sobota, 4 lutego 2017

Prawo Ziobry



Prokuratura ściga biegłych, którzy wydali ekspertyzy w procesie o śmierć ojca ministra Ziobry, i robi wiele, aby zmienić kierunek dotychczasowych ustaleń. A on sam zmienia prawo tak, aby sobie i swojej rodzinie w tym procesie pomóc

Nie doszło do spodziewanego za­mknięcia przewodu sądowego i wydania wyroku w procesie czworga krakowskich lekarzy oskarżonych o nieumyślne spowodowanie śmierci Jerzego Ziobry Zbigniew Ziobro, jego matka i brat od po­nad 10 lat próbują udowodnić winę lekarzy Krakowski sąd musiał przerwać rozprawę (odbyła się 18-19 stycznia) z powodu złego samopoczucia Krystyny Kórnickiej-Ziobro, do której wezwano karetkę. Oskarżyciele posiłkowi, czyli Ziobrowie, i prokurator (od­delegowany z Małopolskiego Wydziału Za­miejscowego Prokuratury Krajowej), który włączył się do procesu po ich stronie, kilku­krotnie podczas dwudniowej rozprawy pró­bowali zawiesić ten proces, ale sąd oddalał ich wnioski. Najpierw sędzia Agnieszka Pi­larczyk nie zgodziła się na powołanie nowe­go zespołu zagranicznych biegłych, który miałby wydać opinię w sprawie przebiegu leczenia Jerzego Ziobry, czego domagała się rodzina skarżąca lekarzy. Z opiniami pol­skich biegłych powołanych w tej sprawie, korzystnymi dla oskarżonych lekarzy, ro­dzina kategorycznie się nie zgadza.

   Biegli nie biegną
   Sędzia nie zgodziła się też na dopusz­czenie wniosku dowodowego prokuratora o dodatkowe przesłuchanie polskich bie­głych, którzy wypowiedzieli się w sprawie, a wobec których prokurator prowadzi śledztwo. W tym na przesłuchanie koor­dynatora zespołu biegłych Czesława Ch., który usłyszał zarzut zawyżenia kosztów ekspertyzy w tej sprawie. „Prokuratura prowadzi postępowania przeciwko bie­głym i składa wniosek o przesłuchanie ich w tym procesie jako świadków. To rodzi wątpliwość, czy nie będzie na nich wy­wierała wpływu” - mówił na rozprawie mec. Krzysztof Bachmiński, jeden z obroń­ców. Czy fakt, że szef zespołu biegłych ma zarzut oszustwa w wycenie kosztów opinii, może być podstawą do obalenia tejże opi­nii przed sądem? Według prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, niezaangażowanego w pro­ces, zarzut taki nie przekłada się na wiary­godność samej ekspertyzy. Sędzia Pilarczyk uznaje tę opinię za rzetelną i pełną.
   W części prokuratorskich akt udostęp­nionych POLITYCE kilkaset stron zajmuje batalia, jaką prokuratorzy stoczyli z biegły­mi o wydanie opinii w sprawie śmierci Je­rzego Ziobry. Faktem jest, że biegli medycy nie palili się do tego zadania. Prokurator z Ostrowca Świętokrzyskiego po raz pierw­szy w 2008 r., dwa lata po śmierci Ziobry seniora, umorzył śledztwo, podpierając się opinią biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi (za 50 tys. zł). Krakowski sąd, uznając zażalenie Ziobrów na to umorzenie, polecił prokuraturze zlecenie opinii innym biegłym. Prokurator szukał najlep­szych profesorów siedmiu specjalności: medycyny sądowej, patomorfologii, kar­diologii, kardiochirurgii, chorób wewnętrz­nych, intensywnej terapii i farmakologii. Najwięcej utytułowanych lekarzy znalazł na Śląskim Uniwersytecie Medycznym.
Ale Kierownik Zakładu Medycyny Sądowej Czesław Ch. zwrócił akta prokuratorowi i w imieniu zespołu odmówił odpowiedzi na „277 szczegółowych pytań i zagadnień”, z czego 250 zadała rodzina Ziobrów. Tłu­maczył się nadmiarem pracy i tym, że spra­wa ta jest mocno skomplikowana, co może sparaliżować pracę całego Zakładu.
   Prokurator nie odpuścił, wiedząc, że pierwsza, łódzka opinia, była kwestio­nowana przez rodzinę. Sąd uznał tak­że, że była niepełna. Prokurator nie dał więc za wygraną i poprosił rektora ŚUM, by wpłynął na swoich pracowników. Rek­tor też odmówił i dorzucił kolejny powód trudności skompletowania obiektywnego zespołu opiniujących: „z uwagi na kontak­ty zawodowe jak i naukowo-badawcze” z oskarżanymi przez Ziobrów lekarzami. Sprawa trafia na szczebel rządowy: idą pi­sma do prokuratora generalnego z prośbą o pomoc i do ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, aby wpłynęła na uczelnię. Jej zastępca odpowiada prokuratorowi, że uczelnie są autonomiczne, i kropka. W kolejnych pismach, do których dotarli­śmy, prokurator stawia sprawę na ostrzu noża i przywołuje Kodeks postępowania karnego. Straszy lekarzy karami do 10 tys. zł za odmowę wydania opinii. Atmosfera wo­kół sprawy robi się nieprzyjemna i lekarze, choć niechętnie, przyjmują wyzwanie.
   Po roku starań, w lipcu 2010 r., zespół był kompletny: 12 lekarzy ze ŚUM i trzech ze szpitala MSWiA z Warszawy, z Białego­stoku i z Lublina. Dostali z prokuratury 13 tomów akt. Powstała opinia za 291 tys. zł, którą prokurator prowadzący śledztwo na­zwie „bezprecedensową”, bo ostatecznie odpowiada na wszystkie 277 pytań.
   Na początku 2012 r. krakowski sąd, bez rozpoczynania procesu, znów umorzył sprawę. Wystarczyła mu opinia biegłych o tym, że czwórka lekarzy nie naraziła Je­rzego Ziobry na niebezpieczeństwo utraty życia. Ziobrowie złożyli zażalenie. Sąd wyż­szej instancji uznał ich racje w niewielkiej części. Nakazał wznowienie procesu, ale na ławie oskarżonych miał zostać tylko jeden z lekarzy. Zarzuty wobec niego z kil­kunastu okroił do jednego (rzekomo miał odstawić pacjentowi lek przeciwzakrzepowy). To nie satysfakcjonowało Ziobrów, bo chcieli procesu dla czwórki lekarzy, więc poprosili prokuratora generalnego o wnie­sienie kasacji do Sądu Najwyższego. SN uznał, że krakowski sąd nie zbadał wnikli­wie zarzutów rodziny i, umarzając sprawę bez procesu, poszedł na skróty. I sprawa wróciła do krakowskiego sądu.
   W październiku 2014 r. sędzia Agniesz­ka Pilarczyk zamówiła uzupełniające eks­pertyzy u śląskich biegłych, tych samych, którzy wydali poprzednią opinię. Dołą­cza do nich 766 pytań od rodziny Zio­brów. Koordynator zespołu opiniującego Czesław Ch. poinformował, że to może kosztować nawet milion złotych, a wydanie opinii zajmie dwa lata. Pilarczyk nie zgo­dziła się na takie koszty i wycofała pytania rodziny. Uzasadniała decyzję tym, że odpo­wiedzi na te pytania nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Cena opinii spadła do 372 tys. zł. Zbigniew Ziobro dziwił się je- sienią w Sejmie, że biegli za „23 strony opra­cowania zażądali 400 tys.”, co daje-jak wy­liczał- „mniej więcej 16 tys. w przeliczeniu na jedną stronę”. W środowisku biegłych krążą pogłoski, że śląscy lekarze i za drugim razem chcieli odciąć się od sprawy. Może mieli nadzieję, że 372 tys. zł (nie 400 tys., jak twierdzi Ziobro) za kolejną opinię odwie­dzie sąd od zamówienia. To nie liczbą stron mierzy się wartość takiej opinii.
   Czy to rzeczywiście najdroższa - jak twierdzi Ziobro - opinia w historii polskie­go wymiaru sprawiedliwości? Z danych re­sortu sprawiedliwości wiemy że w zeszłym roku najdroższa kosztowała 127 tys. zł, ale nie wiadomo, ilu biegłych ją pisało. W tej uzupełniającej w sprawie Ziobry na jed­nego opiniującego przypada średnio po 24 tys. zł. Można też zapytać, czy musiało tę uzupełniającą opinię pisać aż 15 biegłych? Tak, musiało, bo to opinia uzupełniająca, więc sędzia nie miała wyjścia i musiała poprosić ten sam skład biegłych, do któ­rych o podstawową opinię zwróciła się prokuratura w Ostrowcu Świętokrzyskim, w postępowaniu przygotowawczym. Poza tym, jak mówi jeden z sędziów, gdyby sąd skorzystał z mniejszej liczby biegłych, to od razu pojawiłyby się zarzuty, że okroił skład opiniujący. To mógłby być kolejny argument dla Ziobrów na jej podważenie. Rodzina dziś kwestionuje i tę ostateczną, uzupełniającą opinię.

   Śledztwa pod sprawę
   Tymczasem w Małopolskim Wydzia­le Zamiejscowym Prokuratury Krajowej (MWZPK), którą nadzoruje Ziobro, trwa śledztwo w sprawie zawyżenia kosztów tej uzupełniającej opinii. Zarzuty w tej sprawie usłyszał na początku grudnia koordynator zespołu opiniującego Czesław Ch. 27 stycz­nia sąd przychylił się do wniosku prokura­tora, aby sędzia Pilarczyk raz jeszcze prze­analizowała koszty tej opinii. We wrześniu prokuratura weszła do mieszkań i gabine­tów wszystkich biegłych, którzy opiniowali w tej sprawie. Zarzut usłyszał też biegły kar­diolog z Lublina, a dotyczy on posiadania amunicji i broni bez zezwolenia. Dotarli­śmy do pisma, które w lipcu zeszłego roku Prokuratura Krajowa wysłała do wszystkich sądów. Pyta, czy i jakie opinie wydawało tych 15 biegłych w czasie od października 2014 r. aż do połowy zeszłego roku. „Wska­zana [w opinii dot. śmierci Jerzego Ziobry] przez biegłych liczba godzin zdaje się wy­kluczać możliwość opracowywania w tym samym czasie innych opinii. Zachodzi potrzeba poczynienia ustaleń w zakresie aktywności zawodowej określonych bie­głych” - czytamy w piśmie.
   I jest jeszcze jedno śledztwo, którego nie można oderwać od kontekstu sprawy śmierci Jerzego Ziobry, a które prowadzi również Małopolski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej. Chodzi o to, że Szpi­tal Uniwersytecki w Krakowie (tam leczony był Jerzy Ziobro) dostał od amerykańskie­go producenta stenty (urządzenia rozsze­rzające tętnice) warte prawie 600 tys. zł. Umowę o darowiźnie zawarł jeden z leka­rzy oskarżonych w sprawie Ziobry. Śledczy podejrzewają, że sprzęt nie był wykorzysty­wany do leczenia pacjentów tej placówki, ale do przeprowadzania tam nielegalnych odpłatnych zabiegów. Część z tych stenów miała też trafić odpłatnie do prywatnych klinik, a pieniądze miał pobierać właśnie jeden z oskarżonych. Dotarliśmy do umo­wy przekazania tych stentów, zawartej między Amerykanami a kliniką, z której wynika, że mogły być używane również w leczeniu pacjentów spoza Szpitala Uni­wersyteckiego w Krakowie (SU). Jednak jak zapewnia lekarz, stenty były zastoso­wane bezpłatnie i wyłącznie w krakow­skim szpitalu.
   Podobno śledczy są tak zdeterminowani, aby udowodnić przyjęcie korzyści majątko­wej lekarzowi, że przeprowadzono nawet sekcję zwłok. Prokuratorzy chcieli wykazać, jaki stent miał wszczepiony nieżyjący już pacjent. Co ciekawe, śledztwo w tej spra­wie prowadzi prokurator Łukasz Żuradzki awansowany z najniższego szczebla pro­kuratury rejonowej w Suchej Beskidzkiej do najwyższego w MWZPK. Przypominają się tu słowa Ziobry, który miał kiedyś po­wiedzieć: „Musimy przyjmować na stano­wiska (prokuratorskie - red.) ludzi młodych i to do pierwszego szeregu, ponieważ tacy ludzie będą nam całkowicie oddani”.
   I wreszcie, w kontekście sprawy śmier­ci Jerzego Ziobry, prokuratorzy z MWZPK postawili zarzuty jeszcze trojgu lekarzom, w tym dwóm związanym z kliniką, w któ­rej zmarł ojciec ministra. Dwóch z nich w dzień jego śmierci miało zamienić się dy­żurami, ale nie poinformowali o tym swo­ich przełożonych. Lekarz, który faktycznie pełnił dyżur, nie podpisał się w książce ra­portów lekarskich, a podpisała się za niego lekarka, za którą ten dyżur przejął. Usłyszał zarzut doprowadzania Szpitala Uniwersy­teckiego do niekorzystnego rozporządza­nia mieniem w kwocie 258,30 zł brutto, które zostało wypłacone lekarce, która tego dyżuru faktycznie nie pełniła. Dotarliśmy do zażalenia pełnomocnika lekarza w tej sprawie (sąd rozpozna je 20 lutego).
Okazuje się, że akurat w tym czasie nie obowiązywały przepisy dotyczące prowa­dzenia tej dokumentacji medycznej (w któ­rej widnieje jej podpis), bo uchylił je TK.
   Trzecia jest lekarka z Krynicy, która wpi­sała w dokumentacji dla NFZ wizytę Jerze­go Ziobry, a w rzeczywistości miało jej nie być. Lekarka była przyjaciółką rodziny Zio­brów, to z nią udali się na wycieczkę na Ja­worzynę, podczas której Jerzy Ziobro źle się poczuł, a kilka dni później trafił do szpitala, w którym zmarł.

   Cui bono?
   W listopadzie 2015 r. ministrem spra­wiedliwości został Zbigniew Ziobro, a kilka miesięcy później dodatkowo prokuratorem generalnym. W Sejmie mówił, odnosząc się do sprawy śmierci swego ojca, że prawo jest równe wobec wszystkich. Ale dziś nikt, poza nim, nie może zmieniać tego prawa tak, by wpływać na bieg jego prywatnej sprawy. A Ziobro korzysta z tej możliwości pełnymi garściami.
   Dzień po tym, jak prokuratorzy z Ma­łopolskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej z Departamentu ds. Przedsiębiorczości Zorganizowanej we­szli o szóstej nad ranem do lekarzy, którzy wydali ekspertyzy w sprawie śmierci Jerze­go Ziobry, Zbigniew Ziobro stanął na mów­nicy sejmowej. Przekonywał, że wydali oni najdroższą opinię w historii polskiego wy­miaru sprawiedliwości - uwaga - „w prostej sprawie leczenia 9-dniowego jednego pa­cjenta w szpitalu”. Dlaczego prokuratorzy z najwyższego szczebla (Prokuratury Kra­jowej) przystąpili do tej prostej - jak mówi Ziobro - sprawy sądowej po jego stronie, jego matki i brata? W ustawie ze stycznia 2016 r. Prawo o prokuraturze czytamy, że te zamiejscowe wydziału Prokuratury Krajowej zajmują się sprawami „przestęp­czości zorganizowanej, najpoważniejszej przestępczości korupcyjnej oraz przestęp­czości o charakterze terrorystycznym”.
   Ziobro powiedział też w Sejmie, że wyłą­czył się z tej sprawy, ale fakty są inne. W tej sądowej przeciwko czterem lekarzom, któ­rzy leczyli jego ojca, występuje w podwój­nej roli: jako pokrzywdzony i oskarżyciel subsydiarny, a także jako zwierzchnik pro­kuratorów, którzy do sprawy przystąpili. A przystąpili do niej na nowych warunkach, które stworzyła im zmiana w Kodeksie po­stępowania karnego (zmiana z inicjatywy ministra sprawiedliwości) z marca 2016 r. Do tej pory do sprawy wniesionej do sądu przez pokrzywdzonego w każdej chwili mógł przystąpić prokurator. Zmiana pole­ga na tym, że teraz kiedy prokurator przy­stępuje do takiej sprawy, to staje się głów­nym oskarżycielem. To ważne dla Ziobrów, bo oznacza, że jeśli ostatecznie przegraliby sądową batalię z lekarzami, to Skarb Pań­stwa (w związku z przegraną prokuratora) ponosi wszystkie koszty, w tym płaci wyso­kie rachunki za opinie biegłych sądowych. Pojawiła się jednak wątpliwość, że proku­rator przystąpił do sprawy sądowej dopiero w kwietniu, a kosztowne opinie biegłych były zamówione wcześniej. Istniało więc jakieś ryzyko, że Ziobrowie będą musieli płacić za te opinie.
   PiS przegłosował w czerwcu 2016 r. ko­lejne zmiany w Kodeksie postępowania karnego, a dzięki poprawce wrzuconej na posiedzeniu podkomisji sąd nie może już zasądzić od oskarżyciela posiłkowego w żadnym przypadku kosztów wyższych niż 300 zł. Uzasadniając tę poprawkę, po­słanka PiS mówiła, że chodzi o koszty, które „mogą powstać w związku z konieczno­ścią zasięgnięcia drogich opinii biegłych”. Szefem komisji, w której rozgrywała się ta sprawa, jest zaprzyjaźniony z Ziobrą poseł Arkadiusz Mularczyk. Minister Zio­bro musiał o tej zmianie wiedzieć. I dlatego znów można powiedzieć, że rozminął się z rzeczywistością, kiedy na posiedzeniu Sejmu we wrześniu mówił, że „koszty pracy biegłych zostałyby przeniesione w sposób bezpośredni na działania osób pokrzyw­dzonych, czyli właśnie w tym przypadku mojej mamy i mojego brata, występują­cych w akcie jako oskarżający w ramach prywatnego aktu oskarżenia” (nie dodał, że i on występuje tu jako prywatny oskar­życiel). Nie zostałyby, bo w ciągu kilku miesięcy tak zmienił prawo, że już we wrze­śniu miał pewność, że żadnych pieniędzy za opinie płacić nie będą.
   Jeszcze w kwietniu 2016 r. minister spra­wiedliwości podniósł w Kodeksie karnym górną granicę kary za przedstawienie fał­szywej opinii biegłych, która jest dowodem w sprawie, z 3 do 10 lat pozbawienia wol­ności. Jeden z sędziów mówi, że wygląda to na próbę „zmobilizowania” biegłych do określonych („słusznych”) opinii. Te w sprawie śmierci Jerzego Ziobry rodzina uznaje za wybitnie nierzetelne. Minister wpisał też do kodeksu nowe przestępstwo „nieumyślnie fałszywej opinii biegłego” - choć trudno sobie wyobrazić, aby biegły mógł nieumyślnie taką fałszywą opinię napisać. Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności. Może się zdarzyć tak, że to ta pro­kuratura, która przyłączyła się do procesu po stronie Ziobrów, będzie zamawiać nowe opinie biegłych dotyczące śmierci ojca Zio­bry. Trudno im będzie pisać kolejne opinie ze świadomością, że grożą im wysokie kary za napisanie takich, które nie spodobają się prokuratorom, czyli podwładnym Ziobry.
   Ziobrowie próbują udowodnić przed sądem, że opinie biegłych, korzystne dla kardiologów, którzy leczyli Ziobrę, są nic niewarte. Krystyna Kornicka-Ziobro pisała w zażaleniu, że powinien on powołać zagranicznych biegłych - takich, którzy z „niewątpliwie większym obiekty­wizmem” sporządzą opinie. Co ciekawe, we wrześniu 2016 r. minister sprawiedliwo­ści podpisał rozporządzenie w sprawie no­wych stawek wynagrodzenia dla biegłych zagranicznych. To przygotowanie możli­wości zlecenia opinii biegłym z zagranicy. Chodzi o to, że biegli zagraniczni nie chcą wydawać opinii, bo w Polsce nie mogą zarobić tyle, ile w swoich krajach. Rozpo­rządzenie daje im możliwość zarobienia dwukrotności tego, co dostają polscy biegli, a jeśli pracują w zespołach, to aż cztero­krotność polskiego wynagrodzenia.

   Sędzia odmawia zeznań
   I wreszcie ostatnia zmiana napisana przez ministra sprawiedliwości, a prze­głosowana przez Sejm 30 listopada 2016 r. (obowiązuje od 23 grudnia), daje Ziobrze możliwość wpływania na bieg sądowej ba­talii w sprawie śmierci jego ojca. A chodzi o istotne wahnięcie w procedurze karnej. Jeśli prokurator będzie widział, że sprawa idzie ku uniewinnieniu lekarzy, to może teraz zażądać od sądu wycofania sprawy. Wystarczy, że powoła się na nowe okolicz­ności, które się pojawiły, na przykład na za­wyżone koszty tych opinii czy podważanie ich wiarygodności. Sąd nie może już, jak wcześniej, nie zgodzić się na wycofanie sprawy. To daje prokuraturze możliwość blokowania wydania wyroku przez kra­kowski sąd. Kolejna rozprawa już 6 lutego.
   Jeśli Zbigniew Ziobro przeprowadzi zapowiadaną na ten rok reformę sądow­nictwa, to zdobędzie kolejne narzędzia, które pozwolą mu odebrać sprawę sędzi Agnieszce Pilarczyk. Zresztą już dwukrot­nie rodzina Ziobrów próbowała ją z tego procesu wyłączyć. Jak się dowiadujemy, pod koniec grudnia została wezwana do MWZPK. Prokurator chciał ją przesłu­chać na okoliczność śledztwa w sprawie zawyżonych kosztów opinii biegłych. To ewenement, aby przesłuchiwać sę­dziego w śledztwie, które ma związek ze sprawą sądową, którą prowadzi. Sędzia Pilarczyk odmówiła składania zeznań. Je­śliby j e złożyła i wyraziła w nich swoją opi­nię o sprawie, to mogłoby być podstawą do wyłączenia jej z procesu.
Nie ma bezpośrednich dowodów na to, że Ziobro wydał podwładnym prokurato­rom polecenie, by przyłączyli się do spra­wy sądowej, w której on sam jest stroną, ani że nakazał im śledztwa w sprawie bie­głych. Choć klasyczna śledcza zasada każe zapytać cui bono? A nawet jeśli wydawał służbowe polecenia, działając we własnej sprawie, to napisane przez niego i obo­wiązujące przepisy dają mu pełne prawo do tego typu działań. Ale czy moralne też?
Anna Dąbrowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz