czwartek, 5 stycznia 2017

Kaczyński mówi Moczarem



Przedstawiciele obozu władzy z upodobaniem przebierają się za antykomunistów. Jednak w stosunku do przeciwników używają języka komunistycznej propagandy

W ustach polityków PiS i w mediach wspie­rających tę partię usłyszeliśmy słowa znajome, choć niesłyszane od 1989 r.: „uliczna rozróba”, „wichrzyciele” czy „podpalanie pań­stwa”. Dla kontrastu pokazywany jest Jarosław Kaczyński wbijający pierw­szą łopatę pod budowę „mieszkań dla wszystkich Polaków”. Tego też nie wi­dzieliśmy u polityków po roku 1989. Poprzednicy Kaczyńskiego bali się oczywistego nawiązania do gospodar­skich wizyt Bieruta, Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego.
   Poseł Jacek Sasin jako inspirato­rów opozycji znów, jak za dawnych lat, wskazał obce siły, a Beata Szydło oskar­żyła je o sianie zamętu. Wicepremier Piotr Gliński wzorem Mieczysława Ra­kowskiego z grudnia 1981 r. mówił, że „opozycja nie chce, by Polacy spokojnie spędzili święta”. Wszystkich jak przelicytował Jarosław Kaczyński, który protesty opozycji i manifestacje KOD nazwał „próbą puczu”.

TEN SAM SŁOWNIK
Kaczyński chce powtórzyć manewr Jaruzelskiego i Urbana z 1981 r., który pozwolił im wówczas spacyfikować „awan­turników z Solidarności”. Polega on na tym, że zmęczonemu konfliktem społeczeństwu przedstawia się opozycję jako grono wichrzycieli, którzy utrudniają „rozwiązywanie problemów Polaków”. Funkcję kartek na produkty spożyw­cze, które władza „dała Polakom” w 1981 roku, dziś pełni śmieciowa redystrybucja PiS, którą liderzy tej partii przedstawia­ją jako główne osiągnięcie swych rządów „zagrożone przez opozycję i KOD”. Rolę Urbana odgrywają Jacek Kurski oraz Da­wid Wildstein i Samuel Pereira z TVP. A w roli strajków i manifestacji Solidar­ności, które w 1981 roku autentycznie przerażały część społeczeństwa, par­tyjni propagandyści obsadzili protesty KOD. Mamy nawet nawiązanie do „akty­wu robotniczo-chłopskiego”, który wła­dza wypuszczała na ulice w odpowiedzi na społeczne protesty. Śmiało odwołał się do tej tradycji Piotr Duda, rzucając hasło, aby aktyw związkowy NSZZ Soli­darność wyraził na ulicach poparcie dla rządu i przerwał w ten sposób „hucpę opozycji”.
   I nie chodzi tu tylko o prostą językową zbieżność wynikającą z faktu, że w grud­niu 2016 r. - podobnie jak w Marcu ’68, czy Grudniu ’81 - mamy ostry politycz­ny konflikt. W języku liberalnym taki konflikt opisuje się zupełnie inaczej niż w języku nawiązującym do autorytar­nych tradycji. Liberalna lewica, prawica i centrum wybierają własną ideową toż­samość i reprezentowane przez siebie interesy społeczne, po czym przeciwsta­wiają je - w ostrym nieraz sporze - tożsamościom i interesom obsługiwanym przez politycznego konkurenta. Nie wy­klucza się jednak tego konkurenta z na­rodowej wspólnoty, nie przywołuje się jako „prawdziwych inspiratorów konfliktu” stolic innych państw lub organizacji międzynarodowych (Berlin, Bruksela) ani George’a Sorosa, który został obsadzony w roli syjonisty z Mar­ca ’68. W liberalnym sporze politycznym stron nie definiuje się też jako „genetycz­nych patriotów” (sformułowanie Marka Suskiego) albo też, na odwrót - „ludzi mających w swoich genach zdradę naro­dową” (Jarosław Kaczyński). Użycie ta­kiego języka we Francji, w Holandii czy Austrii - nawet przez partie w rodzaju Frontu Narodowego czy Partii Wolności (zwłaszcza że już postanowiły się ucywi­lizować i walczyć o władzę) - oznacza­łoby moralną delegalizację czyniących to polityków. Taki język nawiązuje bo­wiem do niechlubnych okresów w hi­storii tych państw, kiedy albo one same były dyktaturami (Austria jako część Rzeszy), albo z dyktaturami kolabo­rowały (Francja Vichy). Oznaczałoby to więc podważenie ustrojowego wyboru, jakiego Zachód dokonał po drugiej woj­nie światowej.
   Ważniejsze jest to, że zarówno język propagandy PRL-owskiej, jak i język propagandy PiS odwołują się do no­stalgii i stereotypów bliskich grupom społecznym stanowiącym polityczne zaplecze obozu władzy. Wizja jednoli­tej narodowej wspólnoty, nietrapionej politycznymi sporami („inspirowany­mi przez obcych”), odpowiada z jednej strony na nostalgię za PRL w starszym pokoleniu, a z drugiej strony na nowy głód silnej wspólnotowości, powracają­cy w młodym pokoleniu jako reakcja na chaos globalizacji.

NAJBLIŻEJ MARCA
Język prawicy najbardziej przypo­mina propagandę z Marca ’68, cza­su stłumionych przez władzę protestów studentów i inteligencji. O ich inspi­rację komunistyczna władza oskarży­ła Polaków pochodzenia żydowskiego; większość z nich zmuszono do emigracji.
   W Marcu ’68 rządzącym w PRL uda­ło się dotrzeć przynajmniej do części polskiego społeczeństwa i wyizolować politycznie uczestników protestów i ofiary represji. Po raz pierwszy i jedy­ny partyjna propaganda była wtedy tak skuteczna. Historycy badający Marzec tłumaczą ten propagandowy sukces władz PRL odwołaniem się do antyse­mityzmu, ale także użyciem niektórych elementów niekomunistycznej trady­cji narodowej - przy tej okazji po raz pierwszy przez komunistyczne władze „zalegalizowanych”.
   Jarosław Kaczyński w wywiadzie rzece „Alfabet braci Kaczyńskich” z 2006 r. tak wspominał epokę Władysława Gomuł­ki i Mieczysława Moczara (szefa MSW odpowiedzialnego za antysemickie czystki i nacjonalistyczną propagandę w Marcu ’68). „Rozmawiałem z kolegą, że Marsz Mokotowa [śpiewany przez po­wstańców z AK, wcześniej w PRL zaka­zany - przyp. red.] to taka piękna pieśń. A potem nagle od siódmej klasy zaczę­liśmy się tego Marszu Mokotowa uczyć. To była nieoczekiwana zmiana stosunku do historii związana z erą Mieczysława Moczara. I to mi się podobało”.
   Co ciekawe, Lech Kaczyński w tej samej rozmowie takich nostalgii nie okazuje. U Jarosława - który wraz z bratem brał zresztą udział w protestach Marca ’68 - jak zwykle nie jest to naiw­ne przejęzyczenie, ale polityczny zabieg dokonany na zimno. Świadome zagranie moczarowską nostalgią, którą Kaczyński wykorzystał do zdobycia władzy.

NIE ŻYJEMY JUŻ W PRL
Jednak Polska Kaczyńskiego nie jest PRL, więc i propaganda marco­wa w wykonaniu PiS może być mniej skuteczna. Choć trzeba tu odnotować istotną zmianę na gorsze. Otóż Kościół był w Marcu ’68 albo neutralny wobec konfliktu, albo stawał po stronie pro­testujących. Dziś w większości jest po stronie władzy. Grudniowa homilia bi­skupa Antoniego Dydycza, w której padło oskarżenie, że Polacy protestu­jący przeciw nadużyciom władzy PiS „lekceważą i pogardzają wyborem naro­du, chętnie szukają poparcia u obcych”, jest tu najbardziej radykalnym przykła­dem. Znaczna część polskiego Kościoła przyjęła polityczną ofertę Kaczyńskie­go; stała się ideowym zapleczem jego władzy w zamian za ogromne pienią­dze, znaczący wpływ na stanowienie prawa czy edukację, a także obietnicę, że władza będzie aktywnie przeciwdzia­łać idącej z Zachodu sekularyzacji.
   Ale po blisko trzech dekadach liberal­nej transformacji pomiędzy PRL a dzi­siejszą Polską więcej jest na szczęście różnic. Sprawiają one, że zasięg powra­cającej w służbie prawicowej władzy moczarowskiej propagandy jest jednak ograniczony.
   To - po pierwsze - otwarte grani­ce i Unia. Codzienny kontakt milio­nów Polaków z demokracją Zachodu, z jej wolnościami, z zupełnie innym językiem tamtejszej władzy, a także z materialnym dorobkiem liberalnych społeczeństw. Sączona przez media publiczne i Radio Maryja, powraca­jąca w wypowiedziach Kaczyńskiego i Waszczykowskiego wizja liberalnego Zachodu jako upadłego, zdegenerowanego, podbijanego przez islam, zderza się z codziennym doświadczeniem mi­lionów Polaków podróżujących, żyją­cych i pracujących w Wielkiej Brytanii, Francji czy Norwegii. To jest zupeł­nie inna sytuacja niż w Marcu ’68, gdy większość społeczeństwa czerpała całą wiedzę o Zachodzie wyłącznie z pań­stwowych gazet i telewizji.
   Po 30 latach transformacji społecz­nej i ekonomicznej jest też w Polsce sil­ne mieszczaństwo, są wyemancypowane kobiety, a także władza samorządowa - niezależna od władzy centralnej, silna szczególnie w wielkich miastach. W PRL żadnej z tych grup społecznych czy in­stytucji nie było. Wyizolowanie, a póź­niej brutalna pacyfikacja studentów oraz inteligencji były zatem łatwiejsze niż złamanie przez PiS oporu niezależnych grup społecznych.
   To wszystko sprawia, że moment - choć niebezpieczny - pozostawia miej­sce na nadzieję.
   Kaczyński zdołał zmobilizować wszystkie polskie nostalgie antyliberalne - za pokojem społecznym opartym na zlikwidowaniu wszelkiej różnorod­ności, gdzie za konflikt odpowiadają nie naturalny pluralizm nowoczesnych spo­łeczeństw, nie realne różnice interesów, ale „obcy inspiratorzy”. Ale ten sam pro­pagandowy język, który skupia wokół Kaczyńskiego ludzi podzielających jego antyliberalne fobie, mobilizuje do opo­ru przeciw niemu polskie mieszczań­stwo. Ono bowiem liberalizm w naszym kraju budowało i czuje się w nim stosun­kowo dobrze. Wynik tego konfliktu bę­dzie nieporównanie ważniejszy niż to, czy jakaś partia lub lider wygrają, czy przegrają doraźny polityczny spór. Paro­ksyzm, który przechodzi Polska, da od­powiedź na pytanie, czy wybór z 1989 roku - prozachodni, liberalny, świecki - zostanie przez Polaków obroniony. Czy też - zgodnie z intencjami Kaczyńskie­go i jego zaplecza - nie tyle wrócimy do PRL, ile rozpoczniemy budowę jakiejś nowej autorytarnej alternatywy.

Kalki z PRL

PUCZ
Mieliśmy do czynienia z próbą - chyba to słowo jest tu na miejscu - zamachu stanu. Grupa zakonspirowana powiązana z ośrodkami syjonistycznymi usiłowała doprowadzić do takiego nasilenia manifestacji i starć ulicznych (...)
Kazimierz Kąkol, 1968

Trzeba to nazwać wprost: to była próba puczu. Sygnały o takiej możliwej próbie przejęcia władzy docierały już do nas wcześniej
Jarosław Kaczyński, 2016

GORSZY SORT
Trzeba załodze zakładów, które strajkowały, powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy (...) powinni się wstydzić, że w ogóle są Polakami, że w ogóle na świecie chodzą
Edward Gierek, 1976

W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. (...) To jest jakby w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. No i ten najgorszy sort właśnie w tej chwili jest niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony
Jarosław Kaczyński, 2016

AKTYW ROBOTNICZY
Jeśli poniektórzy będą nadal próbowali zawracać nurt naszego życia z obranej przez naród drogi, to śląska woda pogruchocze im kości
Edward Gierek, 1968

Jeśli druga strona myśli, że będziemy się temu biernie Przyglądać, to się myli. Jeżeli myśli pan Kijowski, że będą chodzić po biurach poselskich - my też wiemy, gdzie są biura Platformy i Nowoczesnej, i może też tam zawitamy. My ich czapkami przykryjemy
Piotr Duda, 2016
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz