Czy da się w jeden
dzień wystąpić w Sejmie, dojechać samochodem do Londynu, opłacić hotel i ruszyć
z powrotem do Polski, by rano być już w radiu? Adam Hofman twierdzi, że tak.
Ale czy można mu wierzyć?
MICHAŁ KRZYMOWSKI
Kondycja,
w jakiej przed kilkoma dniami zaprezentował się były rzecznik PiS Adam Hofman,
musi budzić uznanie. Media i politycy od miesiąca zarzucają mu oszustwa i sprzeniewierzanie
publicznych pieniędzy, a on jakby nigdy nic zjawia się w Sejmie, Spacerowym krokiem
przemierza korytarz i wyluzowany staje przed dziennikarzami. Wygląda, jakby
właśnie wrócił z wakacji: wypoczęty, opalony. W nowym garniturze i chyba
szczuplejszy.
Dawny poseł Platformy Obywatelskiej
i bohater afery hazardowej Zbigniew Chlebowski spociłby się jeszcze przed
wejściem na salę konferencyjną, a Hofmanowi nawet powieka nie drgnie. -
Spokojnie, każda redakcja zdąży rzucić kamieniem - żartuje do dziennikarzy.
Jeśli chodzi o formę - pełne
zawodowstwo. Z treścią już znacznie gorzej.
Poseł PiS: - Pytanie, czy dało się
powiedzieć coś mądrzejszego. Moim zdaniem nie. Fakty są nieubłagane, ale
Hofman zrobił, co mógł. To było jak wprawne rzeźbienie w pewnej bardzo
nieprzyjemnej materii.
Koszt
przelotu: 22 zł
Materia rzeczywiście jest trudna.
„Newsweek” dotarł do nowych dowodów, które podważają tłumaczenia posła
Hofmana. Chodzi o dwa zagraniczne wyjazdy na posiedzenia komisji kultury,
nauki, edukacji i mediów Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy z 2013 roku.
Pierwszy odbył się między 10 a
13 marca w Paryżu; drugi - dwa miesiące później, między 20 a 23 maja w Londynie. W obu
delegacjach uczestniczyli też posłowie Mariusz Kamiński i Adam Rogacki. Cała
trójka zadeklarowała w Sejmie, że dotrze na te posiedzenia samochodami,
dzięki czemu każdy z nich otrzymał wysokie zaliczki na pokrycie kosztów
podróży. Za Paryż - po 2570 zł na głowę i za Londyn - po 2825 zł.
W wypadku pierwszej delegacji wątpliwości
budzi to, czy poseł rzeczywiście pojechał do Paryża samochodem. Dotarliśmy do
dwóch pasażerów tanich linii lotniczych Wizz Air, którzy mieli wykupione
bilety na samolot z Paryża do Warszawy 13 marca, czyli w dniu teoretycznego powrotu
posłów samochodami. Ze względu na śnieżycę lot ostatecznie został odwołany, ale według relacji naszych rozmówców na ten samolot
czekali też Hofman, Kamiński i Rogacki.
Pierwszy pasażer opowiada: - Wizz
Air korzysta we Francji z portu lotniczego Beauvais, oddalonego
90 km od
Paryża. Pasażerowie zbierają się na dworcu w centrum miasta i jadą autobusem
na lotnisko. Hofman czekał tam ze wszystkimi
Polakami. Staliśmy w jednej kolejce. Był w sześcioosobowej grupie, zdaje się,
że widziałem tam też jego żonę.
Drugi pasażer: - Potwierdzam. Razem
z nim byli jeszcze Kamiński i Rogacki. Doskonale to pamiętam, staliśmy tam
o szóstej rano pod małą dworcową wiatą. Śnieżyca
była taka, że nie tylko wstrzymano ruch samolotów, ale też zamknięto drogę
dojazdową do lotniska. Tego samego dnia późnym wieczorem z Paryża do Warszawy
odlatywał jeszcze jeden samolot LOT z lotniska de Gaulle’a. Udało mi się zdobyć na niego bilet i wróciłem do Polski. Panów posłów tam nie było.
Pierwszy pasażer: - Wróciłem dzień
później Wizz Airem do Katowic. Też Hofmana z nami nie było. Być może został w
Paryżu jeszcze jeden dzień dłużej i czekał na najbliższe tanie połączenie do
Warszawy. Takie rozwiązanie proponował pasażerom
przewoźnik.
Czy te relacje są wiarygodne?
Bardzo. Obaj rozmówcy są od siebie
niezależni - wzajemnie się nie znają - a ich wersje są spójne. Jeden z
pasażerów podał nam też numer wstrzymanego lotu. Hofman, Kamiński i Rogacki nie
zaprzeczają zresztą tym relacjom - na pytania, jakie skierowaliśmy do całej
trójki w sprawie ich pobytu w Paryżu, nie odpowiedzieli.
A szkoda, bo wątpliwości są
poważne. Po pierwsze: jak to możliwe, że Hofman i spółka zadeklarowali w Sejmie
podróż w obie strony trzema różnymi samochodami (tak należy interpretować
pobranie trzech oddzielnych zaliczek), a - będąc w Paryżu - wspólnie czekali na
samolot? Wniosek nasuwa się jeden. Skoro chcieli wracać Wizz Airem, to znaczy,
że we Francji byli bez aut, a więc do Paryża zapewne przylecieli.
Po drugie: jak wrócili? Następnym
samolotem tanich linii? Pociągiem? Autokarem? A może samochodem z
wypożyczalni? Tak czy inaczej, we wszystkich wariantach posłowie powinni
skorygować deklaracje podróży prywatnymi autami, które przed wyjazdem złożyli
w Sejmie.
Wreszcie po trzecie i
najważniejsze: Hofman i spółka utrzymują, że nie traktowali zagranicznych
delegacji jako dodatkowego źródła dochodu. - Nic mi nigdy nie zostawało w kieszeni
- twierdził w „Faktach po Faktach” TVN24 Mariusz Kamiński. Tymczasem - jak
ustalił „Newsweek” - bilety na lot z Paryża do Warszawy, na który czekali
posłowie, można było kupić już za 22 zł. Tyle samo kosztowała podróż z
Warszawy do Paryża. Oznacza to, że pobierając zaliczkę na podróż autem,
kupując bilety na lot Wizz Airem i odliczając opłatę za autokar z lotniska
(pojedynczy przejazd kosztuje ok. 70 zł), można było zaoszczędzić 2386 zł.
Cztery gwiazdki w Londynie
Problematyczne są też tłumaczenia
Hofmana w sprawie jego delegacji do Londynu. Z deklaracji złożonej w Sejmie
wynika, że były rzecznik PiS podróżował samochodem: wyjeżdżając, miał
przekroczyć polską granicę o godzinie 20, 20 maja, a z powrotem - o 10 rano 23
maja. Kłopot w tym, że tego dnia poseł już o ósmej rano gościł w studiu radia
RMF FM, gdzie udzielił wywiadu Konradowi Piaseckiemu. Hofman broni się dziś,
że dane udostępnione przez marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego są
„zmanipulowane”.
W sprawie podróży do Londynu pozostaje
jeszcze jedna znacznie poważniejsza wątpliwość. Powstała ona po niedawnym
wywiadzie Hofmana dla tygodnika „wSieci”. - Komisja odbyła się 21-22 maja.
Jeśli rozpocznie się podróż 22 maja, to 23 można być w Warszawie - twierdził poseł.
I zaznaczył, że Kancelaria Sejmu rozlicza delegacje na podstawie faktur za
noclegi, a nie terminów deklarowanych przed wyjazdem.
Poseł więc przekonuje, że musiał
skrócić swój pobyt w Anglii. W ciągu doby przejechał 1,5 tys. km i dzięki temu
rano mógł być w radiu. Możliwe? Teoretycznie możliwe. Warto to jednak zweryfikować.
„Newsweek” postanowił pójść za radą Hofmana i zajrzał do jego faktury z
Londynu. Dokument pochodzi z czterogwiazdkowego hotelu Cavendish, w którym poseł miał rezerwację od 20 do 23 maja. Wynika z
niego, że płatności dokonano 22 maja. Tymczasem - jak ustaliliśmy - w
archiwach stacji informacyjnych znajdują się co najmniej trzy różne nagrania z
udziałem Hofmana zarejestrowane w Sejmie w dniu, w którym oficjalnie poseł
płacił w Londynie. Każde z nich pochodzi z innej godziny i na wszystkich
dziennikarze proszą byłego rzecznika PiS o komentarz do słów posłanki Krystyny
Pawłowicz. Hofman dwa razy uchyla się od odpowiedzi, a za trzecim razem
meszcie mówi: - Te wypowiedzi nie są reprezentatywne dla naszego klubu. Wolę
jako mężczyzna się w tej sprawie nie wypowiadać.
Nagranie tego ostatniego wystąpienia
do dziś można znaleźć na portalu TVN24.pl. Musiało się odbyć w ciągu
dnia, bo w tle widać okno, przez które do budynku wpada słońce.
Jakim cudem poseł zdążył jednego
dnia wystąpić przed kamerą w Sejmie, dojechać samochodem do Londynu, opłacić
hotel i ruszyć w drogę powrotną do Polski, by rano
być w radiu? Próbowaliśmy się tego dowiedzieć, ale Hofman nie odpowiedział.
Teoretycznie możliwe jest jeszcze jedno: rachunek w hotelu zapłacił kto inny,
dzięki czemu poseł - nie ruszając się z Polski - mógł wziąć dietę za wyjazd,
którego tak naprawdę nie było.
Na razie to czysta teoria, ale
prokuratura z pewnością będzie badać także i taką ewentualność.
Klucz do prezesa
Warszawska prokuratura od kilku
tygodni zajmuje się podróżami byłego rzecznika PiS. Hofman w prywatnych
rozmowach z ludźmi z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego zapewnia, że śledztwo
zostanie szybko umorzone i media będą musiały oczyścić go ze wszystkich
zarzutów. Twierdzi, że jego powrót do PiS może nastąpić szybciej, niż wszyscy
sądzą. - Całe to zamieszanie spływa po nim jak po kaczce. Jeden ze
współpracowników prezesa sugerował mu, żeby na razie siedział cicho, to partia
się od niego nie odwróci. Najpierw dostanie coś po cichu, a za kilka lat może
wróci do Sejmu. Adam powiedział, że tak odległa perspektywa go nie interesuje,
chce szybciej - twierdzi nasz rozmówca z PiS.
Inny dodaje: - W swoich wystąpieniach
Hofman przemawia dziś nie tyle do opinii publicznej, ile do prezesa. Na każdym
kroku podkreśla, że miał oferty z mainstreamowych mediów i z innych partii, ale
jest lojalny i nigdy nie pójdzie drogą renegatów w rodzaju Michała Ka-
mińskiego, Kazimierza Marcinkiewicza, Romana Giertycha czy Radosława Sikorskiego.
Adam wie, że te nazwiska działają na prezesa jak płachta na byka, i gra na tej
strunie.
Przez lata spędzone w PiS Hofman
rzeczywiście nauczył się postępować z Kaczyńskim, dzięki czemu do tej pory
udawało mu się wychodzić obronną ręką ze wszystkich opresji i lekceważyć krytykę.
W partii od lat plotkowano, że Hofman żyje ponad stan. Nosi ekskluzywne ciuchy
(na przykład płaszcz Burberry
za ponad sześć tysięcy złotych), lubi się zabawić
i ma gest. Po Nowogrodzkiej krążyły legendy, jak to po udanych biesiadach
reguluje w restauracjach czterocyfrowe rachunki i zostawia kelnerom po kilkaset
złotych napiwku. Prezes nieraz się zastanawiał, skąd u człowieka w tak młodym
wieku takie pieniądze, ale dowodów jego nieuczciwości nigdy mu nie dostarczono.
Plotki się ciągnęły, ale Hofman trwał. Przy każdej okazji dowodził swojej użyteczności:
sypał pomysłami, dzielnie broni! partii w mediach. Kaczyńskiemu taki układ
pasował.
Pierwsze poważne tarapaty pojawiły
się po wizycie na Podkarpaciu jesienią 2013 r., kiedy do tygodnika „Wprost”
wyciekł kompromitujący film. Poseł przechwalał się na nim przed pracownicami
klubu PiS, że ma członka, który jest tak duży, że „nie mieści się w szafie”.
Zanim nagranie pojawiło się w mediach,
Hofman sam pojechał uprzedzić Kaczyńskiego o nadciągających kłopotach. Prezes
opowiadał później współpracownikom, że Hofman był przerażony. Tłumaczył, że go
sprowokowano, i błagał o przebaczenie. Miał przyjechać do niego do domu w
środku nocy i się rozpłakać.
Nie da się wykluczyć, że Kaczyński
nieco podkoloryzował tę historię, ale jedno jest pewne: Hofmana nie spotkały
wówczas żadne konsekwencje. Wręcz przeciwnie, powierzono mu kierowanie kampanią przed referendum w sprawie odwołania Hanny
Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy. A podczas jednego z
posiedzeń klubu PiS prezes zapytany o jego ekscesy stwierdził, że woli mieć
„wojsko rozpite, ale bitne niż grzeczne i ostrożne”.
Po kontroli CBA, które badało
historię tajemniczych pożyczek Hofmana, sytuacja się powtórzyła: poseł zrobił
krok w tył, zrzekł się funkcji rzecznika i zawiesił swoje członkostwo w
partii. Gdy prokuratura zamknęła sprawę, został przywrócony.
Weryfikacja
Czy tym razem Hofmanowi też się
uda? Na razie na to nie wygląda. Prezes na zamkniętych spotkaniach deklaruje,
że decyzja o usunięciu byłego rzecznika jest nieodwołalna. A jego
współpracownicy - Joachim Brudziński i Mariusz
Błaszczak - tylko mu basują: że Hofman
poleciał do Madrytu imprezować we Wszystkich Świętych,
a jego konferencja w Sejmie niepotrzebnie przykryła problemy Sikorskiego i z
powrotem ściągnęła uwagę opinii publicznej na PiS.
Nic nie wskazuje też na to, by
prokuratura miała szybko umorzyć dochodzenie. O ile z samej afery madryckiej Hofman pewnie się wykpi - śledczym trudno
będzie postawić tu jakikolwiek zarzut, bo gdy sprawa wyszła na jaw, były rzecznik
natychmiast zwrócił pobraną zaliczkę i z formalnego punktu widzenia jego
podróż do Hiszpanii odbyła się za prywatne pieniądze - o tyle z wcześniejszymi
wyjazdami nie pójdzie mu już tak łatwo. A prokuratura już zapowiedziała, że
sprawdzi każdą budzącą wątpliwości delegację: będzie ściągać informacje z
linii lotniczych i hoteli. Taka weryfikacja może się okazać dla posła Hofmana i
bolesna, i kosztowna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz