śledztwo w sprawie poświad­czenia nieprawdy w dokumentacji medycznej, a także składa­nia fałszywych zeznań w toku postępowania przygotowawczego i przed sądem, jako jedną z 5 spraw. Przesłanką tej decyzji była szczególna zawiłość i złożony charakter sprawy oraz to, że do­kumentacja ta była prowadzona przez ośrodki zdrowia, w tym ośrodek uniwersytecki - mówi prok. Piotr Krupiński, naczelnik tego wydziału. Zawiadomienie o przestępstwie złożyła matka ministra Ziobry. Napisała w nim, że chodzi o działania proku­ratorów, które mogły mieć na celu pomoc w uniknięciu odpo­wiedzialności karnej ewentualnym sprawcom przestępstwa.
   Jednak bardziej pasuje tu zwrot „przejęcie obowiązko­we” niż „na wniosek”. - Sprawa ta została przekazana w ślad za referentem sprawy, który został delegowany do tego wydziału Prokuratury Krajowej - mówi rzecznik prasowy krakowskiej Prokuratury Okręgowej Janusz Hnatko. Za to śledztwo odpo­wiada prok. Barbara Haj. Jej awans z Prokuratury Rejonowej w Chrzanowie do Krajowej komentowany jest w środowisku jako spektakularny. Ziobro miał kiedyś powiedzieć: „Musimy przyjmować na stanowiska (prokuratorskie - red.) ludzi mło­dych i to do pierwszego szeregu, ponieważ tacy ludzie będą nam całkowicie oddani”. W gabinecie prok. Krupińskiego na ścianie wiszą wycinki prasowe dotyczące czterech spraw, które przejął od innych jednostek: sprawa zabójstwa dzienni­karza Jarosława Ziętary; sprawa „Skóry” z 1999 r. - zamordo­wanej brutalnie i odartej ze skóry studentki; zabójstwo Iwony Cygan sprzed 17 lat i sprawa śmierci Jerzego Ziobry. Trzy do­tyczące zabójstwa... a ostatnia? Najlepsze świadectwo, które sprawy są tu najważniejsze.
   I wreszcie, po czwarte, jeśli potwierdzą się przecieki z prac nad ustawą o ustroju sądów, to minister sprawiedliwości w „sta­nach wyższej konieczności” mógłby wskazywać sędziego, który rozpatrzy ważną sprawę. To, że ta sprawa jest ważna, już wia­domo. Dodatkowo, i to już jest przesądzone, będą surowe kary dla sędziów i prokuratorów łamiących zasady etyki. Na przed­wyborczym panelu w Katowicach Ziobro mówił o sędziach: „Musimy znaleźć sposób, aby z niektórymi z nich porozmawiać inaczej, za ich chamstwo i butę”. I wymienił kilku z nazwiska, w tym sędzię Agnieszkę Pilarczyk z krakowskiego sądu, która dziś orzeka w sprawie Jerzego Ziobry. Już raz bezskutecznie Ziobrowie próbowali wyłączyć ją z orzekania w tym procesie.

   Czyja to była wola?
   W krótkiej rozmowie z POLITYKĄ Krystyna Kórnicka-Ziobro, kilka dni przed 10. rocznicą śmierci męża, przed jej krynickim domem mówi: - Mam nadzieję, że po tylu latach sądy wreszcie staną na wysokości zadania i winni poniosą odpowiedzialność.
Nie będę rozmawiać z POLITYKĄ, bo politycznie mi z państwem nie po drodze. Ci, którzy ją znają, mówią, że do dziś nie pogo­dziła się ze śmiercią męża. Ktoś inny dodaje, że cała ta sprawa przypomina mu trochę w klimacie sprawę Smoleńska.
   Podobno całe życie Kornicka-Ziobro, stomatolog, zbudowała sobie wokół męża, w ostatnich latach przed emeryturą - za­stępcy dyrektora krynickiego uzdrowiska. Był jej kierowcą, ku­charzem, organizatorem życia. Był członkiem PZPR do chwili wyprowadzenia sztandaru, ale nie zrobił partyjnej kariery. Mieli niewielu przyjaciół. Podobno dziś kilku z tej krótkiej listy skreśliła. Do kogoś ma pretensje, że nie wspierał jej w sądzie. Może chodzi o znajomego lekarza Macieja Klimę. Kiedyś zeznał niezbyt korzystnie dla rodziny, ale potem się z tego wycofał. Był senatorem PiS, to on interweniował w sprawie przyjęcia Jerze­go Ziobry właśnie do tej krakowskiej kliniki. - Nie chcę na ten temat rozmawiać, wycofałem się z polityki, nie startowałem już na senatora, nie mam nic do powiedzenia - odpowiedział Kli­ma na prośbę o rozmowę. Ktoś rzucił w Krynicy, że może Ziobrom chodzi o pieniądze. Brat ministra i matka pozwali szpital o 250 tys. zł odszkodowania za „spowodowany błędem w sztuce lekarskiej zgon”. Mówili, że chcą przekazać te pieniądze na po­moc poszkodowanym w wyniku błędów lekarskich i na cele Fundacji Brata Alberta w Krakowie, której prezesuje ks. Tade­usz Zaleski. Pod koniec zeszłego roku fundacja ta przyznała doroczną społeczną nagrodę ministrowi Ziobrze.
   Jeśli czterem kardiologom sąd udowodni winę, to nawet na 5 lat mogą iść do więzienia, a najpewniej też będzie im odebrane prawo wykonywania zawodu. Zawodowo mogą być uśmierceni za życia. Krystyna Kornicka-Ziobro mówiła kiedyś, że usłyszała słowa Jana Pawła II o tym, że przed każdym czło­wiekiem stoi takie małe Westerplatte: „Ja uważam, że to jest właśnie takie moje Westerplatte, które mnie w życiu spotkało”.
Nie wiadomo, kto tu zwycięży: lekarze czy rodzina Ziobrów. Pewne jest, że nic nie przywróci życia Jerzemu Ziobrze, które­mu rodzina wyryła na grobowcu „Bądź wola Twoja...”.
Anna Dąbrowska

1 komentarz: