piątek, 6 stycznia 2017

Wydmuszka



Prawo i Sprawiedliwość zrealizowało swój plan Trybunał Konstytucyjny stał się instytucją fasadową. Sędziowskie autorytety wypierają partyjni nominaci bez dorobku

Aleksandra Pawlicka

Co dalej z Trybunałem? - pytam byłego prezesa TK Jerzego Stępnia.
   - Chce się pani zajmo­wać archeologią? - odpo­wiada. - PiS w sposób ostentacyjny robi, co chce. Nawet mogąc osiągnąć coś legal­nie, łamie prawo, żeby pokazać, że jest ponad prawem. Brutalność i premedy­tacja, z jaką niszczy Trybunał, sprawiają, że w Polsce właściwie nic już nie jest bez­pieczne. Ta władza może przeforsować wszystko.
   - To bardzo niebezpieczny moment, w którym kończy się sprawdzony system kontroli konstytucyjności stanowione­go prawa. Nasz Trybunał Konstytucyjny był powszechnie docenianą na świecie in­stytucją, wzorcem dla wielu krajów. Dziś sami to niszczymy - dodaje prof. Marek Safjan, również były prezes Trybunału, dziś sędzia Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.
   Także prof. Andrzej Rzepliński, któ­ry swoją kadencję na stanowisku prezesa TK zakończył 19 grudnia, nie ma złudzeń: - Ordynarne napaści pana Kaczyńskie­go na sądownictwo pokazują, w jakim podążamy kierunku. Tylko patologiczny kłamca lub idiota może twierdzić, że bez niezawisłego wymiaru sprawiedliwości istnieje demokratyczne państwo prawa.

PREZES Z L4
PiS zniszczyło niezależność trybu­nału, nie zważając na protesty opozycji, ostrzeżenia międzynarodowych insty­tucji i sprzeciw opinii publicznej. Nowa władza wprowadziła swoich sędziów za­przysiężonych z pogwałceniem prawa, nie dopuściła do orzekania sędziów no­minowanych przez opozycję, zmienia­ła w trybie ekspresowym prawo tak, aby dzień po zakończeniu kadencji dotych­czasowego prezesa Rzeplińskiego mieć na tym stanowisku swojego człowieka. Co więcej - nowe prawo zostało napisane w taki sposób, aby kryteria kandydata na prezesa Trybunału spełniała tylko jedna osoba - Julia Przyłębska.
   - Dopuszczenie do wyboru prezesa na podstawie ustawy, która zakłada, że nie potrzeba żadnego kworum i prezes może być wybrany przy udziale sześciu sę­dziów, z których trzech jest niedopusz­czonych do orzekania, czyli tak naprawdę przez trzech, to rażące naruszenie za­sad państwa prawa - mówi prof. Safjan.
- W ten sposób niszczy się świadomość prawną obywateli, pokazując, że ustawo­dawca mający większość w parlamencie może z dnia na dzień unieważnić dorobek kilkudziesięciu lat.
   Problemem są też kwalifikacje no­wej prezes TK. - Julia Przyłębska to kwintesencja kadrowej ignorancji PiS - mówi jeden z pracowników Trybu­nału, nie kryjąc oburzenia. Przyłębska przez kilka lat pracowała w służbie dy­plomatycznej i gdy w 2001 r. postanowi­ła wrócić do zawodu sędziego, kolegium sędziowskie wydało negatywną opinię na temat jej wcześniejszej pracy w tym zawodzie. Zarzucono jej „brak stabil­ności orzecznictwa”, „przetermino­wanie uzasadnień” i „wysoką absencję w pracy”. Prawie połowa wydawanych przez nią wyroków była uchylana w ape­lacji z powodu błędów procesowych. Zgromadzenie Ogólne Sędziów okręgu poznańskiego, gdzie Przyłębska praco­wała, stwierdziło wówczas, że jej powrót „na stanowisko sędziego nie będzie ko­rzystny dla wymiaru sprawiedliwości”.
   - To niewyobrażalne, aby sędzia, któ­ra nie pełniła dotychczas żadnej istotnej funkcji, została prezesem TK. O jej ist­nieniu dowiedziałem się, gdy PiS reko­mendowało ją do Trybunału - mówi Jerzy Stępień.
   W Trybunale dała się poznać przede wszystkim jako krytyk poprzedniego pre­zesa. „Przy całym hałasie o to, że parla­ment łamie prawo i depcze demokrację, sytuacja jest odwrotna: to Trybunał łamie konstytucję, to Trybunał niszczy swój au­torytet” - twierdziła.
   Jej specjalnością od początku pracy w TK były zwolnienia lekarskie przypa­dające na czas kluczowych posiedzeń. Najsłynniejsze dotyczyło zarządzonego przez prof. Rzeplińskiego wyboru kan­dydata na nowego prezesa według sta­rych zasad. Przyłębska zachorowała wówczas wraz z dwoma innymi sędzia­mi z nominacji PiS.

TRZĘSIENIE ZIEMI
Gdy sędzia Przyłębska została pre­zesem, PiS-owska miotła poszła w ruch.
- Pierwsze decyzje nowej prezes były jak trzęsienie ziemi - mówi jeden z sę­dziów. Szefa Biura Trybunału Macieja Granieckiego w trybie natychmiasto­wym poproszono o opuszczenie gabi­netu i przeniesiono do pokoiku w części hotelowej.
   - To jeden z najlepszych polskich urzędników, 15 lat w Trybunale, wcześ­niej siedem lat był szefem Kancelarii Sej­mu i sekretarzem Rady Ministrów. Takie traktowanie ludzi jest demoralizujące dla innych urzędników. Jak się czują, gdy sza­nowanego człowieka po latach służby dla kraju traktuje się jak gówniarza i mówi mu: „Zjeżdżaj stąd”? - pyta Jerzy Stępień.
   Przyłębska przeniosła też do inne­go pokoju swojego zastępcę - Stanisława Biernata, który od początku trzymał stro­nę prof. Rzeplińskiego i stawał w obronie apolityczności Trybunału. Gabinety pre­zesa i jego zastępcy zawsze sąsiadowały ze sobą i miały wspólny sekretariat.
   - Uważam to za złośliwość nielicującą z rangą Trybunału - skomentował Bier­nat w czasie konferencji zwołanej na uli­cy przed Trybunałem, bo nowa szefowa nie zgodziła się, by odbyła się ona w gma­chu TK. Sędzia Biernat uważa, jak więk­szość pracowników TK, że przy zmianie gabinetów chodziło o to, aby nowej pre­zes nikt nie patrzył na ręce.

SMOLEŃSKI KOROWÓD
Opuszczony przez Biernata gabinet sąsiadujący z pokojem prezesa zajął no­minowany przez PiS sędzia Mariusz Mu­szyński, zaufany człowiek Przyłębskiej. Podobnie jak ona pracował wcześniej w placówce dyplomatycznej w Berlinie. Był zagorzałym przeciwnikiem prof. Wła­dysława Bartoszewskiego, o którym na Twitterze pisał, że „narobił mnóstwo szkód Polsce i za niektóre rzeczy powi­nien siedzieć w więzieniu”. Poszło o to, że Bartoszewski, będąc pełnomocnikiem ds. dialogu międzynarodowego w rządzie PO-PSL, doprowadził do odwołania Mu­szyńskiego z funkcji kuratora niemie­ckiej fundacji Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość, wypłacającej odszkodowa­nia robotnikom przymusowym. Gdy Mu­szyński dostał nominację na sędziego TK, próbował wymazać ten epizod ze swojej biografii i usunął konto na Twitterze.
   W Trybunale zasiada dziś siedmioro sędziów związanych z PiS. Część z nich to prawnicy zaangażowani w propago­wanie kultu smoleńskiego i ich awans do TK jest nagrodą za partyjną lojalność. Sę­dzia Piotr Pszczółkowski był pełnomocni­kiem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. I to tych najważniejszych: Jarosława Ka­czyńskiego, rodziny Wassermannów i Błasików. W poprzedniej kadencji Sejmu dwukrotnie, lecz bezskutecznie, PiS lan­sowało go na członka Trybunału Stanu. Wśród osiągnięć sędziego Pszczółkowskiego partia wymieniała to, że jako stu­dent „otrzymywał stypendium naukowe”.
   Zapomniała natomiast o tym, że zajmo­wał się on obsługą prawną nielegalnego procederu skupowania długów szpita­li. Kancelaria Prawnicza Pszczółkow­ski i Wspólnik reprezentowała w sądach spółkę, która skupowała te długi, co od 2011 r. jest w Polsce zakazane.
   Inny sędzia z rekomendacji PiS, Lech Morawski, był członkiem komitetu na­ukowego tzw. konferencji smoleńskich, podczas których naukowcy związani z ze­społem parlamentarnym Antoniego Ma­cierewicza udowadniali, że przyczyną katastrofy był zamach. Sędzia Morawski jest także związany z Grzegorzem Biereckim, współtwórcą SKOK-ów. Jest redak­torem naczelnym kwartalnika „Prawo i Więź”, a Bierecki współwłaścicielem wy­dającej to pismo spółki.
   Sędzia Morawski to niejedyny znajomy Biereckiego w Trybunale. Jest nim rów­nież sędzia Henryk Cioch. Jako senator PiS wielokrotnie bronił SKOK-ów i kryty­kował kontrolującą je Komisję Nadzoru Finansowego. Gdy w poprzedniej kaden­cji PiS zaskarżyło ustawę o SKOK-ach do Trybunału Konstytucyjnego, to właśnie sędzia Cioch reprezentował PiS na roz­prawach. Za lojalność dostał wówczas główną nagrodę SKOK-ów (Feniksa) i zo­stał nazwany „przyjacielem i konsultan­tem prawnym środowiska SKOK”. Od PiS dostał zaś stanowisko sędziego TK.
   Wśród siedmiu osób wybranych do Trybunału przez PiS tylko dwie mają ty­tuł naukowy profesora nadany przez prezydenta. Prezes Przyłębska jest magi­strem. Jedna z pierwszych jej decyzji była bardzo wymowna - ze strony interneto­wej Trybunału kazała usunąć tytuły na­ukowe wszystkich sędziów.
   - Tytuły naukowe, zabieranie gabine­tów to są sprawy drugorzędne, choć ma­jące swoją wymowę i symbolikę - uważa prof. Safjan. - Pokazują, że ta władza może wszystko, choć najgorsza jest skrajna in­strumentalizacja prawa, czyli uchwalanie ustaw bez uwzględnienia dotychczasowe­go orzecznictwa, ekspertyz, vacatio legis. To działanie, które wcześniej nie mieściło się nikomu w głowie.

CHAOS I PRL
Dopóki w Trybunale urzędował prof. Rzepliński, nie dopuszczał do orzekania sędziów wybranych przez PiS w miejsce sędziów nominowanych przez opozycję (ci wybrani głosami dawnej koalicji PO-PSL nie zostali zaprzysiężeni przez pre­zydenta Dudę). Wraz z nastaniem ery prezes Przyłębskiej ci trzej sędziowie Muszyński, Morawski i Cioch - zostali natychmiast włączeni do orzekania.
   - To oznacza, że wyroki będą wydawa­ne przez składy sędziowskie, w których zasiadają osoby nieuprawnione do orze­kania. Co więcej, te wyroki będą zapadać pod przewodnictwem osoby, która nie ma legitymacji prezesa zgodnej z konstytu­cją. Tym samym Trybunał traci funkcję instytucji kontrolującej konstytucyjność prawa i znika z pola widzenia - mówi prof. Safjan.
   Prof. Rzepliński uważa z kolei, że „do­póki będzie w Trybunale choć jeden sę­dzia, który jest w pełni niezawisły, będzie niczym kolec przypominał o tym, czym powinien być Trybunał”. Sędziowie mogą pisać zdania odrębne do wyroku. I te mogą posłużyć sędziom wszystkich szczebli przy interpretowaniu wyroku Trybunału. Ich respektowaniu lub poważaniu.
   Ma to jednak istotne wady. - Będziemy szli do sądu i nie będziemy wiedzieli, ja­kie rozwiązanie obowiązuje, czy sąd za­stosuje daną ustawę, czy nie. To podważa zaufanie do prawa i oznacza, że czeka nas bałagan - niestabilność wymiaru spra­wiedliwość - nie kryje obaw prof. Safian.
   Sędziowie TK niezwiązani z PiS za­stanawiają się, jaką strategię wybrać w nowej sytuacji. - Wierzę w niezłomność sędziów, którzy chcą bronić niezawi­słości Trybunału, ale za chwilę w związku z wygaśnięciem kadencji PiS będzie miało kolejnych dwóch swoich sędziów. I wtedy przy najlepszych nawet chęciach ta insty­tucja zamieni się w PiS-owską wydmusz­kę - uważa Jerzy Stępień. - Oczywiście od czasu do czasu fasadowy Trybunał za­wetuje jakąś ustawę, żeby stworzyć pozór niezależności. Jak w PRL, gdy wetowanie ustaw było uzgodnione z władzą.
   Co możemy zrobić? - zastanawia się prof. Rzepiński. - Havel mówiło społe­czeństwie martwej ciszy. Nie możemy być takim społeczeństwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz