wtorek, 14 lutego 2017

Metropolita wołomiński



Koledzy z partii mówią, że ma pecha i giętki kręgosłup. Dlatego dał twarz ustawie metropolitalnej? Jacek Sasin w sprawie pecha nie powiedział jeszcze ostatniego słowa

Wojciech Cieśla

Podobno nawet nie wiedział, że jako wnioskodawca bę­dzie firmował PiS-owski projekt ustawy metropoli­talnej. Gdy na Nowogrodz­kiej zapadała decyzja w tej sprawie, Jacek Sasin akurat był w delegacji. Nie wiedział, co dokładnie przygotowa­li ludzie ministra Mariusza Błaszczaka w MSWiA. A szykowali dwa projekty ustaw o metropolii - jedną dla Śląska, drugą dla Warszawy. Ta druga wyszła z resortu z błędami, bez zasad finan­sowania i dobrego uzasadnienia. Sasin został wypchnięty, żeby jej bronić.
Przez ponad tydzień opozycja niszczyła i ustawę, i Sasina.

OŻARÓW GWIŻDŻE
Na czym polega zło ustawy metro­politalnej? Przewiduje przyłączenie do Warszawy 32 okolicznych gmin, tzw. obwarzanka. Gdyby weszła w życie, po­wstałby megapowiat zamieszkany przez ponad dwa miliony ludzi. Po co PiS „ob­warzanek”? W 30 z 32 podwarszawskich gmin w ostatnich wyborach wygrało PiS.
Dlaczego zbuntowali się mieszkańcy Warszawy i okolic? Bo projekt pojawił się bez konsultacji społecznych, miał przejść szybką ścieżkę legislacyjną. Bo stolica do­starczałaby większości dochodów aglo­meracji, ale dzieliłaby je rada, w której aż dwie trzecie miejsc miałyby podwarszaw­skie miejscowości. Na spotkaniu w Oża­rowie poseł Sasin został wygwizdany.
- Jak można wypuszczać do Sejmu bubel, opatrując go napisem „pilne”?
śmieje się jeden ze współpracowni­ków Hanny Gronkiewicz-Waltz. - PiS wystawiło 2,5 miliona ludzi poza nawias, mówiąc: teraz za was zdecydujemy. I lu­dzie się wnerwili. Zjeżdżając po poręczy, czasem można trafić na gwóźdź.
Mówi osoba zbliżona do kierowni­ctwa PiS: - Na komitecie politycznym po świętach powiedziano wyraźnie: grze­jemy dwa tematy - rozliczanie sędziów i reforma edukacji, żadnych pobocznych wątków. Nie udało się.

JAK MARIUSZ JACKA ZNIELUBIŁ
Jacek Sasin do polityki przyszedł z urzędu. Całe dorosłe życie spędził na etatach: albo na państwowym, albo w sa­morządzie. Na konspirację się nie załapał - rocznik 1969, studiował na Wydzia­le Historii UW. W połowie lat 90. został urzędnikiem. Mozolnie piął się w górę, przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Re­presjonowanych aż po posadę dyrektora urzędu stanu cywilnego. - W tym czasie w ratuszu rządziła ekipa Lecha Kaczyń­skiego - wspomina jeden z posłów PiS.
Ludzi brakowało, a Sasina rekomen­dowała Ela Jakubiak. Został wiceburmi­strzem dzielnicy Śródmieście. Właściwie mógłby też pójść do wodociągów czy MPO. Nie chce władzy, nie ma swojego zdania i wymagań. Dla partii ideał.
W 2004 r. burmistrzem Śródmieścia jest Mariusz Błaszczak. Mają podobne korzenie: Sasin mieszka w Ząbkach pod Wołominem, Błaszczak w Legionowie. Kariera obu nabiera tempa. Ale to pozor­nie mniej ważny Sasin ma lepsze kontak­ty z otoczeniem Lecha Kaczyńskiego.
Zanim Błaszczak zostanie zaufanym Kaczyńskiego, przez lata będzie tkwił w cieniu prezesa - sztywny i irytujący urzędnik Kancelarii Premiera za czasów pierwszego rządu PiS. Za to Sasin zo­staje wicewojewodą, potem wojewodą, a w 2009 r. wiceszefem Kancelarii Pre­zydenta. - Już w Śródmieściu Mariusz znielubił Jacka - mówi jeden z działaczy PiS. - Potem udało mu się przyblokować na krótko awans Sasina na wojewodę. Do dziś ma go na celowniku.
W 2014 r. Sasin wystartuje w wyborach na prezydenta Warszawy. Choć przegra, uzyska dobry wynik. To nie ucieszy jego przeciwników w partii.

CZŁOWIEK Z „MGŁY”
- Jako wojewoda był ujmująco bezczelny - wspomina jeden z war­szawskich urzędników. - Potrafił przyjść z kwiatami do Hanny Gronkiewicz-Waltz, całować w rączkę i mówić, że wygasi jej mandat. Miły, uśmiechnięty, partyjny funkcjonariusz.
Po raz pierwszy startuje w wyborach w 2007 r. Na senatora. Reklamuje się kontrowersyjnie, ropą naftową sprowa­dzaną z Azerbejdżanu w cysternach chce leczyć choroby cywilizacyjne. Do Senatu nie wchodzi.
10 kwietnia 2010 r. jako wiceszef Kan­celarii Prezydenta ma witać delegację państwową w Katyniu. To on musi po­wiedzieć zebranym, że „pana prezyden­ta nie ma”, bo pod Smoleńskiem doszło do katastrofy.
Po katastrofie zajmuje się organizacją pogrzebów, sprowadzaniem ciał. - Tyl­ko on wtedy był przytomny, tylko on na­prawdę pracował - mówi z uznaniem jeden z obecnych urzędników Kancelarii Prezydenta.
Czerwiec 2010 r. Prawicowy Klub Ro­nina. Sasin z przejęciem opowiada garst­ce słuchaczy o przygotowaniach do wizyty w Katyniu, mówi, że Donald Tusk grał z Władimirem Putinem przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. Na sali słucha go Joanna Lichocka, prawicowa dzien­nikarka (dziś posłanka PiS). Tak rodzi się pomysł na „Mgłę”, dokument o Smoleń­sku. Sasin będzie jednym z ważniejszych bohaterów filmu.
W 2011 roku startuje w wyborach z ha­słem „Kandyduję, żeby rozgonić mgłę niekompetencji i arogancji”.

ŻYZNA ZIEMIA WOŁOMIŃSKA
W partii cały czas uważnie ob­serwuje go dwóch ludzi - Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński, były szef CBA. Rosnąca pozycja Jacka Sasina jest dla nich solą w oku. Ekipa Kamińskiego nie cierpi ludzi z kancelarii Lecha Kaczyńskiego.
- To w sumie zabawne - uważa jeden z polityków prawicy, który dobrze zna posła PiS. - Od lat Jacek tkwi między dwoma Mariuszami jak kartka w noży­cach. Każdy z Mariuszów chciałby, żeby się wykrwawił. Gdy obaj działali w War­szawie, Kamiński ostentacyjnie usuwał ludzi Sasina z list wyborczych.
Między katastrofą smoleńską a wybo­rami 2011 r. Sasin zaczepia się w Wołomi­nie. Jest radnym wojewódzkim, zostaje doradcą burmistrza. Ziemia wołomińska zamienia się w bastion PiS. W urzędzie mówią o nim „nadburmistrz”. Pomaga w awansie ludziom związanym z partią, na fuchę załapuje się krewny Antoniego Ma­cierewicza. O zapleczu Sasina w powiecie złośliwi mówią „rodzina Addamsów”.
- Weterani wołomińskiej polityki - charakteryzuje ich z przekąsem jeden z działaczy. - Józef Wierzbowski, były współpracownik Macierewicza, Tadeusz Deszkiewicz, były szef promocji ratu­sza, Maksym Gołoś, były asystent Sasina. Ludzie, o których nikt poza Wołominem nie słyszał. Prawą ręką posła do dziś jest Piotr Uściński, były starosta, w tej kadencji poseł PiS.
W latach 2010-2014 politycy PiS działają w symbiozie z władzami woło­mińskiego SKOK. Nie ma imprezy wspie­ranej przez SKOK Wołomin, na której nie byłoby działaczy PiS.
Jacek Sasin swoje biuro poselskie ot­wiera w Wołominie przy ulicy Ogrodowej, tuż obok ratusza, rzut beretem od piętro­wego budynku, w którym urzęduje SKOK Wołomin.

BUKIET OD SKOK WOŁOMIN
A szefowie SKOK Wołomin - dziś trzeba nazywać ich Mariusz G., Janusz P. i Joanna P. - w symbiozie z PiS wyrasta­ją na lokalnych dobroczyńców. W 2010 r. Mariusz G. dostaje tytuł Anioła Stróża Ziemi Wołomińskiej. W odsłonięciu pa­miątkowej figurki anioła na rondzie So­lidarności pomagają mu Jacek Sasin i starosta Piotr Uściński.
Naliczyliśmy kilka udokumentowa­nych zdjęciami bankietów, na których widać Sasina i Uścińskiego w towarzy­stwie Mariusza G. Na kolejnych roczni­cach SKOK Wołomin Sasin witany jest kwiatami. Gdy w Wołominie otwiera się basen, na filmie zamieszczonym przez lokalny portal widać, jak poseł Sasin cie­pło rozmawia z Mariuszem G. Na innym filmie Piotr Uściński, prawa ręka Sasina, poufale wprowadza prezesa SKOK do wołomińskiego kościoła.
Dziś Mariusz G. jest jednym z głów­nych podejrzanych o udział w gangu, który w ciągu kilku lat wyłudził ze SKOK Wołomin niemal 800 min zł.
Afera wybucha, gdy w lutym 2015 r. warszawski sąd ogłasza upadłość SKOK Wołomin. Okazuje się, że kilka proku­ratur prowadzi śledztwa dotyczące „do­prowadzenia SKOK w Wołominie do niekorzystnego rozporządzenia mie­niem wielkiej wartości”. Że wołomiński SKOK pod bokiem współpracowników Macierewicza zorganizował były ofi­cer WSI. Że to jedna z najpoważniej­szych afer finansowych po 1989 r. I nie tylko finansowych: podejrzany o kiero­wanie grupą przestępczą Piotr P. z rady nadzorczej SKOK jest oskarżony o zle­cenie pobicia wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka.

Z BANKIETU SKOK DO KOMISJI
Z dnia na dzień uczestnicy bankie­tów odcinają się od ludzi ze SKOK. Sa­sin twierdzi, że Mariusza G. znał słabo. Właściwie wcale. „Pan G. był gościem na wszystkich publicznych wydarzeniach” - tłumaczy.
Rok po upadku SKOK znika druga in­stytucja finansowa z Wołomina. KNF ogłasza upadłość SK Banku. Okazuje się, że połowa wszystkich kredytów, ok. 1,4 mld zł, wypłynęła do grupy ok. 50 firm nieformalnie powiązanych z firmą Dolcan. Na imprezach SK Banku bywał Sasin.
Poseł Sasin jest dziś szefem sejmo­wej komisji finansów publicznych. Po­maga mu wierny druh z Wołomina, Piotr Uściński. To konflikt interesów: obaj, Uściński i Sasin, brylowali na imprezach SKOK Wołomin. Znali towarzysko podej­rzanych Janusza P. i Mariusza G. Dziś ko­misja zajmuje się m.in. sprawą upadłości SKOK Wołomin i SK Banku.
26 stycznia, posiedzenie komisji. Mar­cin Karliński, przedstawiciel poszkodo­wanych przez SKOK (syndyk wezwał już kilka tysięcy członków SKOK do pokrycia strat Kasy), skarży się komisji: - Prezy­dent Komorowski obściskiwał się z G. i P. Pamiętacie państwo te zdjęcia? Czy moż­na sobie wyobrazić, że taka afera nie miała błogosławieństwa najwyższych urzędni­ków w tamtym czasie? Musiała mieć.
Na koniec obrad posłowie domagają się komisji śledczej, która zbada SKOK Wołomin. Sasin: - W tej chwili, przypo­minam, pracuje jedna komisja śledcza, dotycząca tak zwanej afery Amber Gold. Myślę, że po zakończeniu prac tamtej komisji przyjdzie czas ewentualnie na powołanie kolejnej komisji śledczej.
Jeden z wołomińskich samorządow­ców: - Sasin publicznie pojawiał się nie­raz z G. i burmistrzem Madziarem. I co, teraz jest szefem komisji, która ma się zajmować przekrętami G.? To jakiś żart.

POSEŁ POŻYCZA NA SCHODY
- Jacek ma pecha - uważa jeden z jego dawnych współpracowników.
- I giętki kręgosłup. Służy wiernie, gdy trzeba coś powiedzieć, zawsze powie.
Kto dałby twarz nieuchronnej porażce? Tylko on. Przy układaniu list wyborczych zaczyna od jedynki, ale jedynkę dostaje w końcu Błaszczak, a Jacek zadowala się piątym miejscem.
Poseł PiS znający Sasina: - Był przymie­rzany do wiceministra spraw wewnętrz­nych. W ostatniej chwili wstrzymano tę nominację. Okazało się, że w prokuratu­rze toczy się jakaś jego sprawa.
Doniesienie o możliwości popełnie­nia przestępstwa przez Sasina złożyło CB A jeszcze pod rządami Pawła Wojtunika. Z podsłuchów CBA miało wynikać, że przyjął pieniądze na kupno schodów do domu oraz na remont. I że pieniądze ze SKOK Wołomin zasilały wołomiński PiS.
Latem 2016 r. prokuratura umarza tę sprawę. Sasin tłumaczy: nie wziął łapów­ki, tylko pożyczył od znajomych (nie ujawnił tego w oświadczeniu majątkowym, bo posłowie muszą wpisywać tam umowy od 10 tys. zł). Nazwisk znajomych nie ujaw­nia. Tymczasem CBA - już pod rządami Mariusza Kamińskiego - wciąż kontrolu­je jego oświadczenia. Pod koniec stycznia kolejny news: RMF podaje, że prokura­tura znów prowadzi śledztwo w sprawie oświadczeń majątkowych posła.
Chciałem się spotkać z posłem Sasi­nem. Udało mi się jedynie zadać pytania o konflikt interesów, o spotkania z podej­rzanymi w aferze SKOK Wołomin i SK Banku. O nazwiska ludzi, od których po­życzał pieniądze na schody. Poseł obie­cał odpowiedzieć, potem się rozmyślił. Odpisał: „(...) Doskonale (...) Pan wie, że sprawy, o które Pan pyta, są zwykłą pró­bą manipulacji, a pytania zdradzaj ą z góry założoną tezę. Nie ma więc powodu, aby się do nich odnosić (...)”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz