Mam wrażenie,
że żyję w kraju, w którym nikt nie robi aborcji, tylko
Czubaszek – mówi Maria Czubaszek, satyryczka.
Rozmawiała Magdalena Rigamonti
Dla kasy zrobiła pani tę
reklamę?
No, oczywiście, że głównie dla
pieniędzy. Tak jak błoga. Jak było zamówienie, to zaczęłam go pisać.
Głównie o polityce.
Przecież nie o sobie. Polityką
zaczęłam się interesować w okresie transformacji. Sama nie pamiętam, co o tej
polityce pisałam, o Marcinkiewiczu, o Beger, o Hofmanie.
Tego ostatniego pani nie
lubiła.
On już ma zastępcę. Coś w tym
jest, że on ma ksywkę Breivik. Słuchałam jego wczoraj i mówię
do Karolaka: „Jeszcze zatęsknimy za Hofmanem!”. 50 lat temu wymyśliłam hasło:
mężczyzna nie musi być brzydki. Osiem lat tego błoga pisałam. Płacili, to
pisałam. Przecież ja stale tracę płynność finansową. Nie mam oszczędności, mój
mąż, Karolak, ma twórczą emeryturę 619 zł, ja mam 1100 zł.
Często to pani powtarza.
Powtarzam, bo mieszkam w domu, w
którym płacę co miesiąc 3800 zł za mieszkanie. I nie zmienię go. Z tymi męża
instrumentami mamy iść pod most?
Nie, zmienić mieszkanie na
tańsze.
Kiedyś tak zwani artyści mieli
szansę dostać mieszkanie od ministra kultury. Proponowano wille w różnych
rejonach Warszawy, ale w stanie ruiny. Do tego trzeba było zapewnić inne
mieszkanie osobie tam mieszkającej i wyremontować willę. Wielu znajomych na to
poszło. Ale nie my. Wiedziałam, że my się nie nadajemy do żadnych remontów, i
poprosiłam o normalne mieszkanie.
Zaproponowali Ursynów. Pojechałam, a tam dziura w
ziemi. Ucieszyłam się, że ten Ursynów nie wypali. Po pół roku telefon, że na
Górnym Mokotowie będzie, tylko na razie jeden z wicepremierów tam mieszka, ale
się wyprowadzi. Rok się wyprowadzał. Ale w końcu tam zamieszkaliśmy. Czynsz
był normalny, ale minął jakiś czas i się
okazało, że budynek z tym mieszkaniem wykupiła firma zapewniająca mieszkania
obcokrajowcom. Do zeszłego roku była tam ambasada Organizacji Wyzwolenia
Palestyny. Tam jest ochrona, recepcja, wszystko kosztuje.
Jak pikieta Stop aborcji się pojawi,
to będzie pani bezpieczna.
Żarty żartami. Nie mogą nas
wyrzucić, a gdyby to można wykupić, to byśmy nie wykupili, bo po co, jak my
bachorów nie mamy.
No dobrze, a tę reklamę
świąteczną Empiku to pani zaproponowano czy sama się pani zgłosiła?
Żyję 75 lat, pracuję od 20. roku
życia i nigdy do nikogo się nie zgłaszałam.
Nie uważam, że mam takie świetne pomysły, by z nimi od razu lecieć, gdzieś się
upychać. Zawsze to do mnie dzwonią i na ogół
się godzę, nie targuję się. Kiedy mnie pytają, a ile za coś konkretnego bym
chciała, to nie mówię: „Co łaska”, ale pytam: „Ile państwo proponujecie?”.
Jestem wychowana w czasach, kiedy nikt nie negocjował.
Nergal i Pazura pewnie dostali
więcej.
A skąd ja mam wiedzieć? Do głowy
by mi nie przyszło pytać. Większość ludzi myśli, że ja zarabiam nie wiadomo
jakie pieniądze. Ponieważ tabloidy piszą, że np. Edyta Górniak za dziesięć
odcinków programu telewizyjnego dostaje, dajmy na to, 200 tys. zł, to ludzie
myślą, że skoro ja się szwendam po tych telewizjach, to za każde wejście
dostaję 10 tys.
A ponieważ każdego tygodnia jestem
co najmniej dwa razy w różnych telewizjach, to zdarza się, że baba na ulicy do
mnie podejdzie i powie: „Pani już nie wie, co z tymi pieniędzmi robić”. A mnie
za udział w telewizji śniadaniowej płacą 180 zł. Kiedyś było 200.
Myślałam, że pani ma
gwiazdorskie stawki.
Nie chcę o tym w ogóle mówić, bo
bardzo długo nic nie dostawałam. Większość gości i tak nic nie dostaje. Alicja
[Resich-Modlińska] się zlitowała i płaci.
Pani płaci, Agnieszce
Perepeczko płaci.
Nie wiem o tym. Przecież tam nikt
nie rozmawia o pieniądzach. Niektóre osoby dostają, i tyle. Sama płacę za
taksówki, a przecież pewnie bym mogła powiedzieć: „Nie mam samochodu, proszę
mi przysłać taksówkę”.
To może ja panią dzisiaj
odwiozę?
Nie, nie. Mam już zamówioną
taksówkę na 12.15. Kiedyś usłyszałam, że mam wziąć fakturkę na taksówkę,
wzięłam, stoi kierowniczka produkcji, ja z tą fakturką, a ona nic nie mówi,
nawet na mnie nie patrzy. I co, mam się napraszać, biegać za nią z tą fakturką
na 20 zł? Nie mam takiej natury. Jestem innym pokoleniem.
Przedwojennym. Trzy tygodnie
przed wojną się pani urodziła.
Większość swojego życia żyłam w
PRL.
No właśnie, to było
kombinowanie, załatwianie.
Ale ja nie kombinowałam. Taka dupa
jestem. I Karolak tak samo jest dupa. Nie winię ani jednego ustroju, ani
drugiego. Mam agentkę od spotkań autorskich. Artur Andrus mi ją zorganizował. Pożyczałam od niego pieniądze, jak
traciłam płynność. I on kiedyś namówił mnie, żebym pojechała z nim pod
Warszawę, do biblioteki na spotkanie autorskie. Mówił: „Pojedziesz na kilka
takich spotkań i będziesz miała pieniądze”. Nie, że od razu starczy mi na
mieszkanie, ale zawsze coś. Bałam się, bo przecież przed żywymi ludźmi
wcześniej raczej nie występowałam.
A potem poszło.
Poszło.
I nawet w dubbingu pani
wystąpiła. Zagrała pani babcię. To już było po tym, jak ogłosiła pani, że
dokonała dwóch aborcji.
Tak, dziennikarka mnie zapytała,
czy się nie bałam. Przecież tremy nie miałam. Nie wiedziałam, o co jej chodzi,
nie zrozumiałam jej.
Eee tam.
No przecież pani mówię, że nie
zrozumiałam.
Gra pani babcię w filmie dla
dzieci, a publicznie obnosi się patii z aborcją i w zasadzie nienawiścią do
dzieci.
Przecież ja grałam babcię, a nie
jestem babcią. Rozśmieszyło mnie to. Mnie takie rzeczy śmieszą. Pytała mnie
pani o Czarka Pazurę. Nie widziałam go od
trzech lat. Nie tak dawno zaproszono mnie do programu Polsatu News „Za i
przeciw”. Zapytałam, kto będzie oprócz mnie, i
usłyszałam, że Pazura. Kiedyś byłam tam z Basią Falandysz, ja byłam za
eutanazją, ona przeciw, i dobrze nam się rozmawiało. Z Pazurą miałam rozmawiać
tuż po beatyfikacji naszego papieża.
Naszego?
Mówię „naszego”, w sensie Polaka.
Do niego to zupełnie serca nie miałam. Nie jestem wierząca, ale jeszcze ten
Franciszek to jakiś wydaje się rozsądniejszy.
A tamten to chciał, żeby kobiety
tylko rodziły i rodziły. Strasznie był zacofany, no taki polski chłop. Ale wiedziałam, że jak Pazura usłyszy papież, to
po prostu orgazmu dostanie. Pomalowali mnie w tej telewizji, czekam i patrzę, a
to ten jego brat. Zatkało mnie. On od tego wypadku samochodowego jest bardziej
święty niż sam papież. Zatkało mnie, ale rozmawialiśmy. Było spokojnie. Jedyną
osobą, z którą na pewno się nie spotkam w jednym programie, jest...
Cejrowski?
Nie, Cejrowskiego to znam, głupka.
Jego tatusia jeszcze znałam. Z redaktorem Terlikowskim się nie spotkam nigdy.
Nie chce mi się z nim rozmawiać. Terlikowski o mnie powiedział, że jestem jak
matka Madzi, która zamordowała swoje dziecko. Ta matka Madzi waliła się w brzuch,
kiedy była w ciąży, ale nie mogła usunąć, bo pewnie wierząca i chodziła do
kościoła. Lepiej, jakby usunęła na początku, niż później mordowała. Mam takie
zdanie, a jednocześnie rozumiem, że ludzie mają inne do tego podejście. Kiedyś
było tak, że zaprosili mnie do telewizji. Dzień wcześniej coś mnie tknęło i
zadzwoniłam z pytaniem, kto jeszcze będzie. Usłyszałam, że Terlikowski, i
odmówiłam udziału. A Nergala poznałam dopiero, kiedy robiliśmy tę reklamę. Na
koncercie jego w życiu nie byłam. Może nawet bym poszła, ale nie wiem, kiedy
grają.
Gdyby Nergal nie darł Biblii,
nie atakował Kościoła, toby w reklamie nie wziął udziału.
Ale co, że zaatakował? Przecież w
tej reklamie on nie mówi o żadnym Kościele... Przecież to artysta. Jak aktorka
gra dziwkę, to znaczy, że jest prostytutką?
Jak aktorka gra dziwkę, to po
wyjściu z teatru nie mówi, że prostytucja jest wspaniała. Gdyby nie było Kościoła
katolickiego, nie byłoby minie - to Nergal.
Niech sobie mówi. Jest artystą i
jeśli nie lubi Kościoła, to ma prawo na ten temat się wypowiadać. Ja też nie lubię, tylko mnie o Kościół nikt
nie pyta. Co to przeszkadza, że Nergal reklamuje książki, a ja gry liczbowe?
Co ma jedno do drugiego? Nie widzę związku.
Boże Narodzenie -
chrześcijańskie święta, a reklama jest świąteczna.
A to, wie pani, nawet mi do głowy
nie przyszło, bo ja w ogóle świąt nie obchodzę. U nas nawet stołu nie ma, więc
nie ma przy czym usiąść. Piszę, siedząc po turecku. Kiedy ktoś jest głodny, to
w lodówce są parówki i coś tam jeszcze. Mamy usiąść razem w Wigilię i co?
Śpiewać kolędy? Niech pani nie żartuje, nigdy tego nie robiłam. Barszcz kupuję
w kartonie, rybę solę i czasem znajoma z radia robi dla Karolaka sałatkę
śledziową, której się brzydzę. I to są całe nasze święta. Nie jestem rodzinna.
Już jako dziecko nie znosiłam świąt. Chciałam się urodzić sierotką Marysią,
nikogo nie mieć. Nie cierpię rodziny i jest mi bliższy obcy człowiek, o 40 lat
młodszy Artur Andrus,
niż moja rodzona siostra, której nie lubię,
nie znosimy się i żadnych kontaktów nie utrzymujemy.
To po co rodzinne święta
reklamować?
Błagam. Już o tym nie mówmy.
Prosili, miałam nie mówić. Zapłacili, wzięłam pieniądze i czuję, że powinnam
być lojalna wobec pracodawcy. Chcą, żeby to przycichło, ich sprawa. Mnie nie
interesuje, z jakiego powodu. Nie ja tam poszłam, nie prosiłam. Nie wiem, czy
błąd zrobili, czy celowo. Mnie to, przepraszam, gówno obchodzi. Z drugiej
strony ludzi może zainteresuje, co ta Czubaszek powie w tej reklamie.
Widziałam w sieci taki plakat:
„Mówiłam zawsze: Boże, jakie to cudowne, że ja to zrobiłam. Maria Czubaszek o dwóch przeprowadzonych aborcjach. Empik
zaprasza rodziców na świąteczne zakupy”.
Niech sobie ludzie piszą, co chcą.
Mnie to nie interesuje. W dupie ich mam. Ja tam jakieś gry liczbowe
reklamowałam. Nawet nie wiem, bo ja tego nie widziałam. Była jakaś plansza.
Ale co to ma wspólnego z aborcją? Ja tam w ogóle nie zaglądam, nie sprawdzam,
co ludzie na ten temat piszą. Podobno nawet jakiś biskup coś powiedział. Nie
wiem. Byłam nie tak dawno w Toruniu z Arturem Andrusem, a tam pikieta stała:
Stop aborcji. Andrus
raczej aborcji nie zrobił, więc to w moją
stronę. Na transparentach nie ma napisane: „Czubaszek”. Ale denerwuje mnie,
że wciągam innych, moich kolegów, z którymi
występuję, w sprawy, które ich nie dotyczą. Zresztą ludzie też mogą nie
wiedzieć, że to Czubaszek kiedyś powiedziała coś na temat aborcji, tylko może
Umer albo Śleszyńska.
Niech pani nie żartuje. Wszyscy
wiedzą, że to Czubaszek.
Oj, nie wszyscy. Czasem na
spotkaniu ludzie podchodzą do mnie, pytają, o co to chodziło. Przecież nie
wybiegłam na ulicę, ja - wówczas 73-letnia kobieta - i nie zaczęłam krzyczeć:
„Proszę państwa, dokonałam aborcji”. Przypadkiem to wyszło przecież. Ponad dwa
lata temu spytał mnie dziennikarz, to powiedziałam, że usunęłam ciąże. 50 lat
temu to nie był problem. Może nie jak usunięcie migdałków, ale wiele kobiet to
robiło. Ale nawet teraz, gdybym miała 20 lat i bym zaszła w ciążę, to też bym
to zrobiła. Jeśliby nie było możliwości, to bym się zabiła, bo na pewno bym
dziecka nie miała. Jak ten wywiad wyemitowała telewizja, to się zrobił szum.
Jedna pani feministka opowiedziała, że dwa miesiące wcześniej ona i jej
koleżanki stały pod Sejmem z transparentami i pies z kulawą nogą o tym nie
napisał, a ja chlapnęłam raz, i proszę.
Czubaszek - ta od aborcji. Tak
pani teraz funkcjonuje.
Są kretyni, którzy może myślą, że
ja w tej reklamie mówię o aborcji. Ja reklamuję gry liczbowe, Czarek - kredki,
a Nergal - książki. Każdy z nas oddzielnie.
Powiedziała pani:
„Odpowiedzialna jestem tylko za siebie”.
I to prawda. Jestem za aborcją i
wiem, ile kobiet przeprowadza aborcję. Wystarczy kliknąć w internet i pokazują
się kliniki w Niemczech, tuż przy granicy, jedną nawet Polak prowadzi. Kobiety
jeżdżą i nie ma problemu. A ja mam wrażenie, że żyję w kraju, w którym nikt
nie robi aborcji, tylko Czubaszek. Czepnęli się mnie. I mnie to nie przeszkadza, ale widzę, że
to może dotykać ludzi, z którymi
pracuję, a którzy mogą mieć inne zdanie. Tak naprawdę to nie wiem, jakie mają
zdanie, bo nigdy ich o to nie pytałam. Przecież posłanka Senyszyn mówiła
publicznie, że dokonała aborcji, Nina Andrycz mówiła, ale czepnęli się tylko
mnie. Przez pierwsze trzy dni nie wiedziałam, o co chodzi, kiedy baby na ulicy
podchodziły i cichym głosem gratulowały.
Nikt nie splunął?
Na początku nie. Nie twierdzę, że
aborcja to jest coś dobrego.
Nie jest tak, że ostatnio
zmieniła pani zdanie?
Jak to? Przecież ja nie jestem
idiotką. Czy normalny człowiek może uważać, że
aborcja to jest coś dobrego? Dla mnie to jest mniejsze zło, a nie coś dobrego.
I uważam, że lepiej usunąć na
początku ciąży, niż potem wsadzić do szafy albo do beczki, albo do zamrażarki.
Dla tych z ruchów pro
life człowiek jest już, kiedy pani z panem coś
tam zrobi. Dla mnie człowiek jest po jakimś czasie. Na początku to jest
zygota. Wolałabym usunąć, niż urodzić. Bo jakbym urodziła, to wiem, że tego bym
nie pokochała, nie chciała. Jak powiedziałam o tej aborcji, to jeden z moich
kolegów mówił, że to promocja mojej książki. I mnie to wtedy...
Zabolało?
Nie, wkurwiło. Mnie to nic nie
boli. Niewrażliwa jestem. Zna mnie ten kolega, wie, że bachorów nie chciałam
mieć, i takie rzeczy opowiadał. Pamiętam, kiedyś Basia Wrzesińska, koleżanka,
wiedziała, jakie mam poglądy, przez trzy lata jej klarowałam, że nie chcę mieć
dzieci, ale przy wódeczce na Jazdowie ona mówi: „Ja ci nie wierzę, że ty nie
chcesz dzieci. Może nie możesz zajść albo Wojtek nie chce. Albo lesba jesteś”
Myślałam, że ją złapię za gardło i uduszę. Ja rozumiem, że są kobiety, które
kochają dzieci, a inni niech zrozumieją, że są takie, które nie kochają i nie
chcą. Oczywiście, w życiu bym nie skrzywdziła dziecka, tak jak bym też nie
skrzywdziła zwierzątka. Jest to coś słabsze. Dzieci się powinny rodzić, ale
powinny być kochane, a nie topione czy katowane. Znam takie kobiety, które
rodziły pod presją, bo albo mąż chciał, albo teściowie, bo to wnusia trzeba
mieć, i nigdy tych dzieci nie pokochały.
Jest okno życia, można od razu
po urodzeniu zrzec się praw rodzicielskich i oddać dziecko do adopcji.
Powiem pani szczerze, że ja się
brzydzę ciąży. Jak byłam w początkach ciąży, to
się siebie brzydziłam, coś tam zaczynało się robić w środku, coś jak nowotwór.
Jak widzę kobietę z brzuchem, która teraz jest podobno najbardziej sexy, to się odsuwam. Ja tego nie lubię. A jeszcze ten poród.
Miałam babcię położną, więc jak miałam kilkanaście lat, to widziałam po części,
jak to się odbywa.
To może wtedy coś w pani
głowie...
Od dziecka nie chciałam być
mamusią. Od dziecka nie lubiłam dzieci. Jak słyszę „cud narodzin”, to myślę
sobie, czy jak myszka mała tak się rodzi, to też jest cud. Wszystkie ssaki się
tak rodzą i ja w tym cudu nie widzę. Ten bebech, to rodzenie, pękanie, to takie
paskudne. Twierdzę nawet, że kobieta jak nie chce rodzić tędy, którędy sika,
to może mieć wybór.
Jest cesarskie cięcie.
Ale brzuch trzeba nosić. Bocian
powinien przynosić dzidziusia. Wtedy byłoby najlepiej. Kobieta nie musi się
tłumaczyć, dlaczego chce aborcji. Nie chce dziecka i koniec. To jest jej
sprawa.
Nawet lekarze, którzy dokonują
aborcji zgodnej z polskim prawem, mówią: „Człowiek jest od samego początku” i
są dalecy od aborcji na życzenie.
Różne są stanowiska. Mnie
odpowiada ta wersja, że od początku to nie jest człowiek. A aborcja jest na
pewno mniejszym złem niż potem zabicie dziecka. Tłumaczę swoje stanowisko i
jeszcze raz mówię, nie twierdzę, że aborcja to jest coś dobrego. Najlepiej by
było, żeby nie było niechcianych ciąż i rodziły się tylko zdrowe, kochane
dzieci.
To o czym by pani mówiła?
Staram się o tym rzadko mówić. Tak
mnie jakoś pani podpuściła. Poza tym jestem po tej pikiecie. Miejscowi z
Torunia się dowiedzieli, że przyjeżdżam. To chyba w związku z tą reklamą
nieszczęsną sobie natychmiast skojarzyli.
Jak mnie ktoś pyta, to mówię. Może
gdybym zaczynała dopiero pracować i znała tę histerię na temat aborcji i gdyby
mi zależało na robieniu jakiejś kariery, to bym się zastanowiła, czy sobie nie
zaszkodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz